Angela Burdett-Coutts | Jak już pisaliśmy w pierwszym artykule z cyklu Strzelecki –białe plamy na pogrzeb Sir Pawła Edmunda Strzeleckiego na londyńskim cmentarzu Kensal Green przybył egzekutor jego testamentu i spadkobierca w jednej osobie John Lamb Sawer. Było też dwóch niewymienionych z nazwiska przyjaciół oraz baronessa Burdett-Coutts. Zastanawia, dlaczego w komunikacie nie wymieniono nazwisk tych „two other friends”. Bo to żadne wybitne osobistości? Może chodziło o służbę? Można się spodziewać, że na pogrzebie obecny był co najmniej główny służący, Henry Stokes, kamerdyner, którego w swym testamencie Strzelecki nazywa „wiernym sługą”. W punkcie drugim swego testamentu Strzelecki postanawia zapisać wiernemu słudze 1,000 funtów plus całą swą odzież i bieliznę i łoże z całą pościelą i pierzynami. Inni służący, którzy w chwili śmierci będą na liście płac, dostaną po dwieście funtów. Spośród osób przybyłych prywatnymi powozami wymieniono tylko baronessę Angelę Burdett-Coutts.
Bardzo mnie zdziwiło nazwisko osoby, o której nigdy przedtem nie słyszałam. Wiadomo, że Strzelecki przyjaźnił się z taki mi znakomitościami jak Lady Jane Franklin (żona gubernatora Tasmanii), jak Lady Herbert, żona Lorda Sidneya Herberta , jego najserdeczniejszego przyjaciela z okresu londyńskiego, czy jak słynna „królowa pielęgniarek” Florence Nightingale. „A ta Burdett to kto” - myślę sobie i rzucam się do google’a. Okazuje się, że Angela dwojga nazwisk Burdett-Coutts to wnuczka Thomasa Couttsa, założyciela słynnego banku londyńskiego, dziedziczka wielkiej fortuny. W 1837 roku, kiedy miała 23 lata, odziedziczyła po dziadku fortunę ocenianą na 1,8 miliona funtów szterlingów, co uczyniło ją jedną z najbogatszych kobiet świata XIX wieku.
Fortunę traktowała jednak jako dobro wspólne. Bardzo mi się podoba określenie znalezione w nekrologu: “od przeogromnej fortuny do przeogromnej dobroczynności” (Her unbounded wealth only gave her the opportunity for unbounded charity, (Gloucester Citizen” z 31 grudnia 1906 r.). Angela była fundatorem kościołów, plebanii i szkół, budowniczym obiektów publicznych oraz osiedli mieszkaniowych, ale przede wszystkim osobą wyczuloną na los pokrzywdzonych ludzi oraz zwierząt. Działała (wespół ze Strzeleckim) w licznych fundacjach i organizacjach charytatywnych. Zwalczała m.on. handel niewolnikami, wspierała emigrację ubogich kobiet. Ogromną pomoc przeznaczyła na tureckich uchodzców, ofiar wojny rosyjsko-tureckiej. Wspierała również polskich emigrantów, powstańców listopadowych. W 1871 r. królowa Wiktoria, w uznaniu licznych zasług nadała Angeli tytuł baronessy. Była bardzo popularna i kochana. Zmarłą w wieku 92 lat baronessę (pochowaną w podziemiach Westminster Abbey) żegnało ponad 30 tysięcy osób.
| Do bliskiego grona przyjaciół tej właśnie niezwykłej, legendarnej kobiety miał zaszczyt należeć Strzelecki. Poznali się zapewne pod koniec lat 40-tych, po jego powrocie z Australii. Jest udokumentowane, że w marcu 1849 „Count Streliski” i Miss Burdett-Coutts byli gośćmi na wielkim party wydanym przez małżonkę ówczesnego premiera, Lady Russell w rezydencji premiera na Downing Street. Oto fragment relacji dającej nam pojęcie o atmosferze londyńskiego "high life". The company continued to arrive until nearly midnight, the guests setting down, both at the garden entrance and in Downing Street, as fast as carriages could get up. The whole suite of saloons were thrown open on the occasion and brilliantly illuminated... It was nearly one o’clock before the party broke up. (Morning Post z 22 marca 1849).
