Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
3 lipca 2017
O Krzyżu Zachodnim
z senatorem Janem Żarynem rozmawia Waldemar Niemotko

Senat RP uchwalił w dniu 7 kwietnia br. ustawę o ustanowieniu Krzyża Zachodniego. Dotychczas był nam znany Krzyż Wschodni. Na czym polega różnica i komu może być przyznany Krzyż Zachodni? Z pytaniami w tym zakresie zwrócił się dr Waldemar Niemotko do senatora Jana Żaryna, inicjatora tego nowego odznaczenia, a więc najbardziej kompetentnej osoby.

* Dziękuję Panu Senatorowi za gotowość bliższego poinformowania Polonii australijskiej o nowym, cywilnym odznaczeniu państwowym. Może będzie dobrze zacząć od jego charakterystyki?

- Krzyż Zachodni jest nowym odznaczeniem przyznawanym przez Prezydenta RP na wniosek MSZ, po uwzględnieniu opinii IPN, a obejmuje wszystkich nie Polaków, cudzoziemców, którzy w latach 1939 – 1989 pomagali Polsce i Polakom, w ich aspiracjach niepodległościowych. Chcemy jako państwo polskie okazać wdzięczność tym wszystkim, którzy nam pomagali w walce z dwoma totalitaryzmami, na szeroko pojętym Zachodzie; w czasie wojny i po niej. Dotyczy to zatem zarówno obywateli Nowej Zelandii, Australii czy Iranu, ale także Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych, Kanady oraz krajów Ameryki Południowej i Afryki. To ci, którzy pomogli „dzieciom tułaczym”, to ci którzy – jak lotnicy – zrzucali powstańcom broń, to w końcu osoby, które charytatywnie wspierały ruch „Solidarności” w latach stanu wojennego.

* W XX wieku, a zwłaszcza w jego drugiej połowie, Polacy cierpieli prześladowania w różnych częściach świata. Dlaczego ustanowiono najpierw Krzyż Wschodni, a dopiero później Krzyż Zachodni?

- Idea Krzyża Wschodniego wyrastała z innego doświadczenia historycznego, dotyczącego ziem polskich, kresowych, pozostających w latach II wojny i powojnia w gestii totalitarnych systemów, głównie Związku Sowieckiego. Adresatami są w tym przypadku także niePolacy, np. Ukraińcy którzy na Wołyniu (i gdzie indziej) przechowywali Polaków, broniąc ich życia przed własnym społeczeństwem, realizującym politykę ludobójczą oddziałów banderowskich. Należało zatem rozdzielić KW od Zachodniego, a kolejność jest kwestią drugorzędną. Inicjatywa KW wyszła od sejmu, KZ od senatu.


* Jako inicjator Krzyża Zachodniego zechce Pan podzielić się osobistymi spostrzeżeniami co do procesu formułowania jego założeń?

- Jestem autorem tej ustawy, a inspiracją były zapisy z projektu ustawy o Krzyżu Wschodnim, którego byłem także sprawozdawcą w senacie. Od początku, tak KW jak i KZ budził dobre, pozytywne emocje w parlamencie; także wśród opozycji. Okazuje się bowiem, że ten wymiar polityki historycznej wydaje się być – zdaniem parlamentarzystów - najskuteczniejszy. Okazujemy wdzięczność i jednocześnie przez pryzmat biografii odznaczonych, narody dowiadują się o nas i o naszej historii. Trudno by to budziło kontrowersję. Jedynym merytorycznym polem dyskusji w kwestii Krzyża Zachodniego było pytanie, czy wolno będzie odznaczać zarówno ludzi, jak i instytucje, np. kościoły protestanckie, Caritas Internationalis, czy zachodnie związki zawodowe, władze samorządowe, szkolne, itd., np. niosące i /lub organizujące pomoc w 80-tych na rzecz „Solidarności” i narodu polskiego dotkniętego kryzysem ekonomicznym. Ostatecznie wygrała koncepcja, że odznaczonymi mogą być jedynie osoby, oczywiście także reprezentujące struktury organizacyjne.

