Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
28 wrzesnia 2012
NAIDOC z poślizgiem
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Puls Polonii

Jindabyne Amphitheatre
I znowu, jak bumerangiem, rzuciło mnie do Jindabyne. Tym razem pojechalismy na aborygeńskie święto NAIDOC, które miało się odbyć w lipcu, ale było wtedy strasznie zimno i organizatorzy (Neighbourhood Centre) przenieśli obchody na cieplejszą porę. Lubię podróż do Jindabyne, bo trwa 6 godzin i można nareszcie, oderwawszy sie od innych spraw, spokojnie snuć festiwalowe wizje. Zostawiłam za sobą masę pilnych spraw, na czele z pisaniem podań o granty, a terminy właśnie mijają. Krótko mówiąc, nie miałam czasu na wojaże, ale zależało mi na spotkaniu się z Aborygenami, aby przedyskutować plany na K’Ozzie Fest 2013. Tak więc w sobotę 22 września pojawilismy się na werandzie Visitors Centre na pierwszą część uroczystości ukoronowanej małym przyjęciem, morning tea.

Welcome to Country speeches. MC & Aunties & Mayor.Posłuchajcie krótkich przemówień.

Oczywiście spotkalismy miejscowych notabli; jak się okazało John Cahill ponownie został burmistrzem, podobnie jego zastępca Peter Beer, natomiast do grona councillors weszli zupełnie nowi ludzie. W ten słoneczny poranek słychać było radosny gwar. Miło było ponownie uściskać obydwie elderki Ngarigo, Aunty Rae i Aunty Deanne; jedna i druga przybyły z gromadami krewnych. Najpierw było podniesienie flag, ceremonia Welcome to Country, hymn australijski odegrany na didgeridoo przez producenta tych instrumentów oraz bumerangów, Petera Swaina oraz seria przemówień. Potem zaczęlismy gawędzić z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, aż żal było marnować czas na picie kawy, do której podano przepyszne słodkości. Spotkaliśmy też nowe postacie, na przykład syna Aunty Deanne, który pracuje jako ranger w NPWS. Jest bardzo podobny do matki, co skomentowałam następująco: "carbon copy of your mum, nawet gdybym cię spotkała w Nowym Yorku, to nie miałabym wątpliwości, że jesteś jej synem."


Mayor John Cahill with Ngarigo Elders


On right: Beck Minear of the Neighbourhood Centre


On left: carbon copy...ranger Darryl Davison

Najwiecej radości mi sprawiło spotkanie z Bobem Youngiem, prezesem Aeroklubu, który w czasie ostatniego festiwalu sponsorował polsko-aborygeńskie loty przyjaźni nad Górą Kościuszki. Rozstalismy się w kwietniu w poczuciu wyjątkowego sukcesu i z planami na przyszłość. Wielkim dla nas obojga szokiem było, kiedy się potem w czasie emailowej korespondencji okazało, że mamy niebezpieczne zdzerzeni dat: ich klub organizuje doroczny bal fund raising w "Memorial Hall" dokładnie 23 lutego 2013 r. czyli w pierwszym dniu naszego festiwalu. Bob myślał, że my robimy kolejny festiwal w kwietniu 2013, a nam do głowy nie przyszło, że oni mają swój bal w lutym. Ani oni, ani my nie mogliśmy zmienić daty , bo oni mają swą doroczną imprezę, a nasz festiwal przypada w setną rocznicę odprawienia pierwszej Mszy św. na Górze Kościuszki. Pomyśleliśmy wtedy z przerażeniem „what a clash of dates”, nie bardzo wiedząc jak wybrnąć z sytuacji. Najbardziej martwiłam sie tym, że cała ekipa Aeroklubu będzie zajęta organizowaniem balu i żaden pilot po prostu nie będzie miał czasu na to, aby naszego gościa z Ameryki, pianistę Roya Eatona oraz Aunty Rae zabrać Cessną na honorową rundę nad Górą Kosciuszki i to właśnie wtedy,kiedy tam się odprawia rocznicowa msza.

Ale przy dobrej woli każdy problem daje się rozwiązać. Bob zaskoczył mnie obietnicą, że Mike Fischer znajdzie czas, aby przelecieć się z gośćmi na Mt Kosciuszko. Na dodatek obiecał, iż poczyni starania, aby Roy zagrał na ich balu, za co zapłaciliby honorarium. No, to był miodek na moje serce, bowiem leży mi na sumieniu zorganizowanie kilku koncertów, aby Royowi zapłacić honorarium, na które naszą organizację nie bardzo stać.