Kolejna notatka prasowa dotyczy wydarzenia, które miało miejsce w rok później. Paweł i Angela byli w gronie ponad 500 gości u pani premierowej Russell,w oficjalnej rezydencji premiera, gdzie obecny był również członek królewskiej rodziny Duke of Cambridge (Morning Post 22 marca 1850). I kolejny rok, kolejne party, tym razem w prywatnej rezydencji Premiera, w Chesam Place. (Morning Post 13 Feb 1851.)
Strzelecki i baronessa znali się długie lata, aż do jego śmierci. Można się domyślać, że były spotkania prywatne i towarzyskie, ale po takich nie ma konkretnego śladu. Zachowały się natomiast prasowe informacje o spotkaniach publicznych, a do takich zaliczam kolację... na kilkaset osób. Otóż w lipcu 1872 roku baronessa zorganizowała bankiet w swojej rezydencji na Stratton Street, po którym odbył się koncert z udziałem F.H. Cowen’a, który grał na fortepianie i dyrygował. Grano m.in. muzykę Rossiniego, Belliniego, Dionizettiego, Meyerbeer’a. I kolejny bankiet w rezydencji na Picadilly – na cześć księcia Alexandra Taxis’a, o którym czytamy w London Standard z dnia 16 czerwca 1873.
W kilka dni później, 17 czerwca 1873 – a więc na około 3 miesiące przed śmiercią Strzeleckiego – odbyło się w londyńskim Mansion House zebranie Committee for the Supression of the Slave Trade on the East Coast of Africa. Baronessa, Strzelecki i inni członkowie komitetu wysłuchali sprawozdania Sir Bartle Frere’a z jego wojażu na Zanzibar, gdzie miał do spełnienia szlachetną misję. Otóż Sir Frere zdołał przekonać sułtana Zanzibaru do podpisania traktatu, na podstawie którego brytyjski komitet miał legalne prawo podjąć działania na rzecz zdławienia handlu niewolnikami. (The Derby Mercury z 25 czerwca 1873 r.)
W półtora miesiąca później odbyło się kolejne posiedzenie tego komitetu, z udziałem Pawła i Angeli, zwołane celem złożenia kondolencji rodzinie zmarłego właśnie prezesa komitetu, biskupa Winchesteru. (London Standard, 1 sierpnia 1873.) Strzeleckiemu zostały do życia zaledwie dwa miesiące. W książce Słabczyńskiego czytamy, że latem 1873 roku Strzelecki był w Paryżu. Ciekawe kiedy - w lipcu? Czy raczej w sierpniu? Bo we wrześniu już leżał chory i nie przyjmował wizyt.
Ciekawym przyczynkiem do ostatnich lat życia Strzeleckiego są wycinki prasowe na temat niezwykłego rejsu z Rotterdamu do Londynu. Angela, wstrząśnieta opowieścią Pawła o okrucieństwie wobec zwierząt na parostatku napisała list do Times’a, który opublikowano 27 września 1870 r. „Wskutek zawirowań wojennych na kontynencie europejskim mój przyjaciel nie mógł wypłynąć z Niemiec luksusowym statkiem. Przyszło mu płynąć parowcem towarowym w towarzystwie 1400 owiec i świn, przewożonych w ładowni i na pokładzie. Opowiadał mi Strzelecki, że biedne stworzenia upakowane były ciasno jak śledzie”.
Smród, rozpaczliwe kwiczenie i beczenie były nie do wytrzymania. Kiedy po 22 godzinach rejsu statek dopłynął do Londynu, rozegrały się przeokropne sceny. Nawet te najsilniejsze zwierzęta ledwie trzymały się na nogach. Zmuszano je do opuszczenia pokładu bestialskim biciem i kopaniem. W trakcie wyładunku biedne stworzenia wzajemnie się tratowały. Jedną zatratowaną na śmierć owcę lokalny rzeźnik szybko oprawił , a mięso i skórę zabrał do sprzedaży. Angela kończy swój list retorycznym pytaniem, czy mięso udręczonych zwierząt nadaje się do spożycia.
