DONOS Niniejszym uprzejmie informuję, że Wiesław Koronowski kompletnie nie rozumie wielu kwestii związanych z problematyką rzeźby współczesnej. Należy to uznać za poważną ułomność, gdy wziąć pod uwagę fakt, że jest to nauczyciel akademicki. Zjawisk i pojęć, których Koronowski nie rozumie, jest ogromnie dużo. Trzeba tu dokonać pewnej systematyzacji problemów i w tym celu zacznę od kwestii najogólniejszych.
Problem powstaje już przy samym pojęciu artysty. Otóż Koronowski się burzy, że wielu artystów tworzących instalacje uważa się za twórców prac rzeźbiarskich tylko z tego powodu, że są to realizacje przestrzenne. W swoim tradycjonalistycznym nastawieniu domaga się przyjmowania staroświeckiej koncepcji rzeźby jako świadomego formowania bryły. Wychodząc z tych założeń, przekonuje, że nie powinno się już używać określeń odwołujących się do tradycyjnych dyscyplin. Twierdzi więc, że toleruje wszelkie realizacje, pod warunkiem że nie wszystko będzie miało uchodzić za rzeźbę, ale jednocześnie niedorzecznie oczekiwałby w tej kwestii jakiegoś postulatu i przestrzegania tej zasady.
Broniąc swojej anachronicznej koncepcji, twierdzi, że rzeźba musi być definiowalna, wywodzi także, że należy przy tym brać pod uwagę uwarunkowania historyczne i formalne.
Jednocześnie Koronowski uważa, że rzeźba nie może przede wszystkim pełnić funkcji nośnika treści intelektualnych. Mówi, że gdyby celem miało być tworzenie filmów, rzeźb czy obrazów, które można by opowiedzieć, to nie byłoby powodu, aby je tworzyć. Próbując przekonywać o słuszności takiego twierdzenia, wysuwa argument, że zagubiono obecnie arystotelesowską równowagę między treścią a formą. Uważa więc, że zapominamy o wartościach wizualnych, które cechują przekaz wyrażany w języku właściwym dla sztuk plastycznych, przekaz, który nie sprowadza się do idei, a często nawet w ogóle nie służący wyrażaniu idei.
Płaskorzeźba autorstwa W. Koronowskiego ma być uroczyście odsłonięta przy kościele św. Wojciecha w Poznaniu w 150 rocznicę smierci P.E. Strzeleckiego w dniu 6 października br. |
Sam przy tym dodaje, że ta równowaga treści i formy nie jest wyznaczona żadnymi ustalonymi proporcjami, które można by wyrazić w postaci liczbowej, lecz jest to raczej nieustanne balansowanie. W swym tendencyjnym nastawieniu przywołuje nawet w tym kontekście słynną Fontannę Duchampa, uważając ją za realizację mającą zwrócić uwagę na walory czysto wizualne. W jego przekonaniu to ostatnia sytuacja, kiedy twórca dążył do osiągnięcia zamierzonego celu za pomocą kategorii wizualnych. Sądzi więc, że Fontanna to manifest przekonania, iż piękny może być również przedmiot codzienny, prozaiczny czy nawet wstydliwy. Nie trzeba dodawać, że taka interpretacja chyba więcej mówi o samym Koronowskim niż o prowokacyjnej realizacji Duchampa.
Koronowski wysuwa mocny, ale nietrafny argument przeciwko wyrażaniu idei poprzez prace plastyczne. Wywodzi mianowicie, że idee zdecydowanie nie tylko łatwiej, ale i stosowniej wyrażać za pomocą języka. Idee należą do sfery intelektualnej. Należy je wyrażać precyzyjnie i z respektowaniem reguł rządzących tamtym warsztatem. Gdy artysta sądzi, że jego realizacja ma wyrażać jakieś koncepcje, Koronowski uważa to za oszustwo, posługiwanie się pewnym wytrychem, jak to określa. Przez to rozmycie granic między odmiennymi dziedzinami tylko się upowszechnia dyletantyzm, ponieważ prowadzi to do tego, że intelektualiści cechują się zbyt niską wrażliwością plastyczną, plastycy zaś są za mało oczytani.
