- Jak zakończyła się Pani sprawa z Polskim Klubem w Ashfield?
- Trudno mi na to pytanie powiedzieć, bo jeszcze się pewnie nie zakończyła... Dzisiaj na przykład otrzymałam klubową ulotkę z propozycją zostania Diamentowym, Złotym, Srebrnym lub Brązowym Darczyńcą. Wpłacając odpowiednią kwotę moje imię i nazwisko może być wypisane lub wyświetlone w klubowym foyer, mogę otrzymać oprawiony dyplom, zwiedzić Klub z przewodnikiem, a nawet dostać na miarę szytą marynarkę, z wyhaftowanym nazwiskiem...
- To dzisiaj, a bodaj tydzień temu wezwano Panią na ‘Klubowy dywanik’(podobnie jak innych działaczy polonijnych) prawdopodobnie z zamiarem pozbawienia Was członkostwa Klubu.
- Dywanik, co za "słodkie" określenie. Ale ja się po prostu nie stawiłam na przesłuchanie. Otóż opuszczając Polskę przed 50. laty wywiozłam ze sobą awersję do stawiania się ‘na dywaniku’.
Link do Disciplinary Hearing
- Oj, a cóż to za wspomnienia? Niezbyt miłe?
- Wówczas przyjemne nie były, ale teraz wspominam je raczej jako humorystyczne. Otóż pracowałam wraz z mym przyszłym mężem Bronkiem w Technikum Budowlanym w Nowej Hucie jako nauczycielka i wychowawczyni internatu. Pewnego dnia zostałam wezwana do gabinetu dyrektora ‘na dywanik’. Moim oskarżycielem był pan Inżynier Stanisław Moskała, pierwszy sekretarz szkolnego PZPR. Zarzucił mi, że działam wbrew statutowi Partii. To jest placówka świecka - podkreślił - a ja miałam czelność powiedzieć Rodzicom, że ich mieszkający w internacie synowie mają pełne prawo iść w niedzielę do kościoła. Należy się jedynie wpisać na listę, wychodząc i zaznaczyć powrót. Jest to konieczne dla bezpieczeństwa, wyjaśniałam, podobnie jak w domu dzieci mówią, że wychodzą. Nie czekając na dalszą reprymendę odpowiedziałam Towarzyszowi Moskale, że mnie statut PZPR-u nie obowiązuje, bo ja do partii nie należę. Natomiast Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej gwarantuje nam wolność sumienia i wyznania – i to jest dla mnie wiążące. Z uśmiechem opuściłam spotkanie. O dalszym ‘uprzykrzaniu’ przez Tow. Moskałę mojej tam egzystencji mogłabym napisać humoreskę. Ale te przewinienia nie były chyba ciężkie, bo ówczesny dyrektor szkoły, p. Stanisław Szczygielski (również partyjny) świadek ‘dywaników’ przyznał na Dzień Nauczyciela najwyższe wyróżnienia i nagrody pieniężne Mariannie Bigaj (obecnie Łacek) i Bronkowi Łackowi. Dlatego proszę się nie dziwić mojej awersji do ‘dywaników’ szczególnie, kiedy wezwanie podpisane jest przez Hanię Geras.
- I co trio w składzie Geras-Borysiewicz-Borsak teraz Pani zarzuca?
- Dokładnie mi tego nie sprecyzowano, ale tłumacząc żargon paragrafów oraz "materiały dowodowe" czyli kopie artukułów z Pulsu Polonii, jakie Hania Geras mi pocztą przesłała, chodzi o to, że brałam udział w Balu Maskowym, na który zaprosiliśmy gości z okazji okrągłej rocznicy ślubu. Początkowo myśleliśmy o Ashfield, ale nie byłam pewna, czy wszyscy byliby wpuszczeni do Klubu. Wolałam nie ryzykować. Bal był wspaniały i o tym napisałam. To było cztery lata temu. Wtenczas trwały jeszcze dyskusje co do przyszłości Klubu Polskiego w Ashfield.