Sprawę okrucieństwa wobec zwierząt podjęli w prasie w kilka dni później dwaj autorzy. Jeden podpisany inicjałami T.H. drukuje swój list w The Times z dnia 5 października 1870. Przypomina on, że rok wcześniej sam był świadkiem podobnego incydentu, temat pojawił się w prasie, i co z tego, skoro Privy Council nie podjęła żądnych działań. Ani wtedy, ani teraz.
Drugi zaś autor (anonimowy) opublikował w dzień później w Fremangag Mail z 6 października 1870 r. artykuł „Cruelty to animals easily obviated”. Autor poświęca wiele uwagi zarazkom i chorobom przywlekanym z Kontynentu jak np. rinderpest czy foot-and-mouth. Wyraża swoje oburzenie tym, że nie podejmuje się akcji na rzecz ludzkiego traktowania transportowanych zwierząt.
Holly Village, rezydencja Angeli w High Gate. Photo Jackeline Banerjee | [/p]Można tylko podziwiać rozpiętość emocjonalną Strzeleckiego – od humanitarnych działań na rzecz pokrzywdzonego człowieka i maltretowanego zwierzęcia – po salonowe występy, kiedy wznosił toasty okraszone dowcipami." Człowiek do tańca i do różańca". Strzelecki wiele czasu spędzał na zebraniach, ale też nie stronił od rozrywki. Bywał na najsłynniejszych rautach londynskiej society. Był też świadkiem historycznej fety w podlondyńskiej rezydencji Angeli - w HighGate. Tu Angela wydała bankiet na ponad 3 tysiące osób. Głównymi gośćmi byli belgijscy ochotnicy (domyślam się, że straż obywatelska) w liczbie dwóch tysięcy dwustu osób. Kilka dni wcześniej gości z Belgii podejmowała królowa Wiktoria w Windsor Castle.
Relację z fety na cześć Belgów znajdujemy w artykule Visit of the Belgians to Miss Burdett Coutts w Morning Post z 20 lipca 1867 r. Czytamy, że w okolicach High Gate (gdzie podobne imprezy były rzadkością) belgijska parada wzbudziła niezwykłe zainteresowanie, domy i sklepy udekorowane były transparentami z napisami po francusku i angielsku. Belgijskiej straży przygrywała orkiestra dęta, zgromadzone tłumy wznosiły okrzyki hurray, przed wjazdem na teren rezydencji ustawiono łuk triumfalny z napisem Witajcie w Highgate, wszędzie powiewały belgijskie flagi... a na niebie wisiały ołowiane chmury. Gdzieś w tłumie był Lord Overstone (Samuel Jones Loyd) przyjaciel i sponsor Strzeleckiego, o którym będziemy jeszcze niejednokrotnie pisać.
Z okazji natłoku gości ustawiono w parku gigantyczne markizy: największa miała 166 stóp długości i 86 szerokosci, miesciła 1200 osób, dwie pozostałe mieściły po 500 osób. A między nimi mniejsza markiza dla Miss Burdett i królewskich mości. Suto zastawione stoły uginały się pod rozmaitymi przysmakami. A na scenie pan Gunter prezentował menu po francusku: wśród przysmaków, obok homarów, był również pasztet z gołębia! Była oczywiście seria toastów, w tym na cześć gospodyni, która „na przekór instrumentom metereologicznym i deszczowej prognozie pogody postawnowiła wydać przyjęcie w ogrodzie”.
W toastach przypominano, że Anglików i Belgów łączy true love of liberty and national independence. Gości nazwano godnymi reprezentantami belgijskiej służby obywatelskiej , która without aggression or menace towards others, seeks to ensure the safety of your country. Po serii toastów, kiedy to szampan lał się strumieniami, swój występ rozpoczęła orkiestra Goldstream Guards. Po utworze God save the Queen i hymnie belgijskim długo rozbrzmiewały marsze, walce i kadryle. A deszcz nie spadł. Nie śmiał.
Wielki przyjaciel Polaków. Sir Francis Burdett, ojciec Angeli | Równie elegancko Londyn fetował też Polaków. Losem polskich uchodźców po Powstaniu Listopadowym jako żywo interesował się ojciec Angeli, znany polityk liberalny Sir Francis Burdett (incompromised advocate of liberty), a także jej kuzyn Lord Dudley Coutts Stuart. Ze sprawami polskimi zapoznawał ich od podszewki książę Adam Czartoryski, który często wpadał z Paryża do Londynu, aby inicjować akcje pomocy dla Polaków. W 1832 roku Czartoryski wraz z wybitnym poetą i parlamentarzystą Thomasem Campbellem oraz Sir Burdettem i innymi politykami założył w Londynie Literary Association of the Friends of Poland.