Galeria Mosina. Tu warto zajrzeć
Tylko nieliczni nie dają się nabrać na te skutki braku kompetencji. Gdy sztuka chce się wdzierać w inne dziedziny, prowadzi to nieuchronnie do uproszczeń, zdaniem Koronowskiego, przez które nie zwraca się należytej uwagi na dwa zasadnicze fakty, mianowicie na to, że artystą się jest wskutek decyzji odbiorców, a prawda nie jest pojęciem niezmiennym, ustalonym ostatecznie. Należy się obawiać, że te twierdzenia nie mają służyć obronie specyficzności dziedzin ludzkiej działalności, lecz są po prostu propagowaniem najzwyklejszego i groźnego w skutkach relatywizmu, podobnego do absurdalnej koncepcji jakiegoś egzystencjalisty, że morderca jest niewinny, jeśli nie wiedział, że morderstwo jest zbrodnią.
Proszę zapamiętać te relatywistyczne elementy, ponieważ do ich szkodliwego wpływu przyjdzie tu jeszcze wrócić. Jednocześnie jednak w wyniku pewnej niekonsekwencji Koronowski przestrzega przed relatywizmem. Ponieważ wielokrotnie możliwe są różne interpretacje, należy się wystrzegać poszukiwań prawdy w dziele sztuki, aby nie doprowadzić do rozmycia tej kategorii. Koronowski pragnie więc zachować nienaruszalne pojęcie prawdy. Niewątpliwie ujawnia się tu pewien jego tradycjonalizm, do którego trzeba będzie jeszcze wrócić.
Koronowski podkreśla, że sztuka nie może współcześnie wyrażać prawdy o świecie zgodnej z przyjmowanymi obecnie kryteriami prawdy, czyli tego, co wynika z ustaleń nauki. Artysta bowiem, podobnie jak 99,9 procent społeczeństwa, nie jest w stanie pojąć współczesnych koncepcji fizycznych ani warsztatu matematycznego. Jakiekolwiek intelektualne pretensje sztuki są więc dziś kompletnie chybione. Oznacza to, że forma przestrzenna nie najlepiej przenosi skomplikowane treści intelektualne, natomiast może znacznie oddziaływać na emocje. To stwierdzenie ma się zresztą odnosić do wszystkich dyscyplin artystycznych.
Tak więc sens sztuk plastycznych jest dla Koronowskiego niewątpliwy, a raczej niewątpliwy był, ale powinien się ograniczać do kontemplacyjnego zanurzenia się w takie kategorie, jak barwa, masa, kontrast, układ bryły. Czas przeszły jest stosowniejszy przez to, że dawniej sztuki plastyczne oddziaływały na naukę i przekonania społeczeństwa, obecnie jednak artystyczne przekazy wizualne nie wywołują oddźwięku społecznego. Obstawanie przy tradycyjnych podziałach na dziedziny działalności artystycznej i nieumiejętność pogodzenia się ze zmianami zachodzącymi w sztuce każą zadać pytanie, czy osoba z takim nastawieniem powinna się ubiegać o tytuł naukowy.
Broniąc swego przekonania, że należy zachować definicję rzeźby, zgodnie z którą jest to świadome formowanie bryły, o wyrządzenie potężnych szkód w świadomości społecznej Koronowski obwinia fotografię. Fotografia bowiem, mechaniczna forma rejestrowania rzeczywistości, sprawiła, że rzeźbę figuratywną również uważano wyłącznie za kopiowanie rzeczywistości. Przyjęcie takiego poglądu prowadzi do bardzo niebezpiecznych konsekwencji, gdyż z jednej strony powstawać będzie mnóstwo bezwartościowego plastykowego rękodzieła, a z drugiej rozplenią się niezrozumiałe nawet dla specjalistów postawy prowadzące do realizacji czy działań, które będzie się wrzucać do coraz pojemniejszego worka z metką „rzeźba”, przez co to pojęcie zostanie całkowicie rozmyte.
