Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
16 kwietnia 2021
Szczęśliwe dni spędzone w Torzeńcu
Marek Skowroński

Dyplomata Tadeusz Skowronski

Janek, wnuk Tadeusza Skowronskiego
Od Redakcji. Nieodmiennie fascynują mnie opowieści o Pawle Edmundzie Strzeleckim i jego ukochanej Adynie Turno. Wczoraj przysłano mi ze Starostwa Powiatowego w Kępnie link do filmu pt. "Szczęśliwe dni spędzone w Torzeńcu" z enigmatycznym dopiskiem "tam też byli Turnowie". Oczywiście połknęłam haczyk i z przeogromną radością i zainteresowaniem obejrzałam półgodzinny film opowiadający nie tylko dzieje majątku w Torzeńcu w okresie międzywojennym, ale i niezwykłe emigracyjne dzieje ostatniego właściciela, Tadeusza Skowrońskiego, konsula generalnego RP w Brazylii. A jaki tu związek z rodem Turnów? Otóż Tadeusz Skowroński poślubił hrabiankę Chrystynę Turno, która od swego ojca, Jana, dostała ten wielki majątek w posagu.Pół dnia mi zajęło, aby wytropić, jaki był stopień pokrewieństwa między Janem, a Adyną Turno. Po nitce do kłębka, udało się ustalić, że hrabia Jan Turno (1870-1949) był właścicielem wielkich majętności, w tym trzech pałaców: w Lulinie, Słomowie i Torzeńcu (zbudowanym w latach 1914-1918).Jego starszy brat, Stanisław był ostatnim właścicielem słynnego pałacu w Objezierzu, gdzie jako rezydentka, stara panna mieszkała Adyna Turno.

Jan i Stanisław byli synami Hipolita Turno, wielce szacownej postaci - powstańca styczniowego i posła do parlamentu. Z kolei Hipolit był synem Wincentego Turno, szczęśliwie ożenionego z Heleną Kwilecką, zamożną arystokratką, która w prezencie ślubnym dostała od rodziców pałac w Objezierzu. Ten sam pałac, w którym dwukrotnie gościł Adam Mickiewicz; ten sam pałac, w którym Adyna dostała w liście od Strzeleckiego zasuszoną strokrotkę z Góry Kosciuszki. Ojcem Wincentego i Adyny był zubożały magnat Adam Turno, oficer armii Księstwa Warszawskiego, kawaler Virtuti Militari, pamiętnikarz i...hulaka.Jak więc z naszych dociekań wynika Adyna Turno była ciotką Hipolita, oraz ciocią-babcią jego synów.

VIDEO. Szczęśliwe dni spędzone w Torzeńcu. Czas 33 min.


Dożynki w pałacu w Torzeńcu. Mal. Tadeusz Skowroński.Kadr z filmu

WSPOMNIENIA POTOMKA OSTATNIEGO WŁAŚCICIELA MAJĄTKU W TORZEŃCU, MARKA SKOWROŃSKIEGO

Ojciec mój, Tadeusz Skowroński[1896-1986] pracował jako konsul generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Holandii, a moja matka przebywała w tym czasie w Torzeńcu, oczekując przyjścia na świat czwartego syna. Jadąc z Torzeńca we wrześniu 1937 roku do Amsterdamu, w Poznaniu, ojciec otrzymał nominację na ministra pełnomocnego (ambasadora) Rzeczypospolitej Polskiej w Brazylii. W dniu 15 marca 1938 roku moja rodzina, wraz z Heleną Makówką (Ali), guwernantką, wyjechała statkiem do Rio de Janeiro. Przed naszym wyjazdem ojciec przekazał krewnym pełnomocnictwo rządzenia i opiekowania się majątkiem w Torzeńcu (posiadam jeszcze kopie tych dokumentów).