W czasie, kiedy do Anglii przybywało coraz więcej uchodźców, Lord Dudley sprawił, że w parlamencie brytyjskim odbyło się głosowanie, dzięki któremu rząd przeznaczył 10 tysięcy funtów na fundusz pomocy Polakom. To nie zawsze wystarczało, więc przez długie lata Stowarzyszenie organizowało różne akcje, w tym koncerty i doroczne bale, mające na celu pomoc materialną dla wygnańców.
Sir Burdett niejednokrotnie przypominał o konieczności wspierania szkoły, którą we Francji stworzono specjalnie dla dzieci polskich wygnańców.
W Morning Chronicle z 27 marca 1833 roku znajdujemy bardzo długą (na kilka szpalt!) relację z pamiętnego zebrania w Freemason’s Hall. Przewodniczył mu Sir Burdett, wśród obecnych byli poeta Campbell, skandalizujący brat Napoleona- rewolucjonista książę Lucien Bonaparte, a także grupa polskich oficerów. Gościem zebrania, owacyjnie witanym był sędziwy Julian Ursyn Niemcewicz. Jego nazwisko przekręcono niemiłosiernie (Memcezysk), przedstawiono go jednak tak, że nie ulega wątpliwości, o kogo chodzi: „poeta, senator-kasztelan Królestwa Polskiego, ranny w Powstaniu Kościuszkowskim, adiutant Naczelnika, zesłany wraz z nim w kazamaty St Petersburga”. Stary Niemcewicz apelował na tym zebraniu gorąco, aby pomagać zwłaszcza polskiej młodzieży, która przerwała naukę w szkołach i na studiach, aby wstąpić w powstańcze szeregi, niestety po przegranym powstaniu miała zwichnietą karierę. Zebranie przebiegało w bardzo emocjonalnej atmosferze, przewidziano w nim nawet chwilę płaczu : A tear for the Poles!
I kolejna relacja z imprezy zorganizowanej tym razem w Assembly Rooms celem zbierania funduszy na pomoc popowstaniowym uchodźcom. O Polish Dinner czytamy w Caledonian Mercury z 10 grudnia 1835 r. Wśród obecnych znajome nazwiska: książę Czartoryski, wielki przyjaciel Polaków książę Lucien Bonaparte, lord Dudley Coutts Stuart (żonaty z córką księcia Luciena!), a także hrabia Zamoyski. Na zebranie przybyło kilkaset osób, w tym hrabia Załuski, major Urbanowicz i kapitan Jabłoński. Była seria przemówień dotyczących głównie sytuacji w Polsce i wykładów o polityce rosyjskiej („Caledonian Mercury” opublikował te przemówienia chyba w całości nie pomijając toastów, w tym za gospodarza – burmistrza i rady miejskiej). Zgodnie z tradycją ogłoszono subskrypcje na fundusz pomocy Polakom.
Wydaje się, że ukoronowaniem polskich imprez w Londynie był The Grand Polish Ball at Guildhall, wielki bal polski w Domu Rzemiosła; The London Standard z 22 listopada 1837 roku poświęcił relacji z balu ponad dwie szpalty! Zgodę na zorganizowanie balu dla sprawy polskiej musiały wyrazić władze miasta z burmistrzem na czele. To venue było bowiem wyjątkowe: eleganckie umeblowanie, wyposażenie oraz dekoracje były tam nieruszone, nie zmienione od czasu pamiętnej wizyty Jej Królewskiej Mości. Był nawet tron, tyle że z okazji balu otoczono go barierką, i podwieszono nieco wyżej, aby widać go było z każdej strony wielkiej sali. Na sali ustawiono przeogromny stół – na 200 stóp długości (ponad 60 m) - z frontu obwieszony karmazynową materią; obrusy pospinane były białymi i czerwonymi różami. Na stole 8 pozłacanych kolumienek korynckich z figurkami alegorycznych postaci, wszystko to zwieńczone różami . Stały też na Sali udekorowane kwiatami postumenty, na jednym postać Victory trzymającej bukiet kwiatów, a na drugim postać Fame z koszykiem kwiatów. Po obu stronach Sali stały po 3 rzędy krzeseł w szkarłatnym przybraniu. To na parterze.
