Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
29 stycznia 2017
Benny Wojciechowski i jego rodzina (updated with family photos)
Agata Włodek. Zdjęcia ze zbiorów Renaty Bernard

Kiedy kopnął z wściekłości grudkę ziemi krzycząc do Pana Boga, że nie wynagradza go za jego wielki trud, Bóg odpowiedział.... Grudka okazała się bryłką złota, którą znalazł po wielu tygodniach wytężonej pracy. Jan Bernard (Benny) Wojciechowski pomimo, że był w gniewie i złościł się na Boga, zauważył (!) kopnięty skarb i podniósł go z ziemi. Odkrył co znajduje się pod wierzchnią, nie zapowiadającą „zwycięstwa” warstwą. Szaro–burą, nieciekawą, która kryła w środku złoty kruszec.

Życie górnika, poszukującego kruszców na własną rękę, należy do bardzo wyczerpujących i nigdy nie gwarantuje sukcesu. Jednak Benny miał dużo samozaparcia i wiary w to, że znajdzie wiele „skarbów”. Australijska ziemia po kolei odsłaniała przed nim swoje zasobne w kruszce oblicze, odkrywała kolejno swoje tajemnice.

Wędrówkę po Australii zaczął nietuzinkowo, gdyż uciekł w 1948 roku w Fermantle z angielskiego statku handlowego. Zarzucił worek pomarańczy na plecy i pojechał na zakupionym, starym rowerze, tam gdzie sięgały wcześniej jego marzenia – w głąb australijskiego lądu. Zainspirował go przede wszystkim nasz wspaniały rodak Paweł Edmund Strzelecki a utwierdził w słuszności podjętej decyzji australijski marynarz Walter (Wally) Lucas z Brisbane – jego pierwszy australijski przyjaciel. To on wysłał mu pieniądze w pierwszych dniach pobytu w Australii, aby mógł zacząć swoją australijską przygodę.


Przez pierwsze 10 lat pobytu w Australii Benny oddał się bez reszty swojej pasji kopania kruszców, wkładał w to całe swoje serce i rozum. Bóg zesłał mu wkrótce towarzyszkę życia Zosię, z którą długo korespondował, a która w końcu przyjechała do Australii w 1958 roku. Żona w pełni podzielała jego pasję. Jednak dla niej i dla dzieci, które przychodziły kolejno na świat, Benny na chwilę przestał prowadzić życie „nomada”. Państwo Wojciechowscy założyli pierwszą w Australii hodowlę goździków w Brisbane. Jednak Jana Bernarda nigdy nie opuszczała pasja do minerałów.

Opalowa przygoda rozpoczęła się w 1967 roku od wyprawy po Australii ze Stanisławem Szwarc - Bronikowskim, jako że Benny Wojciechowski został jego przewodnikiem po australijskich bezdrożach. Polski podróżnik i twórca ponad stu filmów popularnonaukowych zapragnął zwiedzić Australię i nakręcić serial o australijskich bezdrożach. Dojechali razem do Coober Pedy, stolicy jasnych opali, gdzie Benny Wojciechowski szukał swojego kolegi. Kolega właśnie znalazł drogocenne opale o ówczesnej wartości 30 tys.dolarów. Benny natychmiast zakochał się w opalach i w ich finansowym potencjale.


Postanowił więc przeprowadzić rodzinę z trojgiem dzieci do tego niezwykłego miejsca, do jednego z podziemnych „opalowych” domków. Po zakończeniu prac z filmem kręconym przez Szwarca Bronikowsiego Benny oddał się całkowicie swojej nowej pasji. Sekwencje z opalami są częścią filmu Szwarca. Okazało się, że Władysław Gomułka po obejrzeniu filmu zażądał natychmiastowego zatrzymania emisji serialu o Australii, bo promował on kapitalizm. Jest to o tyle ciekawe, że zatrzymał ten serial w trakcie jego trwania, w połowie opowieści... nagle ekrany telewizorów oglądających go Polaków poczerniały...