Już od najmłodszych lat mojego dzieciństwa żyję opowiadaniami rodziców o Torzeńcu, stają się one dla mnie obrazem raju po drugiej stronie Atlantyku. Słyszę opowiadania o zabytkowym dworze, o sadach należących do posiadłości, o stawach rybnych i o najwyższym wiatraku zachodniej Polski, by tylko wspomnieć kilka nadzwyczajnych dóbr posiadłości torzenieckiej.

Podczas II wojny światowej miałem około pięciu lat. Rodzice w milczeniu przeżywali masakrę pracowników Torzeńca i okrutne morderstwa w Wyszanowie dokonane przez Niemców. Rodzice nic nigdy mi nie wspominali o tym, co się wtedy wydarzyło, na pewno po to, by nie wzbudzić u mnie uczucia nienawiści. Wracając pamięcią, mogę powiedzieć, że jedynie odczuwałem smutek moich rodziców, kiedy w kolejnych latach razem oglądaliśmy przedwojenne filmy. Odczuwałem też tęsknotę mojej rodziny, członków poselstwa i służby za ojczyzną. Pamiętam, jak moja matka organizowała komitet pomocy ofiarom wojny w Polsce i jak ojciec opiekował się przybywającymi do Brazylii uchodźcami polskimi. Pamiętam też, jak mój ojciec narysował plan kapliczki i to, jak go wysłał do Polski, aby pracownicy w Torzeńcu odbudowali zniszczoną przez Niemców starą kaplicę, która znajdowała się w pobliżu rodzinnego dworu.

Na czas letnich upałów opuszczaliśmy Rio de Janeiro, udając się z całą rodziną do Petropolis (1000 m wysokości), ponieważ tamtejszy klimat był podobny do naszego klimatu w Wielkopolsce. Tam też żyłem opowiadaniami o Torzeńcu i o Szwajcarii, miejscach ciągle obrazujących mi piękność Europy. Pobyt mojego ojca na placówce w Rio de Janeiro trwał osiem lat. Po cofnięciu uznania Rządowi Londyńskiemu przez Brazylię, we wrześniu 1945 roku, ojciec zdecydował o pozostaniu na emigracji. Interesującą relację ze swej działalności dyplomatycznej w Brazylii podczas II wojny i akcjach podejmowanych w tym kraju na rzecz Polski i Polaków mój ojciec przedstawił w książce „Wojna polsko-niemiecka 1939-1940 widziana z Brazylii”, PFK, Londyn 1980.


Pamiątka po prapradziadku Janie Turno, ojcu Adama, dziadku Adyny

Działalność dyplomatyczna mojego ojca była prowadzona w skrajnie trudnych warunkach. W sytuacji oficjalnej, a z czasem coraz silniej podkreślanej neutralności Brazylii oraz braku jakiejkolwiek pomocy ze strony ambasad państw sprzymierzonych: Francji i Wielkiej Brytanii, ojciec musiał przeciwstawiać się aktywnej i dysponującej dużymi środkami finansowymi propagandzie niemieckiej, której celem było doprowadzenie do izolacji dyplomatycznej przedstawicielstwa Polski w Brazylii . Dużym problemem stała się również organizacja codziennej pracy poselstwa, przy braku jakichkolwiek instrukcji ze strony Rządu Polskiego, o finansach nie wspominając.

Pomimo tych wszystkich niesprzyjających okoliczności, a także niejasnej sytuacji samego rządu i prezydenta internowanych w Rumunii, dzięki negocjacjom mojego ojca udało się utrzymać uznanie Rządu Polskiego i jego przedstawiciela w Brazylii, aż do końca wojny. Brazylia wreszcie połączyła aliantów i wysłała żołnierzy do bitwy przeciwko Niemcom.

