Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
18 grudnia 2006
Lekarz w więzieniach i łagrach NKWD (5)
dr Józef Czyniewski

PP: W dniu 7 stycznia 2007 r. sydnejska Polonia organizuje wielki bankiet z okazji setnej rocznicy urodzin dr Józefa Czyniewskiego. Zapraszamy do lektury kolejnego odcinka Jego wspomnień.

ARESZTOWANIE I ŚLEDZTWO

Gdy po wejściu na posterunek oświadczyłem, że przyszedłem odebrać formularze, z drugiego pokoju wyszedł do mnie oficer i oświadczył mi, że jestem aresztowany i że wkrótce nastąpi śledztwo w mojej sprawie.

Poczem umieszczono mnie w jednym ze środkowych pokoi, uniemożliwiając ucieczkę, gdyż aby wyjść musiałbym przejść przez inne pokoje, w których przebywali milicjanci. W pokoju tym przebywałem kilka godzin. Po tym czasie zjawił się inny oficer NKWD, spisał moje dane personalne, poczem wyprowadził mnie z budynku milicji i skierował się do niedaleko położonego domu, gdzie uprzednio mieściła się restauracja. Znajdowała się w tej restauracji obszerna piwnica, miejsce na skład piwa i innych alkoholi. Teraz została ona zamieniona na tymczasowe więzienie.

NKWD-dzista wpuścil mnie do tej piwnicy, gdzie spotkałem tam juz siedzących kierownika szkoły Kwiecienia, komendanta miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej – Sobkowa, kierownika ukraińskiej mleczerni – Sadkowa . Ten ostatni po kilku dniach został zwolniony. Prócz wymienionych było jeszcze kilku gospodarzy wiejskich. Parę dni później dołączyli do nas jeszcze inni towarzysze niedoli. Nikt z nas nie wiedział za co został aresztowany.

Nasza piwnica – więzienie była ciemna i wilgotna. Niewielka ilość światła dochodzila przez małe, zakratowane, bez szyby okno, umieszczone tuż nad poziomem ziemi. Zbudowano w niej z gołych desek kilka barłogów, jeden z drzwi skądś wyrwanych. W dzień siedzieliśmy, w nocy spaliśmy na nich. Żadnej pościeli, żadnych sienników ani żadnego nakrycia nie mieliśmy. Z tyłu piwnicy zbudowano prymitywny ustęp. Wejscie do więzienia stale pilnował milicjant, odpędzając co pewien czas przechodzących obok okna mieszkańców, którzy usiłowali przekazać nam jakieś wiadomości lub podrzucić coś z żywności.

Nastrój wśród uwięzionych był bardzo minorowy. Wszyscy prócz mnie byli aresztowani w nocy, zerwani nagle z łóżek, bez podania jakiegokolwiek powodu. Dzień zwykle przechodził spokojnie. W nocy rozpoczynały się przesłuchania, trwające nieraz do samego rana. Wyczerpywały nas one fizycznie i psychicznie. Charakter przesłuchiwań był nieprzyjemny, nieraz brutalny. Śledczy nie przebierał w słowach, krzyczał i groził, żądał by przyznawać się do wszystkich stawianych zarzutów.

Mój śledczy oskarżał mnie o kontrrewolucyjne działanie przeciwko Sowietom, uciskanie robotników i biedaków. Zarzucał mi popieranie kapitalistycznego Rządu Polskiego i popieranie polskich politycznych organizacji, posiadanie i ukrywanie broni, prowadzenie odczytów i pogadanek przeciwko ustrojowi sowieckiemu.

Odpowiadałem, że nie uważam popieranie Rządu Polskiego przez obywatela polskiego czy należenie do polskich organizacji politycznych i naukowych oraz wygłaszanie odczytów i pogadanek na tematy gospodarcze i naukowe za działanie skierowane przeciwko władzy sowieckiej. Odpowiadałem dalej, że zarzut uciskania chłopów i robotników uważam za śmieszny i nie mogący się odnosić do mnie. Jako lekarz zajmowałem sie leczeniem i udzielaniem pomocy tym ludziom. Moje odpowiedzi doprowadzały śledczego do pasji, do nowych klątw, krzyków i gróźb.

Było jednak ciekawe, jak dokładne wiadomości mieli o mnie urzędnicy NKWD. O moich danych personalnych, o datach moich przemowień z okazji rocznic narodowych, o moich odczytach i pogadankach. Świadczyło to, że NKWD miało swoich donosicieli i rozmaite wtyczki komunistyczne w rozmaitych organizacjach polskich i śmiem twierdzić, że wiedzieli o wszystkim na długo przed wkroczeniem na tereny polskie.

Każdy przejaw naszej działalności społecznej, naukowej czy nawet towarzyskiej i rozrywkowej, NKWD wykorzystywało by przedstawić go jako akt przeciwko władzy czy państwu sowieckiemu. Oskarżenia i zarzuty przeciwko moim towarzyszom z niewielkimi zmianami były takie same.

