Niedawno udało nam się zrealizować projekt zaplanowany na rok 2020, który z powodu Covidu-19 doszedł do skutku dopiero w marcu tego roku. Z dużymi fanfarami i w honorowej obstawie zawiesiliśmy na granitowym głazie tablicę upamiętniającą wyjście ekipy P.E. Strzeleckiego z Welaregang przez rzekę Murray, Geehi Walls i Hannels Spur na górę nazwaną przez niego Górą Kościuszki. Nie było jednak czasu na radowanie się tym osiągnięciem, trzeba bowiem było zakasać rękawy, aby kolejny projekt doprowadzić do końca. I tak oto oddaliśmy wczoraj do druku w Poznaniu polski przekład wielkiego dzieła Lecha Paszkowskiego „Sir Paul Edmund de Strzelecki. Reflections on His Life”.
Pomysł wydania książki po polsku narodził się dość dawno temu. Przyjaciel i bliski współpracownik śp. Lecha Paszkowskiego, Witek Łukasiak proponował, abyśmy przetłumaczyli książkę własnymi siłami, czyli w nielicznym gronie znawców i entuzjastów Strzeleckiego. Jednak różne sprawy stanęły na przeszkodzie: przede wszystkim objętość książki. Tłumaczenie jej po kawałku, w wolnych chwilach, trwałoby wieki, ponieważ praktycznie tych wolnych chwil nie mamy; każdy z nas ledwie zipie, uwikłany w działalność społeczną. Na dodatek pojawiły się u kilku z nas poważne problemy zdrowotne. Było jasne, że tłumaczenie trzeba po prostu zlecić fachowcom.
Nawiązałam wstępny kontakt z Wydawnictwem Naukowym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Negocjacje postanowiliśmy przeprowadzić osobiście w czasie naszej wizyty w Polsce. I tak oto 18 wrzesnia 2019 roku byliśmy przyjęci przez dyrektorkę wydawnictwa Marzenę Lendzion-Markowską oraz kandydatkę na tłumaczkę Natalię Panuś. Pełni radości podpisaliśmy porozumienie. Dla mnie osobiście ważne było zaciesnienie więzów z Poznaniem, gdzie spędziłam ongiś 5 wspaniałych lat jako studentka polonistyki. Ważne też było to, że książka o Strzeleckim ukaże z Poznaniu, który można nazwać jego miastem rodzinnym – wszak „wieś” Głuszyna jest dzis częścią metropolii poznanskiej. Ale chyba najistotniejsze wydawało się nam, że dzieło Paszkowskiego będzie wydane w renomowanym wydawnictwie naukowym i zostanie odpowiednio wprowadzone w kanały promocyjne. ...Wspaniałe perspektywy!
Od lewej: tłumaczka Natalia Panuś-Domiter, dyrektor Marzenna Lędzion-Markowska oraz Ernestyna z Australii. Foto Puls Polonii |
I miły pobyt na Alma Mater, spotkanie z prorektorem UAM, prof. Tadeuszem Wallasem (drugi z prawej), otrzymanie Medalu Cegielskiego oraz Medalu Stulecia Uniwersytetu w Poznaniu. Towarzyszą nam Państwo Róża i Wojciech Owsianowscy. Foto Puls Polonii |
Wróciliśmy do Australii; nastapił dość długi okres biurokracji: zawierania różnych umów, w tym również ze spadkobiercą Autora, Romualdem Paszkowskim, który przekazał nam copyrights. Praca nad przekładem mogła się rozpocząć dopiero po dopięciu spraw formalnych. Cieszyliśmy się, że „książka sama się robi”, a my możemy zająć się innymi sprawami. Co jakiś czas dostawalismy różne sygnały, a to, że tłumaczenie jest już na ukończeniu, a to, że przekład wysłano do recenzji do eksperta, a to, że lada moment zostanie nam przedstawiony do ostatecznego zatwierdzenia. Do tego dochodziły różne inne sprawy – okładka, ilustracje, copyrights, ostateczna korekta, przedmowa do wydania polskiego.
