Wiadomość o śmierci Pawła Edmunda Strzeleckiego w ciągu kilku dni dotarła do najbliższych krewnych mieszkających w Wielkim Księstwie Poznańskim. Odejście Pawła najbardziej chyba uderzyło we wdowę po jego starszym bracie, Karolinę Strzelecką, która od kilku lat otrzymywała z Londynu wsparcie finansowe. Wśród okrytych żałobą krewnych (po mieczu) znalazł się Bolesław, bratanek Pawła Edmunda, a po kądzieli siostrzeńcy Franciszek i Ignacy oraz siostrzennica Sydonia (ta trójka to dzieci Izabelli Światopełk-Słupskiej) oraz liczne potomstwo zwłaszcza Sydonii Douglas i jej córki Wandy Putiatyckiej. Rodzina wiedziała, że Paweł był człowiekiem zamożnym, z pewnością spodziewali się jakichś zapisów w testamencie, jeśli nie pieniędzy, to chociaż jakichś pamiątek. Kiedy dowiedzieli się, że ich całkowicie pominięto, byli zdumieni oraz w szoku. Po rodzinnej naradzie postanowili obalić testament jako sfałszowany.
Link do poprzedniego odcinka
Przede wszystkim budziła wątpliwość data wystawienia testamentu na dwa i pół dnia przed śmiercią. Krewni wnioskowali, że Strzelecki był zupełnie niedołężny, skoro nikogo do niego nie dopuszczano. Jeśli istotnie był niedołężny, to jako bezwolny starzec mógł podpisać wszystko, co mu podsunięto. Dalej rozumowali tak: jeśli ktoś istotnie sfałszował testament, to zechce zatrzeć wszelkie ślady, niszcząc natychmiast nie tylko poprzedni testament (z 1870 r.), ale i „wszystko, co się papierem zwie”, czyli wszystkie dokumenty, rękopisy, wyciągi, świstki, notatki, listy oraz dzienniki.
Zdarzało się, że sławni ludzie np. Chopin życzyli sobie, aby po ich śmierci zniszczyć dokumenty, głównie listy. Strzelecki podobne życzenie wyraził wiele lat wstecz. Było to w Australii, na dzień przed wyruszeniem w Snowy Mountains oraz do Gippsland. Otóż w dniu 21 grudnia 1839 roku Strzelecki z sydnejskiego hotelu napisał do swego przyjaciela Stuarta Alexandra Donaldsona list z dyspozycją, co uczynić z jego dokumentami. Był to list bardzo osobisty, pisany w widocznym pośpiechu, w ogólnym tonie dowcipny, a nawet trochę frywolny.
|
|
Mój Drogi Donaldsonie. Okrutnie mi żal, żeśmy się nie spotkali w Sydney – bardzo liczyłem na nasze spotkanie & taki jestem rozczarowany , że cię stąd wykopsnęło -Jak to jest, że choć tak dobrze ci życzę, to cię przyśrubowało do łoża w Port Philip?- Ja bym wolał, żeby cię przyśrubowało do zgoła czego innego –W którą to część twego ciała diabeł żądło wycelował? –Czy to aux pays bas w partie nizinne, czy też juste milieu, gdzieś wyżej?
Ponownie przekazuję ci klucz do mojej torby podróżnej, to na wypadek mego ewentualnego odlotu w zaświaty – Papiery z fioletowego foldera wyślij do Paryża na adres Panowie Andre & Cottier Bankers – a nie omieszkaj uświadomic ich, jak wielką stratę świat ponosi z racji mego odlotu - Natychmiast wrzuć do ognia gruby czerwony porfeuille z wszystkimi listami, a zwłaszcza do płci nadobnej. Z książkami i pakietem notatek rób, co chcesz, byleś ich nie wydał w obce, a zwłaszcza zagraniczne ręce – Jak widzisz jestem jedną nogą w strzemieniu, niezbyt jednak się kwapiąc, by kopnąć ostrogą. - Niby to gotów do odjazdu, ale nadal popasając. –Adieu moj drogi Donaldsonie – niechaj twoje popasanie obfituje długim żywotem. *)
W dopisku do listu Strzelecki krótko opisuje planowaną trasę i wyraża nadzieję na spotkanie w maju 1840 r.
