Pani Helena | Dzisiaj druga część opowieści Pani Heleny, która po II wojnie poślubiła we Wrocławiu polskiego naukowca Mieczysława Warmusa...Część pierwsza została opublikowana w dniu 20 czerwca 2006 r.
www.warmus.com.pl
Stalin rozpoczął czystkę elity, w tym oczywiście absolwentów uczelni zagranicznych.
Nasz tata został aresztowany przez NKWD 18 marca 1937 roku. Wraz z nim aresztowali innego inżyniera. Jego żona, bardzo energiczna kobieta, chodziła, szukała, pytała. To i ją aresztowali, a trojkę dzieci zabrali do domu dziecka.
Po jakimś czasie naszej cioci udało się odnaleźć ojca. Zaniosła mu słodycze, a on powiedział, żeby raczej przyniosła cebulę i czosnek, bo napewno zabiorą go na Sybir.
Rozstrzelali go na początku czerwca. Miałam wtedy 13 lat.
Ciocia zdołała jeszcze sprzedać ten wspaniały gabinet, i dobrze, bo potem wszystko nam zabrali. Co było robić, ciocia zabrała nas do siebie do Kisłowodzka. Miała tam wcześniej dom mody, różne maszyny do plisowania do haftowania i mereżki. Szyła bieliznę, czapeczki i suknie. Jako krawcowa miała sporo znajomości. I przydały się.
Pani Helena w towarzystwie swej córki,Teresy Simińskiej oraz Andrzeja Kozka |
Brat po maturze nie mógł nigdzie dostać się na studia. Chciał iść na matematykę w Moskwie. Niestety, z nazwiskiem aresztowanego ojca, „szpiona”, „wroga ludu” nie miał szans. O ironio losu, a przecież nie był synem mego ojca! Przezywali go „ormiaszką”, a on nawet nie był Ormianinem! Pojechał do Leningradu na akademię wychowania fizycznego, coś im tam naopowiadał, dostał się na studia...Czy to kłamstewka pomogły, czy też kandydatów nie było za dużo...
Dzięki znajomościom ciotki dostałyśmy się do szkoły, ja do siódmej klasy, siostra do ósmej. Nie miałyśmy pojęcia, co się stało z ojcem. O jego śmierci dowiedziałam się dopiero w 1956 roku, kiedy była rehabilitacja. Brat przysłał gazetę, w której było napisane, że główny inżynier Elektrotoku został aresztowany 18 marca 1937 roku i rozstrzelany na początku czerwca.
Dalej mieszkałyśmy na Kaukazie u despotycznej cioteczki. Siostra nie wytrzymała i jako piętnastolatka uciekła z domu. Dostała w sanatorium pracę jako kulturalno-oświatowa. Była samodzielna. Ja, jak skończyłam szkołę, uciekłam na Krym do Semferopola. Cóż, przyszli Niemcy, zabrali mnie na roboty. Miałam pracować u bauera na Tyrolu, ale dzięki znajomości niemieckiego moje losy potoczyły się inaczej. Zapomniałam dodać, że w rodzinnym domu, gdzie mama była z pochodzenia Niemką, mieliśmy też bonę – Niemkę. Wrocław 1957. Po lewej córeczka Pani Heleny, Tereska. |
Pod Wiedniem, gdy transport dziewcząt na roboty do Niemiec oczekiwał na podstawienie bydlęcych wagonów, podszedł do mnie major i powiedział, że w asyście jego adiutanta pojadę do Berlina i tam będe pracować w jego domu: chora żona potrzebuje pomocy w opiekowaniu się dwoma synkami. Pomyślałam sobie: Berlin? Hmm, może tam odnajdę swojego wujka Nikitę i jego rodzinę. Wiedziałam, że mieli dwoje starszych ode mnie dzieci.
W tamtych czasach w Niemczech pomoc domowa była na kartki. No więc majorowa dostała mnie z przydziału. To była fajna rodzina. Najpierw major był na rosyjskim froncie, potem pod koniec wojny pracował w Poczdamie. Jak przywoził do domu czekoladę, to dzielił równo na 5 części. Nazywali mnie swoją hause-tochter. Znajomym chwalili się, że znam Goethego, że czytam „Wojnę i pokój” po niemiecku, że umiem szyć...Nie umiałam tylko pracować w ogrodzie, ale do tej roboty major sprowadzał więźniów. I tak zajmowałam się domem i dziećmi, miałam swój pokój, nie było co narzekać.
Koniec wojny. Pamiętam była sobota. Major był w Poczdamie, majorowa pojechała z młodszym synem do Berlina. Zostałam w domu z bratową majora i jej rodziną, która zamieszkała u nas po zburzeniu Hamburga. Pamiętam ten koszmarny, amerykański nalot, na niebie srebrne krzyżyki, najpierw wysoko, potem coraz niżej i jak się zaczęło! Zbombardowali Berlin. Pomyślałam, że majorowa nie uszła z życiem. Potem się jednak okazało, że przeżyła, bo się ukryła na stacji metra.
Gdy Sowieci wchodzili, to mieli taką taktykę, że najpierw artyleria strzelała przez pół dnia i czekali, aż Niemcy wywieszą białe chorągwie. No więc biegnę do szafy po prześcieradło, a tu patrzę tyle oficerskich płaszczy i garniturów i czapek i butów z cholewami, przecież jak Ruskie wejdą, to mnie zaraz zabiją! Trzeba to wszystko zakopać w ziemi!
Akurat wrócił starszy syn majora, zaczęliśmy kopać wielki dół, w dole schowaliśmy skrzynię z ubraniami, trochę futer i garsonek no i walizeczkę ze srebrem stołowym. Noc bombardowania spędziliśmy w piwnicy.
Okoliczni ludzie wiedzieli, że w domu majora mieszka „Rosjanka”. Następnego dnia przyszli do nas Sowieci. Najpierw pojawił się zwiadowca na motocyklu, a za nim samochody i marszałek Żukow z obstawą i sztabem. Nie, wtedy nie wiedziałam, że to Żukow, dopiero po latach, jak oglądałam album wspomnień Żukowa, to go rozpoznałam... Wszyscy w czarnych eleganckich skórzanych płaszczach. Rozsiedli się... Bratowa majora błagała mnie, abym rozmawiała z nimi po rosyjsku i ich częstowała, a ona zaraz przygotuje jedzenie w kuchni.
No więc nakryłam stół na 12 osób. Tymczasem radiotelefonista poleciał na górę, skąd przez 4 godziny nadawał komunikaty, a sztabowi oficerowie ochoczo zajadali wszystko co się stawiało na stół. Potem, gdy wrócił, całe towarzystwo grzecznie się pożegnało i odjechało.
CDN
Pani Helena Warmus z Andrzejem Kozkiem oraz Ernestyną Skurjat-Kozek trzymającą książkę o Profesorze Warmusie. Książka dostępna jest w internecie: www.warmus.com.pl | |