Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
23 sierpnia 2006
Z urodzenia Ormianka, z wyboru Polka (4)
Helena Warmus

Dostaliśmy obywatelstwo Australii!
PP: Dzisiaj 4 część wspomnień Heleny Warmus, która po 2 wojnie światowej poślubiła we Wrocławiu polskiego naukowca Mieczysława Warmusa. Państwo Warmusowie mieszkają obecnie w Wollongong niedaleko od Sydney. Część pierwszą wspomnień opublikowaliśmy w dniu 20 czerwca, drugą 24 lipca br., a trzecią 31 lipca br.

Aby łatwiej odnaleźć cały serial, proszę kliknąć "Helena Warmus" w okienku wyszukiwarki.

I tak z grupą Polaków przeszłam na piechotę z Berlina do Poznania. Tu wsiadłam w pociąg i pojechałam do Ostrowa Wielkopolskiego. Znajomy Polak, Edek, dał mi adres do swojej mamy, a sam pojechał odszukać swoją narzeczoną. Rodzice Edka przyjęli mnie w swoim niewielkim, prymitywnym mieszkanku. Musiałam spać z tą panią w jednym łóżku.

Pytali mnie, jak długo chcę zostać, byli trochę nieufni, radzili, abym poszła do urzędu zameldować się. No więc poszłam. Tam, jak się okazuje, meldowali tylko ludzi rodem z Wilna i Lwowa. Stałam tam długo i przysłuchiwałam się, co ludzie mówią. No, myślę, to ja podam, że jestem ze Lwowa...

Od lewej: Andrzej Kozek, pani Helena i jej starsza córka Teresa Simińska.

Kierownik zapytał, czy umiem gotować zupę nic i wysłał mnie do swego domu do pomocy chorej żonie i córce chorej na ospę wietrzną. Z karteczką w ręku pukam do drzwi, a żona kierownika pyta. – Pani w jakiej sprawie? Szuka pani posady? Zamurowało mnie, bo nie wiedziałam, co to „posada”. Więc mówię: - Nie, ja szukam pracy!

Kobieta powiedziała, żebym wróciła wieczorem. Wieczorem już wszyscy byli w komplecie: gospodyni, jej siostra i pan domu. Miła rozmowa. Pytają „lwowiankę”, czy zna Szczepcia i Tońcia. Nie wiedziałam, o kogo chodzi i oburzona odpowiedziałam: -Ja z żadnymi mężczyznami nie miałam nic wspólnego!

Roześmieli się i zapytali, czy jestem Żydowką. Wtedy ja się rozpłakałam i powiedziałam, że jestem Ormianką. Tak się składało, że pani domu miała wiele szacunku dla Ormian, więc oczywiście poprosiła mnie, żebym u nich została.

Państwo Królikowscy mieli dwie córki, do których przychodziła korepetytorka Irena. Zaprzyjaźniłam się i z nimi i z nią. Pewnego dnia Irena mówi: - Na Uniwersytecie we Wrocławiu rozpoczyna się nauka. Ja chcę studiować medycynę, a mój brat weterynarię. Jedź z nami!


Państwo Warmusowie z przyjaciółmi. Szklarska Poręba 1947

Państwo Królikowscy pozwolili mi pojechać...Może myśleli, że nie zdam i szybko wrócę? Ale zdałam. Wtedy Irena dała mi masę porad, jak się urządzić w nowym życiu. Poradziła między innymi, żebym poszła do spowiedzi do ojca Mariana Pierożynskiego.

- On założył dom „Caritas” dla studentek, on załatwia pracę i chętnie pomaga. Powiedz, że chcesz mieszkać ze mną.

No więc poszłam do spowiedzi, powiedziałam całą prawdę,a ten życzliwy kapłan natychmiast załatwił mi pracę w drukarni „Postęp”. Miałam rozprowadzać książki po klasztorach i księgarniach.

To był maj. W drodze na pocztę spotykałam mojego przyszłego męża. Przedstawiał się: - Jestem Mieczysław Warmus...Ale ja mówiłam, że nie mam czasu i uciekałam od niego. 30 maja, po nabożeństwie majowym, ojciec Pierożyński powiedział: - Przedstawiam wam młodego asystenta, dobrze zapowiadającego się naukowca. Chce się ożenić, a którą pannę wybierze, ta będzie bardzo szczęśliwa.


Szczęśliwa rodzina w komplecie. Międzywodzie 1952

Następnego dnia pojechaliśmy na studencką pielgrzymkę do Barda Śląskiego. Tam Mietek znów mi się przedstawił i zaprosił na kawę. Zgodziłam się niechętnie. Częstował mnie słodyczami z amerykanskich konserw i wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Potem zaczęła się procesja od kapliczki do kapliczki, Mietek najwięcej rozmawiał z Elą, siostrą Ireny. Pomyślałam, jak to dobrze, że adoruje Elę i odetchnęłam z ulgą, bo mnie on się nie podobał.

Następnego dnia, już we Wrocławiu, po czerwcowym nabożeństwie Mietek mówi, że chce ze mną porozmawiać. Zaczęłam się wykręcać. Mówiłam, że jestem umówiona z koleżanką, musimy się uczyć, bo mam warunkowe przyjęcie na studia, muszę zdać polską gramatykę, historię i literaturę. Ale uległam i poszliśmy na spacer. I wtedy Mietek właściwie mi się oświadczył mówiąc: - Chciałbym mieć taką żonę jak pani.


Seminarium matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim, rok 1949. Od lewej stoją Mieczyslaw Warmus oraz Jan Mikusiński, a od prawej kolejno Mirosław Krzyżański i Edward Marczewski.