Koronowski podkreśla – tu wyjątkowo można mu przyznać nieco racji – że tworzenie rzeźby figuratywnej jest autonomicznym procesem polegającym na analizie bryły, ocenie i kształtowaniu proporcji. Jest to więc proces zarówno poznawczy, jak i twórczy. Koronowski zwraca uwagę, że przy tworzeniu rzeźby figuratywnej zawsze dochodzi do pewnego przerysowania. Skala tego przerysowania i sposób wykorzystania decydują o twórczym aspekcie realizacji, która przez to nigdy nie może być jedynie kopiowaniem rzeczywistości, lecz staje się interpretacją. Koronowski ubolewa, że te cechy i wartości procesu artystycznego są czytelne dla niewielkiej i stale się zmniejszającej grupy koneserów.
Propagując wartości rzeźby przedstawieniowej, Koronowski sięga po argument, który wydaje się nieco podejrzany, gdyż zahacza o sferę nie sztuki, lecz moralności. Mówi bowiem wprost o zobowiązaniu w stosunku do tradycji, a pojęcie zobowiązania – rzecz jasna – do zbioru wartości artystycznych nie należało w żadnej epoce. Koronowski ujmuje to w wersji dość mocnej, mówi bowiem, że można być świetnym malarzem, pisarzem czy rzeźbiarzem pod względem warsztatowym, a przy tym nie być artystą, gdyż o tym decyduje twórcze odnoszenie się do tradycji, świadomie umieszczanie się w procesie historycznym przejawiającym się w sztuce. Gdy analizuje się jego wypowiedzi o znaczeniu sztuk plastycznych od XIV do XVIII wieku, kiedy w jego przekonaniu sztuka propagowała idee, trudno nie odnieść wrażenia, że przemawia przez niego tradycjonalista tęskniący za światem bezpowrotnie minionym, w którym w jakiś sposób przenikały się sfery estetyczna i moralna.
Temu tradycjonalizmowi towarzyszą jednak wątpliwe zachowania i postawy, których nijak nie można pogodzić z godnością tytułu profesorskiego i społeczną rolą nauczyciela akademickiego. Koronowskiemu nie zdarza się siadywać w fotelu, aby się rozkoszować najnowszym dziełem literackim, lecz często ogląda programy telewizyjne. Są to przy tym z reguły mecze, czego Koronowski nie kryje. Nie uważa się przy tym za kibica, lecz twierdzi, że ogląda relacje z wydarzeń sportowych tylko z tego powodu, że większość zdarzeń jest w nich nieprzewidywalna, czego nie można powiedzieć o fabule dzieła literackiego czy o publicystyce telewizyjnej.
Ale jak to przekonanie o niewielkiej wartości rzeczy przewidywalnych pogodzić na przykład z założeniami klasycznej greckiej tragedii, gdzie widzowie doskonale wiedzieli, o czym będzie dramat, sztuką więc nie było „co”, lecz „jak”, czyli sposób ukazania znanego wszystkim motywu mitycznego. I tenże Koronowski powołuje się na Arystotelesa! Nawet bezstronny obserwator uzna z pewnością, że to postawa dyskredytująca osobę ze środowiska inteligenckiego. Można by tu raczej mówić o mentalności robotniczo-chłopskiej.
Również życie prywatne dyskredytuje Koronowskiego. Można podnosić, że nie należy używać argumentów ad personam, ale osoba uważająca, że o artyzmie decyduje twórcze odnoszenie się do tradycji, które sama nazywa pewnym zobowiązaniem, powinna się cechować nieskazitelnymi kwalifikacjami moralnymi. A tu co? Ma troje dzieci, które – jak mówi – darzy uczuciami, ale nie jest w związku z żadną z trzech matek tychże dzieci. Apeluję więc, aby Rada Wydziału rozważnie przeanalizowała tę kandydaturę, gdyż ten element naturalnie nie może o niczym przesądzać, ale bez wątpienia rzuca światło na charakter twórcy podkreślającego moralne, a przynajmniej społeczne aspekty sztuki.Zdecydowanie należy się wystrzegać zbytniej pobłażliwości, ponieważ konsekwencje mogą się okazać niezwykle poważne, jako że nauczyciel akademicki pracuje z ludźmi młodymi, których może spaczyć.
