Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
9 maja 2013
Z Adelajdy na K'Ozzie Fest 2013. Wspomnienia - część 3
Kamilla Springer (tekst i zdjęcia)

Tuż przed godziną 17 zaczęło mżyć i organizatorzy rozważali możliwość wprowadzenia planu „B”, czyli przeniesienia imprezy do klubu sportowego „Bowling Club”. Optymiści postanowili chwilę poczekać, wierząc, że skończy się tylko na „postraszeniu”. W między czasie założono plastikowe worki na głośniki i w podobny sposób okryto elektroniczne pianino. Po chwili przestało padać i K’Ozzie Fest 2013 – Dreamlights, z tylko kilku minutowym opóźnieniem, rozpoczął się.

Wszystkich zebranych przywitali prowadzący Dariusz Paczyński i Aurelia Stanisławczyk .W imieniu społeczności Ngarigo przemówiły Aunty Rae Solomon Stewart i Aunty Rachel Mullett (przedstawicielki starszyzny tego plemienia - tradycyjnego właściciela Mt. Kosciuszko); powitały nas w Jindabyne, zaprosiły do pobytu na ich ziemi i życzyły mile spędzonego czasu.

Festiwal otworzył Konsul Generalny RP w Sydney, pan Daniel Gromann. Konsul, z uwagi na obecność gości anglojęzycznych przemawiał po angielsku. Podziękował za zaproszenie i wyraził radość, że może uczestniczyć w festiwalu, który po raz siódmy z rzędu został zorganizowany przez grupę osób bardzo zaangażowanych i oddanych temu przedsięwzięciu na czele z Ernestyną Skurjat-Kozek. Podkreślił, że lista osób przygotowujących to wydarzenie jest długa, ale ze względu na czas nie może ich wszystkich wymienić. Podziękował i pogratulował organizatorom i życzył wszystkim wspaniałej zabawy.

W swoim krótkim przemówieniu wspomniał o zasługach Pwała Edmunda Strzeleckiego dla Australii oraz o Tadeuszu Kościuszce, podkreślając patriotyzm tego polsko-amerykańskiego bohatera i wymieniając w skrócie jego działalność na rzecz niepodległości Ameryki, i obdarowania jej czarnoskórych niewolników wolnością. Dodał, że Festiwal organizowany jest pod patronatem polskiej Ambasady, którą w drugim dniu Festiwalu będzie reprezentował Witold Krzesiński. Konsul powitał także Aborygenów Ngarigo dziękując im za poparcie tego Festiwalu i ich obecność. Wyraził nadzieję, że festiwale będą organizowane także w następnych latach i oficjalnie otworzył K’Ozzie Fest 2013 – Dreamlights.


Starszyzna aborygeńska


Konsul Gromann z konferansjerami

Gościem specjalnym Festiwalu był czarnoskóry artysta Roy Eaton, który przybył ze Stanów Zjednoczonych, z Nowego Jorku. Jak zapewnił prowadzący, artysta jest bardzo związany z Polską poprzez muzykę Chopina, którą wykonuje od najmłodszych lat. Roy Eaton był zwycięzcą pierwszej edycji amerykańskiej „Kosciuszko Foundation's Chopin Award” w 1950. Jako czarnoskóremu mieszkańcowi Ameryki także Tadeusz Kościuszko jest mu bardzo bliski. Rozpoczynając swój koncert Roy Eaton powiedział, że występ w Jindabyne i granie Chopina przed polską publicznością jest jak powrót do domu. Muzyka Chopina pozwala wyciszyć się. I aby doświadczyć tego wyciszenia oraz jak najlepiej przeżyć piękno tej muzyki, poprosił, aby nie klaskać pomiędzy utworami i poczekać do końca występu.