Od tej pory nie odstępował mnie na krok. Pomagał mi odbierać „Tygodnik Powszechny” z pociągu i rozdzielać po kioskach według listy. Chodziliśmy razem na pocztę. Raz, pamiętam, popsuły mi się pantofle. On mówi, że zabierze je do reperacji. Nie chciałam, żeby mi finansowo pomagał, ale on powiedział, że „to są koszta komunikacji”.

Miałam wtedy raptem tysiąc złotych miesięcznie. Ale w paczkach dostawałyśmy amerykańskie papierosy. Starałyśmy się je spieniężyć. Kiedyś Mietek kupił ode mnie te papierosy za 300 złotych. Ach, jak się ucieszyłam! Pochwaliłam się Irenie, a ona mówi: - Przecież Mietek nie pali! Kupił, bo chciał ci pomóc!


Wakacje na Wyspie Wolin, 1958. Tutaj jest tradycyjny środek transportu...

Pomagał mi w nauce. Nie prowadzał, jak to się mówi, do lasu, nigdy się nie narzucał, nawet mnie nie pocałował. Zapraszał do swoich rodziców na herbatkę, a oni przyjmowali mnie bardzo serdecznie. Zdałam sobie sprawę, że Mietek to bardzo uczciwy i dobry człowiek. Jak takiego nie pokochać?

Jego rodzice zaprosili mnie na pierwsze święta Bożego Narodzenia. Prosili, żebym zatrzymała się u nich przez kilka dni, żebym nie siedziała sama w akademiku. Urządzili pokój dla "panienek", w którym zamieszkałam z ciocią Mietka z Warszawy.

Spodobałam się jego mamie. Pamiętam, robiłam świąteczne porządki. Mama nie bardzo umiała się zajmować gospodarstwem. Absolwentka Sorbony, nauczycielka francuskiego, uczyła w szlacheckich domach, nigdy domem się nie zajmowała. Była bardzo mądra. Swoje dzieci uczyła sama, szkołę podstawową zrobiły w domu, wysłała je dopiero do gimnazjum.

...a tu krok ku nowoczesności. Wakacje na Mazurach 1959 r.

To właśnie w te pamiętne święta Mietek pocałował mnie pierwszy raz...w cztery miesiące po tym, jak mi się oświadczył! Pamiętam, byliśmy sami w pokoju. Mietek grał na pianinie. Nagle się odwrócił, podszedł i pocałował i znów siadł i grał dalej. W sumie pocałowaliśmy się chyba tylko 4 razy przez nasze narzeczeństwo.

Zaraz po świętach Mietek miał wyjechać do Polanicy Zdroju na 10-dniowe ferie. Spakowaliśmy jego walizkę, poszłam odprowadzić go na dworzec. Ale pociąg odjechał nam sprzed nosa. Mietek powiedział, że pierwszy raz w życiu spóźnił się na pociag, „ale to po to, żeby się ze mną ożenić”. Dodał, że w takim razie po ślubie oboje razem pojedziemy do Polanicy na 5 dni.

Daliśmy na zapowiedzi. 6 stycznia, w święto Trzech Króli wzięliśmy ślub kościelny. Wrocław w czapie śniegu, 40 stopni mrozu. Bukiet ślubny trzeba było nieść w walizce, otulony w kocu. Od ich domu do akademika szłam w spodniach i w męskich butach, dopiero w akademiku założyłam pantofelki, stąd już było blisko do kościoła.

Tam, w drewnianym kościółku braciszek palił całą noc, żeby było ciepło. Studentka nam śpiewała, a ksiądz Pierożyński udzielił ślubu za darmo. Och, ksiądz Marian to wybitna postać, bardzo pomagający wszystkim kapłan. Jak mu ktoś dał materiał na sutannę, to zaraz oddawał jakiemuś studentowi na garnitur, a sam chodził w starej. Dziewczynom dawał niezwykłą pokutę. Mnie „za pokutę” kazał przychodzić do klasztoru po jabłka, a koleżance kazał się zjawiać codziennie po pół litra mleka.

Otóż od księdza Pierożyńskiego dostaliśmy w prezencie ślubnym całą sypialnię: łóżko, czterodrzwiową szafę i lustro. Niezapomniany kapłan...


Warszawa 1966. Od lewej stoją Mieczysław Warmus, jego żona pani Helena, jej brat, córka Teresa, a z prawej strony stoi druga córka Bożenka oraz syn Tomek. Pozostałe osoby to goście państwa Warmusów.

CDN

Dalsze losy Państwa Warmus opisała Jadwiga Dutkiewicz w książce dostępnej w internecie pod adresem:

www.warmus.com.pl

Zapraszamy do lektury. A oto fragment książki:

W czasie majowego nabożeństwa, tzw. „majówki” w przepięknym drewnianym kościółku O.O. Redemptorystów przy ul. Szymanowskiego na Sępolnie, Mieczysław zwrócił uwagę na młodą studentkę z domu akademickiego „Caritas”. Założycielem i opiekunem akademika „Caritas” był Ojciec Marian Pierożyński, stanowiący bardzo ważną postać w życiu studenckim powojennego Wrocławia. Dla młodych ludzi, często osieroconych w czasie działań wojennych, bez środków do życia i dachu nad głową, a jednocześnie garnących się do nauki, był on jednym z tych, do którego każdy mógł się zwrócić i otrzymać pomoc. On organizował im pracę zarobkową i pomagał przebrnąć przez trudne lata studenckie. Nic dziwnego,że był powszechnie znany i szanowany w świecie akademickim. Jego właśnie poprosił Mieczysław Warmus o przedstawienie go studentce, która zwróciła tak bardzo jego uwagę. Było to 30 maja 1946 roku.

Opowieści Pani Heleny można też posłuchać w archiwum Radia SBS www.sbs.com.au/radio