Był rok 1779. Kościuszko wyruszył na inspekcję fortyfikacji West Point. W drewnianym baraczku pozostał jego czarny służący imieniem Agryppa Hull. Agryppa wdział na siebie polski mundur generała i wydał przyjęcie dla czarnej braci. Wino lało się strumieniami. Nagle Kościuszko, wróciwszy niespodziewanie, naszedł biesiadników. Zasalutował Agryppie, po czym wzniósł toast za jego zdrowie.
Powiedziałam kiedyś: Australians deserve to know more about Kościuszko. Jest w życiu i działalności Generała tyle przeciekawych faktów, o których nawet my, Polacy, nie wiemy. Natrafiłam niedawno na książkę autorstwa emerytowanego pułkownika armii amerykańskiej Francisa Casimira Kajenckiego pt Thaddeus Kosciuszko. Military Engineer of the American Revolution . Książka ta została w 2001 roku wyróżniona przez International Commission on Military History.
Przedstawia ona biografię militarną Kościuszki. Jawi się on nam nie tylko jako genialny inżynier i strateg, ale też jako człowiek wielkiej skromności... i wielkiego poczucia humoru, o czym świadczy wyżej przytoczona scenka. Scenka ta zresztą dowodzi nie tylko poczucia humoru. Ukazuje ona przede wszystkim Kościuszkę jako wielkiego humanistę, orędownika równości i sprawiedliwości społecznej. Zważmy, że scena ta rozegrała się na ponad 80 lat przed zniesieniem niewolnictwa w USA i właściwie stanowi preludium do ogłoszonego w 20 lat póżniej słynnego testamentu, w którym Kościuszko cały swój amerykański majątek zapisał na uwolnienie i edukację Murzynów.
Pomyślałam, że książkę Kajenckiego powinni przeczytać wszyscy Australijczycy czyli Ozzi, Aborygeni, Polacy, Afrykanie; młodzież i dorośli; politycy, urzędnicy i żolnierze.
W posiadanie książki weszłam w dość niezwykły sposób. Po przeczytaniu internetowej recenzji postanowiłam kupić kilka egzemplarzy dzieła Kajenckiego, aby obdarować nimi australijskich polityków – ministra ochrony środowiska, któremu podlega Narodowy Park Kościuszki, albo ministra edukacji, a może nawet samego premiera? Jak się okazało, książkę można nabyć w Polish American Center w Filadelfii. Niestety, dla emerytki cena nie do przełknięcia - 50 dolarów amerykanskich za sztukę. Kolejną komplikacją było to, że jako zagraniczny nabywca musiałam najpierw osobiście zadzwonić do Filadelfii w porze, która mi zupełnie nie odpowiadała. Kiedy wreszcie kontakt został nawiązany, pani z księgarni obiecała ustalić koszt wysyłki lotniczej – trwało to i trwało, w końcu postanowiła mnie odesłać bezpośrednio do wydawcy.
Southwest Polonia Press znajduje się w El Paso w Teksasie. Fuksem udało mi się znaleźć tam Polkę, panią Bogusię Pownukową, która zlokalizowała wydawnictwo... a nawet autora! Okazało się, że 89-letni autor mieszka właśnie w El Paso! Odnalazł go dla nas wykładowca tamtejszego uniwersytetu, prof. Z. Tony Kruszewski. Minęło jeszcze trochę czasu i już byłam w bezpośrednim kontakcie z autorem !
Słysząc o planie obdarowania australijskich prominentów zaproponował dar w postaci 10 do 12 egzemplarzy swej książki. „Make it 12” odpisałam zachłannie. W kilkanaście dni póżniej kurier złożył ciężką pakę pod drzwiami. Rzuciłam wszystkie zajęcia i natychmiast zaczęłam czytać książkę. Dopiero następnego dnia uświadomiłam sobie, że nie podziękowałam za przesyłkę.