Roy medytuje w trakcie recitalu chopinowskiego

Koncert był piękny. W trakcie jego trwania panowała cisza i tylko melodie Chopina rozbrzmiewały u stóp polskiego podróżnika i odkrywcy, a dźwięki roznosiły się po wodzie i ulatywały w górę, być może dolatując do szczytu Góry Kościuszki... Zasłuchana w muzykę Chopina, graną przez amerykańskiego pianistę, wróciłam myślami do Polski, ale także do czasów, kiedy polski podróżnik wędrował i odkrywał nowy ląd – Australię. Chopin, Kościuszko i Strzelecki – jakże polsko zrobiło się nad pięknym jeziorem, na australijskiej ziemi, u podnóża Snowy Mountains. Po przerwie zmienił się nastrój utworów. Drugą część swojego koncertu artysta poświęcił muzyce amerykańskiego czarnoskórego pianisty i kompozytora - Scotta Joplina. Tym razem wszystkie grane utwory pianista poprzedzał krótką opowieścią nawiązującą do okoliczności ich powstawania.


Dr Peter Hendy (drugi z lewej) z Aurelią Stanisławczyk, konsulem Gromannem i dyrektorką festiwalu

Po występie Roya Eatona nastąpiły krótkie (brawo za to dla mówców), oficjalne przemówienia. Pierwszy wystąpił Peter Hendy. Odczytał przesłanie Lidera Opozycji, Tonny Abotta i Premiera Nowej Południowej Walii – Barrego O’Farrella. Od siebie Peter Hendy pogratulował organizatorom udanego Festiwalu oraz umiejętności powstrzymania deszczu, dzięki czemu mogliśmy miło spędzać czas w ten sobotni wieczór.

Drugim mówcą był Konsul Generalny RP, Daniel Gromann, który między innymi podziękował władzom lokalnym oraz stanowym za poparcie Festiwalu.


Flagi - australijska, aborygeńska i polska

Jako ostatni wystąpił Leszek Wikarjusz, wiceprezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej. W tym miejscu chciałabym przytoczyć fragment jego wypowiedzi: „(...) Jest rzeczą niezwykle piękną i cenną, że Kosciuszko Heritage (organizator K’Ozzie Fest), potrafiło zmobilizować tego rodzaju ruch społeczny. Czy potraficie sobie Państwo wyobrazić, jaką potęgę stanowiłaby Polonia w Australii, gdyby wszyscy liderzy naszych organizacji społecznych potrafili zmobilizować wielkie grupy ludzi dla realizacji wspaniałych idei i celów. Działalność Kosciuszko Heritage nie ogranicza się do organizowania festiwali, które łączą elementy programowe z rozrywką. Kosciuszko Heritage prowadzi także działalność publicystyczną, wydawniczą i naukową. Przygotowuje znaczące opracowania i opinie dla instytucji australijskich, dotyczące regionu Mt Kosciuszko, w kontekście dorobku Kościuszki i Strzeleckiego. Z tego względu, Rada Naczelna Polonii Australijskiej przyznała Kosciuszko Heritage Medal Uznania Rady Naczelnej. (...)”


Dariusz Paczyński, Leszek Wikarjusz i Ernestyna Skurjat-Kozek z Medalem Uznania od Rady Naczelnej


Leszek Wikarjusz w trakcie pogawędki

Medal oraz dyplom odebrała (nie kryjąc zaskoczenia i wzruszenia) pani Ernestyna Skurjat-Kozek przy ogromnych brawach wszystkich obecnych. Ponieważ czas uciekał, a w programie było jeszcze wiele występów, pani Ernestyna obiecała umieścić okolicznościową wypowiedź na Pulsie Polonii.

Kolejnym artystą był Krzysztof Małek, chyba wszystkim dobrze znany pianista z Sydney. Jest on związany z Festiwalami Kościuszkowskimi od samego początku. Każdego roku występuje ze swoim programem chopinowskim i tym razem nie mogło zabraknąć jego recitalu. Zgodnie z planem koncerty fortepianowe Roya Eatona i Krzysztofa Małka miały się odbyć w hotelu Horizons, ale w ostatniej chwili okazało sie, że poprzednie kierownictwo zabrało fortepian. Dlatego artyści zmuszeni byli do gry pod gołym niebem, na instrumencie klawiszowym, ale wspaniale pokonali te niespodziewane przeszkody, a świetną techniką zatuszowali jakość sprzętu. Prawdziwi artyści nie boją się wyzwań...


