Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
20 grudnia 2015
MROŻEK I JUDO
SCENA 98 wystawia „Wielebnych” w Melbourne

DLACZEGO „WIELEBNI”?

„Ta sztuka była pisana bez zupełnie żadnej myśli o sprawach polskich. I w ogóle napisałem ją przez przypadek. Po prostu zaproszono mnie do wzięcia udziału w konkursie na sztukę współczesną.”

Tyle Sławomir Mrożek o swojej sztuce. Dlaczego SCENA 98 wystawia „Wielebnych”? Bo, jak każda sztuka Mrożka, jest ona o nas wszystkich. Posiada wiele płaszczyzn społecznych i religijnych. Dla nas najważniejsze jest personalne odniesienie do charakteru człowieka. U Mrożka przeważnie nie ma bohaterów pozytywnych. Dobro próbuje on ukazać w krzywym zwierciadle ludzkich przywar i słabości. Taki przekaz jest dla mnie bardziej przekonywujący. Dlatego w naszej realizacji chcemy ukazać nasze wady i słabości.

Wielebni – Blum i Burton to ludzie z krwi i kości, którzy wybrali stan duchowny, aby pokonać swoje problemy służyć ludziom i Kościołowi. Niestety na swojej drodze spotykają grupę wariatów i przestępców na czele z panią Marią Simpson – przewodniczącą komitetu parafialnego, która nie pomaga im w realizacji ich powołania, lecz realizuje swoje sadystyczne cele. Mają już na koncie torturowanego i zamordowanego starego proboszcza, którego portret i ucięta głowa pojawiają się na scenie… Teraz przed nimi dwie nowe ofiary…

Na szczęście pojawia się Ciotka wielebnego Bluma, która ratuje sytuację…

To zewnętrzna warstwa Mrożkowego dramatu, który mimo tragicznej treści jest komedią, czarną, bo czarną, ale komedią…

Na weryfikację tej tezy zapraszamy na przedstawienie.

Tomasz Bujakowski





MROŻEK I JUDO

Inscenizacja „Rzeźni” Sławomira Mrożka przez SCENĘ 98 przed prawie dziesięcioma laty w Perth była moim pierwszym poważnym zetknięciem z twórczością wybitnego polskiego dramaturga. Jedną z zagadek sztuki było dla mnie, czy autor naprawdę popierał pragnących przemienić filharmonię na rzeźnię ignorantów, czy czynił to tylko w formie przewrotnej, ironicznej gry z czytelnikiem i widzem. Bliższy kontakt z innym dramatem Mrożka – „Wielebni”, przygotowywaną przez SCENĘ 98 na PolArt 2015 w Melbourne, pozwolił mi lepiej przyjrzeć się tej kwestii, czego rezultatem jest garść poniższych refleksji.

Absurd to jedno z pierwszych określeń, jakie napotyka się w odniesieniu do twórczości Mrożka. Do tego dochodzą zwykle inne, jak paradoks, parodia, karykatura, ironia, sarkazm i przekora. Żadne z nich nie tłumaczy jednak, do czego właściwie autor, którego od ponad dwóch lat nie ma już między żyjącymi, używał tych narzędzi. Czy sam był zatwardziałym filistrem, drwiącym z roztkliwiających się nad sztuką i artystycznym geniuszem pięknoduchów, czy był raczej adwokatem wzniosłych ludzkich wartości?

Zapewne niejeden znawca tematu gotów byłby zapewnić, że jak przystało na błazeńską profesję, Mrożek tak naprawdę stoi po środku i naśmiewa się z prymitywizmu jednych i afektacji drugich, nie obstając otwarcie po żadnej stronie. Odpowiednim wydawałoby się przy tym porównanie twórcy do wprawnego judoki, pozwalającemu oponentom obu maści pokonać się własną siłą. W rezultacie wywija koziołka i nihilista lub ignorant, natrafiający na pustkę zamiast oporu obrońcy sztuki, i przewraca się piewca wzniosłych ideałów otumaniony brakiem oczekiwanego poparcia od mistrza dramatu.


Czy jednak rzeczywiście Mrożek jest bezstronny? Na jeden ze sposobów przetestowania jego neutralności pozwala sięgniecie do zamierzchłych kulturowych odniesień. Średniowieczni mnisi w benedyktyńskich klasztorach, przepisując ku chwale Boga cenne księgi, często na marginesach kopii tworzyli pokraczne, karykaturalne rysunki, które w zabawny sposób ukazywały prawdziwą, ludzką naturę dostojników religijnych.

Mnisze marginalia ukazywały czcigodne postacie jako chytre lisy, obłudne koty, głupie małpy czy osły przebrane za kapłanów, biskupów, kardynałów i papieży. Iluminatorzy starożytnych kopii nie robili tego bynajmniej, by zniechęcić chrześcijańskich czytelników do wiary. Wręcz przeciwnie. Czynili to, by ją wzmocnić ukazaniem prawdy o człowieczej naturze i tym pokrzepić wątpiących w dogmaty religii i rozbroić wrogów instytucji kościoła. Podobne intencje mieli też ówcześni dygnitarze katolicyzmu, którzy zamiast potępiać tolerowali festiwale głupców i pozwali ludowi drwić ze swoich wad i słabostek. Neutralizowali tym kiełkującą w ludzkich umysłach niechęć do błędów instytucji kościelnej, swoboda drwienia z których tłumiła rządzę agresji za doznane niesprawiedliwości.

