Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
24 czerwca 2013
W drodze do Brisbane: Przystanek 1 – Sawtell
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Puls Polonii

Basia Meder
Tym razem postanowiłam pojechać do Brisbane na Zjazd Rady Naczelnej Polonii Australijskiej samochodem; w ubiegłym roku poleciałam do Brisbane samolotem, którego klimatyzacja zaogniła mi stan zdrowia, wskutek czego na zjeździe gardłowałam plując ropą; kilkugodzinny pobyt w samolocie do Sydney, którym prócz pasażerów leciały hordy wirusów i bakterii doprawił mnie ostatecznie, wszystko razem zakończyło się 6-tygodniowym pobytem w łóżku i walką z brochitem. Koszmar! Więc teraz stwierdziłam, że bardziej opłaca się pojechać samochodem, żując czosnek, spokojnie, bez pospiechu, odwiedzając ciekawe miejsca, podziwiając krajobrazy...

Na pierwszy przystanek wybraliśmy z mężem śliczną mieścinę Sawtell nieopodal Coffs Harbour. Zamieszkała tu kilka lat temu znana fotografka, podróżniczka i pisarka, Basia Meder, z którą przed laty miałam częste kontakty. Niestety, przez ostatnie siedem lat „niewoli” (festiwale kościuszkowskie) zaniedbałam wiele przyjaźni i znajomości. Na życie prywatne i towarzyskie nie było czasu! Teraz, po zaprzestaniu organizacji festiwali powoli budzę się do reperowania porwanej siatki socjalnej.

Basia to niezwykła postać. Z wykształcenia inżynier mechanik i informatyk. Większość swego australijskiego życia spedziła w Canberra...ale nie umiała usiedzieć w domu, ciągle podróżowała. W dawnieszych, polskich czasach zwiedziła (prócz krajów europejskich) Afganistan, Indie, Sri Lankę i Tajlandię. W roku 1981 zamieszkała w Australii, z której wyprawiała się do Papui i Nowej Gwinei, Nepalu, Fidżi. Odbyła podróż dookoła świata (20 krajów!). Pamiętam, jak szykowała się do rocznej podróży po Afryce. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak szczegółowo miała wszystko opracowane, zaplanowane, dopięte na ostatni guzik – tu nie było miejsca na sarmackie „jakoś to będzie”. W Afryce spędziła 14 miesięcy, zwiedziła 21 krajów, trudno zliczyć, ile zdjęć natrzaskała. Jest mistrzynią portretów, ale mnie zachwycają też jej „pejzaże”. Z nader bogatym urobkiem fotograficznym Basia miała 12 wystaw indywidualnych i ponad 30 grupowych. Dostała australijską nagrodę prasową za całokształt osiagnięć fotograficznych. Jej książka „Babcia w Afryce” otrzymała nagrodę National Geographic Traveler.


Bardzo mnie ciekawiło, jak się Basia urządziła na nowym miejscu. Wybrała Sawtell, bo tu emeryci mogą kupić najtańsze domki. „Tu jest raj na ziemi!” Tropikalna roślinność i zapierające dech krajobrazy: czyściutkie plaże, bajeczne zatoki i zakola rzek, łąki, mokradła jak z powieści Rodziewiczównej, knieje, parki narodowe. Z Sawtell jest blisko do wielkiego świata: zaledwie 10 km do Coffs Harbour oraz po 5 godzin jazdy do Sydney i Brisbane. Na głównej alejce miasteczka rosną gigantyczne figowce, pod którymi ustawiono kawiarniane stoliki. Prześlicznie tu i romantycznie, zwłaszcza w nocy, kiedy figowce są bajecznie oświetlone.

Basia mieszka w willi urządzonej z wielkim smakiem, z frontu osłania ją uroczy ogród tropikalny. Za willą egzotyczny garaż, w którym „parkuje” również kajak. Basia codziennie rano pływa po rzece, chodzi na długie spacery po plaży, a jak jej się znudzi szum oceanu to wyrusza z zapaleńcami na bushwalki po okolicznych górach.