Jak wiele innych rodzin na uchodźstwie, tak i moja rodzina wsłuchiwała się w głos Radia Wolnej Europy, oczekując na powrót do ojczyzny. W tym czasie Brazylia uznała polski reżim komunistyczny i ojciec utracił status dyplomaty. W lutym 1945 roku w Jałcie na Krymie doszło do czegoś, co do dziś dla Polaków jest synonimem zdrady. Zdrady ze strony aliantów, z którymi ramię w ramię walczyliśmy przeciwko III Rzeszy. W kraju nastały rządy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

W następstwie utraty statusu dyplomaty ojciec zajął się działalnością zarobkową, aby utrzymać rodzinę i zapewnić mnie i moim braciom wykształcenie, o jakim marzył. Z wielką troską zabiegał o pomoc w znalezieniu pracy dla członków poselstwa. Warto też przy tej okazji wspomnieć, że ojciec zawsze dbał o służbę. Tak zatem zaczynaliśmy wszystko od nowa. Nie mając nic, robiliśmy i sprzedawaliśmy kosze z żywnością na Boże Narodzenie i okolicznościowe święta. W wieku 10-12 lat rozwoziłem kosze rowerem do klientów. By móc opłacić naszą naukę, ojciec sprzedał wiele lat zbieraną kolekcję znaczków pocztowych, pasjonował się filatelistyką. Potem rodzice otworzyli restaurację, firmę importową, ale te inwestycje nie przyniosły oczekiwanego sukcesu.

W tym czasie ojciec został mianowany profesorem na Papieskim Uniwersytecie Katolickim w Rio de Janeiro. Pisał i publikował artykuły w polskiej prasie emigracyjnej, wydawanej w Londynie i Paryżu, na temat dziejów dyplomacji, historii i sztuki, brał też udział w programach brazylijskiego Radia Wolna Europa. Niestety, nasza trudna sytuacja finansowa nie pozwoliła nam na opłacanie Ali, naszej guwernantki i sytuacja zmusiła nas do rozstania.

W tym czasie ojciec poznał Alfreda Jurzykowskiego. Założyli razem firmę „Distribuidores Unidos do Brasil”, zajmującą się importem części do ciężarówek. Kilka lat później założona przez nich firma została największą fabryką Mercedesa Benza w Ameryce Południowej. Ojciec zostaje przedstawicielem Fundacji im. Alfreda Jurzykowskiego w Brazylii. Ali zostaje guwernantką jego dzieci a w późniejszych latach zajmuje się dziećmi mojego brata.

Kiedy mam 17 lat, spełniają się marzenia moich rodziców i wyjeżdżam na studia do Szwajcarii. Jest to marzenie, by być bliżej Polski i Torzeńca. W 1955 roku odwiedza mnie moja matka. Pamiętam, jak płacze na widok kwitnących drzew i europejskich owoców, takich, jakie zapamiętała jeszcze z rodzinnego Torzeńca. Po powrocie do Rio de Janeiro umiera w 1956 roku. W wieku 22 lat kończę studia w Szwajcarii na Uniwersytecie we Frybourgu. Otrzymuję tytuł doktora nauk ekonomicznych i politycznych.

Mój ojciec nigdy nie otrzymał wizy, by móc odwiedzić swój kraj rodzinny. Z tęsknoty do Torzeńca napisał książkę, dedykując ją mojemu synowi: „Szczęśliwe dni spędzone w Torzeńcu”. Wyraża ona jego tęsknotę i jego wielkie przywiązanie do korzeni rodzinnych w Torzeńcu. Tekst zdobią przepiękne kolorowe ilustracje. Są one malowane przez niego samego i zdradzają wielki talent plastyczny. Książka została wydana w trzech językach, w Londynie w 1985 (Caldra House). Jest ona literacką opowieścią, oddającą w doskonały sposób piękno dworu w Torzeńcu, pozwalając odczuć szczęście i dobrodziejstwa tamtych czasów. Książka mówi o tym, jak Tadeusz i Chrystyna Skowrońscy przebudowali dwór i założyli park. Jak rozwinęli uprawę zbóż, ziemniaków, cebuli, oraz hodowlę ryb, trzody chlewnej, krów i owiec. Bogactwo rolnictwa i niezwykłe piękno terenów posiadłości przebija się przez stronice wspomnień mojego ojca. Jest to opowieść mojego ojca, ale ujętej z perspektywy dziadka, bowiem chce on przekazać swojemu wnukowi historię Torzeńca, historię ludzi tam żyjących, pracujących na roli i szczęśliwych. Jego własną historię. Odzwierciedlenie tamtych dziejów w najdrobniejszych szczegółach pozwala zauważyć, jak bardzo mój ojciec żył historią Torzeńca i jak bardzo go kochał.