Dwaj znakomici pianiści: Roy Eaton z Krzysztofem Małkiem


Jedną z atrakcji Festiwalu było darmowe testowanie piwa „Kosciuszko Pale Ale”, które jest produkowane właśnie w Jindabyne i zawsze dostępne z barowego „kurka” w hotelu Banjo Paterson Inn. Nie jestem smakoszem piwa, ale złocisty kolor tego trunku oraz fantastyczna piana przyciągały mój wzrok. Sponsorem był jego producent Chuck Hahn wraz z Browarem Kosciuszko. Chętnych do degustacji nie brakowało i trzeba przyznać, że nikomu ten płyn nie „uderzył” do głowy. Inaczej było z grupką motocyklistów, którzy już od wczesnego popołudnia biesiadowali w parku, na pewno nie tylko przy piwie, co sprawiło, że w miarę upływu czasu stawali się coraz głośniejsi, a co niektórzy wręcz natrętni i przeszkadzali widzom i artystom. Szkoda, że prawie zawsze musi znaleźć się kilka osób, które „szargają” dobre imię Polaków...

Po koncercie Krzysztofa Małka nastąpiła zmiana nastroju i na scenie pojawili się Bożena i Lech Makowieccy z Zespołu „Zayazd”. Artyści przylecieli z Polski i występowali w wielu miastach Australii. Miałam okazję usłyszeć ich w Adelajdzie, ale z przyjemnością wysłuchałam ich ponownie. Wykonywane przez nich utwory są o charakterze patriotycznym, a więc u stóp pomnika Strzeleckiego miały specjalny wydźwięk. Monte Cassino, Katyń, czy „Inwokacja” z Pana Tadeusza sprawiają, że serce każdego Polaka zaczyna bić szybciej... Na zakończenie usłyszeliśmy hymn „Bo my z Ciebie, Naczelniku”, za który Lech Makowiecki (muzyka) i Tadeusz Buraczewski (słowa) otrzymali pierwszą nagrodę w konkursie muzyczno-poetyckim, zorganizowanym w 2007 roku przez Fundację Kulturalną Pulsu Polonii.


Winylowe podobizny Kościuszki i Strzeleckiego

Rozpraszamy się po świecie
Taka nasza wola.
I tam zawsze będzie Polska,
Gdzie ją zabrał Polak.
Też ruszałeś po wielekroć
By pokazać światu,
Gdzie o wolność bić się trzeba
Nie zbraknie – Polaków.

Ref.:
Bo my z Ciebie - Naczelniku.
Jak z rodzinnej pieśni,
bo my z Ciebie – Tadeuszu...
Jesteśmy!
Bo my z Ciebie – Naczelniku
Jak z Bogurodzicy,
Bo my z Ciebie – Tadeuszu
Wszyscy!

Z kraju, który wolność stracił
Ty – z Polski - generał -
Jej pochodnię – wszystkim braciom
Niosłeś za ocean.
Przyszedł Rok 80-ty
Z Bogiem i Honorem.
Wtedy w Gdańsku i Szczecinie
Byłeś naszym wzorem.

Ref. Bo my z Ciebie...

I nasz papież na Wawelu
U Twojego grobu:
Polska – żagwią chrześcijaństwa –
Chrystusem Narodów!
Nie damy się Europie
W jej tyglu – rozpuścić!
I to będzie widać zewsząd –
Aż z Góry Kościuszki.

Czyż potrzebny jest jakikolwiek komentarz do tych słów?...


Arek Buczek gra na didgerigoo

Powoli mrok otulał ziemię, robiło się coraz chłodniej i powstrzymywany deszcz znowu dał o sobie znać. Zaczęło kropić i ponownie głośniki okryto workami. Nie wystraszyło to jednak publiczności ani kolejnych artystów i program Festiwalu był realizowany bez zmian. A czekało na nas jeszcze wiele atrakcji...

Wielokrotnie udowadnialiśmy, że „Polak potrafi...”. Arek Buczek poznał sztukę gry na didgeridoo i aborygeńskie dźwięki w wykonaniu polskiego artysty zabrzmiały na festiwalowej scenie. Trudno jest mi ocenić technikę tego wykonania, bo nie znam się na tym, ale zamykając oczy łatwo mogłam sobie wyobrazić w miejsce młodego, białego człowieka, Aborygena grającego na didgeridoo.