Opale- galeria zdjęć Tomasza Wieleckiego - tutaj

Dzieci podrastały, a Państwo Wojciechowscy prowadzili niełatwe życie w australijskim odludziu. Czy istniała równowaga między pracą a czasem poświęconym rodzinie mogą ocenić jedynie dzieci. Świat opali wciągał. Zbieranie minerałów wymagało ciągłego przemieszczania się. Czy takie życie było tym wymarzonym życiem dla dzieci?


Jan Bernard Wojciechowski poza jednym wyjątkiem (pracy dla Snowy Mountain Scheme) pracował wyłącznie na własny rachunek. I odnalazł swoje przeznaczenie – australijskie opale. Wyciągnął rękę po tęczę, rzuconą na ziemię w zamierzchłych czasach przez jednego z aborygeńskich „duchów przodków”. Duch ten wysłuchał próśb Aborygenów i zatrzymał deszcz, ale deszcz go nie posłuchał i nadal padał po powstaniu na niebie tęczy. Duch przodków rzucił więc w gniewie tęczą o ziemię, i jak twierdzą Aborygeni, rozprysła się ona w miliony odłamków tworząc opale. Tęcza musiała być ogromna, gdyż jej niesamowicie piękne odłamki odnajdujemy zarówno na Terytorium Północnym AU, jak i w Południowej Australii, a także w Queensland i w Nowej Południowej Walii.


Dzięki przyjaźni ze Stanisławem Szwarc – Bronikowskim, która trwała całe życie Benny’ego, Państwo Wojciechowscy wysłali dzieci na naukę do polskiej szkoły. Ponad dwa lata (1972-74) trójka rodzeństwa Wojciechowskich: Diana, Ronald i John spędziła z dala od rodziców z wujostwem m.in. Bronikowskich. Dlaczego rodzice wysłali dzieci w podróż do kraju przodków? Okazało się, że w szkołach out-backu nie tylko nie było zbyt wysokiego poziomu nauczania, ale i dzieci narażone były na liczne nieprzyjemności. Były m.in. wyśmiewane ot chociażby za przynoszenie ze sobą z domu do szkoły„polskiego śniadania”. Nie zawsze mieszkały w domu, gdyż odległość do najbliższej szkoły bywała tak duża, że należało je umieścić w internatach.

Rodzice wysłali dzieci do Polski, także po to, aby mówiły i rozumiały po polsku, aby poznały bogatą i sprawiającą niebywała dumę nam Polakom historię Polski, ale także aby móc kopać dalej opale, które miały zapewnić szczęście ich dzieciom w przyszłości. Jakiś czas towarzyszyła im mama.

Jana Bernarda owładnęła w tym czasie bardzo piękna w swym założeniu myśl, która stała się jego obsesją. Postanowił stworzyć Muzeum dla swojej kolekcji opali i innych minerałów a także zebranych aborygeńskich artefaktów, które zaczął odkupywać od innych kolekcjonerów. Chciał uchronić je przed eksportem i tym samym utratą przez australijskie państwo. Miało to być Muzeum jakiego Australia jeszcze nie widziała.

Postanowił otworzyć w Kanberze prywatne Muzeum szlachetnych i półszlachetnych kruszców. Temu celowi podporządkował następne wiele lat życia. Chciał za wszelką cenę pozostawić po sobie ślad. Czy kierowała nim ślepa ambicja? Rodzina natrafiła na niebywałe złoża opali. W roku 1985 rodzice zdecydowali się odsprzedać udziały, cały sprzęt wydobywczy i przenieść wraz z 17 tonami opalu i aborygeńską kolekcją do Kanbery! Benny chce udostępnić kolekcję publiczności.

W 1988 roku Wojciechowscy wraz z dorosłymi już dziećmi (Diana lat 29, Ronald lat 26 i John lat 25) otwierają upragnione muzeum w Kanberze. Udostępniona publiczności kolekcja zbierana przez ponad 20 lat zawierała opale i inne minerały z Coober Pedy, Mintabie, Andamooka, Lightning Ridge, White Cliffs i z Queensland (Quilpie – Eromanga). Zawierała także zopalizowane kości dinozaura i pleistozaura, zopalizowane zęby rekinów, zopalizowane belemity, muszle, węże i zopalizowane drewno. Były tam zopalizowane szyszki i liczne nasiona. Kolekcja zawierała bezcenny największy znany opal z Coober Pedy o wielkości 6 metrów x 3 metry (24,000 karatów).