Pamiętam na pierwszym spotkaniu informacyjnym wyraziłam swoje obawy, czy aby nadbudowa wielu pięter nie ‘udusi’ Polskiego Klubu, zajmującego parter, podobnie jak to się stało z Rosyjskim Klubem w Strathfield. Padły wówczas także inne propozycje rozbudowy. Do mnie bardziej przemawiała dwustopniowa budowa – najpierw zabudować dawny parking (no. 75) tam przenieść działalność klubową i dopiero budować na działce no. 73. Podobała mi się wówczas idea Polskiego Hotelu nad Klubem. Pamiętałam słowa starszego, doświadczonego Rodaka, który powtarzał – ziemi się nie pozbywać, bo ziemi Pan Bóg więcej nie stworzy. Teraz oczywiście to już nie jest aktualne, ale parę lat temu trwały jeszcze dyskusje. Na jednym z Klubowych AGM wydawało mi się, że nie dosłyszałam, poprosiłam więc czytającego sprawozdanie, żeby jeszcze raz powtórzył zadłużenie Klubu. Tak, powiedział pięć i pół miliona dolarów ($5 500 000). Nikt nie potrafił dać wyczerpującej odpowiedzi na co poszły te pieniądze. Daleka jestem od posądzania kogokolwiek o nieuczciwość, ale to zakrawa na karygodną niegospodarność. Konflikt z ‘Kameralną’? Po co to było, skoro nawet Sąd Najwyższy nie przyznał Klubowi racji. Po co było usuwać ‘Kameralną’ i na siłę trzymać klubową restaurację ‘Sto Lat’, która jak poinformowano na jednym z Zebrań, przynosiła straty.
Albo te rzesze (podobno zebrano już ponad 200 nazwisk) Polaków, którym odmówiono człokostwa Klubu, których usunięto, lub zawieszono w prawach na kilka lat – to zakrawałoby na groteskę, gdyby nie było takie przykre. Oczywiście, wszystko podobno zgodnie z przepisami. Kto egzekwuje tutaj takie prawa, jakby były rodem z najczarniejszych lat PRL-u? Kto weźmie na siebie moralną odpowiedzialność za taki podział w społeczności polonijnej, jakiego jeszcze nie było? Te i tym podobne pytania były zadawane 5 lat temu. Niektóre są aktualne do dziś. Zamiast wzywać ‘na dywanik’ teraz po latach, czy nie prościej było wówczas a nawet i teraz spokojnie wszystko wyjaśnić?
- No, było minęło niewyjaśnione. A w ogóle co Pani myśli o przyszłości Klubu?
- Muszę przyznać, że ta przyszłość mnie już nie bardzo interesuje. Dla mnie Polski Klub w Ashfield należy do przeszłości. Tam wychowały się moje dzieci – grając, tańcząc, śpiewając i pracując społecznie. Tam mój mąż spędził wiele dni, rozpracowywując na prośbę kolejnych Zarządów zakodowane tajniki maszyn pokerowych. Tam zorganizowałam 6 Konkursów Muzycznych Ewy Malewicz z ponad 200. uczestnikami. Trzydzieścioro z nich, to obecnie profesjonalni muzycy.
-Tu warto wspomnieć o Pani współpracy z legendarną skrzypaczką Wandą Wiłkomirską...
- No właśnie. Z Wandą organizowałyśmy Koncerty Roku Szymanowskiego, a potem Roku Chopinowskiego. A z Gosią Dobrowolską i Zosią Turkiewicz organizowałam pokazy filmów z ich udziałem. Z Ludwiką Amber i Piotrem Skrzyneckim koncerty poetyckie. Ostatnio, tuż przed pandemią (luty 2020) zorganizowałam ‘book launching’ biografii Petera Skrzyneckiego. Książka Of Human Experience napisana została przez 9 prominentnych australijskich literatów. Ponieważ rozdział 10. jest mojego autorstwa, wydawca przystał na uroczystość w Klubie Polskim. Pozycja społeczna oraz poziom intelektualny zaproszonych wówczas gości mogły być tylko powodem dumy.
- Osobnym rozdziałem były Bale Maturalne?
- Tak. Ponad 20 lat temu rozpoczęłam organizowanie Balu Polskich Maturzystów. Każdy z nich, łącznie z ostatnim, Balem 40-lecia Polskiej Matury w Sydney, był niezwykle udaną, niezapomnianą imprezą. Dla młodzieży, ich rodziców i przyjaciół była to okazja do celebrowania. Dla Klubu dochód i splendor. Oczywiście i ja za swoją pracę otrzymywałam słowa podziękowania, które były i są zachętą do dalszej pracy.