Jakże inną scenerię mamy w październiku 1873 roku, kiedy wszystkie dokumenty zostały oddane na pastwę płomieni. Krewnym w Polsce zajęło około 2 lat, aby zdobyć informacje o tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach życia Pawła. Niestety, nie zachowały się informacje, czy ktoś jeździł do Londynu, by porozmawiać z Lady Herbert, czy chociaż z byłymi służącymi, czy też informacje zdobywano drogą korespondencyjną. Czytałam w prasie przedwojennej, jakoby (nieślubna) córka Bolesława Strzeleckiego wspominała, że ojciec jeździł do Londynu w sprawach majątkowych.
Z pamiętników Narcyzy Żmichowskiej **) wynika, że rodzinie udało się zdobyć trochę informacji, być może pochodzących od Lady Herbert albo kardynała Manninga. Ich zdaniem informacje te wskazywały na sfałszowanie testamentu. Wiadomość o tym, że spadek wyniósł zaledwie 10 tysięcy funtów też przyjęto z niedowierzaniem. Zdaniem krewnych majątek musiał być o wiele większy. Tak więc po rodzinnej naradzie krewni postanowili się złożyć na wynajęcie pruskiego adwokata, aby obalić testament.
Narcyza Żmichowska, cioteczna siostra Pawła Edmunda Strzeleckiego |
Nie mamy dokładnych informacji o tym, co się działo w latach 1874-1877, jak przebiegały przygotowania do rozprawy sądowej. Mamy natomiast dość szczegółową relację prasową z rozprawy apelacyjnej, drukowana była ona w wielu gazetach brytyjskich i przedrukowywana na wszystkich bodaj kontynentach. Była to niesłychana sensacja na cały świat, bowiem sam pan premier Gladstone (z towarzyszącą mu małżonką) musiał (a może po prostu chciał) pofatygować się do sądu w charakterze świadka.
Prześledziłam wiele gazet z roku 1877 i widzę, że redaktorzy dostarczoną im relację z sądu dowolnie skracali, albo streszczali. Czasem pomijali szczegóły, które dla nas miały akurat zasadnicze znaczenie. Z trudem skompletowałam całość. Nadal mam wiele pytań, ale odpowiedź mogą nam dać tylko pełne akta procesowe, poczynając od pozwu, kończąc na Dziennikach Sir Edmunda. Próbowaliśmy zdobyć te dokumenty, póki co, bezskutecznie. Zatem sprawę przekazaliśmy adwokatce w nadziei, że wydepcze ścieżki, które doprowadzą nas do celu.
A tymczasem jesteśmy skazani na prasowe relacje z kwietnia 1877 roku.Cytować będę głównie z obszernej relacji, jaka została opublikowana w Australii, w The Sydney Morning Herald. ***) Relację tę będę uzupełniać szczegółami z innych gazet: Pall Mall Gazette z 20 kwietnia, The Standard z 21 kwietnia Pontypool Free Press z 28 kwietnia,The Salisbury Times[i] z 28 kwietnia [i]The Graphic z 28 kwietnia 1877.
Piątek, 20 kwietnia 1877 r. rozprawie przewodniczy Prezes Sądu Spadkowego Sir James Hannen. Przed nim pozew przeciwko panu Johnowi L. Sawerowi. Pozew został wniesiony przez plaintiffs, osoby z Polski pod zaborem pruskim: syna zmarłego brata czyli De Strzeleckiego oraz syna zmarłej siostry, Von Słupskiego. Te dwa nazwiska (niestety bez pierwszych imion) widnieją na dokumencie sądowym (probate), jaki posiadamy. Strzelecki i Słupski wnoszą o unieważnienie testamentu Sir Pawła Edmunda Strzeleckiego argumentując, że dokument nie był sporządzony prawidłowo. Rzecznikami pozwanego Sawera są prawnicy Mr Coen QC oraz Mr Searle. Rzecznikiem strony polskiej jest Dr Tristram.