Istotnym jest fakt, że w jej skład wchodziły niezwykłe eksponaty aborygeńskie, niektóre liczące (wg. badań) 15-tysięcy lat, które odkrył w trakcie swoich poszukiwań minerałów Jan Bernard w latach 1949 – 1959 w Tanami, Gibson i na pustyni Simpson. Nie mylił się twierdząc, że staną się one kiedyś ważne dla Australijczyków, jako że stanowią część historii Australii i część światowego dziedzictwa. Tym poglądem wyprzedził wielu Australijczyków od antropologów do polityków włącznie, bo faktycznie po latach Australia przypomniała sobie o Aborygenach i zaczęła się interesować ich kulturą i sztuką i wierzeniami.


O tej niesamowitej kolekcji pisano, że jest tak cenna, że „w jej cieniu znajduje się taka światowa kolekcja jak Kolekcja Instytutu Smithsonian w USA.„ Muzeum zrobione było z rozmachem. Aby powstał budynek muzealny Benny musiał mieć wspólnika. Źle wybrał! Niedługo potem wspólnik zbankrutował, a bank przejął budynek Muzeum i miał „chrapkę” także na kolekcję.

Wcześniejsze „pieśni pochwalne”, które można przeczytać w australijskiej prasie z 1987 roku ucichły. A pochwały otrzymywał wcześniej Benny za stworzenie tak nietuzinkowego przedsięwzięcia jakim było Muzeum, a nade wszystko za niesamowitą kolekcję, którą zgromadził, a która liczyła tysiące egzemplarzy kruszców plus liczne bardzo rzadkiej natury artefakty aborygeńskie. Nikt z liczących się w rządzie australijskim polityków w roku 1990 ani w latach następnych mu nie pomógł. Nikomu nie zależało, aby to prywatne i jedyne w skali świata muzeum trwało nadal.

Nie pomógł prawnik, nie pomogli oficjele. Jestem przekonana, że duże znaczenie odegrała tu zazdrość i chciwość ludzka, gdyż wiele egzemplarzy w kolekcji było po prostu bezcennych. I na nic zdały się wcześniejsze zapewnienia Queanbeyan Council a nawet przedstawicieli rządów Nowej Południowej Walii oraz Queensland, że Muzeum jest unikatem na skalę światową i należy o nie zadbać. Australijska ignorancja i bezduszność australijskich bankowców zwyciężyły...

Australia nie zauważyła wielkiego wysiłku, pasji, wielkiego samozaparcia w dążeniu do celu Benny’ego. Nie liczył się dla spadkobierców kultury anglosaskiej fakt, że Benny chciał, aby całość kolekcji została „na wieki wieków” pokazana światu. Muzeum (płatne jak większość muzeów w Australii) miało przynosić dochody zarówno rodzinie (i to kłuło kogoś w oczy) jak i państwu. Przedstawiciele przemysłu opalowego w różnych miejscach świata nie chcieli sukcesu Wojciechowskiego, bo zagrażało to ich pozycji. Zazdrość wewnątrz przemysłu opalowego i brak zainteresowania sprawą urzędników państwowych pogrzebało pomysł na zawsze.


Po latach Benny - wielki marzyciel musiał się poddać. Pokonała go ciężka choroba. Postanowił sprzedać kolekcję. Do dzisiaj rodzina niestety nie odzyskała połowy należności za kolekcję od kupca. Australijscy prawnicy ponownie okazali się bezradni... Australijskie, a stworzone przez Polaka dziedzictwo w jakiś dziwny i tajemniczy sposób jest dzisiaj wyprzedawane na licytacjach w Londynie. Dzieci Jana Bernarda rozpoznają te eksponaty dzięki doskonałemu skatalogowaniu kolekcji ojca. Zapytacie, kto na tym zarabia? Na pewno nie rodzina Wojciechowskiego...

Może ktoś kiedyś zrobi na ten temat film...a byłby to film sensacyjny... Pomyślcie: ta niesamowita kolekcja Benny’ego mogła stać się jedną z największych atrakcji turystycznych Australii i być podziwiana zarówno przez Australijczyków jak i turystów z całego świata i stać się australijskim dziedzictwem dla świata, australijskim dobrem narodowym. Jan Bernard Wojciechowski tego chciał, taki ślad w postaci tysięcy eksponatów chciał po sobie zostawić potomnym. Takie było jego marzenie, niestety „źli” ludzie przeszkodzili. Australia straciła swoją szansę na zawsze.

