Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
29 kwietnia 2011
Kinga Borek - Aborygeni we współczesnej Australii
kulturowy potencjał czy społeczny problem?

Gdziekolwiek nie ma szacunku dla praw jednostki, ale też dla odmiennej kultury czy odmiennych poglądów, rodzi się nienawiść. W ten sposób powstały systemy totalitarne, to także było źródłem cierpienia ludów skolonizowanych przez Europejczyków w Afryce, obu Amerykach i właśnie w Australii. W momencie pojawienia się białego człowieka na kontynencie australijskim pod koniec XVIII wieku, liczba ludności rdzennej mogła wynosić od kilkuset tysięcy do około miliona ludzi skupionych prawdopodobnie w pięciuset plemionach. Nazwa Aborygeni pochodzi od łacińskiego pojęcia ab origine, co znaczy od początku i stosować ją można do określenia rdzennych mieszkańców różnych kontynentów, jednak jako nazwa własna przyjęła się właśnie w odniesieniu do tubylczych mieszkańców Australii.

English Translation of Kinga Borek's essay

Ze względu na swój nomadyczny tryb życia kultura materialna Aborygenów była mało rozwinięta, natomiast dla kontrastu bardzo wysokim poziomem odznaczała się ich kultura duchowa, a przede wszystkim bogato rozwinięte i starannie pielęgnowane tradycje oralne. Dorosły mężczyzna potrafił wymienić imiona swoich przodków w linii matrialchalnej lub patrialchalnej nawet do kilkudziesięciu pokoleń wstecz. Była to niezwykle ważna umiejętność, gdyż według wierzeń mieszkańców Czerwonej Ziemi, każdy mężczyzna rodził się z duchów swoich przodków i stawał się ich częścią. Aborygeni wierzyli także, że wywodzą się nie tylko od swych ludzkich przodków, ale są również częścią wielkiego dziedzictwa całej przyrody, a więc ich przodkami były też zwierzęta a nawet rośliny. Tłumaczy to ich wielkie przywiązanie do ziemi, do której należeli od początku stworzenia świata. Ciekawym zagadnieniem jest aborygeńska koncepcja Czasu Snu (Dreamtime). Czas dla Aborygenów to jedna cykliczna całość, bez wyróżnienia przeszłości czy przyszłości. Choć czas nie miał dla Aborygenów chronologicznej ciągłości, to wyróżniali oni w nim jednak cyklicznie powracające dni świąt, które były okresami szczególnymi, gdyż pozwalały na bezpośredni kontakt z duchami. Podczas obrzędów, w czasie których malowali swoje ciała na żółto (glinka hematytowa), biało (wapno i glinka kaolinowa), czarno (sadza i węgiel drzewny) i brunatno (ochra łączona z sokami owoców lub wypalana), tańcząc i grając na didgeridoo, łączyli się z wiecznie trwającą przeszłością.


Aborygeni w gościnie u Julii i Ryszarda Bednarowiczów, Alice Springs

Tradycja i kultura Aborygenów, mogąca mieć według różnych obliczeń nawet 30 – 40 tysięcy lat, jest wciąż żywa. Jedne z najbardziej znanych w Australii malowideł z Uluru - Kjata Tjuta (park narodowy w Terytorium Północnym) swoją trwałość zawdzięczają strażnikom, którzy co jakiś czas poprawiają wizerunki Tęczowego Węża, czy Człowieka Groma, ale też naturalnym barwnikom zadziwiająco odpornym na działanie czasu. Co więcej, Aborygeni do dziś pielęgnują swoje wierzenia – nawet Ci, którzy porzucili tradycyjny tryb życia. Wierzą w moc magii i obrzędów. Niektórzy nawet współcześnie słysząc, że zostali wyczytani czy też wyśpiewani przez Czarnego Doktora umierają na skutek autosugestii. Aborygeni mają też ogromny szacunek do sił przyrody i jej praw, który wyraża się chociażby we wstrzemięźliwości przed jedzeniem swoich totemicznych zwierząt, co oczywiście wiąże się także z ich atencją świata duchowego i wiarą w sferę nadprzyrodzoną.

Kultura Aborygenów jednak, pokrótce opisana powyżej, nie od razu stała się zjawiskiem godnym uwagi białych kolonistów, którzy początkowo traktowali ją wręcz z pogardą, samych zaś tubylców nazywając brakującym ogniwem pomiędzy małpą a człowiekiem. Ten smutny i niesprawiedliwy osąd najstarszej na świecie kultury pokutował jeszcze przez wiele lat. Aż do połowy XX wieku Aborygeni byli dyskryminowani w społeczeństwie australijskim. W trudnym dla nich czasie kształtowania się białego osadnictwa, rdzenni mieszkańcy Australii niemal cudem uniknęli całkowitej eksterminacji1. Przez kolonizatorów ludność aborygeńska, nie uprawiająca roli, ale żyjąca niejako z dnia na dzień koczowniczo-zbierackim trybem życia, nie wypełniała boskiego nakazu zasiedlania ziemi i czynienia ją sobie poddaną. Wypierani przez cywilizację białego człowieka, nieprzyzwyczajeni do jego chorób, trybu życia, sposobu gospodarowania ziemią, Aborygeni byli najczęściej spychani w głąb kontynentu, gdzie ze względu na warunki klimatyczne trudniej im było zdobyć pożywienie, a co za tym idzie – przetrwać.