Bogumiła Filip i Dariusz Plust z Sydney przygotowali dwa utwory. Do ich wspólnego wykonania zostali zaproszeni Bożena i Lech Makowieccy. Zaproszenie było spontaniczne i goście z Polski mieli mało czasu, aby nauczyć się słów i melodii, ale przecież każdy festiwal ma coś ze spontaniczności, dzięki czemu rodzi się niepowtarzalna atmosfera. W tym wypadku nie sposób wykonania, ale wyśpiewane słowa były najważniejsze. Pierwszą piosenkę wykonawcy poświęcili Strzeleckiemu - „Nie zapominajmy o Strzeleckim”. Druga była specjalnym podziękowaniem dla pani Ernestyny Skurjat-Kozek oraz dla tych, którzy Jej pomagali w organizowaniu wszystkich festiwali kościuszkowskich. Od przyszłego roku, gdy pozostaną tylko sportowe imprezy, brak tego typu festiwalu będzie bardzo odczuwalny. „Dzieło, które stworzyła Ernestyna, delikatnie plecione, sprowadziło razem Aboriginal People, Jindabyne National Park, loty nad Górą Kościuszki.” - to słowa pana Dariusza. Gromkie brawa nagrodziły nie tylko wykonawców, ale przede wszystkim były podziękowaniem pani Ernestynie.


Bożena Makowiecka, Bogumiła Filip, Lech Makowiecki i Dariusz Plust

W tym samym czasie w namiocie „VIP-ów” pojawili się czterej przystojni, elegancko ubrani panowie. Początkowo myślałam, że to oficjalni goście Festiwalu. Wkrótce okazało się, że byli to klarneciści, którzy przygotowywali się do występu. Składali instrumenty, przeglądali nuty. Widać było profesjonalizm, ale bez „pychy”, która czasami towarzyszy niektórym artystom. Kwartet „Claribel” z Lublina, podobnie jak państwo Makowieccy, przylecieli na koncerty do Australii. Niestety, ominęli Adelajdę, dlatego z ciekawością i radością czekałam na ich występ. Zespół został założony w 2001 roku i w jego skład wchodzą Dariusz Dąbrowski, Krzysztof Rogowski, Jaremi Zienkowski i Piotr Czarny.


No i stało się to, czego wszyscy się obawiali... Zaczęło padać. Nie była to już delikatna mżawka, jeszcze nie ulewa, ale jednak deszcz. Jak grać na klarnetach w deszczu? Delikatne instrumenty mogą tego nie przetrzymać. Pierwsza decyzja organizatorów – „odwołujemy koncert!” Ale my, Polacy, łatwo się nie poddajemy. Znalazły się ogromne parasole i przy każdym z klarnecistów pojawiła się osoba osłaniająca ich przed, na szczęście, równo padającym deszczem. Wśród tych ochotników znalazłam się też ja i to było niesamowite uczucie stać za plecami artysty, odpowiednio ustawiać parasol i jednocześnie uczestniczyć w koncercie.


Klarneciści w namiocie VIP-ów


Claribel gra osłaniany parasolami przyjaciół. Kamilla Stringer stoi za szefem kwartetu. Foto Puls Polonii

A klarneciści grali pięknie! Tylko, że i deszcz stawał się coraz silniejszy, jakby chciał dorównać natężeniu muzyki płynącej z klarnetów. I chociaż serce wołało „jeszcze”, to rozum zdecydował, żeby po kilku utworach przerwać koncert. I tu ponownie zobaczyliśmy klasę artystów. Obiecali, że po zakończeniu dzisiejszego festiwalu, dokończą koncert w hotelu, w którym się zatrzymali.

Ostatnim punktem sobotniego programu był pokaz laserowy przygotowany przez Arka Buczka, który już wcześniej grał na didgeridoo. Kolorowe wiązki laserowe „omiatające” pomnik Strzeleckiego (czasami tonące w chmurze białego dymu) zgrane elektronicznie z muzyką wzbudzały zainteresowanie. „Dreamlights” – tajemnica nazwy tegorocznego Festiwalu K’Ozzie Fest – Dreamlights 2013 została wyjaśniona, a twórcy widowiska należy się uznanie. Nieprzypadkowo organizatorzy wybrali właśnie takie słowo. Jak powiedziała mi pani Ernestyna, „Dreamlights” – oprócz wspomnianego już pokazu laserowego, miało jeszcze dwa znaczenia: pierwsze - Boże światło na Mt Kosciuszko (Jubileuszowa Msza święta) i drugie - aluzja do aborygeńskiego Dreamtime.