Warto wspomnieć, że Benny w 1988 roku przekazał kilka opali w darze dla Muzeum Ziemi w Warszawie. Nie są one jednak dzisiaj opisane w gablotach jako prezent właśnie od niego. Polacy mieli raz okazję zobaczyć 350 eksponatów pochodzących z kolekcji Jana i Zofii Wojciechowskich w Muzeum Ziemi. Było to na wystawie dostępnej w 1988 roku od 20 maja do 31 lipca, która zawierała m.in. opale, kwarce, agaty, kalcedony, chryzoprazy a także kolorowe fotogramy przedstawiające rejony eksploatacji opali, mapy rozmieszczenia obszarów opalonośnych w AU. Wystawa była częścią projektu powstałego z okazji dwustulecia Australii, przy wsparciu australijskiego rządu.

Tradycję kopania opali kontynuują (pracując wspólnie) jego synowie: John (Jan) i Ronald. To ciężka praca, często w temperaturach powyżej 40 stopni C, z narażaniem się na bliskie spotkania ze skorpionami i jadowitymi wężami. John – Jasiu, z którym miałam przyjemność porozmawiać, nie chce popełnić błędów ojca. Pragnie także zostawić po sobie „ślad”, jednak w postaci lepszego świata, w którym istnieje harmonia między duchem a materią. Poświęcenie ojca nie było bowiem warte tego co się potem wydarzyło.

Jasiu prowadzi wraz z żoną Renatką salon jubilerski w Sydney na George Str. 55 o nazwie Opal Minded. Jest to jedyny w Sydney salon biżuterii z opalami, które są wykopane osobiście przez właściciela. Właściciele mogą poszczycić się taką klientelą jak: Carlos Santana, Robin Williams, Joanna Lumley, Dylan Moran, Stevie Nicks, Eric Stonestreet. Można tu znaleźć wymarzony pierścionek z opalem i diamentami za kilkaset tysięcy dolarów.


Od lewej: Pani Zosia Wojciechowska, mama Andrzeja Siedleckiego, Benny Wojciechowski, Tomek Siedlecki z mamą Riho, znajoma Basi i Basia Meder

Jasiu stara się pogodzić życie rodzinne z wytężoną pracą. Pół roku spędza kontynuując tradycję rodzinną poszukując opali, jednak pozostałe spędza z rodziną. Nawet będąc daleko ma stały kontakt z rodziną co zapewnia w dzisiejszych czasach telefon i skype.

Jasiu i Renatka nie mają oczekiwań wobec własnych dzieci, aby zajęły się tematem opali, aby w przeszłości kontynuowały tradycję rodzinną. Widzą, że świat wokół się zmienia. Chcą przyczynić się do jego pozytywnego rozwoju wykonując pracę na „własnym podwórku”. A więc np. zakładając baterie słoneczne nie szkodzące środowisku naturalnemu, korzystając z deszczówki. Życzę im szczęścia zarówno w poszukiwaniu opali, jak i znajdowaniu zawsze wystarczającej ilości czasu dla rodziny i rzeczy najważniejszych, a także na odnalezienie czasu na realizację innych, może jeszcze nieodkrytych pasji.

Motto syna Jana Bernarda Wojciechowskiego - Johna brzmi: „ Dąż do perfekcji, ale nigdy nie osiągaj jej, czy to w pracy, czy w życiu osobistym. Czyli nigdy się nie poddawaj!”

O mojej podróży do światowej stolicy opali przeczytacie w mojej książce „ Podróż marzeń. Brunetka w Australii".

W wersji angielskiej możecie przeczytać tutaj: brunette in Australia

Agata Włodek
podróżniczka, pisarka i blogerka
www.podrozdoaustralii2.blox.pl

www.opalminded.com/main/index.php/about-us/tradition

Puls Polonii - wspomnienie o Benie Wojciechowskim

Zmarł Benny Wojciechowski - Puls Polonii