Trudno ustalić, kto dokładnie przygotował pozew. Jedne gazety wymieniają „syna zmarłego brata oraz dzieci zmarłej siostry”, inne mówią o „bratanku i siostrzennicy”. Jeszcze inne określają ich jako „nephews”, co dla nas jest określeniem wygodnym, bo wskazuje na to, że są „both male”. To by mianowicie wskazywało, że autorami pozwu mogą być panowie: Bolesław Strzelecki, syn Piotra oraz jeden z synów Izabelli, Ignacy lub Franciszek Światopełk-Słupski.
Nie wiemy, czy Strzelecki i Słupski obecni byli na rozprawie. Wyprawa do Londynu misiała być kosztowna. Prawdopodobnie reprezentował ich pruski adwokat. Na początku rozprawy przypomniano, że Sir Edmund był Polakiem z pochodzenia i że zamieszkał Londynie w roku 1843. Podkreślono, że wielce zasłużył się w czasie akcji charytatywnej BRA w Irlandii, zwalczając skutki klęski głodu. Za swe ogromne zasługi otrzymał od Królowej Wiktorii tytuł szlachecki "Sir". Następnie przypomniano, że Sir Edmund bardzo dobrze się znał z pozwanym, czyli panem Sawerem, pracownikiem firmy bankowej Devaux. Dalej słyszymy, że Strzelecki często pomagał w operacjach finansowych tej firmy i w pewnym stopniu korzystał z jej zysków. Swoje oszczędności zainwestował w life annuities czyli dożywotnią rentę.
Zdaniem barristera Cohena ta inwestycja dowodzi, że Strzelecki nie zamierzał udzielać krewnym w Poznaniu pomocy finansowej na większą skalę. Cohen dalej mówi, że Sir Edmund W roku 1870 sporządził testament, w którym zapisał tysiąc funtów dla dwóch krewnych za granicą. [Nota bene tylko jedna gazeta, Pontypool Free Press podaje imiennie , o kogo chodzi: „o wdowę po bracie Sir Edmunda, kapitanie Piotrze Strzeleckim oraz ich dzieci”]. Prócz tego Sir Edmund przeznaczył pewne sumy dla swoich służących, a pozostały majątek przekazał „drogiemu przyjacielowi, Admirałowi Sir G. Grey”. Tylko jedno źródło wspomina, że Strzelecki jeszcze w 1870 roku uczynił Sawera wykonawcą swego testamentu.
Dalej słyszymy, że z nowego testamentu znika zapis o podarunku dla krewnych. Zwiększają się natomiast zapisy na rzecz służących. Nie ma już mowy o admirale Greyu. Jedynym spadkobiercą residuary legatee zostaje John Lamb Sawer. Dalej Cohen przypomina, że na krótko przed śmiercią Strzeleckiego odwiedziło go dwóch przyjaciół-polityków: Mr Thomson Hankey, poseł z okręgu Peterborough oraz wielokrotny premier W.E. Gladstone, który widział sie z Sir Edmundem dokładnie w dniu, kiedy sporządzono testemant.
Teraz Gladstone zostaje zaprzysiężony i będzie odpowiadał na pytania pana Cohena.
W.E. Gladstone stawił się w sądzie w roli świadka. Towarzyszyła mu żona Catherine. |
Cohen: - Jan pan ocenia charakter Zmarłego? Gladstone: - Sir Edmunda znalem od 20 lat.. To był niezwykły człowiek o ogromnej wiedzy i niezwykłym doświadczeniu. Bardzo szlachetna postać. Osobowość daleko ponad przeciętną.Był jednym z najbardziej opanowanych i spokojnych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem.
