W poczuciu, że będzie to historyczne wydarzenie, pakuję się ponownie do Jindabyne. Tym razem mamy podpisać z Aborygenami oświadczenie o wspólnym stanowisku wobec dual naming Góry Kościuszki, ale bardziej kolorowym elementem podróży będzie odsłonięcie tablicy upamiętniającej matriarchalną starszyznę Monaro Ngarigo. Tak więc na dzień przed podróżą, 16 maja, myję, siekam i pakuję w pudełka warzywa, głównie selery oraz owoce, aby kierowca miał co żuć, gdy napadnie go senność, ale i po to, aby gości poczęstować w naszym sympatycznym apartamencie przy Hotelu Horizon. Radośnie i bez oporu budzę się w piątek 17 maja, wielkie pakowanie walizki i coolboxa, prezentów dla Aborygenów. Przed wyjazdem na autostradę mamy jeszcze dokupic cztery bukiety kwiatów.Humory dopisują, mamy poczucie sukcesu, bo oto wniosek „samozwańców” z Tumbarumba o nadanie drugiej nazwy Górze Kościuszki został póki co odrzucony.
Z Geographical Names Board dostaliśmy krótką informację o planowanych konsultacjach w sprawie nadania Górze aborygeńskiej nazwy KUNAMA NAMADGI. Ma się z nami skontaktować ekspert do spraw językowych, pani M. Ambasador M. Kołodziejski dostał dłuższy list, w którym poinformowano go o decyzji podjętej po posiedzeniu Komitetu w dniu 14 maja br. At the GNB meeting on 14th of May the Board resolved to defer a resolution until further consultation is undertaken with relevant parties. Our Aboriginal Languages Officer will be reaching out to Aboriginal community groups and other relevant stakeholders. This will include Kosciuszko Heritage Inc and yourself.
Jesteśmy już na autostradzie, nagle telefon. Dyrektor Parku Kościuszki informuje, że ceremonia odsłonięcia jest odwołana, bo tablica nie przyszła na czas. Zatkało nas. Nie wiemy, co robić. Dzwonimy do szefowej komitetu Ngarigo, Iris. Radzi jechać dalej, wszak mamy pracować nad oświadczeniem; coś nam ważnego ma do powiedzenia, ale to później, bo teraz jedzie na pogrzeb do Batesman Bay. Dzwonimy do Toniego Langa, który jedzie z parką pięknie wystrojonych Lajkoników, dzieci miały stworzyć piekną kolorową scenierię na uroczystościach - no cóż, niech wracają do domu, to przynajmniej jutro nie stracą lekcji w Szkole Sobotniej.
Dzieci wracaja, a my jedziemy dalej i zachodzimy w głowę, dlaczego impreza jest odwołana. Czyżby jakaś intryga? Może to ja narozrabiałam, bo wysłałam emaila do pani z GNB, proponując "samorządnie, niezależnie", aby przyjechała na konsultacje do Jindabyne, bo akurat wszystkie cztery elderki będą dostępne w jednym miejscu i czasie. I tak nas samochód wiezie nas na południe, a przecież pierwotnie mieliśmy jechać na północ, do Brisbane, na Zjazd RNPA. Plan był taki, że Adam Gajkowski będzie startował w wyborach na prezesa, a Andrzej na wiceprezesa. I dobrze się stało, że nie jedziemy jedziemy do Brisbane, wolę mieć męża bliżej domu i spraw Kościuszki.
Tyle razy jeździmy tą trasą, a dopiero teraz zauważamy, 75 km przed Cooma, tablicę z napisem Monaro Country. A może to nowa tablica? Ok 5 pm instalujemy sie w naszym wygodnym, przytulnym apartamencie. Iris nieosiągalna, co mamy robic dalej? Dzwonimy do dr Doris Paton. Jak się okazuje, już jest z mamą, Aunty Rachel Mullett, zajmuje apartament obok nas, ale w tej chwili jest w restauracji koło poczty. No więc jedziemy tam.
Piątkowa kolacja w Jindabyne |
Tablica wielka jak drzwi |
Prócz Doris i jej mamy jest tu syn Iris, Jesse oraz cała grupa pracowników Kosciuszko National Park na czele z wicedyrektorką Pam O’Brien. Fajna knajpa z wielkim kominkiem i buzującym ogniem. Są tu m.in. ranger Anthony, ongiś mieszkaniec Tumbarumby oraz Krystian z narzeczoną Reginą. I o czym tu rozmawiać, skoro nie wiemy, jaka jest sytuacja i dlaczego impreza jest odwołana. No nic, będziemy opowiadać o Kościuszce, Strzeleckim oraz George’u Martinie. Czekamy, kiedy się pojawi Iris, to nas wszystkich oświeci. Tymczasem się okazuje, że dojedzie ona dopiero w nocy, bo razem z mamą, Aunty Deanną, pojechały do szpitala w Canberra, aby odwiedzić kuzynkę po amputacji nogi, a teraz się męczy po ciemku na trasie, omijając rozbrykane kangury.
