Helena Warmus 2006 |
Pani Helena 1973 | PP:Dzisiaj 3 część wspomnień Heleny Warmus, która po 2 wojnie światowej poślubiła we Wrocławiu polskiego naukowca Mieczysława Warmusa. Państwo Warmusowie mieszkają obecnie w Wollongong nieopodal Sydney. Część pierwszą wspomnień opublikowaliśmy w dniu 20 czerwca, a drugą w dniu 24 lipca br.
Na drugi dzień po wyzwoleniu – i po „nalocie” marszałka Żukowa – zgromadziło się wokół mego domu mnóstwo Niemek: matek z córkami. Bały się ruskich rozbojów i grabieży, a nade wszystko gwałtów. Do naszego domu nikt nie podchodził, bo wiadomo było, że tu mieszka „Rosjanka”. W dzień później Rosjanie wydali nakaz, żeby wszyscy obcokrajowcy wynieśli się, bo kto zostanie, będzie rozstrzelany. Wiadomo, chcieli wszysto zagrabić.
W odległości kilometra od nas mieszkał bauer, u którego pracowało sześciu Polaków. Ja tam od 2 lat brałam mleko. No więc teraz zaczęłam rozmawiać z tymi Polakami. Patrzę, mają wóz i obrok przygotowany do podróży...W tej grupie była dwójka rodzeństwa, 17-letnie bliźniaki...Daniel i jego siostra. Daniel dużo wycierpiał od bauera, bo ten go bił. Chłopak się moczył w nocy, więc zamiast pościeli podkładali mu siano...
Poprosiłam tych Polaków, żeby zaczekali na mnie 15 minut. Oni wszyscy już byli spakowani. Podobno nawet Niemka otworzyła szafę i kazała im brać, co chcą. Ona i córka już były zgwałcone. Pojechałam do domu , spakowałam dwie walizki, wróciłam do Polaków i pojechałam z nimi.
Już wyjeżdżaliśmy, nagle Daniel cofnął się i mówi „ja mu dam!”. Zwrócił się do rosyjskiego żołnierza, takiego niskiego, prymitywnego i wskazując na gospodarza powiedział: „Słuchaj, on mnie bił całe sześć lat.” Na to Ruski wyjął pistolet i zabił bauera. A potem odwrócił się i zastrzelił Daniela – na oczach siostry! Dziewczyna już nie chciała z nami jechać. Została.
A my ruszyliśmy w drogę. Nie ujechaliśmy daleko. Patrzę, co to się dzieje. Wszystkie dziewczyny na drodze wychodzą z wozów i nakładają na siebie sukienki, jedną na drugą. Myślę, co one tak się przebierają...Wyciągają ubrania z walizki i nakładają na siebie. Niestety, skończyła się nasza jazda. Lepsze czasy: Duszniki 1956 | Rosjanie wszystkich zatrzymali, kazali oddawać sobie wszystko, konie, wozy, obrok, ubrania...Tylko jedzenie można było zabrać ze sobą.
Nasz wóz też zabrali. Zostaliśmy na swoich dwóch nogach. I do Polski trzeba było iść na piechotę. Robiło się po 50 kilometrów dziennie. Na południe w kierunku Wrocławia były jeszcze walki... to było 23 kwietnia 1945 roku, jeszcze przed kapitulacją. Trzeba było zawrócić. Idziemy na północ, a tam jeszcze walki koło Berlina. I znów na południe.
W którymś momencie wyciągnął mnie ruski żołnierz. Mówię: -Co ty wyrabiasz? Zostaw, ja Rosjanka...Popatrzył na mnie i puścił. Postanowiłam przebrać się za chłopca. Na poboczu drogi było mnóstwo porzuconych rzeczy, tu jakaś walizeczka, tam czapka i buty..No więc wzięłam sobie buty męskie, spodnie, kurtkę, długie włosy schowałam pod czapkę, policzki umazałam błotem i tak szłam... W Polsce wszystko ułożyło się jak najpiękniej.Bal w Jabłonnej 1973. |
Ta grupa niechętnie trzymała mnie przy sobie. Nic dziwnego. Dużo złego groziło mężczyznom, wsród ktorych były dziewczyny. Potrafili mężczyzn zabić, a kobiety zgwałcić. No więc oni mnie nie chcieli, ale ja się ich trzymałam. Co miałam robić?