O wątpliwych predyspozycjach światopoglądowych świadczy także ewidentne ciepło, z którym Koronowski mówi o czasach swojej młodości, która przypadła na czasy końca komunizmu w Polsce. Jego wyjaśnienia, że siedemnastolatek myśli hormonami, nie mogą być dostatecznym wytłumaczeniem, gdyż od osoby w tym wieku można oczekiwać lepszej i rzetelniejszej oceny rzeczywistości. Jego obecne centroliberalne poglądy wydają się wprawdzie rozsądniejsze, ale można się obawiać, że zostaną niewłaściwie zabarwione przez nostalgię. Staram się, jak Państwo widzicie, dążyć do maksymalnego obiektywizmu, ale z całą mocą trzeba podkreślić, że przy podejmowaniu decyzji o nadaniu tytułu profesorskiego nie można się ograniczać do sukcesów w wąskich specjalnościach, tym bardziej że w przekonaniu samego Koronowskiego pewne przywileje wynikające z roli artysty muszą zanikać w dzisiejszym świecie kultury konsumpcji.
|
|
Jakże więc można powierzać edukację artystyczną komuś krytykującemu nastawienie charakterystyczne dla ponowoczesności i cechującemu się przy tym tak wielką niespójnością charakterologiczną?
Pozostaje jeszcze jedna istotna ułomność Koronowskiego, na którą zwróciłem uwagę przez komentarz wygłoszony przez starszego mężczyznę w antykwariacie. Z wielkim oburzeniem ten człowiek grzmiał na czasy, w których usprawiedliwia się na wszelkie możliwe sposoby ortograficzne niedociągnięcia, uważając, że nic tego nie może tłumaczyć, to po prostu wynik „niewiarygodnego lenistwa”. Za jego czasów człowiek, który nie umiał pisać zgodnie z zasadami ortografii, nie mógłby uchodzić za przedstawiciela wykształconej elity. Koronowski natomiast nie kryje swojej dysortografii czy nawet pewnych elementów dysgrafii, nawet jakby chciał dostrzegać w tym jakąś wartość. Takie to czasy. Wszędzie pełno takich, jacy dawniej byliby wykluczeni, jak to mówią, trzeźwych i inteligentnych inaczej.
To niechętne nastawienie przestrzegającego krytyka nie zwalnia go jednak z obowiązku elementarnej rzetelności faktograficznej, która wymaga podania podstawowych informacji o dorobku Koronowskiego. Aktywność rzeźbiarską realizuje w trzech dziedzinach. To prace własne, akcje rzeźbiarskie i praca ze studentami. Akcje wynikają z jego miłości do spektaklu. W okresie kształtowania się jego osobowości artystycznej szczególne znaczenie mieli dwaj twórcy, Kantor i Tomaszewski, których spektakle podziwiał jako widz. Szczególna rola reżysera, demiurga despoty, zawsze go pociągała, podobnie jak gest, którego wysublimowaną formą jest pantomima. W swoim zadufaniu Koronowski napisał nawet poradnik konstruowania aktu w klasycznej pozie kontrapostu. Dążąc do propagowania rzeźby, nie tylko urządza akcje rzeźbiarskie, ale także wyprowadza wystawy z miejsc tradycyjnie i nobliwie zwanych galeriami do przestrzeni przypadkowych, które wcześniej nie miały niczego wspólnego ze sztuką. Działania te, noszące wspólną nazwę „galerii znalezionych”, obejmują kilkanaście pokazów plastycznych w dwóch przestrzeniach.
Koronowski utworzył nawet ze współpracownikami z UAP i studentami „Brygady Pigmaliona”, których celem jest realizacja efemerycznych projektów rzeźbiarskich w otwartej przestrzeni miejskiej. Ta grupa rzeźbiarska ma swoje umundurowanie, a nawet własną odznakę. Ich twórca uważa, że na przykład akcja zorganizowana podczas mistrzostw Euro 2012 bardzo pomogła w propagowaniu rzeźby. Koronowski ponadto przemyca wielokrotnie osobiste sympatie. Zafascynowany twórczością i osobowością prof. Kopczyńskiego, zorganizował najpierw konkurs małej formy rzeźbiarskiej, a następnie biennale jego imienia.