* Jakie da się snuć przypuszczenia co do ogólnej ilości nominacji do Krzyża Zachodniego i jaka proporcja może przypaść na kandydatów z Australii?

- Nie potrafię odpowiedzieć statystycznie na tak postawione pytanie. Wiem natomiast, że to zależy w dużej mierze od środowisk polonijnych. W państwa pamięci i z tej właśnie perspektywy patrząc, można znaleźć osoby żyjące lub rodziny zmarłych, którzy przyjęli „dzieci tułacze”, którzy wspierali środowiska polonijne po 1945 r., którzy pomagali propagować w prasie australijskiej pamięć o prawie Polski do niepodległości, np. w 1966 r. w okresie milenijnym, czy też solidaryzując się z robotnikami mordowanymi w grudniu 1970 r. Bez państwa wiedzy i perspektywy, pamięci, my tutaj w Polsce nie jesteśmy w stanie o wszystkim wiedzieć i znać prawdę.

* Proszę zaznajomić Polonię australijską z trybem zgłaszania kandydatów i kryteriami ich kwalifikowania?

- A zatem apel i wielka zachęta z mojej strony do przesyłania na mój adres e mailowy (senator.zaryn@gmail.com), albo do MSZ (poprzez placówki w Australii) biogramów osób, które państwa zdaniem mogą być odznaczone. Tryb ustawowy jest taki, że adresatem wniosków będzie MSZ i specjalna komisja, która będzie (albo już jest) powołana przez pana ministra. Wnioski będą trafiać do IPN, by zarówno archiwiści jak i naukowcy wypowiedzieli się na temat ewentualnej zawartości informacji o kandydacie w aktach b. aparatu bezpieczeństwa, a także w literaturze naukowej. Wniosek pozytywnie zaopiniowany zostanie skierowany do specjalnego biura ds. odznaczeń kancelarii Prezydenta RP. Sama uroczystość będzie w gestii pana Prezydenta; wyobrażam sobie, że także placówki dyplomatyczne – konkretnie ambasador RP będzie miał prawo w imieniu Prezydenta RP wręczyć Krzyż Zachodni. Warto jeszcze dodać, że KZ wygląda bardzo godnie i dostojnie; autorem projektu jest mój znajomy, Robert Szydlik, m.in. członek Komisji Heraldycznej przy ministrze Spraw Wewnętrznych.


* Jest Pan profesorem nauk humanistycznych, redaktorem naczelnym miesięcznika „wSieci Historii”, członkiem katolickiego stowarzyszenia „Fides et Ratio” (nazwa kojarzy się z encykliką papieża Jana Pawła II „Wiara i rozum”) wraz z kilkuletnim doświadczeniem jako dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Który z tych nurtów zaangażowania uważa Pan za najbliższy w inspirowaniu Pana do poświęcenia teraz bacznej uwagi sprawie Krzyża Zachodniego?

- Przede wszystkim jestem naukowcem, który m.in. od lat zajmuje się historią polskiej emigracji po 1945 r., w tym sytuacją katolików polskich i Kościoła katolickiego poza granicami Kraju. Ostatnio wydałem, wraz dr Rafałem Łatką, pracę zbiorową pt. Millenium na uchodźstwie. W 50-tą rocznicę, Warszawa 2016 (wyd. UKSW-IPN). M.in. tam właśnie jest zamieszczona spora liczba nazwisk osób, które wspierały nas, Polaków, w drodze do niepodległości.

* Omawiając istotę polityki historycznej w swej najnowszej książce „Polska pamięć”, wyraził Pan przekonanie o celowości traktowania jej jako oręża w walce o polską świadomość. Jakimi argumentami starał by się Pan przekonać prof. Andrzeja Friszke, który jest przeciwny prowadzeniu jakiejkolwiek polityki historycznej?