Podam przykład, jak łatwo cały projekt może się zawalić z powodu jednego drobiazgu. Otóż poznańscy graficy zrobili trzy wersje okładki. Redaktorki w Poznaniu zrobiły swój wybór, teraz czakały na naszą decyzję. Okazało się, że jednomyślnie wybraliśmy tę samą: turkusowo-niebieską, przedstawiającą zatokę Flinders Island z widocznymi na lądzie górami Strzelecki Peaks. I za chwilę wpadłam w popłoch bowiem – jak się okazało - mieliśmy załatwione copyrights dla wszystkich ilustracji – z wyjątkiem tej jednej!
Zajęło mi trochę czasu, aby wytropić, skąd w ogóle mamy to zdjęcie. Okazało się, że z jakiejś firmy turystycznej w Perth. Napisaliśmy emaila modląc się o jak najszybszą odpowiedź. Odpowiedzieli po 3 dniach, że o copyrights mam się zwrócić do tasmańskiej firmy fotograficznej. Podali adres. A tu weekend i nic nie można załatwic, a z Poznania ciągle poganiają! Piszemy do tasmańskiej firmy, ale ta odpowiada, że z jej zdjęć mogą korzystać tylko firmy turystyczno-podróżnicze, a nie kulturalne czy edukacyjne.
Odsyłają mnie na stronę internetową fotografa, który jest autorem naszego zdjęcia. Dzwonię więc do Stuarta Gibsona. Nie bardzo wie, o ktore zdjęcie chodzi, w najnowszym katalogu go nie ma, i proponuje, abysmy obejrzeli jego zbiory i wybrali sobie coś innego. Ja na to ze łzami, że nam chodzi o konkretne zdjęcie, które widnieje na okładce książki, ktora JUTRO idzie do drukarni. A on znów, że to zdjęcie było robione ze starego drona, a teraz ma taki nowoczesny i woli, abysmy sobie wybrali jakieś fajne zdjęcie. I kiedy tak targujemy sie przez telefon, Stuart wysyła nam emailem jakies zdjęcia – ale email nie dochodzi! Probuje jeszcze raz. Nie dochodzi! Probujemy więc na inny adres. Co to się dzieje z tym internetem?! Nareszcie dochodzi!
|
Oglądamy. Ale tu nie ma nic, co by było związane ze Strzeleckim. Wysylam Stuartowi projekt okładki na dowód, że chodzi nam o to konkretne zdjęcie. Nareszcie pojmuje o co chodzi. Zgadza się, abyśmy użyli to konkretne zdjęcie. Ustalamy cenę, obiecujemy natychmiastowo wpłacić honorarium. Stuart mówi, że oficjalne pismo z copyrightami wysle nam w poniedziałek, bo teraz wyjezdza na weekend. W poniedziałek istotnie przysyła nam pismo, które natychmiast przesyłam do Poznania.
A Poznań pyta: a gdzie są copyrights na wersję elektroniczną? Teraz dopiero do mnie dociera, że
oprócz wersji papierowej książka będzie wydana jako e-book i umieszczona przez wydawcę na platformie cyfrowej IBUK....i że niezależnie od tego Kosciuszko Heritage Inc. dostanie swoją kopię e-booka i będzie mógł umieścic ją dowolnej platformie internetowej. Więc zaczyna się nowa runda negocjacji ze Stuartem. Czy wypisze nam zgodę na użycie zdjęcia również w e-booku, czy mamy coś dopłacic? I tak schodzi kilka dni i wreszcie dostajemy finalną zgodę (bez dopłaty!) na wersję papierową i elektroniczną. Możne wreszcie odetchnąć i – że tak powiem – odwołać kardiologa!
Ale oto przychodzi email z linkiem do najnowszej wersji składu – musimy natychmiast zrobić ostateczne proof reading. I znów rzucamy wszystko, aby w ciągu kilkunastu godzin sprawdzic, czy wszystko jest w porządku, czy dokonano poprawek, czy przy okazji nie zrobiono nowych błędów czy literówek. Dzieki Bogu, zdążyliśmy na czas. I oto nareszcie wczoraj 17 czerwca oddalismy książkę do druku. Kamień z serca. Możemy się teraz skupić na kolejnym wielkim projekcie. Wkrótce o nim opowiemy.
Ernestyna Skurjat-Kozek Prezes, Kosciuszko Heritage Inc.
|