Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
27 października 2020
Bieg Wilczym Tropem czyli Chlupie mi w butach
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto: Puls Polonii, Łukasz Graban & Tony Lang

Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych, obchodzony 1 marca, w tym zawirusowanym roku 2020 świętowalismy dopiero 17 października. Bieg Wilczym Tropem odbył się w Berrima Penrose Park, tradycyjnie organizowany przez Stowarzyszenie Nasza Polonia. Tym razem spotkalismy się w nieco mniejszym gronie. Zgodnie z wytycznymi zapisano tylko 40 osób. Inni mogli sobie pobiegać indywidualnie np. w swojej dzielnicy. Organizatorzy, którzy zwykle podejmują biegaczy grochówką, tym razem prosili, aby każdy zabrał ze sobą kanapki, nie było bowiem dostępu do kuchni mieszczącej się w przestronnym namiocie-świetlicy.Tak więc w piątek siekałam i kroiłam ingredienty, które miały się złożyć na sałatkę śledziową doprawioną tarragonem, bazylią, tymiankiem i innymi dość ostrymi ziołami, dosłodzoną zaś wiśniami z kompotu.Marzyło mi się, że uraczymy nią kilku przyjaciół pod jakimś cisem lub sosną. Przewrotny los sprawił, że micha z sałatką wróciła do domu.

Kiedy wyjeżdżaliśmy z Sydney w sobotę o świcie, było chłodno i pochmurnie. Na trasie zachwycały nas eukaliptusy obsypane białym miodowym kwieciem i drzewka obsypane krwisto-czerwonymi „szczotkami” bottle brush. W Penrose Park było parno, strasznie zielono, mgliście i cieplutko. Cudowne, świeże powietrze. Na soczystej trawie leżakowało całe stado kangurów. U wejścia do kościoła kolejka - wpuszczano według listy. Zagadnęłam Ojca Damiana, gdzie jest kaplica, którą buduje Jacek Łuszczyk (ten sam artysta, który wyrzeźbił główny ołtarz). Usłyszałam, że kaplica już jest gotowa! Istotnie, po lewej od głównego wejścia bieleje wielka kompozycja: Matka Boska Fatimska, a przed Nią trójka pastuszków na kolanach. Przy głównym ołtarzu organizatorzy czynią ostatnie przygotowania (transparenty, panele, sztandary). Zgodnie z nalepkami i nakazami utrzymania dystansu zajmujemy ławki w co drugim rzędzie. Za chwilę dzwonek – wchodzi kapłan. Świątynia ma dobrą akustykę – łagodny, przyciszony głos Ojca Damiana ładnie się po niej niesie.


Grupa "Lajkonika"


Po lewej Patron Biegu, amb. Michał Kołodziejski










Po Mszy św. główny organizator Adam Gajkowski wita Honorowego Patrona Biegu – Ambasadora Michała Kołodziejskiego, który przyjechał z Canberra wraz z nowym dyplomatą Łukaszem Grabanem. Po krótkiej przemowie ambasadora mikrofon przejmuje historyk Janusz Tydda, który ma wygłosić wykład pt. Dlaczego Wyklęci. Jego wykład łączy się niespodziewanie z przeciekawą opowieścią o dr Ewie Kurek i jej książce "Zaporczycy".

AUDIO.Janusz Tydda Dlaczego wyklęci.Czas 11 min.

Po Mszy św. zaczęliśmy się gromadzić przy stojaku z flagami polską i australijską; obok był obsługiwany przez Anię Doloto stolik z numerami startowymi, tuż obok drzewa z wysoko zawieszonym transparentem START.Tradycyjnie Start znajdował sie w wygodnym miejscu, nieopodal namiotu-świetlicy. Tym razem znaleźlismy się poza strefą asfaltu, co akurat w naszym przypadku okazało się juz po biegu małą komplikacją, niełatwo było bowiem Andrzejowi i Panu Łukaszowi pchać wózek inwalidzki (z nielekką zawartością) po wyboistej dirt road, aby dotrzeć do przytulnego samochodu. Ale jak przygoda, to przygoda, to i niewygoda – chwała i cześć Żołnierzom Niezłomnym!












Po rozdaniu numerów biegacze gotowi byli do startu. Dzieciaczków było sztuk 15, najmłodsze (niemowlę) w wózeczku z przywiązanym doń psem, kilka pędraków 3-4-letnich, reszta w wieku szkolnym.Tym razem bieg nie był wyścigiem, chodziło o to, aby z racji restrykcji uczestnicy biegu byli raczej od siebie oddaleni.Nie miało więc znaczenia, kto doleci pierwszy, a kto ostatni. Pilotem biegu był Waldek Bujanowicz na rowerze, z polska flagą. Chyba po raz pierwszy udział w biegu wzięli dyplomaci. Najpierw bieg asfaltem do starej kaplicy, a potem po żwirku do Groty. W sumie 1963 metry.

Zaczęło kropić. Większość biegaczy była już na mecie, popijała wodę i zapewne siadając na polnych ławach wyciągnęłaby kanapki, aby się posilić, ale oto nagle lunęło! Ściana wody! A krople grube jak grad! Nie było gdzie się schować. Ale też nikt nie uciekał. Słychać było żarty i śmiechy, ktore po chwili zostały zagłuszone przez grzmoty! W ciągu półtorej minuty wszyscy byliśmy dokumentnie przemoczeni.

AUDIO.Scenki z Biegu Wilczym Tropem. Prawie 4 min.

WIDEO.Bieg w strugach deszczu










Ludziska bez zbytniego już pośpiechu poszli do samochodów, aby się przebrać. Na szczęscie zabrałam z domu bambosze i ciepłą pelerynę. Rozdzwoniły się komórki. „No to co teraz robimy?” Nadal lało. Adam zaproponował wyprawę na obiad w miasteczku Berrima. Jakoś tam się wszyscy odnaleźlismy w jednej restauracji-pubie, udało się zająć kilka stolików.Słodki jazgot uniemożliwiał towarzyską rozmowę. Tu i ówdzie słychać było pojedyńcze słowa. Ania się śmiała, że jej chlupie w butach. Basia narzekała, że ma wodę w torebce. Jakiś mały chłopczyk prosił mamę, aby mu zamówiła „spalungetti”. Jedzenie było pyszne, porcje kopiaste. Słychać było komentarze, że ten Bieg z pewnością na długo zostanie nam w pamięci. Czas było się żegnać.

W naszym samochodzie nawaliła klimatyzacja, skutkiem czego przy totalnie zaparowanych szybach widoczność mieliśmy „na medal”. Niewiele widząc błądziliśmy i w efekcie podróż do domu trwała o 2 godziny dłużej. No, cóż... Jak przygoda, to przygoda, a i niewygoda – chwała i cześć Żołnierzom Wyklętym !

Ernestyna Skurjat-Kozek