Poeta Thomas Campbell, sekretarz Polish Literary Association |
Przyjaciel Polaków, książę Lucien Bonaparte, teść Lorda Dudleya. Photo Jupither Images |
A na piętrze? Na szczycie schodów , w lobby obok bawialni zwisał z wysokiego sufitu przewspaniały żyrandol z 18 lampami, obwieszony szklanymi „kryształkami” długości od 2 do 6 cali [5 do 15 cm]. W bawialni królowej, przerobionej na salę taneczną zawieszono wypożyczone żyrandole - nie byle co, wierne kopie żyrandoli wykonanych na zamówienie króla Persji. W innych komnatach królowej urządzono gabinet gry w karty, a dla pań garderobę. Gdy koło ósmej wieczorem zeszli się goście – a było ich (chyba rekord!) dwa i pół tysiąca – rozpoczął się koncert w wykonaniu orkiestry Weippart pod dyrekcją Mr Obbard. Potem były tańce, które trwały do późna w nocy.
Reporter – najwyrażniej skupiony na opisie żyrandoli – mniej uwagi poświęcił liście gości. Wymienił niewiele osób, wiadomo, że bal zaszczyciła swą obecnością para królewskich mości Duke i Duchess of Somerset; obecni byli m.in. Lord Dudley (zapewne główny organizator balu), jego małżonka Lady Stuart oraz Miss Burdett-Couts. Strzeleckiego nie było – bo i być nie mogło. W tym czasie (1837) był w podróży dookoła świata.
W roku 1845 frekwencja też nie była najgorsza. Doroczny Polish Ball w czerwcu 1845 roku zgromadził ponad 1500 osób. Jak czytamy w Southern Reporter z 24 czerwca 1845 r. był nie tylko pokazem mody i okazją zebrania funduszy, ale przede wszystkim manifestacją protestu przeciw polityce Rosji.
Imprezy na rzecz pomocy Polakom odbywały się w najbardziej prestiżowych lokalach, na przykład w 1855 roku koncert muzyki klasycznej urządzono w pięknym pałacu udostępnionym na tę okazję przez markiza Breadalbane. Jak czytamy w London Standard z 18 lipca 1855 r. do udziału w koncercie zorganizowanym przez Polish Literary Association zaproszono znakomitych wokalistów i solistów, a nawet śpiewających parlamentarzystów; gwoździem programu była pianistka księżna Marcelina Czartoryska, podobno ulubiona uczennica Chopina. Wykonała kilka nokturnów i mazurków, a na bis Bagatelles. Wśród podziwiających jej grę była oczywiście Miss Burdett-Coutts.
Strzelecki i baronessa działali również na rzecz szerzenia chrześcijaństwa na dalekich krańcach kolonii – a konkretnie w British Columbia. Jak czytamy w Dorset County Chronicle z 12 listopada 1863 r. odbyło się w pałacu Wilton House w Salisbury zebranie założycielskie The Wilton House Fund, mające na celu zebranie funduszy na działalność nowej diecezji. Przybyły z British Columbia biskup przedstawił listę potrzeb i konieczność uzyskania subskrypcji na co najmniej pięć lat. Na zebraniu obecni byli: lady Herbert, jako gospodyni, która podejmowała gości w swojej przepięknej i zabytkowej rezydencji, specjalnie przybył Earl of Pembroke, był biskup lokalnej diecezji, który prowadził zebranie, wymieniono także kilku parlamentarzystów, a także Count Strzeleckiego. Nie wiemy, czy obecna była Angela, wiadomo jednak z cytowanego wcześniej nekrologu, że na potrzeby nowej diecezji w British Columbia przeznaczyła aż 50 tys. funtów: 25 tys. na wyposażenie kościoła, 15 tys. na biskupstwo i 10 tysięcy na utrzymanie kleru.
