Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
27 marca 2019
Moniuszko i Chopin (w jednym stali domu)
Marek Baterowicz. Foto Raphael Ostrzycki

22 marca 2019 w Konsulacie RP w Sydney odbył się koncert poświęcony twórczości Stanisława Moniuszki i Fryderyka Chopina, a solistami byli pan Krzysztof Małek – najlepszy szopenista antypodów – oraz pani Halina Gad – najlepszy sopran naszej Polonii. Impulsem dla tego wieczoru stało się ogłoszenie roku 2019 w Kraju Rokiem Stanisława Moniuszki, a muzyka Chopina w każdych okolicznościach jest balsamem dla duszy. Ten koncert zorganizował Teatr Muzyczny im.Jana Pawła II w Sydney w reżyserii Bogumiły Filip, a scenariusz był dziełem Krzysztofa Małka i Bogumiły Filip, zaś scenografia – Bogumiły Filip i Jolanty Szewczyk.

W części słownej wystąpiły ponadto obie panie oraz Andrzej Świtakowski i Piotr Pokorski ( recytacje, słowo wiązane). Tworzyli razem jakby salon epoki romantycznej, a w nim sarmackie rysy obu panów oraz nieco egzotyczna uroda obu pań – na tle pięciolinii – dodała szczególnej malowniczości tej scenie.

Biografia Fryderyka znana jest powszechnie, a zatem wypada tylko wspomnieć najważniejsze fakty z życia Moniuszki. Urodził się 5 maja 1819 r. w majątku Ubiel, koło Mińska, w rodzinie ziemiańskiej, a ojciec był wcześniej kapitanem w armii Napoleona. Matka Elżbieta Madżarska pochodziła z rodziny węgierskiej, co zdarzało się nieraz w dawnej Polsce jak np. ślub innej urodziwej Węgierki Elżbiety, wyswatanej Spytkowi z Melsztyna przez królową Jadwigę.

Przyszły twórca polskiej opery narodowej odkrywał świat oper najpierw w Wilnie, potem pierwszym wielkim triumfem była premiera „Halki” ( 1847). A potem furorę wywołał „Straszny dwór” ( 1865), niestety zdjęty po trzech przedstawieniach przez carską cenzurę! Budził przecież narodową dumę z historii Ojczyzny, a może i ta aluzja w tytule niepokoiła carskiego namiestnika. Moniuszko zmarł nagle 4 czerwca 1872 r., jego pogrzeb w Warszawie stał się narodową manifestacją.

Fragment relacji z pogrzebu Stanisława Moniuszki

Orszak pogrzebowy przystanął; zmieniono się do niesienia trumny, głucha cisza nastąpiła, i jakby z górnych sfer, zabrzmiał śpiew z motywów Halki; był to marsz żałobny. Melodya tak śpiewna, a tak smutna, tak bolesna, przypomniała stratę wielkiego muzyka, którego martwe zwłoki osypane kwiatem i liściem zielonym niesiono na wieczny spoczynek! Zebrane tłumy do 80 000 wynosiły, które wyległy na te ulice i place miasta.

Tu pełna relacja z pamiętnego pogrzebu






Podczas koncertu usłyszeliśmy kilka pieśni Moniuszki ( stworzył ich 268), z nieśmiertelną „Prząśniczką” na czele (popis pani Haliny Gad), marsza z „Halki” w transkrypcji fortepianowej oraz Elegię Es-dur Moniuszki w wykonaniu Krzysztofa Małka. Dodajmy, że program kocertu ułożono tak, by kompozycje obu muzyków przeplatały się, a zatem po pieśni Moniuszki pan Małek grał piękną balladę g-moll Chopina i grał pięknie, po raz pierwszy słyszałem, aby pianista potrafił wydobyć w pierwszych nutach tego utworu dźwięk podobny do spadającej...łzy! Ale cóż, pan Krzysztof ma jakby w palcach duszę Fryderyka!