Ach, jeszcze chciałam dodać, że jak ten sztab Żukowa zatrzymał się u nas, to w czasie tych kilku godzin dowiedziałam się, że Stalin otworzył cerkwie i powiedział, że już można się modlić, no i w otwartych cerkwiach modlili się za Stalina...Dla mnie to był szok, bo przecież wcześniej były prześladowania, nie wolno było dzieci chrzcić, u nas rodzice też ukrywali, że nas chrzcili, starali się z nami o tym nie rozmawiać, żebyśmy o tym nie wiedzieli.
Ludzie ze sztabu Żukowa mówili, że ktokolwiek wróci z Niemiec, będzie zesłany na Syberię i wręcz radzili mi: -Ty nie wracaj do swego Kisłowodzka, idi na zapad. Więc pomyślałam, że pójdę do Polski, tam odpocznę i zobaczę, jak się sprawy ułożą.
W czasie tej „odysei” były dwa groźne momenty. Pijanego żołnierza rosyjskiego błagałam na kolanach, żeby mnie zostawił w spokoju, bo jestem sierotą. A on na to, że idzie kupić wino, a jak wróci, to się zabawimy. Mówię: - Dobrze, będę czekać... Jak on odszedł, to ja w nogi. Zostawiłam tę grupę, ale jakoś tak po kilku godzinach dogoniła mnie. I już byliśmy razem. Szliśmy codziennie po 50 kilometrów. W nocy w jakichś opuszczonych domach znajdowaliśmy mąkę, piekłam chleb i placki, wiadomo, chciałam być im potrzebna.
Szliśmy dalej. Pewnego dnia zatrzymał nas rosyjski patrol, poprosili nas o dokumenty. Wszyscy pokazali swoje, a ja mówię „nie mam”, a tak naprawdę moje rosyjskie miałam schowane w bucie. Zatrzymali mnie. Ludzie z grupy zanim odeszli, dali mi swoje adresy w Polsce. W końcu pokazałam swoje dokumenty. Poprowadzili mnie do naczelnika.
Z córkami w Międzyzdrojach, 1956. | Prowadzona pod bronią wchodzę do jakiegoś domu, patrzę, a tam kilkanaście dziewcząt sortuje to wszystko, co Rosjanie zrabowali. Wiekszość, jak meble i odzież pakują do wysyłki pociągiem do Rosji. Na obiad poprowadzili nas do budynku dwie ulice dalej. Po obiedzie wzywa mnie młody, przystojny oficer. Wchodzę do dużego, ładnie urządzonego pokoju, pełnego eleganckich mebli odebranych Niemcom. Oficer mówi, że w ciągu dnia będę pracować przy sortowaniu, a wieczorem tu mam wrócić na nocleg. –Tu będziesz spała.- mówi oficer. A ja go pytam: - A pan gdzie?...A on na to, że też tutaj...Aha, myślę sobie, to już wiem, o co chodzi. Mówię, charaszo, i idę po swoje rzeczy. Akurat wyprowadzali nas na kolację.
W czasie kolacji zauważyłam, że ten żołnierz, który nas eskortował, odstawia broń i zaczyna jeść. Wyskoczyłam drugim wyjściem na podwórko, zeszłam do suteryny, przez okno przelazłam na drugie podwórko, patrzę, a tu po ulicy, prowadzone przez Ruskich, idą stare Niemki. Idą pod bronią, na dziecinnych wózeczkach wiozą tobołki. Pomyślałam: -Wysiedlone, pędzone za miasto, muszę do nich dołączyć. Skoczyłam więc, uchwyciłam za wanienkę i mówię po niemiecku: -Uciekłam Sowietom, proszę nie zdradźcie mnie!
Wyszłyśmy za miasto i tam dołączyłyśmy do wielkiej rzeki obcokrajowców, Francuzów, Włochów...Była i grupa Polaków z offlagu, niektórzy z żonami w ciąży. Myślę sobie, oto dobre dla mnie towarzystwo. Trzeba się do nich dołączyć. I dołączyłam. Wieczorem poczęstowali mnie mlekiem i kartoflami z własnych zasobów, a rano zupą mleczną...i dalej szliśmy. Doszliśmy do Leszna, to już było po 9 maja. W Poznaniu miałam adres do rodziców zabitego Daniela, ale jakoś nie miałam siły iść do nich. Wolałam sprawdzić kolejny adres. Wsiadłam w pociąg i pojechałam do Ostrowa Wielkopolskiego.
CDN
Wspomnienia Pani Heleny nadaje również Radio SBS.
www.sbs.com.au/radio
Życie i praca profesora Mieczysława Warmusa opisane są w książce, która jest dostępna w internecie.
www.warmus.com.pl
|