I jeszcze jedna łączyła ich pasja: likwidacja slumsów i budowanie porządnych osiedli mieszkaniowych dla robotników.W The Essex Standard z 22 lutego 1854 roku znajdujemy długą relację z zebrania bankierów, kupców i handlarzy w London Tavern celem poszerzenia działań Metropolitan Association, utworzonej kilka lat temu, aby budować nowoczesne kwatery dla robotników- mieszkania z polepszoną wentylacją, kanalizacją, z dostawą wody, w sumie chodziło o lepsze warunki sanitarne. Association zakupiło grunty w Borough nieopodal London Bridge, gdzie staną domy dla 100 rodzin i kolejny kawałek ziemi w Spitalfields, gdzie ulokuje się 150 rodzin. Zebranie prowadził bankier-parlamentarzysta Mr Thomas Baring (nota bene bliski przyjaciel Strzeleckiego), obecni byli m.in. gubernator Bank of England, poseł Thomson Hankey (kolejny bliski przyjaciel Strzeleckiego) no i oczywiście sam Strzelecki i inni. Na zebraniu zwracano uwagę na to, aby nie powtórzyła się sytuacja, jaką odnotowano w niektórych osiedlach, gdzie w jednej zaledwie izbie gnieździły się po 4 rodziny.
William Bartlett, karykatura z London Illustrated News | Podobnie działała Angela. Pewnego razu wybrała się ze swym przyjacielem, pisarzem Karolem Dickensem do słynącej z najgorszych slumsów dzielnicy East End. Kazała je wyburzyć. Stopniowo wykupywała ziemię, na której budowała modelowe osiedla. Prawdopodobnie wydała na to co najmniej pół miliona funtów. Takie osiedle stanęło na East End przy wzniesionym przez Angelę shoppingu Columbia Market. W tej dzielnicy , której nadano nową nazwę Columbia Square, w nowoczesnych mieszkaniach znalazło się miejsce dla tysiąca osób.
Co jeszcze łączyło Strzeleckiego i baronessę, to wielka sympatia i życzliwość dla Irlandczyków. Wiadomo, że Strzelecki spędził dwa lata swego życia kierując akcją pomocy w czasie Wielkiego Głodu. Baronessa też na swój sposób pomagała Irlandczykom i to nawet w ładnych kilka- i kilkanaście lat po klęsce głodu. W roku 1860 ruszyła na pomoc rybakom ze Skibbereen, Crookhaven i okolicznych wysepek, aby ocalić ich od głodu, bowiem u rybaków (z różnych powodów) tragedia trwała nadal. Baronessa założyła tam duże magazyny z pomocą. W czasie swej wizyty w Irlandii w roku 1884 r. odwiedziła mieszkanców Skibbereen na terenie parafii kościoła protestanckiego. Wiernych z różnych denominacji traktowała jednakowo życzliwie.
Strzelecki i baronessa znali się około ćwierć wieku. Niektórzy chcieliby pewnie zapytać, czy łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. I tu można odpowiedzieć, że romantycznej nitki tu raczej nie było.
A trzeba powiedzieć, że Angela była nie tylko bajecznie bogata, ale zgrabna i atrakcyjna. Kiedy odziedziczyła fortunę po dziadku, składano jej liczne oferty; biegały za nią hordy kawalerów. Jednym z nich był irlandzki prawnik Richard Dunn – ten prześladował ją przez całe lata. Był tak strasznie nachalny, że go kilkakrotnie aresztowano. Pewnego dnia – ogłaszając bankructwo - złożył affivadit, że Angela jest mu winna 100 tysięcy funtów, co okazało się nieprawdą, i za co trafił do więzienia na 18 miesięcy. W roku 1906 żył jeszcze świadek tej afery, sędzia Justice Hawkins (późniejszy Lord Brampton), który w owych starych czasach wydał wyrok na Richarda (Gloucester Citizen z 31 grudnia 1906 r.).
Angela bardzo długo była panną, a za mąż wyszła dopiero w 7 lat po śmierci Strzeleckiego. Miała wtedy 65 lat. Ku powszechnemu zdumieniu , a także przestrogom osób z kręgów prywatnych i oficjalnych poślubiła swego wieloletniego sekretarza Williama Ahmeada Bartletta...młodszego o 32 lata! Byli razem szczęśliwi. Oboje mieli serca filantropów. William bardzo pomagał żonie w różnych charytatywnych projektach, niektóre z nich kontynuował sumiennie po jej śmierci w 1906 roku.
