Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
13 grudnia 2005
Byłem na „WUJKU”
Tomasz Niedziela

Nie jako uczestnik, ale jako obserwator. Byłem wtedy w czwartej klasie ogólniaka i fascynowałem się, na ile pozwalały na to siermiężne warunki zaopatrzeniowe, fotografią. Podczas wcześniejszych wakacji ciężko pracowałem, by zakupić swój aparat fotograficzny – cud rosyjskiej techniki FED 4. I z tymże aparatem wylądowałem na dachu budynku przy ulicy Gallusa, skąd miałem wyśmienity widok na bramę wjazdową na kopalnię, tą bramę, przy której stoi teraz pomnik.

Wraz ze mną był kolega z bloku obok, który stał na czatach i pilnował, żebyśmy ze zrobionymi zdjęciami (i aparatem) zdołali udać się w bezpieczne miejsce. Kiedy ZOMO wkroczyło do akcji udało mi się zrobić kilka zdjęć, ale Krzysiek zaczął dawać mi znaki, że zbliżają się do bloku i wchodzą do klatek. Dorobiłem jeszcze kilka zdjęć i zaczęliśmy schodzić z dachu i zbiegać po schodach. W drzwiach praktycznie minęliśmy się z zomowcami, sekundy dzieliły nas od złapania.


Po naszym wyjściu biegiem rozpoczęła się bieganina po osiedlu. Zomowcy rzucali świece dymne, ludzie je odrzucali i tak biegaliśmy po uliczkach osiedla. Dla bezpieczeństwa rozkręciłem aparat (ta sowiecka technika !) i wraz z kolegą mieliśmy osobno po kilka jego części. Zarówno dla bezpieczeństwa jak i z wspomnianego poprzednio powodu staraliśmy się trzymać razem. Wkrótce atmosfera (dosłownie i w przenośni) stała się nie do wytrzymania, powoli nic nie było widać i trzeba było wiać.

Ponieważ mieszkałem niedaleko szybko udałem się do domu, bo też chciałem zrobić z naszego dachu kilka zdjęć. Niestety podczas wchodzenia na dach, kiedy przykładałem drabinę do otworu wyjściowego na dach, z mieszkań wybiegli spanikowani sąsiedzi i praktycznie siłą ściągnęli mnie na korytarz. Ci dzielni i wspaniali mężczyźni „mieli cykora” i jakoś zupełnie umknęło ich uwadze, że to ich koledzy są w tym momencie na kopalni i przyjmują na siebie cały impet komunistycznej wściekłości uskutecznianej rękami zomowców (i nie tylko rękami).

Niekiedy potem zastanawiałem się nad ich postawami (bo przedstawiali się jako wielcy obrońcy własnych rodzin) i nie wiem czy fakt, że akurat w większości byli to ludzie napływowi (wprawdzie od lat mieszkający na Śląsku, ale mało się chyba z nim utożsamiający) czy też fakt, że tak zaćmiła im oczy mała gierkowska stabilizacja, spowodował ich gwałtowne reakcje w obronie iluzorycznego przecież miru domowego. Efekt był jednak taki, że pozostałe kilka zdjęć zrobiłem z własnego balkonu, a że zasięg i widoczność nie były najlepsze to i zdjęcia takie sobie. Po kilkunastu następnych minutach osiedle wokół kopalni zostało opanowane przez zomowców i w zasadzie nie sposób było już wyjść na dwór, a i robieniu zdjęć nie było mowy.


Tak więc w taki oto sposób dość szybko zakończyła się moja kariera fotoreportera stanu wojennego. Udało mi się wywołać zdjęcia i porobić z nich odbitki, które rozdawałem głównie wśród swoich znajomych. Duże odbitki zrobiłem trochę później i zdobiły one ściany mojego pokoju w akademiku. Później przekazałem też kilka odbitek Solidarności. Po latach, już za wolnej Polski kilka razy widziałem je w telewizji (szczególnie 16 grudnia), ale nie wiem jak tam dotarły. Pomimo tego, że krótki to był epizod w moim życiu, na stałe zapadł mi w pamięci.

Podobno mówi się, że kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią. Jakoś w to nie wierzę. Moja naiwna wiara w jakąkolwiek ideę socjalizmu czy komunizmu nie przetrwała harcerstwa z podstawówki, a młodzieńcze lata przypadły na okres w dziejach, który utwierdził mnie w przekonaniu, że prawa strona to prawość, a lewa to chodzenie ”na lewo”. Z wiekiem nic w tej kwestii się nie zmienia, co najwyżej poglądy się ugruntowują. I chciałbym żyć nadzieją, że więcej już takich „Wujków” w życiu nie zobaczę, ani ja, ani moje dzieci, ani moje wnuki, ani ...

Tomasz Niedziela

tomek.n@vp.pl