- Z panem profesorem dawno nie rozmawiałem na temat polityki historycznej prowadzonej przez państwo polskie, ale nie sądzę, by był jej totalnym przeciwnikiem. Raczej inaczej definiujemy to pojęcie; o ile wiem pan prof. Andrzej Friszke widzi w terminie i praktyce niebezpieczeństwo manipulacji historią w imię doraźnego celu politycznego. I takie niebezpieczeństwo oczywiście jest; widzimy jak dookoła nas stosuje się kłamstwo historyczne, obrażające naszą pamięć i służące jako pałka do bicia nas dziś, tu i teraz. Jednak, niezależnie od niebezpieczeństwa wejścia na ścieżkę manipulacji, dużo większym niebezpieczeństwem i brakiem rozsądku jest permanentne stosowanie grzechu zaniechania. Polityka historyczna jest faktem obiektywnym, stosują ją wszystkie państwa i narody, w tym używając do tego pieniędzy publicznych. Lepiej więc to robić celowo, z namysłem, zgodnie z prawdą i interesem danego narodu, a nie hodować w sobie bezmyślność i – co gorsze – zdolność jedynie do widzenia cudzych punktów widzenia.

* Jakie płaszczyzny współpracy stoją w tej mierze do dyspozycji wolontariatu polonijnego i jakimi kanałami instytucjonalnymi mogą być realizowane?

- Polonia to dziś, od 12 do 16 milionów Polaków lub osób, które są dopiero w drodze, jeśli chodzi o wybór swojej tożsamości narodowej (mam na myśli dzieci rodzące się obecnie poza granicami Kraju). To niezwykły potencjał, to 1/3 narodu. Polska z jednej strony jest winna stworzyć warunki, by nie tracić kontaktu z Polonią np. poprzez włączenie dzieci i młodzieży w sieć edukacji powszechnej (dobrym przykładem są np. legitymacje, które już może otrzymać każdy uczeń mieszkający poza granicami Kraju), z drugiej strony wzmacniając wśród Polonii postawy patriotyczne może oczekiwać na wsparcie ze strony Polonii. Przykładowo, dzięki głosom Polonii prezydentem USA jest Donald Trump; jak widzimy dziś, dzięki postawie Polonii amerykańskiej widać, że pan prezydent USA nie zapomniał o tym wsparciu, a ono dotyczy nie tylko jego relacji z Polonią, ale i z Polską. Żyjemy w popkulturze, stąd oczywiście Polonia np. australijska ma narzędzia, by docierać do lokalnej społeczności np. docierając do telewizji czy kin z propozycją dystrybucji polskich, wartościowych filmów (np. zmarłego niedawno Andrzeja Wajdy,z jego filmami Człowiek z marmuru, Katyn, Pan Tadeusz, czy Ziemia Obiecana, Wesele), czy seriali jak Czas Honoru, czy Sprawiedliwi pana Wojciecha Tomczyka. Trzeba także kształcić młodzież polonijna w pamięci i odpowiedzialności za dziedzictwo, które Polonia pozostawiła poza granicami Kraju. Ta wielka polska kultura i jej dzieła, nie mogą zmarnieć, nie mogą stracić mecenasa. To zadanie tak dla Polski jak i dla Polonii.

* Czy na przyszłość będzie można spodziewać się gotowości odpowiedzenia na kilka pytań o zalecane przez siebie kierunki realizacji polityki historycznej, gdy do środowisk polonijnych w Australii dotrze już Pana książka „Polska pamięć”?

- Przede wszystkim gdy dotrze do państwa moja ostatnia ksiązka, to liczę bardzo na odzew. A póki żyję i jestem senatorem na pewno będę się zajmował sprawami Polonii w świecie i Polaków na Wschodzie, a zatem przyjmował będę także sugestie z państwa strony; by znajdować stale lepszą odpowiedź na pytanie, jak wzajemnie sobie pomóc – Polsce i Polonii?

Z senatorem Janem Żarynem rozmawiał Waldemar Niemotko