W 1961 roku żenię się ze Szwajcarką, koleżanką z czasów studenckich na uniwersytecie we Frybourgu. Moja żona jest absolwentką prawa. W 1962 roku na świat przychodzi nasz pierwszy syn, Jean, co tym samym zmusza moją żonę do przerwania rozpoczętego przez nią wcześniej doktoratu. W latach 60. pracuję dla szwajcarskiej firmy Wander (Ovomaltyna i Farmaceutyki). Podróżuję po świecie, zajmując się eksportem. Moje podróże oddalały mnie od rodziny, bowiem w dawnych czasach przekroczenie Atlantyku wymagało spotykania klientów, przez co najmniej sześć tygodni, tak by podróż mogła się opłacać. Moja pierwsza podróż do Ameryki Południowej wymagała odwiedzenia aż jedenastu państw. Na świat przychodzą kolejne nasze dzieci: dwie córki i syn. W tym czasie mieszkamy w Bernie. Później zostaję przeniesiony do Hiszpanii jako dyrektor przedsiębiorstwa, spędzamy tam z rodziną szczęśliwe cztery lata. Następnie pracuję w firmie farmaceutycznej Sandoz i Novartis.

Po raz pierwszy poznaję najbliższą rodzinę i również 100-letnią babcię, z domu Budny, która uczestniczyła w czterech wojnach, i która wszystkie te wojny przeżyła. Moja wizyta w Torzeńcu była dla mieszkańców dużym zaskoczeniem. System komunistyczny każdego roku niszczył nasz torzeniecki majątek. W latach 70. tuż przed podwyżką cen ropy, został zburzony 40-metrowy wiatrak, który dostarczał energię na cały majątek. Myślę, że z lenistwa, bo nikomu nie chciało się wchodzić tak wysoko i dolewać oleju, który umożliwiał jego funkcjonowanie.


Słynny 40-metrowy wiatrak. Kadr z filmu

W latach 80. udaje mi się odwiedzić Polskę i być w Torzeńcu z żoną, dziećmi i ich rodzinami. Zwiedzamy Torzeniec i inne majątki rodzinne w woj. poznańskim: Objezierze, Słomowo, Lubostroń, Pacholewo itd. Mąż mojej córki, który zna się na lasach, wziął małe drzewo z korzeniami jako pamiątkę z Torzeńca. Gdy go przesadziliśmy, miało ono 20 cm wysokości, a teraz ma już w ogrodzie w Genewie ponad metr i przypomina nam polską ziemię.

W latach 90. otrzymałem w Szwajcarii telefon od Mariana Bekajło z Katowic, reżysera i scenarzysty polskiej telewizji i Zofii Kossakowskiej z prośbą o pozwolenie zrobienia dokumentu o Torzeńcu współcześnie oraz w oparciu o historię opisaną w książce mojego ojca. Marian Bekajło mówił, że Polacy są ciekawi, jak żyło się na wsi przed wojną. Przy tej okazji warto wspomnieć, że on jest autorem sławnego filmu o lwowskich profesorach: „Być we Lwowie 1939-1941”.

Nie tylko wyraziłem zgodę na bezpłatne wykorzystanie praw autorskich, ale też zaproponowałem dodanie tzw. flash back-u ze starych filmów przedwojennych (oryginały na taśmie celuloidowej),przekazanych przeze mnie w latach 70. na VHS, gdyż celuloid łamał się ze starości. Produkcją filmu zajął się Eugeniusz Jerzykowski. Razem z moim synem, Jeanem, w pięcioosobowej ekipie uczestniczyłem w nagrywaniu filmu o Torzeńcu. 41-minutowy film został transmitowany przez TVP. Można go dziś też obejrzeć na You Tube (Torzeniec), umieszczonego tam w nieznany mi sposób. Film został przeze mnie przetłumaczony na język francuski, tak by i moja rodzina mogła poznać historię Torzeńca. Niektóre osoby z filmu pamiętają mnie i moich braci z lat dziecięcych.