Strzelecki miał to niezwykłe szczęście przebywać blisko takiej niezwykłej, legendarnej postaci. Los sprawił, że dane mu było przyjaźnić się z jeszcze inną legendarną postacią owej epoki – Florence Nightingale, ale o tym - następnym razem.
Ernestyna Skurjat-Kozek na podstawie archiwum prasy brytyjskiej
*** CIĄG DALSZY NASTĄPI ***
Link do odcinka pierwszego: Strzelecki - białe plamy. (1) Spadkobierca Sawer
Motto Angeli: "Life whether in man or beast is sacred" | Karykatura Angeli jako szefowej Turkish Compassionate Fund. Supplement to The Monetary Gazette, 25th August 1877 |
Więcej o Angeli - po angielsku - tutaj
Zawikłane są opowieści o niezwykłej fortunie Coutts. Okazuje się, że pierwsza żona dziadka Angeli, wyszła potem za mąż za arystokratę zatem postanowiła oddać majatek po bankierze rodzinie Coutts. Pierwotnie kandydatem do wielkiej schedy był...Lord Dudley, ale skreśliła go z listy, kiedy ożenił się z bratannicą Napoleona. "Harriot Mellon, Duchess of St Albans, decided that when she died the money she inherited from Thomas Coutts would be returned to the Coutts family. Over several years she carefully observed her former husband's grandchildren. Her first choice was Dudley Coutts Stuart, who was "serious, idealistic and hard-working". However, she turned against him when he married Christine Bonaparte, the niece of Napoleon Bonaparte. She now turned her attention to other candidates(....)Harriot Mellon Coutts, Duchess of St Albans, died on 6th August, 1837. The will was read in the presence of the various relatives. To the surprise of all concerned, it was announced that almost the entire estate was left to Angela. This amounted to some £1.8 million (£165 million in 2012 money). The duchess's will made the inheritance conditional on Angela not marrying a foreign national, in which event it would pass to the next in line, and stipulated that her successors take the surname of Coutts. It has been claimed that after Queen Victoria she was the wealthiest woman in England. The Morning Herald estimated that her fortune amounted to "the weight in gold is 13 tons, 7 cwt, 3 qtrs, 13 lbs and would require 107 men to carry it, supposing that each of them carried 289 lbs - the equivalent of a sack of flour". Angela gave her mother, Lady Sophia Burdett, £8,000 a year and all her sisters received an allowance of £2,000 a year(...)During this period Miss Burdett-Coutts became very close to the Duke of Wellington. On 19th August 1846, he wrote: "I hope you will always write to me whenever you wish to communicate with a friend." When they were apart he wrote to her daily, sometimes twice a day. It has been estimated that during the relationship Wellington sent Miss Burdett-Coutts, over 800 letters. They often sent each other the "product of their walks", a flower, a delicate leaf, a fragrant herb. The author of Lady Unknown: The Life of Angela Burdett-Coutts (1978), has speculated: "Was he her lover? Undoubtedly their relationship was very close. The tone of his letters, the winding staircase to his private rooms, the intertwined locks of hair show how close it was. But it is easier to believe that she secretly married him than that she was his mistress. There is no proof of such a marriage, only persistent rumours in both their families. (...) On 7th February 1847, Angela Burdett-Coutts proposed to the Duke of Wellington, despite the age difference, he was seventy-eight and she was thirty-three. Wellington answered her in a letter the following day: "My dearest Angela, I have passed every moment of the evening and night since I quitted you in reflecting upon our conversation of yesterday, every word of which I have considered repeatedly. My first duty towards you is that of friend, guardian, protector. You are young, my dearest! You have before you the prospect of at least twenty years of enjoyment of happiness in life. I entreat you again in this way, not to throw yourself away upon a man old enough to be your grandfather, who, however strong, hearty and healthy at present, must and will certainly in time feel the consequences and infirmities of age... My last days would be embittered by the reflection that your life was uncomfortable and hopeless." source
|