Twierdzi, że nie widzi istotnej różnicy między realizacjami wykonywanymi na zamówienie a pracami własnymi, powstającymi na podstawie niezależnych koncepcji. Zapewnia, że w obu sytuacjach stara się jak najlepiej wykorzystywać posiadane umiejętności. Czuje ogromną odpowiedzialność, gdy wykonuje pomniki, których ma już w swoim dorobku osiem. Boleśnie przeżywa wszelkie niedociągnięcia, bo prace w przestrzeni publicznej nieustannie podlegają ocenie. Liczą się dla niego przy tym nie tylko życzenia zleceniodawców, ale także uwarunkowania zewnętrzne, np. architektoniczne. Oprócz tych pomników i czterech realizacji w przestrzeni publicznej, w których uczestniczył, wykonał dwa popiersia i liczne statuetki dla wielu znaczących zleceniodawców (są wśród nich m.in. Agora, Microsoft, Komitet Integracji Europejskiej, Skoda i Wielkopolska Izba Handlowa). Wykonał łącznie około sześćdziesięciu statuetek, w tym czterdzieści w pełni autorskich.
Statuetka P.E. Strzeleckiego (autorstwa W. Koronowskiego), w której posiadanie weszli właśnie Monika i Norbert Strzeleccy z Poznania,od lat podróżujący śladami Pawła Edmunda.Foto: FB |
Zwykła przyzwoitość nakazuje wreszcie wspomnieć, że Koronowski czynnie uczestniczy w pracach uczelni, aktywnie działając w wielu komisjach. Do najważniejszych należą Senacka Komisja Odwoławcza oraz Komisja ds. Kształcenia, której przewodniczy. Organizuje i prowadzi plenery w Oruńsku, Srebrnej Górze, Zakopanem i Skokach. Wielokrotnie był członkiem jury organizowanego w Bydgoszczy ogólnopolskiego pleneru rzeźbiarskiego dla młodzieży z liceów plastycznych oraz podobnego pleneru malarskiego w Kazimierzu Biskupim.
Zasiadał w jury konkursu na pomnik gen. Hallera w Toruniu. Nagrodzono go Medalem Edukacji Narodowej i Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz przyznano mu nagrodę rektorską. Był promotorem prawie dziesięciu magistrantów, wygłaszał laudację przy okazji przyznania doktoratu honoris causa prof. Josefowi Jankovičowi. Był ponadto członkiem Zarządu Związku Polskich Artystów Plastyków. Od 2004 roku pełni funkcję kierownika Katedry Rzeźby na Wydziale Rzeźby i Działań Przestrzennych UAP. Z niezrozumiałych dla mnie powodów Jego Magnificencja Rektor Marcin Berdyszak powierzył mu tę funkcję na następną kadencję. Zanim pozwolę mu się wypowiedzieć bezpośrednio, po raz ostatni chcę przestrzec przed człowiekiem, który swoje zagubienie tak oto tłumaczy pewnym cytatem:
„Kopernik wyrzucił mnie z centrum wszechświata, Darwin odebrał mi godność dziecka Bożego, Freud pozbawił mnie poczucia niezwykłości i niezależności procesów zachodzących w moim umyśle, a techniki filmowe zepchnęły moją miłość do roli niewiele znaczącego rzemiosła”.
|
|
Mam nadzieję, że rozumieją Państwo, dlaczego wybrałem taką formę wypowiedzi, ale dla pewności pozwolę sobie na kilka zdań wyjaśnienia. Żart czy pastisz daje możliwość wypowiedzenia rzeczy, które w innym przypadku wymagałyby umiejscowienia w wielu kontekstach, a to spowodowałoby nieuchronny rozrost. Większość ukazanych tu kwestii nieustannie ewoluuje, toteż nie chciałem ich sztucznie domykać. Istotne jest dla mnie także to, że wybrana tu forma wzbudzi czasami uśmiech, co może uprzyjemnić lekturę. Całkiem poważnie na zakończenie wspomnę, że z kilku inicjatyw jestem szczególnie zadowolony. Należą do nich działania Brygad Pigmaliona, Biennale Małej Formy Rzeźbiarskiej oraz wystawy znalezione. Jak najpoważniej i z poważaniem
Wiesław Koronowski