Wywiad telefoniczny z dr Ernestyną Skurjat-Kozek, z Jindabyne
Połączyłem się telefoniczne z Jindabyne, gdzie dziś (sobota, 28 kwietnia) odbyła się pierwsza część festynu Mound and Mound Kościuszko Festival. Organizatorka festywalu i zastępca redaktora naczelnego w Pulsie, dr Ernestyna Skurjat-Kozek, podzieliła się paroma uwagami na temat wydarzeń dnia.
Łukasz Świątek (ŁŚ): Jakie ma Pani wstępne wrażenia?
Dr Ernestyna Skurjat-Kozek (ESK): Dopiero jak wypocznę za kilka dni to będę mogła powiedzieć, ale póki co mogę zacytować tylko ludzi, których opinię słyszałam. Otóż pani redaktor Snowy Echo, bardzo nam przyjazna Carole Thomas, powiedziała pod koniec koncertu że „takiego znakomitego show w ogóle jeszcze w historii Jindabyne nie było.”
Więc jak to usłyszałam, to się, że tak powiem, popłakałam! Dlatego że ja po prostu będąc organizatorem próbuje zawsze szukać jak zrobić lepiej, łatwiej i jeszcze precyzyjniej. Natomiast jak widzę jak się pełna sala bawiła, mogę powiedzieć że było cudownie, przede wszystkim bardzo pięknie się spisały Lajkoniki i różne inne grupy (oczywiście najwięcej zachwytu budziły maluchy, bo najmłodsza para Lajkonika miała 3-4 latka.)
Poza tym, wczoraj się okazało że ci, którzy mieli zabrać przenośne organy z Sydney, nie zabrali ich i nam o tym nawet nie powiedzieli. Więc gdy my się dowiedzieliśmy że nie mamy ani keyboardu ani wozu, to w ogóle koncert można było odwołać bo nie było na czym grać!
Więc Krzysiu Małek odkrył, że stoi stare, zakurzone pianino za kurtyną. Ale okazało się że jest zupełnie rostrojone! A po to żeby kogoś zamówić żeby go nastroił, to trzeba było otworzyć klapę. Klapa była zamknięta na kłódkę i klucz gdzieś wyjechał... więc nie było szansy się dobrać.
W którymś momencie obdzwoniliśmy ludzi z Canberry, z Sydney, z Jindabyne i z Coomy, wszystkie możliwe kontakty i szukaliśmy gdzie można wypożyczyć pianino. W końcu do Urszuli Lang powiedziałam „leć do hotelu, do pubu, może oni mają pianino!” I tam spotkała Paula Diona, który akurat miał dyżur grania w pubie! No więc Paul powiedział że elektryczne organy są w jakimś kościele i że oni nam na 10:30 rano dowiozą. Okazało się, że to co przywieźli, to było takie byle co z przeproszeniem, że na tym prawdziwy artysta Chopina nie będzie grał. No więc pan konferansjer, tutejszy Tom Barry powiedział, że to było tak jakby „Christof [Krzysiek Małek] się chciał w tym momencie przesiąść z ferrari na pushbike!”
Ale Krzysiek pięknie zagrał, chociaż nawet krzesła odpowiedniego nie miał. Muszę powiedzieć, że sala wstała i oklaskami Krzysia Małka nagrodziła.
Poza tym, muszę też powiedzieć, że Oliwia Kierdal miała swoją światową premierę z piosenką przez siebie skomponowaną, o Strzeleckim. Duży zachwyt wzbudziły także braciszek i siostrzyczka z Coomy, Czesi – Vashek and Vendulka (9, 11 lat) – i Vendulka, roztańczona dziewczynka, bardzo się zaprzyjaźniła z Oliwią Kierdal.
Audio system sprawdził się, akustyka w sali była bardzo dobra ... Pan konferansjer jak usłyszał Krzysia Małka, powiedział że „po prostu musi być festiwal w przyszłym roku i załatwiamy dla Krzysia fortepian!”
ŁŚ: Pogoda, zdaje się, chyba do końca nie dopisała?
ESK: O, lało, lało, lało! Ale tutejsi rolnicy byli nam wdzięczni że przywieźliśmy deszcz upragniony.
ŁŚ: Niech Pani opisze wystawę. Czego mogli się spodziewać goście?
ESK: Przede wszystkim wzbudzały zachwyt zdjęcia Windjammersów i Lajkonika z Góry Kościuszki – to wzbudziło największy zachwyt, wyszyscy je oglądali! A Pan Konsul nawet dojechał na czas (bo myśmy się bali że w dużym deszczu na czas nie dojedzie.) Ale, patrzymy, przyjechał pięknie na czas, z małżonką.
Zacytuję też Pana Konsula, który powiedział „Pani Ernestyno. Wspaniały koncert, jestem zachwycony i wszystkim dookoła będe o tym opowiadał.”
ŁŚ: Czy było wielu Australijczyków?
ESK: Nie za dużo, ale uważamy że ważny jest każdy zdobyty Australijczyk, który się dowiedział dzisiaj dużo o Kościuszce i nasłuchał się jego muzyki. Zobaczymy jak jutro będzie w Coomie ... modlimy się o bardzo dobrą pogodę.
ŁŚ: Jutro będzie więc nawet lepiej?
ESK: Och, oczywiście!
|