Przesłuchiwania trwały godzinami przy zmieniających się śledczych. Niektórzy badani dawali za wygraną i by zakończyć badanie, połączone często z biciem, podpisywali protokoły badań, przyznając się do niepopełnionych czynów, potwierdzając niewiarygodne oskarżenia i zarzuty. O to właśnie śledzczym chodziło, wymusić przyznanie się do winy. Wczesnym rankiem 13 kwietnia usłyszałem przez okno piwnicy głos mojej służącej, która przechodząc, podała mi wiadomość o nocnej wywózce wielu ludzi z Koropca i że mojej żonie udało się uciec.

Wywóz żony i dalsze przesłuchiwania

Koło południa przed kratami okna więziennego usłyszałem głos mojej żony, która zdołała krzyknąć, „Wywożą mnie do Rosji.” Przysunąwszy się do okna zobaczyłem jak dwóch milicjantów odciągało ją w kierunku stojącego na rynku wozu. Widzieliśmy się przez moment, by następnie zobaczyć się znowu dopiero po przeszło dwóch latach.

Niedługo potem dowiedziałem się, że żonę z dzieckiem przewieziono furmanką do stacji kolejowej i załadowano do towarowego wagonu, w którym znajdowali się ludzie przeznaczeni na wywóz do Rosji Sowieckiej.

Tegoż dnia wieczorem, podczas przesłuchania zażądałem by mnie połączono z żoną i dzieckiem, o których wiedziałem, że zostali z Koropca wywiezieni. Mój śledczy zapewnił mnie, że to nastąpi, tylko śledztwo w mojej sprawie musi być wpierw zakończone. Im prędzej przyznam sie do wszystkiego i podpiszę akt śledczy, tym szybciej połączę się z nimi. Oczywiście kłamał. Chciał tylko uzyskać ode mnie przyznanie się do niepopełnionych czynów.

Jednej nocy przesłuchiwał mnie inny śledczy, młody lejnant mówiący trochę po polsku.W odróżnieniu od innych śledczych zachowywał się poprawnie, namawiał do przyznania się do stawianych mi zarzutów, twierdząc, że na wszystko ma dowody i zeznania świadkow przeciwko mnie. Wskazywał przy tym na plik papierów i jakieś fotografie leżące przed nim na biurku.

Podczas tego badania przechadzał się po pokoju starszy lejtnant NKWD, przysłuchując się moim odpowiedziom. Wysoki, silnie zbudowany brunet, wyglądający na Gruzina, przybliżał się od czasu do czasu do krzesła, na którym siedziałem. W pewnym momencie, gdy zaprzeczyłem stawianym mi zarzutom, skoczył do mnie i zdzielił mnie kułakiem w twarz. Nie spodziewając się takiego ataku straciłem równowagę i upadłem na ziemię.

Podniosłem się powoli i miałem zamiar skoczyć mu do gardła, nie bacząc na następstwa, gdy mocnym pchnięciem trącił mnie na krzesło i wyszedł z pokoju. Po tym incydencie mój śledczy przerwał badanie i polecił odprowadzić mnie do piwnicy. Uderzenie w twarz, która mi obrzękła, czułem przez kilka dni. Innym razem moje badanie zostało przerwane na odgłos wystrzału karabinowego tuż koło naszego więzienia. Szybko pod strażą dwóch milicjantów z karabinami, dotykającymi moich pleców, odprowadzono mnie do więziennej piwnicy.

Tu dowiedziałem się, że przed chwilą wyprowadzono na przesłuchiwanie Sobkowa. Usłyszeli zaraz potem, że ktoś zaczął biec, potem usłyszeli krzyk, a następnie strzał. Okazało się potem, że to Sobkow korzystając z ciemności salwował sie ucieczką. Udało mu sie przebywać na wolności tylko przez kilka dni.Ukrywał się poza miastem na polach w stogach słomy. Ktoś doniósł o jego kryjówce i jednej nocy NKWD schwytało go z powrotem i przyprowadziło znów do piwnicy.

W następną noc po schwytaniu zabrano go pod silną strażą na badanie, które trwało kilka godzin. Bito go, a odgłosy bicia i krzyki dochodziły do naszej celi więziennej. Pobitego i posiniaczonego odprowadzono prawie nad ranem do piwnicy. Od niego dowiedzieliśmy się szczegółów jego ucieczki i ostatniego badania.

Tak spędzaliśmy dnie na wyczekiwaniu, noce na badaniach. Żywiono nas podle i gdyby nie to, że pozwolono na dostarczanie nam prowiantów z zewnątrz, przez rodziny i znajomych, cierpielibyśmy głód. Nasze zdrowie nie należało do najlepszych. Brak światła, wilgoć piwniczna, spanie na twardych deskach, wszystko to odbijało się niekorzystnie na naszym zdrowiu i samopoczuciu.

Jednego wieczora, na początku maja, widocznie po przekupieniu strzegącego nas milicjanta, rodziny i znajomi dostarczyli nam większą ilość żywności w postaci chleba, sera, masła oraz papierosów, powiadamiając nas, że doszła wiadomość, że nas wkrótce z Koropca wywiozą. Moja była służąca przysłała mi kilkaset rubli od moich pacjentów. Dowiedziałem się również tego wieczora, że ludność Koropca złożyła w NKWD prośbę o moje zwolnienie, motywując, że przez moje aresztowanie stracili lekarza, do którego mają pełne zaufanie i który leczył ich z dużym powodzeniem. Otrzymali odpowiedź, że musi im wystarczyć dr Kronberg.