W takim składzie, jak jesteśmy, siadamy do kolacji, a winko usposabia do beztroskiej rozmowy. Ze zdziwieniem słyszymy, że jesteśmy zaproszeni jutro rano do Dyrekcji Parku na morning tea. Dziwne to wszystko. Pam płaci za kolację całej grupy, miło żegnamy się do jutra. Wracamy do hotelu. Iris pojawia się około 10 pm. Przy kieliszeczku miodu pitnego daje nam briefing na jutro. Będzie redaktor z About Regional, w jego obecności wygłosimy nasz wspólny statement. Iris zabiera nasz draft, ma go do rana dopracować. Mówi, że tablica jest, zobaczymy ją jutro, ale oficjalnego odsłonięcia nie będzie, bo zabrakło reprezentantki czwartego klanu. Powód? – dowiemy się niebawem.
Sobota, 18 maja. Rano zrywamy się, pysznie wyspani w swieżutkim i wygodnym łóżku. Musimy się jakoś pozbierać z bukietami i prezentami – szkoda, że nie ma Lajkoników w strojach góralskich. Mieli nam pomagać; a teraz ja się miotam przystrojona w góralską chustę przerobioną na bluzkę. Zbieramy się w sali konferencyjnej Dyrekcji KNP. Jest Pam, nie ma natomiast dyrektora. Nie ma też redaktora, nie dojechał z Bega, bo sprawa wspólnego oświadczenia została odroczona do piątku. Tak więc dzisiaj mamy „preview” tablicy, która dumnie stoi w Staff Room. Jest to stalowa konstrukcja wielkości drzwi. Po oficjalnym odsłonięciu zostanie zamontowana przed budynkiem dyrekcji, przy wejściu do Visitor Centre.
Monero-Ngarigo Country. This country is our Mother. We – the Aboriginal People of the Mountains – belong to this country. She is our beginning, giving us our identity and culture. She brings us together, and takes us away. (Photos) Aunty Rachel Mullett, Aunty Rae Solomon-Stewart, Aunty Margaret Dixon & Aunty Deanna Davison are the senior matriarchal elders of the Monero-Ngarigo People. They have shared their knowledge and love of their Ancestral home to future generations and have played a critical role in the passing on of knowledge, language, traditional stories and cultural projects. They have also ensured that the next generations of Monero-Ngarigo people remain connected to their Ancestral land.
|
|
Oficjalne odsłonięcie planowane jest na październik, już po sezonie narciarskim, kiedy hotele będą tańsze. Ale dobrze, że doszło do „preview” i że nasze elderki mogły sobie porobić pamiątkowe zdjęcia. Obserwuję ze smutkiem, jak się starzeją, dwie trzęsące się staruszki na wózkach inwalidzkich, trzecia na własnych nogach, ale chuda jak szczapa po operacji raka żołądka. Każda zabiera głos, który im się trzęsie z emocji. Wszyscy są wzruszeni, a mnie łzy leją się ciurkiem. Czy spotkamy się w komplecie w październiku?
Posłuchaj relacji. Listen what they say about the Plaque. Duration over 2 mins
Elderkom oczy promienieją, jeszcze za życia doczekały się uznania. Na stołach kanapki, pełno ciasta, pijemy kawę. Czas teraz na rozdawanie naszych prezentów, najpierw kwiaty, potem specjalnie na tę okazję wyprodukowane albumy fotograficzne, medale kościuszkowskie wg projektu Piotra Szałkowskiego, a na deser po skrzynce Miodu Pitnego.
Wśród gości jest miła pani z Departamentu Spraw Aborygeńskich; jak się okazuje zna panią M. z biura GNB, która ma prowadzić z nami konsultacje, może dowiemy się czegoś za kulisami...
Po oględzinach tablicy cała grupa Ngarigo zostaje na zebranie z dyrekcją, my zaś wychodzimy na słoneczny świat... i oto niespodzianka, bo oto poluje na nas opozycja, czyli „samozwańcy”. Rozmawiamy kulturalnie, wreszcie uciekam do samochodu, z głową – przyznam - pełną licznych pytań. Im bardziej wgłębiam się w sprawy aborygeńskie, tym mniej rozumiem. Chyba będę sie uczyć do końca życia!