Od mojej ciotki w Polsce otrzymałem wspomnienia pisane przez 50 lat (1893-1945), w tym samym kajecie mojego dziadka Jana Turno, właściciela Słomowa pod Obornikami, który kupił Torzeniec jako posag mojej matki. Wspomnienia wraz z fotografiami umieściłem na nośniku cyfrowym, przekazałem je moim dzieciom, kuzynom oraz szkole (im. A. Mickiewicza) w majątku Objezierze, skąd pochodził mój dziadek Jan Turno. Często otrzymuję listy i telefony od mieszkańców Torzeńca, zrozpaczonych skutkami wandalizmu, które niszczy dwór.

Nawiązałem kontakt z Agencją Nieruchomości Rolnych w Poznaniu, bowiem chciałbym dowiedzieć się, jak odzyskać majątek, by móc w niego zainwestować. Niestety, bizantyjskie procedury hamują dobrą wolę dawnych właścicieli i ich potomków. Wygląda na to, że władze czekają na to, aż trzecie pokolenie wymrze, albo nie będzie już mówić po polsku. Szkoda, bo kraj traci potencjalnych inwestorów i prywatny kapitał.

Obecnie kataloguję wspomnienia, książki, artykuły (ponad 70 artykułów o moim ojcu) oraz 90 artykułów i książek pisanych przez niego oraz fotografie z czasów międzywojennych. Wraz z wybuchem drugiej wojny światowej mój ojciec rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę działalność publicystyczną na rzecz obrony polskiej racji stanu. Jego liczne artykuły pojawiały się w prasie brazylijskiej, m. in. w Sao Paulo, Rio de Janeiro, Kurytybie, ale także w argentyńskim Buenos Aires. Był autorem antologii głosów brazylijskich o Polsce publikowanych od 1830 roku – „Paginas Brasileiras sobre a Polonia”, wydanych w Rio de Janeiro w 1942 roku. Opublikował również liczne artykuły na temat polityki, ekonomii, demografii, drukowanych w „Mercure de France”, wydawanych w Montrealu, „Wiadomościach Polskich” oraz w czasopismach polskiej emigracji londyńskiej, m. in. w „Wiadomościach” i „Dzienniku Polskim” i „Dzienniku Żołnierza”.

Kataloguję również sprawozdania gospodarcze i finansowe Torzeńca z lat 1934-39, pokazujące jak bardzo majątek był w tamtych czasach dochodowy. Mój ojciec prowadził racjonalną gospodarkę, która to uczyniła z Torzeńca wzorcowe przedsiębiorstwo rolne. Mam dużo fotografii z Torzeńca z lat 1930- 1937. Majątek posiadał 1250 ha ziemi ornej. Jest jeszcze wiele materiałów na jego temat do odkrycia.

Chcę to wszystko przekazać archiwum polsko-szwajcarskiemu we Frybourgu, gdzie mieszkamy z żoną i moją rodziną. Mam w planach raz jeszcze odwiedzić Torzeniec, spotkać się z mieszkańcami i być może władzami gminy. Planuję również odwiedzić tamtejsze szkoły. Jestem bardzo dumny z ojca i chcę, by ta nasza rodzinna historia, historia dworu w Torzeńcu odżyła jako jedna z wielu przedwojennych opowieści. Nostalgicznych wspomnień o wspaniałych, polskich posiadłościach, które na skutek zawiłości losów i tragicznej historii polskiej ziemi dzisiaj zamieniają się w ruiny.

źródło kepnosocjum.pl

Puls Polonii poleca:

Marek Skowronski z wizytą w Kępnie

W gościnie u Turnów

Pan Tadeusz z Objezierza

Mickiewicz w Objezierzu