Uwagę zwrócić tu należy, że przykłady te nie miały odwrotnego mechanizmu, zgodnie z którym cnotliwe i dobrotliwe z natury postacie byłyby przebrane za nikczemników i złoczyńców. Sposobu takiego mogliby używać krzewiciele nihilistycznych, anarchicznych lub egzystencjalnych tendencji, naśmiewający się z tlących się w człowieku dobroczynnych instynktów. Argumentowaliby tym, iż nie ma sensu kultywować szlachetnych skłonności w obliczu niepowstrzymanego naporu bezeceństwa, zezwięrzęcenia i zobojętnienia.


Mrożek wyraźnie do tej grupy nie należy i w tym zdradza się prawdziwa twarz jego prześmiewczej stronniczości. Wzorem średniowiecznych kopistów pokazuje on grzesznych ludzi w czcigodnym kamuflażu, raczej niż odwrotnie. Tak samo jak benedyktyńscy mnisi w zamierzchłych czasach stoi on po stronie cnoty. Byłby po drugiej stronie, gdyby wzorem egzystencjalistów starał się uwypuklić bezwartościowość duchowego wnętrza, zdominowanego przez prymitywne ciało do osiągnięcia egoistycznych, często okrutnych celów. Mrożek zdecydowanie nie jest jednym z głoszących, że w obliczu odhumanizowanej rzeczywistości i braku wyższego celu nie należy lub nie ma sensu robić nic, by temu zaradzić.

Nie należy też do wrogów religii, co niejeden skłonny byłby mu błędnie przypisać, a jest najwyżej jej konstruktywnym krytykiem. Interesującą ilustracją tej postawy Mrożka jest sztuka „Wielebni”. Taktuje ona o tym, jak do małej parafii protestanckiej odrośli chrześcijaństwa na amerykańskiej prowincji przybywa jednocześnie dwójka księży z nominacjami na stanowisko proboszcza. Oprócz ewidentnego błędu religijnej biurokracji, oliwy do ognia w oczach reprezentowanych przez radę parafialną wiernych dolewa fakt, iż jeden z kandydatów jest Żydem a drugi kobietą.

Pomimo odpowiednich kompetencji i przymiotów intelektu i ducha, kandydaci okazują się ludzko niedoskonali. Żadne na przykład nie oddaje wspaniałomyślnie posady drugiemu, a raczej rywalizuje o stanowisko proboszcza najlepiej jak umie. Nie brak im skłonności do dominowania i wynoszenia sie nad innymi. Oboje ukazują się sprytnymi, niestroniącymi od pokrętnej retoryki i przebiegłości szermierzami słowa.


Wielebny wydaje się chwilami niesfornym dzieciakiem rozpieszczonym przez swoją ciotkę, która nie mogąc pogodzić się z faktem, iż został chrześcijańskim księdzem, pragnie go za wszelką cenę od tego uchronić. Ironicznie, na uratowaniu siostrzeńca od niechybnej śmierci z rąk zwyrodniałej rady parafialnej zależy jej tak samo, jak na niedopuszczeniu do jego małżeństwa z gojką. By zadość stało sie przewrotności Mrożkowyego humoru, inspiracją do tegoż mezaliansu są nie tyle romantyczne uczucia, ile wyrachowanie i desperacja.

Mamy zatem przed sobą czcigodnych funkcjonariuszy zorganizowanej religii i członków chrześcijańskiej społeczności. Wszyscy pod przybraniem szacowności, kultury i uczoności są ukazani przez Mrożka jako menażeria dziwacznych, śmiesznych a nawet niebezpiecznych stworów. Taka jest nasza prawdziwa, podlegająca prawom biologii ludzka kondycja, słyszymy drwiący werdykt dramatopisarza. Nie ma co temu zaprzeczać, a lepiej śmiejąc się zaakceptować w przeświadczeniu, że maskarada wzniosłości i idealizmu to najlepsze, co możemy zrobić. Daje ona mimo wszystko poczucie celu w ludzkiej egzystencji i nie pozwala utonąć w materializmie, ignorancji i zautomatyzowaniu ludzkich odruchów, które to tendencje na dłuższą metę nikogo nie uszczęśliwiają i do niczego dobrego nie prowadzą.

Nie z obrońcami cennych ludzkich wartości walczy więc błazeński judoka Mrożek. Raczej pozwala ich przeciwnikom pokonać się siłą własnego impetu, kiedy metaforycznie machając w pustce rękami robią salto w powietrzu lub potykają się z braku oporu, który sprytny oponent usunął przyznając z góry, że ludzie jako z natury prymitywne zwierzęta są dla przetrwania i prokreacji zdolni do wszystkiego. Nie zawahają się użyć podstępu i przemocy, by być na czele albo przynajmniej nie zostać w tyle za innymi. Potrafią być okrutni, jak ich ewolucyjni praprzodkowie, a często nawet lubują się w okrucieństwie. Na pocieszenie jednak, jako ludzkie istoty nie ulegają biernie prymitywnemu demonowi, i każdy na swój sposób z nim się zmaga. Przykładem tego w „Wielebnych” są przebłyski wątpliwości członków wynaturzonej rady parafialnej. Można je traktować jako sugestię Mrożka, że zmagania te warto kontynuować, choćby była to w istocie absurdalna, śmiechu warta maskarada.

Robert Panasiewicz


Adnotacja:

Premiera „Wielebnych” miała miejsce 17 i 18 grudnia w sali Domu Polskiego przy ośrodku rzymsko-katolickim w Maylands (zobacz afisz).

Fotografie: Filip Wełna




GALERIA