Gdy dojechaliśmy do domku, musiałam się położyć, dokucza mi ból kręgoslupa. Ledwie trzymam się na nogach, ale wstaję, bo pod wieczór pojawiają się goście: Iris, Doris i Jesse. Ciekawa rozmowa o narodzinach rzek Snowy River i Murray River, dowiadujemy się, dlaczego birth of rivers to jest women’s business. Nadal szlifujemy tekst wspólnego oświadczenia, mamy je dokończyć do piątku, Iris ma przyjechać do nas i dopiero potem skontaktujemy się z redaktorem z „About Regional”. Po ciekawych pogawędkach (nareszcie po latach jest czas, żeby się do woli nagadać) ruszamy do hotelowej restauracji.
Dołącza do nas Aunty Deanna, której humor się popsuje po tym, jak ją obrazi były pracownik KNP, Rod Mason, siedzący przy sąsiednim stole. Słowa „przecież ty nie jeteś tutejsza” są istotnie obraźliwe. Deanna i jej przodkowie byli tradycyjnymi włascicielami krainy Monaro I Snowy Mountains. W dawnych czasach klany Ngarigo ustawicznie wędrowały, lato spędzali w górach, żywiąc się bogongami, a zimę nad oceanem, który karmił ich rybami i krewetkami. Tak więc Ngarigo mieszkali i tu i tam. Dopiero kolonialiści zagonili ich do rezerwatów, skąd ostatecznie musieli się wynieść do miasteczek nad oceanem.
15 lat temu Narodowy Park Kościuszki dał im szansę powrotu „do korzeni”. Chętnie tu wracają, czy to na narady i workshopy w KNP, na celebracje NAIDOC, czy też na festiwale kościuszkowskie. Tu jest nadal ich dom. Ale w tym domu mieszkają nowi mieszkańcy, też Aborygeni, też przesiedleni, czyli ludność napływowa, uważająca się teraz za prawowitych mieszkanców Jindabyne i okolic. Smutne to zjawisko, znane również w Polsce, zwłaszcza Kresowiakom przesiedlonym na Ziemie Odzyskane. Za chwilę podbiegli do Deanny dwaj koledzy Roda, którzy zaczęli ją przepraszać za niemiły incydent.
Wysepka na Jeziorze Jindabyne |
Eucumbene Dam |
Happy Jacks Road |
Niedziela 19 maja. Po Mszy św. i sniadaniu wybralismy się na wycieczkę w stronę Adaminaby, aby zbadać, czy prababcia Johna Casey’a mogła widziec Mt Kosciuszko z tych stron. Zatrzymujemy się na wzgórzu przy Eucumbene Dam. Czytam ze zdumieniem, że the reservoir has a gross capacity of 4,799 Gigaliters (almost 9 times the capacity of Sydney Harbour). Andrzej fotografuje, potem będzie badał zdjęcia na komputerze, powiększał i identyfikował. Póki co, zwiedzamy okolice jeziora. Na pioruńsko stromej skarpie, tuż pod linią wysokiego napięcia zbudowano domki i schroniska przyklejone do skarpy, z balkonami wiszącymi nad przepaścią. Jesteśmy na Happy Jacks Rd, która wespół z Tolbar Rd dzieli Park Kosciuszki na część północną i południową; północna to strefa wpływów Aborygenów z Tumut, Brangle & Gundagai. Południowa to strefa wpływów Monaro.
Jeszcze chwila i znajdujemy się na Braemar Bay, tu na pustkowiu jest Caravan Park – i oczywiście recepcja połączona ze sklepem, głównie z artykułami dla wędkarzy. Ale jest i mini bottle shop. Za ladą sympatyczna brunetka. Pyta taktownie: where from your lovely accent? We are from Poland. Jej mąż Holender, ona tru blue ozi, szkockiego pochodzenia. Opowiada, że mieszkali w Sydney, mieli w Badgery Creek hodowlę kur, ale z powodu budowy lotniska postanowili się wynieść na koniec świata. Trafiła się im okazja, caravan park. Żyją w ciszy i spokoju. Na nic nie narzekają. Mają 4 dzieci, które codziennie dojeżdżają autobusem do szkół w Berridale i Jindabyne (40 km). Popijam merlota, poruszam temat aborygeński i tu brunetka wyznaje, że dopiero niedawno się dowiedziała, że jest aborygeńskiego pochodzenia (plemię Yoti Yoti), powiedziała jej o tym umierająca mama. Ciekawe ile jest osób w Australii, które nie mają pojęcia o swym pochodzeniu...