A potem nokturn Es-dur, bardzo znany i lubiany, snuł nostalgię z serca Chopina. A słowne przerywniki ( doskonale wybrane przez twórców scenariusza! ) celnie punktowały nastrój jak np. cytowana przez Andrzeja Świtakowskiego wypowiedź Paderewskiego z r.1910, który we Lwowie mówił o znaczeniu muzyki Chopina z okazji stulecia Jego urodzin. Nie zdradzę z niej wiele, by audytorium koncertu w Canberra zostawić niespodziankę, ale tę krótką perełkę mistrza Jana Ignacego przytoczyć trzeba:

„...On był i tym kapłanem, co nas rozproszonych w święty Ojczyzny zaopatrywał sakrament!”. Istotnie, muzyki Fryderyka łaknęliśmy zawsze niczym jakiegoś szczególnego sakramentu, który przybliżał nam Ojczyznę. Polonezów, mazurków, czy kolędy „Lulajże Jezuniu”, wplecionej w scherzo b-moll, a wreszcie 19 pieśni, z których usłyszeliśmy urocze „Życzenie” albo „Leci liście”, obie w interpretacji pani Haliny Gad i oczywiście z akompaniamentem Krzysztofa. A w tej pieśni słowa zawsze aktualne: „Bo zdrajców przybyło, a lud zbyt poczciwy...”

Biograficzne anegdoty przeplatały ładnie utwory muzyczne, niesposób oddać to w recenzji, ale bodaj jedną z nich warto tu rozwinąć. Dotyczy ona Fryderyka, który u schyłku życia, w 1848, miał szczęście koncertować w Anglii i Szkocji dzięki protekcji Jane Stirling – swej uczennicy – i jej starszej siostry Mrs Erskine. Obie damy ze starej szkockiej rodziny Stirling of Keir, znanej już w XIV wieku, uwielbiały Chopina, a Jane - bardzo piękna - podobno pragnęła go poślubić. W Paryżu krążyła nawet plotka, że królowa Wiktoria pobiera lekcje u Fryderyka, oczywiście incognito! Prawdą natomiast jest to, że po koncercie w Londynie ( 15 maja 1848) Wiktoria dłużej rozmawiała z Chopinem.

Można podziwiać, że Fryderyk – często o kresu sił i plujący krwią – wytrzymał to tournee, a jeszcze i przyjęcia, podczas których poznał angielską i szkocką arystokrację oraz Dickensa, Carlyle’a czy Emersona. I był na koncercie Jenny Lind. Odpocząl potem nieco w Szkocji, gdzie dotarł pociągiem 9 sierpnia i odpoczywał w najlepszym hotelu Edynburga. Nowe koncerty, także w Glasgow, wreszcie prywatne muzykowanie w starych rezydencjach Szkocji, a i rodzina Erskine zaliczała się do elity, np. David Erskine ( 1742-1829) był tak majętny, że kupił ruiny opactwa Dryburg Abbey. Z kolei rodzina Stirling wzbogaciła się w Indiach, przyjmowano więc Chopina po królewsku.






Do Londynu wrócił jednak chory, obie siostry i księżna Czartoryska (z domu Radziwiłł) opiekowały się nim w październiku. Niebywałe, Chopin odzyskuje siły i znowu jedzie do Edynburga, gra w zamku księcia Hamiltona. Wraca do Londynu i daje tu koncert na rzecz polskich emigrantów! Wreszcie z początkiem 1849 r. wyrusza do Paryża, a szczerze zakochana we Fryderyku Jane ofiarowała mu, wraz z siostrą, 15 tysięcy franków. Hojny gest, tym bardziej istotny, bo stan zdrowia nie pozwalał już Chopinowi udzielać lekcji. Jane wyśle mu jeszcze potem czek na 25 tys. franków, a po zgonie Chopina nosiła po nim żałobę!

Koncert kończył wielki polonez, zagrany z animuszem i uczuciem przez Krzysztofa Małka, naturalnie były prośby o bis. Wieczór w konsulacie przywołał duchy obu mistrzów i nasycił nas tym narodowym sakramentem, o którym w r.1910 mówił Jan Ignacy Paderewski, sam wielki patriota i genialny artysta.

W kwietniu planowana jest powtórka tego wspaniałego koncertu w Ambasadzie RP w Canberra, a może zespół im. Jana Pawła II z Sydney i jego znakomici soliści wystąpią jeszcze w Melbourne ?

Marek Baterowicz