Basia w swojej kuchni

Tego wieczoru Basia serwuje nam dietetyczną kolację: wspaniałego łososia i warzywka gotowane na parze, na deser świeże figi z lodami; tego wieczoru nie o jej własnych podróżach bedzie mowa, tylko o cudzym sukcesie. Z wielkim podnieceniem opowiada nam Basia o wielkim wyczynie rodaczki, Małgosi Wątroby, którą pół roku temu poznała w Peth. Pod koniec maja świat obiegła wiadomość, że Pani Małgosia po raz drugi zdobyła Mt Everest. W 2011 zdobyła dach świata od strony południowej a teraz od północnej. Jest pierwszą Australijką, która zdobyla najwyższy szczyt z obu stron. Basia mówi podekscytowana: To jest wysmienity i inspirujacy wyczyn cudownej kobiety, Polki, która dotarła do Australii w 1980 r. z mężem, dwiema córkami, bez angielskiego, bez pieniędzy, ale dzięki swojej odwadze i determinacji osiagnęła nie tylko wysoki status profesjonalny jako inżynier ale również zrealizowala wspaniałe marzenia z niezwyklym wyzwaniem - Mt. Everest.

Małgosia Wątroba na Channel 9

Sukcesy nie przychodzą łatwo. Potrzeba wielkiego zaparcia, nieugiętej woli, talentu do lizania ran, jakie się odniosło w czasie realizacji marzeń. Ja najbardziej podziwiam Basię za to, że po dramatycznych przejsciach pod koniec swej wielkiej, wymarzonej podróży po Afryce, wróciwszy do domu lizać rany i ratować zdrowie, znów do Afryki pojechała. Musiała swą przerwaną wyprawę dokończyc. A tak niewiele brakowało, by ciągu dalszego nie było.


Plaża w Sawtell

Dramat wydarzył się na malijskich wydmach. Jego opis znajduje się w książce Basi pt „Babcia w pustyni i w puszczy” (na stronach 296-300). I teraz, kiedy Basia opowiada o swym codziennym dryllu, o gimastyce, spacerach, pływaniu, to wiem, że robi to nie dla przyjemności, ale z konieczności, bo musi utrzymać kondycję, musi dbać o to, by jej się kręgosłup ponownie nie rozsypał. Nie może sobie poluzować. – A więc ciągle dieta, a więc dyscyplina i wysiłek? – pytam Basi, a ona na to: - A tak. Każdy ma swoje Everesty.

Ernestyna Skurjat-Kozek

Zachęcam do czytania książek Basi Meder.

Zapewniam, że znajdziesz tam coś dla siebie: obojetnie kim jesteś: dziadkiem czy babcią, krawcową czy kucharzem, kierowcą, etnografem, fotografem, geografem, nauczycielem czy studentem, optymistą, czy zwykłym miłośnikiem podróży. W tych książkach nawet żarłok i żartowniś znajdą coś dla siebie. A tak! W książce „Granny Backpacker in Africa” w rozdziale o podróżach po Malawi ( s. 245) znajdujemy niecodzienny przepis na duszonego słonia.

Elephant stew

Składniki:
* 1 jeden słoń średniej wielkości
* 20 worków soli
* pół tony ziarenek pieprzu
* 750 koszy ziemniaków
* 125 koszy marchewki
* 2000 łodyżek pietruszki
* 1 zając & cebula

Sposób przyrządzenia:

1. Potnij mięso słonia na małe porcyjki (co zajmie jakieś 6 tygodni)
2. Pokrój warzywa na kostki (4 tygodnie)
3. Włóż mięso do wielkiego kotła, wpompuj 5 tys litrów słoniowego sosu i duś na małym ogniu przez 28 dni
4. Łopatą dosypuj soli i pieprzu (do smaku)
5. Kiedy mięso zmięknie, dodaj warzywa
6. Duś na małym ogniu przez tydzien, na koniec posyp siekaną pietruszką
7. Danie to wystarczy na 3 tysiące osób
8. Jeśli oczekujesz wiecej gości, dodaj 1 królika. Albo może lepiej nie, bo może mało kto lubi królika w gulaszu...


Makatka z Malawi - z książki B. Meder