Wyjazd do Czortkowa

Pogłoski o naszym wyjeździe z Koropca sprawdziły się. W ciągu paru dni, 15 maja, naszą grupę wywieziono pociągiem przez Niżniów do Czortkowa. Tam w więzieniu rozdzielono nas i poumieszczano w rozmaitych celach. Mnie, po zrewidowaniu, po odebraniu pieniędzy i złotej obrączki ślubnej, umieszczono w małej, pustej celi o bardzo słabym oświetlenieu. Cela o betonowej podłodze nie posiadała żadnego sprzętu. Po zamknięciu mnie w tej celi, zmęczony, położyłem się na kamiennej podłodze i zasnąłem w jednej chwili.

Na odebrane pieniądze i obrączkę wydano mi pokwitowanie, które do dziś zachowałem. Po zwolnieniu mnie z obozu pracy ani obrączki ani pieniędzy mi nie zwrócono, mimo upominania się o nie. Postanowiłem ponowić starania o odzyskanie tych rzeczy, jak również książeczki wojskowej po przyjeździe do Australii. Poprzednie starania w Anglii nie dały żadnych rezultatów. Nie sądziłem, bym na tym terenie coś uzyskał, chciałem jednak spróbować jeszcze raz.

Zwróciłem się w tej sprawie do ambasady sowieckiej w Canberze, załączając fotokopie zaświadczeń z więzienia. Data mego pisma 4 listopad 1980 roku. Z ambasady otrzymałem w dniu 11 listopada 1980 roku pismo z zawiadomieniem, że sprawę skierowano do konsulatu w Sydney. Kopia pisma ambasady w języku angielskim poniżej.

Konsulat sowiecki w Sydney nie kontaktował się ze mną w jakikolwiek sposób przez kilka miesięcy. Wobec tego wysłałem w dniu 11 marca 1981 roku pismo do konsulatu z prośbą o odpowiedź. Znow brak odpowiedzi. Wysłałem w dniu 22 kwietnia 1981 roku ponowne pismo do konsulatu i kopię tego pisma do ambasady w Canberze.

W dniu 25 kwietnia 1981 roku konsulat sowiecki skontaktował się ze mną telefonicznie, znamienne, że nie pisemnie, oświadczając, że po tylu latach będzie trudno odnaleźć rzeczy, gdyż mogły być zniszczone podczas działań wojennych. Dalej zalecił bym sam się zwrócił do władz sowieckich w Moskwie. Prosiłem rozmowcę by mi podał pisemnie adres dokąd mam się w Moskwie zwrocić.

W dniu 28 kwietnia 1981 roku otrzymałem od „Consular Officer” pismo na zwykłym arkuszu, a nie na formularzu konsularnym, żądany adres w Moskwie. Kopia tego pisma poniżej. Wysłałem więc do Moskwy pismo polecone, załączając fotokopie zaświadczeń i fotokopie pism z ambasady i konsulatu sowieckiego. Z Moskwy nigdy odpowiedzi nie otrzymałem. Poniżej zamieszczam fotokopie zaświadczeń z więzienia w języku rosyjskim, a oto tłumaczenia tych zaświadczeń na język polski:

1. Zaświadczenie na pieniądze. Sowiecka waluta Forma No. 22. Czortkowskie więzienie NKWD (Nazwa rejonowo-grodzkiego aparatu) 13.5.1940 r. Kopia zaświadczenia No. 789 na rubli 437 kopiejek 5. – Przyjęto – zgodnie z protokołem w sprawie obywatela Czyniewskiego Józefa P. Michajłowicza.

Słownie czterysta trzydzieści siedem rubli i pięć kopiejek. Podpis sekretarza, skarbnika brak. Wymieniona w tym zaświadczeniu suma rubli 437 kop 5 faktycznie zapisana prawidłowo. Zaświadczenie otrzymał na rękę. Podpis zdającego nieczytelny.


2. Zaświadczenie na obrączkę ślubną. Cenności i rzeczy aresztowanych. Forma No 13. Nazwa rejonowo-grodzkiego aparatu: czortkowskie więzienie NKWD. Kopia zaświadczenia No 74. Przyjęto zgodnie z protokołem w sprawie obywatela Czyniewskiego Jozefa P. Michajłowicza pierścień żółtego koloru, znak Wanda 26.12.37. – Wymienione w tym zaświadczeniu cenności zapisano prawidłowo. Zaświadczenie dostał na rękę. Podpis właściciela.


Wymowne, że na tym drugim pokwitowaniu, dotyczącym złotej obrączki ślubnej odnotowano, że nie jest to pierścień złoty, lecz podano, że jest koloru żółtego.

Ciąg dalszy nastąpi

Jeszcze raz dziękujemy Bożenie Szymańskiej za pomoc w przepisywaniu maszynopisu "Wspomnień" dr J.Czyniewskiego.