Pokaz laserowy


Obiecany koncert w hotelu

Widowisko laserowe zakończyło oficjalnie pierwszy dzień Festiwalu K’Ozzie Fest 2013 – Dreamlights. Napisałam „oficjalnie”, bo zgodnie z obietnicą, w hotelu Alpine Gables, gdzie zatrzymali się muzycy Kwartetu „Claribel” i większość uczestników Festiwalu, odbył się dalszy ciąg przerwanego przez deszcz koncertu. Rozsiedliśmy się na kanapach i schodach recepcji, aby dać się uwieść dźwiękom klarnetów. Nastrój wspólnego koncertowania tak sie wszystkim udzielił, że gdy artyści udali się do pokojów, kontynuowaliśmy śpiewy już tylko przy gitarowym akompaniamencie. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem w Polsce, w górskim schronisku, gdzie wszyscy, na czas pobytu, stają się jedną „rodziną”. I myślę, że to jest także ogromny sukces K’Ozzie Fest – na dwa festiwalowe dni ściągnąć i zjednoczyć Polonię ze wszystkich stron Australii. To chyba jedyny polonijny festiwal (nie licząc PolArtu), na który zjeżdżają się Polacy z różnych, najdalszych australijskich miast (spotkałam ludzi z Perth, Melbourne, Sydney, Canberry i Brisbane). Niektórzy pokonują tysiące kilometrów, aby spotkać się pod pomnikiem Strzeleckiego i zamanifestować polskie pochodzenie i korzenie. Aby z dumą powiedzieć „jestem Polakiem, tak jak byli nimi Strzelecki i Kościuszko”.

Szybko minął pełen wrażeń piątek i festiwalowa sobota. Niedzielny program zapowiadał się także atrakcyjnie, ale ja już rano musiałam wyjeżdżać z gościnnego Jindabyne. Gdyby ktoś zapytał, czy warto było przemierzyć tak wielką odległość z Adelajdy do Jindabyne na te dwa dni, odpowiedziałabym, że warto. Poznałam osobiście panią Ernestynę i jej męża, nawiązałam kilka ciekawych znajomości i uczestniczyłam w K’Ozzie Fest, o którym tak wiele słyszałam i który bardzo mi się podobał.

Jak już wspomniałam, Festiwal był ogólnopolonijny, nie lokalny, jak to się dzieje ze wszystkimi polskimi imprezami (Dożynki – mieszkańcy Adelajdy, Federation Square – dla Melbourne, itd), a na ten w Jindabyne przyjeżdżają Polacy ze wszystkich stanów i to jest super! Jestem też pod wrażeniem organizacji całego przedsięwzięcia – trudno jest przygotować imprezę u siebie, a co dopiero na taką skalę w obcym miejscu, tym większy szacunek dla organizatorów. Wyczynem jest także ściągnąć w tak odległe miejsce biskupa, przedstawicieli rządu, polskich artystów... Także zaproszenie czarnoskórego Amerykanina, Roya Eatona, było bardzo fajnym pomysłem.

Szkoda, że był to prawdopodobnie ostatni festiwal organizowany przez panią Ernestynę Skurjat-Kozek i grupkę wspaniałych ludzi (włącznie z jej mężem panem Andrzejem Kozkiem), bez których pewnie nie byłaby w stanie zrealizować swojego pomysłu. Wszyscy jednak po cichu mają nadzieję, że może za kilka miesięcy, gdy Strzelecki na chwilę odwróci od Góry Kościuszko swoją wskazującą dłoń i skinie w kierunku pani Ernestyny, ona znowu zatęskni za Jindabyne i nabierze zapału do kolejnego, ósmego Festiwalu K’Ozzie Fest 2014.

Wspomnienia - część 1

Wspomnienia - część 2

Ciąg dalszy nastąpi

Z dalekiej Adelajdy – Kamilla Springer