Cohen: - Rozumiem, że do niedawna cieszył się dobrym zdrowiem ? Gladstone: - Tak. Zawsze na niego patrzyliśmy jak na młodego staruszka, który jeszcze długo pożyje, zatem bardzo byłem zaskoczony, że cierpi z powodu śmiertelnej choroby. Cohen: - Spotkał się pan z nim w dniu 3 października czyli w dniu sporządzenia testamentu? Gladstone: - Tak jest. Cohen:- Czy w tych okolicznościach wydawał się panu jako zdolny do sporządzenia testamentu? Gladstone: - On nie tylko był zdolny to uczynić, ale też wykazywał ten sam jasny umysł, spokój i opanowanie, jakie go cechowalo przez całe życie. Jeśli można, to nawiążę tu do rozmowy, jaką z nim wtedy przeprowadziłem i którą opisałem w moim Dzienniku. Ta rozmowa głęboko się wryła w moją pamięć. Słuchałem retrospektywy. Sir Edmund był zupełnie świadomy, że odchodzi z tego świata, w zgodzie i w pokoju ze wszystkimi ludźmi. Rozważał też przyszłość, w którą wkraczał. Na krótko przed odkryciem swej choroby z dużą przyjemnością planował podróż do Europy. Zasiegnął wtedy porady u znakomitego lekarza. Na tym etapie wszystko było jakby w porządku. Dopiero po jego powrocie choroba się ujawniła. Stan był fatalny. I chociaż Sir Edmund był w pełni świadom okoliczności, to mówił o nich bez lęku, czy podniecenia.
Cohen:- I wtedy, gdy widział go pan po raz ostatni, był istotnie taki pozbierany i spokojny, żeby sporządzić testament? Gladstone: - Był tak pozbierany jak nie przymierzając panowie sędziowie.
Tu mamy wstawkę z pisma The Standard z 21 kwietnia 1877. Cohen:- W jakiej porze dnia odwiedził pan Sir Edmunda? Gladstone: - Mam wrażenie, że było raczej późno. Jako osoba sprawująca urząd miałem zwyczaj składać wizyty dopiero pod koniec dnia. O ile pamiętam, byłem tam wieczorem, bo już świece się paliły.
W ramach cross-examination pytanie zadaje Dr Tristram: -Czy Sir Edmund był człowiekiem hojnym? Gladstone:- Ależ tak. To wyjątkowo uczynny człowiek. Kiedyś opowiadał mi coś w wielkim zaufaniu i wtedy wyrobiłem sobie o nim taką opinię, że jest to bardzo bezpretensjonalny człowiek, który tak się porusza po świecie, aby nikomu nie przyszło do głowy, że on jest lepszy od nich.Tak naprawdę był szczodrym człowiekiem, który poświęcał wiele czasu, pieniędzy i serca na realizację najszczytniejszych celów. Nigdy ze mną nie rozmawiał na temat krewnych w Rosji, ani o sprawach testamentowych. Tego ostatniego dnia rozmawialiśmy przez pół godziny, kiedy to ani nie cierpiał z bólu i ani nie wyglądał na człowieka aż tak bliskiego śmierci.
Na tym kończą się zeznania Gladstone'a. Już wkrótce dalszy ciąg relacji sądowej.
Ernestyna Skurjat-Kozek
Przypisy: *) List Strzeleckiego do S. Donaldsona znajdujemy w artykule W. L. Hovard'a Sir Paul Edmund de Strzelecki w "Royal Australian Historical Society. Journal and Proceedings", Vol. XXVI, Part I, Sydney 1940, s. 50. **) Narcyza Żmichowska, O Pawle Edmundzie Strzeleckim według rodzinnych i towarzystkich wspomnień, Athenaeum, Warszawa 1876 ***)The Sydney Morning Herald, Sydney, 6 sierpnia 1877 r.
|