Oto przykłady słów wypowiadanych w Klubie Polskim w Ashfield. Dobry wieczór Pani Marianno, (to od uczennicy spoza Sydney)
Chcę Pani jeszcze raz bardzo serdecznie podziękować za pomoc w przygotowaniu do matury, za Pani modlitwy i za zaangażowanie! Jest Pani dla mnie wielkim skarbem of Pana Boga. Polska matura zaliczyła mi się jako 'top 5 subjects'. Uzyskałam 94/100 z polskiej matury! Nie mogłam w to uwierzyć! 94% z języka polskiego. Za to, że zrobiłam polską maturę, mogę uzyskać ekstra 2 punkty do ATAR, to doda mi jeszcze więcej punktów, więc bardzo się cieszę!
Rodzice bardzo Pani dziękują za pomoc i zaangażowanie i są Pani bardzo wdzięczni za wszystko co Pani dla mine zrobiła :) Życzymy Pani i całej Pani rodzinie wesołych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Dużo zdrówka, miłości, pomyślności na nowy rok, błogosławieństw Bożych i opieki naszej Matki Najświętszej.
- Karolina.
A oto odczytany na Balu wiersz od Ojca, którego trzecie dziecko przeszło przez moją maturalną klasę:
Pani Marianna jak gwiazda świeci Jest dobrą mamą dla wszystkich dzieci I dla tych w domu, i dla tych w szkole. Wszystkie je kocha, troszczy się o nie. Czas zawsze znajdzie też dla każdego I nie odmówi żadnej pomocy Chociażby miała nie przespać nocy. W szkole, w kościele, w radio w gazecie - Mariannę Łacek wszędzie znajdziecie. Wszystkich jej zasług tu nie wymienię Lecz muszę przyznać, że bardzo cenię Osoby takie jak jest ta Pani. Cieszmy się z tego, że jest tu z nami. Pogratulować tylko wypada Mieszkańcom Ashfield takiego sąsiada, Co jak duch dobry pośród Polaków Mieszka tu w Sydney, Choć tęskni za nią i miasto Kraków. Za dobre serce, za swoją pracę Na pewno kiedyś pójdzie do nieba. Lecz takich ludzi na ziemi trzeba. Niech długo jeszcze żyje wśród nas Pani Marianna – pewnie ją znasz.
- Tak więc z Klubem Polskim w Ashfield wiążą się moje cenne wspomnienia. Jakby nie było, to przecież pół wieku mojej pracy dla Polonii. Pracy, która znalazła swoje uznanie zarówno w Polsce: Medal Zasłużony dla Kultury Polskiej; Złoty Krzyż Zasługi; Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz w Australi przyznany mi Order of Australia Medal. Polskie odznaczenia celebrowaliśmy w Polskim Konsulacie. W oficjalnym bankiecie australijskim po ceremonii wręczenia mi OAM, uczestniczyć mogło tylko troje zaproszonych gości. Tak więc spotkanie z cennymi przyjaciółmi, także niepolskiego pochodzenia, którzy zawsze wspierali moją działalność zorganizowałam w Klubie Polskim w Ashfield. Tam celebrowaliśmy moje wysokie australijskie wyróżnienie.
Oczywiście, otrzymywałam także podziękowanie od Klubu. Jeden przykład zamieszczam poniżej. A odnośnie propozycji Honorowego Darczyńcy... Niestety, nie mogę z niej skorzystać, bo do otwarcia klubu jeszcze daleko, a ja zamierzam schudnąć i haftowany kubraczek mógłby mi potem nie pasować.
|
PONIŻEJ FRAGMENTY KLUBOWEJ ULOTKI
DOTACJA DIAMENTOWA - OFICJALNA MARYNARKA KLUBOWA NA MIARĘ SZYTA |
NA CO KLUB ZBIERA |
Od Redakcji: prosimy zwrócić uwagę na pozycję mówiącą o przeznaczeniu $15 tysięcy dolarów na renowację eksponatw Polish Army Museum. A przecie nad renowacją i katalogowaniem tych zbiorów muzealnych pracowała grupa działaczy SPK pod fachowym kierunkiem Joanny Lang z Muzeum Powstania Warszawskiego. O ile mnie pamięć nie myli, zbiory były przechowywane w Domu Polskim, skąd pewnego dnia "wyparowały". Czyżby się odnalazły?
|