Aborygenka Natalie z Urszulą Lang w Perisher Valley

Dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku ludność aborygeńska w Australii została wykreślona z wielkiej księgi fauny i flory, a od 1967 roku posiada pełnię praw obywatelskich. Od roku 1976, a właściwie od 26 stycznia 1977 roku, kiedy to wszedł w życie Aboriginal Land Rights Act, sytuacja Aborygenów – przynajmniej na Terytorium Północnym, gdzie dokument został wprowadzony – uległa zmianie. Rdzenni mieszkańcy terytorium mogli otrzymać prawa własności ziemi, którą zamieszkiwali na zasadzie jej tradycyjnego zajmowania. Obecnie w Terytorium Północnym, gdzie ludność rdzenna stanowi 31% społeczeństwa (jest to ok.66 tys. osób) prawie połowa ziem należy do Aborygenów, podczas gdy w całej Australii odsetek ten jest nieporównywalnie mniejszy. W 1993 roku, dzięki powołaniu Trybunału do spraw Ludności Tubylczej, Aborygeni zyskali większą możliwość upominania się o ziemie swych przodków, a tym samym możliwość powrotu do swych kulturowych korzeni.

Tak naprawdę jednak dzisiaj niewielka liczba Aborygenów prowadzi tradycyjny tryb życia. Składa się na to wiele czynników. Przede wszystkim ekspansja zachodniej cywilizacji jest na tyle silna, że trudno obecnie całkowicie się od niej odciąć, dlatego wielu Aborygenów żyje w miastach i mniej lub bardziej partycypuje w życiu współczesnego społeczeństwa australijskiego. Są też tacy, którzy na skutek niechlubnej polityki rządu praktykowanej aż do początku lat siedemdziesiątych XX wieku byli oddzielani od swych rodzin jako dzieci i siłą wtłoczeni w system stworzony przez białych. Te osoby stanowiące stutysięczną rzeszę Skradzionego Pokolenia, często do dziś docieka swojego pochodzenia.


Aborygen David i Leszek Pach na spotkaniu z Polakami w Melbourne

Sądzę, że Aborygeni powinni być uznani przez Australię za kulturowy potencjał, co częściowo zostało przyznane przez rząd australijski w wygłoszonych przez premiera Kevina Rudda przeprosinach za dyskryminację i prześladowania, jakich ci pierwsi mieszkańcy kontynentu doznali od czasu początków białej kolonizacji. Rząd jednak mimo tych przeprosin odmówił im odszkodowań, gdyż mogłoby to zaburzyć stabilizację ekonomiczną państwa. Niestety Aborygeni postrzegani są w swoim kraju jako osoby uzależnione od zasiłków i wszelkich form pomocy państwowej. Należy jednak zauważyć, że przecież turystyka Australii opiera się w dużej mierze na atrakcyjności kultury Aborygenów, która przyciąga ludzi z całego świata, tak więc już sama obecność Aborygenów przynosi państwu korzyści finansowe. Według mnie to polityka państwa, oparta na dyskryminacji tej grupy, a prowadzona przez wiele lat, doprowadziła do złej sytuacji Aborygenów, którzy często żyją w dzielnicach biedy, funkcjonując nierzadko na granicy prawa. To dlatego Aborygeni stanowią w Australii w jakimś stopniu społeczny kłopot.

Z pewnością palącym problemem jest powszechny w tej grupie alkoholizm. Pamiętajmy jednak, że alkohol do Australii został sprowadzony przez białych, a nieprzyzwyczajeni do niego Aborygeni, niemający – podobnie jak rdzenni mieszkańcy innych podbitych przez Europejczyków lądów – żadnej odporności, uzależniają się od niego znacznie szybciej. Paradoksalnie, uzyskanie przez Aborygenów pełni praw publicznych przyczyniło się do pogłębienia tego problemu, gdyż zniesiono obowiązujący wcześniej zakaz sprzedaży napojów alkoholowych rdzennym mieszkańcom Australii. Kolejna sprawa to niski poziom edukacji wśród tej grupy (dzieci aborygeńskie kończą najczęściej edukację na poziomie podstawowym) i częsta przemoc w rodzinie, której ofiarami padają przede wszystkim dzieci.