Scammel's Lookout - stąd tez nie widac Kosciuszki. Jak piszą Mt K jest schowany za Abbot Peak |
Tabliczka na Scammel's Look |
Olsen's Lookout. Stąd też nie widac Mt K. Jest za to pyszny widok na Watsons Crags |
W poniedzialek, 20 maja ruszamy na drugą stronę Mt Kosciuszko, najpierw na Geehi Flats, skąd 179 lat temu Strzelecki wyruszał z Macarturem odkrywać najwyższy szczyt. To stąd kilka lat temu wyprawialiśmy Amerykanów i Oskara Kantora na Mt Kościuszko, właśnie trasą Strzeleckiego. Dalej mamy w planie dotrzeć do 2 punktów widokowych, gdzie słynne szczyty widać jak na dłoni. Jazda przez dżunglę po kamienistej, wyboistej drodze. 10 km! Czy nasza Toyota to wytrzyma? OK, jesteśmy na Olssens Lookout. Czytamy: The highest parts of the Snowies are of great spiritual importance. They are the centre of TIDBILLAGE the place where the spirits dance. Andrzej w swoim żywiole, fotografuje osnieżone szczyty, a ja studiuję ładne, kolorowe tablice informacyjne. Tu i ówdzie widnieje nazwisko Roda Masona, widać to jego dzieło. Pytanie, kto porobił na tablicach flamastrem poprawki: tu wpisano ręcznie „indigenous”, a tam „aboriginal”, ciekawe, co było pod spodem. Podobne "poprawki" na kolejnym punkcie widokowym Scammells Lookout.
Wracamy na trasę do Khankoban, z lubością płyniemy przez jesienne krajobrazy, aleje brzozowe i topolowe. Podobnie jak 2 tygodnie temu, tak i teraz jedziemy na Farran’s Lookout popatrzeć na majestatyczną Murray River i na Snowies; chcemy na nowo sfilmować najwyższe szczyty i zanalizować je z perspektywy ostatnio zdobytej wiedzy. Każdy drobiag może się przydać do naszego Joint Statement. Tym razem nie jedziemy do Tumbarumby. Jestem naburmuszona, bo George Martin nie odezwał sie do mnie...Jeszcze kolacja w Gundagai i przed północą wracamy do domu.
Tu przez kilka dni odrabiam zaległości w Pulsie Polonii, opracowuję materiały dźwiękowe i fotograficzne z najnowszej wyprawy, kręgosłup nadal boli, ledwie pełzam. A trzeciego dnia niespodzianka. W Tumbarumba Times znajduję artykuł Georga Martina pt. Kosciuszko a question of which mountain and what name .A więc jednak Czcigodny Oponent nie zapomniał o nas!
Po 2 dniach przysyła emaila, w którym przedstawia swój życiorys – i prosi o mój.
W niedzielę piekę żeberka, bo Iris z mamą zapowiedziały poranną wizytę, mam nadzieję, że zostaną na lunch. Zgodnie z zapowiedzią, nadal pracujemy nad Joint Statement. Niby tylko jeden akapit dodać, ale mijają 2 godziny, zanim oświadczenie jest gotowe. Nareszcie gotowe! Po odjeździe gości zadajemy sobie pytanie – I CO DALEJ?- bośmy w pośpiechu nie ustalili. Co z prasą? Czy już możemy udzielać wywiadów? Czy możemy wysłać nasze kontr-submission do Geographical Names Board? Jeśli tak, to trzeba nasze prawie 3-stronicowe oświadczenie skrócić do nakazanego limitu 2 tysięcy znaków.
I znów w domu - z gośćmi |
Dodajemy ostatni akapit |
Siadamy i jeszcze raz, słowo po słowie analizujemy tekst. Logika nakazuje zrobić kilka poprawek, w tym stylistycznych. Poprawiony tekst wysyłamy do Iris. Poprawki nie podobają sie jej. W dwa dni później Iris przysyła nową wersję oświadczenia. Totalnie zmienione, bardzo krótkie, na 1300 znaków. Czytam. Jako Australijka może mogłabym to podpisać, ale jako Polka nie. Szybka narada z panem ambasadorem oraz grupą najbliższych współpracowników. Musimy ten tekst przerobić tak, aby było jasne, że dbamy o polskie interesy. Trzeba na nowo czytać Memorandum of Understanding, a także ponownie przestudiować opasłą księgę Kosciuszko National Park. Plan of Management. I znowu pracujemy nad tekstem, bitwa o każde słowo, o każdy odcień jego znaczenia. Wreszcie wysyłamy. Czekamy na odpowiedź. Tymczasem zaczynam pisać moje CV dla „czcigodnego oponenta”.
Z ostatniej chwili. Doszło do porozumienia! Jutro w piątek 31 maja 2019 podpisujemy nareszcie Media Joint Statement w sprawie Góry Kościuszki!
Ernestyna Skurjat-Kozek
Link do poprzedniego odcinka "Awantura o Kosciuszkę"
Artykuł i życiorys czcigodnego oponenta - tutaj
|