Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
25 grudnia 2015
Pol-Art 2015: Dwa wątki aborygeńskie
Wystawa Julianny Bednarowicz i film Ernestyny Skurjat-Kozek


Nie byłby Pol-Art w pełni australijskim festiwalem, gdyby nie znalazły się w nim wątki aborygeńskie, świadczące o tym, że Polonia ma konkretne, namacalne związki z najstarszymi mieszkańcami tego kraju. I tak oto jutro 27 grudnia odbędzie się wernisaż wystawy obrazów Julianny Bednarowicz, niezwykłych, bo malowanych wspólnie ze znakomitymi aborygeńskimi malarkami z rejonu Alice Springs. Natomiast w dwa dni poźniej, 29 grudnia odbędzie się w Melbourne Town Hall pokaz filmu dokumentalnego o historycznych, polsko-aborygeńskich lotach przyjaźni nad Górą Kosciuszki - w lotach uczestniczyła grupa aborygenów Ngarigo, tradycyjnych właścicieli Mt Kosciuszko i Krainy Monaro.

Julianna, rodem z Wielkopolski trafiła do Alice Springs, serca Australii dzięki Ryszardowi Bednarowiczowi, historykowi sztuki, który swą ogromną wiedzę o sztuce aborygeńskiej zawarł w wydanej w 2004 roku w Poznaniu książce "Sztuka Aborygenów". Małżonkowie, oboje zauroczeni kulturą aborygeńską, od lat mieszkają w Alice Springs, gdzie zaprzyjaźnili się z wieloma rodzinami malarzy, gościli ich w swoim domu, ale też odwiedzali ich w ichniejszych osadach. Dopingowali Aborygenów do pracy twórczej, gromadzili ich obrazy w swojej domowej galerii; nie trzymali tylko dla siebie, bo też organizowali wystawy ich prac w Polsce - od Szczecina przez Poznań po Warszawę. Julianna nie poprzestała na propagowaniu malarstwa aborygeńskiego - zaczęła też malować aborygeński świat po swojemu. Najpierw sama, potem wspólnie z czarnymi przyjaciółkami: sama malowała górną część płótna, a dolna część dawała do wypełnienia artystce aborygeńskiej. O ile się nie mylę, to w historii malarstwa na Planecie Ziemia jeszcze takiej kooperacji nie było.

Julianna ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych w Kolee, a potem ukończyła studia w Toruniu. Pracowała jako nauczycielka prac plastycznych, co zapewne bardzo sie jej przydało w organizowaniu pracy z Aborygenkami w domowym workshopie. W roku 2004 poznała w Poznaniu Ryszarda (historyka sztuki, absolwenta Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza), oboje doznali olśnienia i od razu było wiadomo, że najlepiej im będzie na końcu świata - a może raczej na początku świata, w krainie Dreamtime, wśród przedstawicieli najstarszej kultury świata.

Ryszard (ur. w 1957 r.) studiował kulturoznawstwo w Poznaniu. W roku 1982 znalazł się w Australii, początkowo mieszkał w Qld, gdzie ukończył studia z zakresu historii sztuki. w roku 1987 przeniósł się do Melbourne, tu kolejne studia i dyplom magisterski za pracę na temat historii grafiki australijskiej. Potem wyruszył do Alice Springs, gdzie jego i Julii dom jest również domem aborygeńskich przyjaciół.






Książka Ryszarda jest nader ważną i znakomitą publikacją. Jak napisał recenzent, Prof. Marian Golka "książka ta wprowadza czytelnika w mało znany i fascynujący świat, którego tradycja liczy sobie ponad 6o tysięcy lat. Napisana przystępnie, ciekawie, z wielką znajomością; jej niewątpliwym dodatkowym atutem jest bogaty materiał ilustracyjny. A autor jest w tej dziedzinie niekwestionowanym autorytetem."

Książka Ryszarda (z dedykacją) stoi u mnie dumnie na półce obok najważnieszych dzieł o Strzeleckim i Kościuszce. Kto jeszcze jej nie ma, powinien ją nabyć, a widzę, że można ją łatwo kupić na internecie. Brakuje nam jeszcze jednej książki - tej napisanej przez Julię. Byłaby to unikalna opowieść o jej niezwykłych przyjaźniach i głębokim zanurzeniu się w kulturę aborygeńską. Jeśli Julia woli malować niż pisać, to może trzeba będzie wydelegować Ernestynę do Alice Springs, aby zrobiła wywiad-rzekę, z której taka książka powstanie. Może to i dobry pomysł - wszak Ernestynie łatwiej pisać, niż malować...

Wystawa Polish-Indigenous Collaboration czynna w The Atrium na Federation Sq. od 22 grudnia 2015 do 3 stycznia 2016. Spotkanie w Julianną Bednarowicz jutro 27 grudnia od 4 pm do 5,30 pm.


Malowania już się nigdy nie nauczę, to pewne, aczkolwiek na stare lata uczę się wielu nowych rzeczy, z trudem zdobywam różne skills, na przykład robienie filmów. I tu muszę zdradzić okoliczności, w jakich popełniłam mój pierwszy film, a był to właśnie półgodzinny film dokumentalny "Aboriginal-Polish Fraternity Flights over Mt Kosciuszko, May 15, 2013".Otóż poprosiłam młodego filmowca, aby podjął się realizacji filmu z lotów przyjaźni, które odbyły się w ramach szóstego Festiwalu Kościuszkowskiego w Jindabyne.


Przedstawicielka starszyzny Ngarigo, Aunty Rae ze swą wnuczką na pokładzie Cessny

Młody filmowiec wraz z grupą amatorów posiadających niezłe kamery nakręcili masę materiałów, z których miał powstać film, a którego premiera była zaplanowana na luty 2014 roku, na nasz siódmy (i jak się okazało ostatni) Festiwal Kościuszkowski. Termin się zbliżał milowymi krokami, a moje kontakty z młodym filmowcem nie chciały dojść do skutku. Krótko przed festiwalem dostałam krótką wiadomość "nie zrobie filmu" - bez wytłumaczenia, jakie okoliczności wpłynęły na tę decyzję. Człowiek jak się wkurzy, to dostaje taki zastrzyk adrenaliny, że może góry przenosić. I tak też było w moim przypadku. Postanowiłam galopem nauczyć się montażu, a jak już się nauczyłam, to poszło szybko, zabawa była przepyszna. Premiera filmu odbyła się w zaplanowanym terminie, w obecności naszych honorowych gości Aborygenów Ngarigo. Zabawa w robienie filmów tak mi sie spodobała, że przestałam organizowac festiwale, a zaczęłam realizować filmy - najpierw o Strzeleckim (wersja polska i angielska), a następnie o Kościuszce (też dwie wersje językowe). Jak widać, jeśli chodzi o rozwój naszych talentów, życie jest pełnie niespodzianek.

Ernestyna Skurjat-Kozek

Zdjęcia: Puls Polonii i Archiwum Bednarowiczów