Aborygeni Ngarigo z Dyrektorem Parków Narodowych w NSW, Dave Darlingtonem. Foto Puls Polonii

W relacjach Aborygenów z resztą społeczeństwa australijskiego są jednak i pozytywne aspekty. Z pewnością takim ważnym wydarzeniem był marsz pojednania zorganizowany w 2000 roku, a gestem o niebagatelnym znaczeniu było rozpoczęcie Igrzysk Olimpijskich w Sydney przez Cathy Freeman – najsłynniejszą aborygeńską sportsmenkę. Zresztą postaci takie, jak wspomniana Cathy Freeman czy słynny aborygeński aktor David Gulpilil, którzy na każdym kroku podkreślają swoje pochodzenie, a jednocześnie reprezentują swoją działalnością całą Australię, stanowią moim zdaniem swoisty pomost pomiędzy rdzenną ludnością Australii a potomkami kolonizatorów i współczesnymi imigrantami. Część Aborygenów chce bowiem zachować swoją kulturową odrębność, ale równocześnie pragną oni także współtworzyć społeczeństwo australijskie. Warto wspomnieć też o ostatniej wypowiedzi premier Australii, Julii Gillard, która chce, aby do końca 2011 roku specjalnie powołana komisja, w której skład wejdą posłowie i konstytucjonaliści, sformułowała wpis do konstytucji Australii zaznaczający istotny udział Aborygenów w życiu kraju.

Środowisko aborygeńskie, między innymi ustami Sama Watsona, tubylczego aktywisty, żąda jednak czegoś więcej niż takie symboliczne gesty. Watson zaznacza, że obok przeprosin wygłaszanych w parlamencie i wpisów do konstytucji, Aborygenom należy się realne odszkodowanie za lata ludobójstwa i dyskryminacji. Takich ostrych wystąpień ze strony Aborygenów jest więcej. Słynne powieszenie aborygeńskiej flagi na brytyjskim wybrzeżu klifowym Dover (White Cliffs of Dover) przez aborygeńskiego aktywistę i aktora Burnum Burnum 26 stycznia 1988 roku (a więc w święto Australii) miało na celu zobrazowanie na podstawie jakże absurdalnego prawa Australia została przejęta przez kolonizatorów. Wbijając aborygeńską flagę w brytyjskie wybrzeże, Burnum Burnum oświadczył, że przejmuje tę ziemię w imieniu własnego ludu. Trudno jednak ocenić na ile działania Watsona czy Burnum są akcjami mającymi przysporzyć autorom medialnej popularności, na ile zaś gestami płynącymi z głębi serca i z poczucia sprawiedliwości.


Projekt festiwalowej widokówki Łukasza Światka

Wszystko, co obce budzi strach, a stąd już tylko krok do nienawiści. Musimy więc zawsze pamiętać, że jesteśmy istotami ludzkimi i mamy względem siebie nawzajem pewne moralne powinności. Umieć postawić się w sytuacji bliźniego, wziąć za niego odpowiedzialność, zrobić krok w stronę wspólnego egzystowania przy maksymalnym ograniczeniu konfliktu – tego uczył nas przecież zmarły niedawno prof. Jerzy Zubrzycki, ojciec australijskiej wielokulturowości. XXI wiek niesie ze sobą wiele wyzwań, także dla Australii. To, jakie działania podjęte zostaną względem Aborygenów przez rząd i społeczeństwo australijskie, nie jest bez znaczenia. Czy rany się zabliźnią, czy wręcz przeciwnie, wciąż będą rozdrapywane? Mam nadzieję, że wszyscy członkowie społeczeństwa australijskiego nauczą się czerpać wzajemnie ze swoich bogatych kultur, tradycji i osiągnięć.

1) Niestety losu tego nie udało się uniknąć Aborygenom tasmańskim – ostatnia przedstawicielka tego ludu, Truganini, zmarła w Hobart w 1876 roku. [Przypis od redakcji]

Kinga Borek

PP: Licealistka Kinga Borek (z Bochni) to laureatka II Edycji konkursu “Antypody znane-nieznane” (2010). Konkurs zorganizowało Towarzystwo Naukowe Australii, Nowej Zelandii i Oceanii przy Uniwersytecie Jagiellońskim. W szranki stanęło 400 licealistów z Małopolski; do drugiego etapu (napisanie eseju) zakwalifikowało się 100 osób. Nagrodzona praca Kingi Borek została opublikowana w Kwartalniku Antypody.

Esej Kingi w Kwartalniku Antypody nr 3, 2010 r.

Zapraszamy na ciekawie redagowaną stronę Towarzystwa Naukowego Australii, Nowej Zelandii i Oceanii - Antypody.

www.antypody.org