Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
17 lipca 2007
19 lat na 17 hektarach
Rocky Corner, Hide & Rest Pyramids

MARTA I RYSIEK Z PSEM
W kwietniu tego roku Marta i Rysiek Karpińscy wyszli ze swej kryjówki nieopodal Adaminaby, aby w pobliskim miasteczku Jindabyne oklaskiwać artystów biorących udział w 1st Mound & Mt Kosciuszko Festival.Tak się złożyło, że siedziałam obok nich. Dostałam ulotkę opiewającą uroki ślicznego zakątka turystycznego w Rocky Corner. Oferowała ona wypoczynek pod piramidami, które – jak wiadomo – komasują energię kosmiczną.

Ach! – pomyślałam sobie – przecież to ci sami ludzie, z którymi od kilkunastu lat, jeszcze w Radiu SBS, planowałam zrobić wywiad! Jednak nawał pracy (głównie dzienniki) trzymały mnie w Sydney. I oto dopiero w kwietniu 2007 roku, już jako redaktorka „Pulsu Polonii” postanowiłam wybrać się do Adaminaby.

Od kwietnia zeszło do lipca. Lipiec, jest - jak wiadomo - pioruńsko zimny, ma jednak tę zaletę, że w tym okresie studenci i profesorowie mają ferie. Ferie! Można więc było męża wyrwać z domu na włóczęgę. Szybko pokonaliśmy znajomą trasę do Cooma i za Cooma, już w deszczu, skręciliśmy na nieznaną nam Snowy Mountains Hwy.

Tu coś nas tknęło, żeby zadzwonić z komórki do Karpińskich i zapytać, jak w gęstniejącym mroku dojechać do ich posesji. Jak się okazało, to był ostatni dzwonek, bo za kilometr lub dwa skończyłby się zasięg mobile’a. W pioruńskim szumie słyszeliśmy co drugą sylabę. Tyle tylko zrozumieliśmy, że ostatnie kilka kilometrów będziemy jechać zabłoconą dirt road.




Polskie dzieci (Emilka i Filip) & polskie brzozy przed "hacjendą" Karpińskich

W świetle reflektorów zauważyliśmy napis ROCKY CORNER i skręciwszy w lewo zaczęliśmy pokonywać skalistą dróżkę, a raczej tajemniczą aleję wśród sosen, wiodącą ku wspaniale oświetlonej i cudownie ogrzanej „hacjendy”. Powitało nas radosne szczekanie trzyletniej psiczki-samiczki, rudej Smudge, którą natychmiast zaczęłam nazywać – tak z polska - Smadziusią. Zdyscyplinowana psinka została ma werandzie, podczas gdy my trafiliśmy pod ciepły dach i w serdeczne uściski gospodarzy oraz ich gości. I od pierwszej chwili byliśmy jak jedna rodzina.

Rzut oka dookoła salonu mającego jakieś 80 m kwadratowych... Pierwszy obiekt, jaki przyciąga moje oko to rozpalone do czerwoności palenisko, na którym płoną wielkie kłody drewna zablokowane klamką i szklanymi drzwiczkami. To słynna australijska „koza”. Wiszący pod sufitem wiatrak roznosi ciepłe powietrze po całym salonie; salon składa się z jadalni salonowej, salonu kawowego i przylegającego do niego salonu kominkowego – a do tego wszystkiego jeszcze przynależy rejon kuchni wraz z kolejną, zapasową jadalnią.


Marta i Rysiek Karpińscy w piwniczce pod portretem Kościuszki


Piesek imieniem Smudge - właśnie dostał świeże jajko!

Cały dom – jak obliczamy – ma ponad 420 metrów kw. Pokoje gospodarzy oraz gościnne, a dookoła domu cudowna weranda, aussie style. Dachem okryte, dłuuuugie werandy. Wystarczy okrążyć dom 12 razy, a zrobi się kilometr trasy! Gospodarze i przybyli dwie godzinki temu goście czekają na nas z kolacją. Mieścimy się przy jednym stole. Jest miło i rodzinnie. Dobra, wiejska kuchnia jest jak balsam dla żołądka... No i czyż mogę przemilczeć te nalewki, które dobrze rozgrzewają nasze zmarznięte stopy, nerki i wątroby?

Po „sarmackiej” kolacji i miłej dyskusji ( w tym sympatycznej różnicy zdań) , rozchodzimy się na swoje leża. Jedni zostają pod dachem gospodarzy, inni pójdą do kabin w kształcie piramid. My, „Egipcjanie”, rozbijamy obóz w piramidzie, gdzie w natychmiastowe ciepełko zaopatruje nas gazowy piecyk. Na zewnątrz ziąb, a w małym domku, pod piernatami, sympatycznie ciepło. Nad ranem, gdy chwyci mróz, nosy będą zimne, ale jak je schować pod kołdrę, to spokojnie prześpią do 10-tej.

A rano jak kto woli, śniadanie w piramidzie lub u gospodarzy. W świetle dnia oglądam piękną kolekcję historycznych zdjęć rodzinnych. Najstarsze pochodzi z 1898 roku. Inne przedstawia babcię Marty, Paulinę Laszkiewicz, która miała wielkie majętności na Kresach Rzeczpospolitej. Jest i zdjęcie naszego Papieża oraz kredką zrobione portrety Marty i Ryśka, wykonane w czasie ich pierwszej od czasów emigracji wyprawy do Polski w roku 1974. O tych różnych wydarzeniach będziemy sobie opowiadać wieczorem przy żarzących się polanach, a tymczasem wyruszam w dół, nad rzekę Murrumbidgee.


Spieniony nurt Murrumbidgee


Widok z naszej piramidy: omszałe kamienie, sosnowy zagajnik, a w dolinie rzeka Murrumbidgee. Wszystkie zdjęcia - Puls Polonii

Najdłuższa rzeka Australii

Zapraszam do słuchania pierwszej części reportażu o życiu na farmie Rocky Corner, na skraju Kosciuszko National Park.

To nie szum Prutu. Dur 23 min 48 sek.

Część druga reportażu oraz fotogaleria - już wkrótce!

Tekst i nagrania: Ernestyna Skurjat-Kozek
Zdjęcia: Puls Polonii