In the middle: Neen Pendergast, OAM


Singer Dale R. Huddleston


Ochra and rock specialist Angel John Gallard

Po części oficjalnej przenieśliśmy się do tzw. Amfiteatru, czyli pięknej sceny zbudowanej niespełna rok temu nad jeziorem. Tu z bajecznymi widokami na jezioro, wysepki i widziany z dali łańcuch górski miały się odbyć: koncert, wystawy oraz BBQ. Kiełbaski smażył lokalny Lions Club, fajne wystawy przygotowano przy pomocy Parków Narodowych; gwiazdą koncertu miał być aborygeński artysta z Qld, na sprowadzenie którego organizatorce udało się zdobyć grant (nie powiem w jakiej wysokości). Tak więc na scenie z trzema łopoczącymi flagami (aborygeńską, australijską i Torres Strait Islands)pojawił się bardzo popularny w Australii, na wszystkich najważniejszych festiwalach występujący piosenkarz i kompozytor Dale Robert Huddleston. Śpiewał swoje i cudze piosenki aborygeńskie oraz najbardziej znane szlagiery świata.

Wiązanka fajnych piosenek aborygeńskich w stylu country

Piosenka "Tam dom, gdzie serce"

Niektórzy leżeli na trawie, taka była bowiem słoneczna pogoda, że można się było opalać. Inni siedzieli przy stołach i krzesłach wypożyczonych z tej samej formy, z której i my korzystamy. Spotkałam jej właścicielkę Debbie, która dopiero teraz powiedziała mi, że jest aborygeńskiego pochodzenia i że jej matka była ze skradzionego pokolenia "Stolen Generation". Chodziliśmy od stołu do stołu, aby pogawędzić z notablami, Aborygenami, dziennikarzami, rangerami, pilnie podglądając, jaki sprzęt posiadają Parki i co można od nich pożyczyć na festiwal.


Didgeridoo players. On right: Peter Swaine


Sharon Anderson dancing with her mum


Solo dance by Aunty Rae

Najwięcej czasu spędziłam oczywiście u boku Aunty Rae.Ta kobieta bardzo mi imponuje. Dostojna jak królowa, odważna jak lew. Niby stara, niby krucha, niby na wózku inwalidzkim, ale w czasie koncertu zerwała się i wyszła na beton, aby zatańczyć. W którymś momencie powiedziała: "I am almost 80". Zapytałam więc, kiedy będzie obchodziła swoje 80 urodziny. 12 lipca, mówi. Na to ja: to może zorganizujemy party. Ona: czemu nie. Znów ja: to może w Sydney (bo wiem że tu mieszka). O ona na to: nie, tutaj, w Jindabyne! Zatkało mnie. Ojoj, toż w lipcu będzie zimno. A Aunty Rae z niezmąconym spokojem: so what? No tak, pomyślałam, so what. Ona ma rację. Przecież nie będziemy marznąć na mrozie, tylko będziemy świętować w ciepłym pomieszczeniu... O propozycji urodzinowego party powiedziałam zaraz Beck z Neighbourhood Centre oraz dyrektorom NPWS. Wszyscy razem myślimy, że uda się połączyć przyszłoroczne NAIDIOC z urodzinami elderki.

Trochę szkoda, że urodzin Aunty Rae nie możemy zorganizować w Sydney, okazało się bowiem, że przeprowadziła się ona ostatnio do Qld z dramatycznych powodów, które warto byłoby wyjaśnić i opisać. I tak oto, gawędząc z młodymi i starymi zaczęlismy poznawać plemienne tajemnice. Przedstawicielka młodszego pokolenia stwierdziła z żalem, że klany i rodziny aborygeńskie słyną z kłótni, konfliktów, a nawet procesów sądowych. Nie śmiałam im powiedzieć, że i wśród Polaków są niesnaski i to od dawnych czasów, czego przykładem słynna "Zemsta" Fredry. U nich i u nas tak wspaniale byłoby zgodnie i przyjaźnie iść do przodu. Może się uda?

Ernestyna Skurjat-Kozek




Johnny, the youngest Ngarigo