Więc teraz dziękuję jeszcze raz, tym razem publicznie, Panie Pułkowniku! Z całego serca dzięki za dar dla Australijczyków! Taki dar oczywiście cieszy tutejszych Polaków.
Autor, Francis Casimir Kajencki zacząl pisać książki historyczne po przejściu na emeryturę. Ba, po przejściu na emeryturę poszedł na studia, aby się dokształcać! Ale po kolei. Urodził się w Pensylwanii w listopadzie 1918 roku. Wychowany był w patriotycznych tradycjach polskich. Ukończył Akademię Wojskową w West Point, której zręby budował właśnie Kościuszko. W roku 1943 w stopniu porucznika wziął udział w działaniach wojennych.
Po wojnie zrobił trzy dyplomy magisterskie. Inżynieria mechaniczna rok 1949. Magisterium z dziennikarstwa w 1967 r. W roku 1973 przeszedł na emeryturę w randze pułkownika. W roku 1976 zrobił magisterium z historii. Ma w dorobku kilka książek historycznych: m.in. emigranckie dzieje rodziny Kajenckich, piekną opowieść o generale Pułaskim, no i tę o geniuszu militarnym Kościuszki. Nie traci kontaktu z Polską. Miesiąc temu referat przez niego napisany przeczytał w Polsce jego syn Anthony (sympozjum w Warce z okazji 40-lecia Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego). Działa w organizacji „Friends of Kosciuszko” przy Akademii na West Point.
Kajencki nie tylko przejrzyście i fachowo opisał, co Kościuszko uczynił w czasie rewolucji amerykańskiej, ale przede wszystkim pokazał, jakie to miało znaczenie dla wywalczenia niepodległości i utrzymania niepodległego bytu. Kajencki wytyka historykom amerykańskim, że milczą na temat nagłego wyjazdu Kościuszki w roku 1798. W czasie drugiego pobytu w USA, gdy schorowany po carskiej niewoli Kościuszko leczył się w Filadelfii, spotykał przyjaciół-weteranów i zbierał zasłużone hołdy jako bohater o światowej sławie – musiał nagle wyjechać do Europy w tajnej misji. Tą tajną misją obarczył go ówczesny wiceprezydent Thomas Jefferson. Kościuszko miał jechać do Francji i tam doprowadzić do złagodzenia napiętych stosunków politycznych: Francja groziła młodemu, niepodległemu państwu wojną! Kościuszko z powodzeniem wykonał zadanie, wojny nie było. Ale o tym sukcesie Kościuszki na skalę miedzynarodową jakos nikt prócz Kajenckiego nikt nie pisał.
Do tych i innych spraw poruszonych w książce płk Kajenckiego będę powracać w kolejnych artykułach, a dzisiaj chciałabym się skupić na temacie, który chyba najbardziej powinien zainteresować wielorasową Australię.
Pułkownikowi Kościuszce, opromienionemu sławą po zwycięstwie pod Saratogą (pażdziernik 1777), General Washington powierzył wielkie zadanie: na postrzępionych górach West Point na rzeką Hudson miał zbudować fortyfikacje, jakich jeszcze ten Nowy Swiat nie widział. Miały one raz na zawsze zahamować pochód brytyjskiego żołnierza i zamknąć wrogowi furtkę do Ameryki. Budowa fortów, w atmosferze intryg i zawiści, trwała 28 miesięcy. Tu własnie, w West Point spotkał Kościuszko przyjaciela z czasów bitwy pod Saratogą, generała Johna Patersona.
Paterson miał niewolnika imieniem Agrippa Hull, niespełna 20-letniego Murzyna. Zaradny, sumienny wesołek był ulubieńcem wielu oficerów. Szczególną sympatią darzył amerykańskiego „Bambo” pułkownik Kościuszko. Pewnego dnia Paterson dał Agrypę Polakowi w prezencie. Zakłopotany Tadeusz powiedział, że chętnie zatrudni Agrypę i będzie go traktował jako wolnego człowieka. Mianował go swoim ordynansem, powierzył kuchnię i odzież (made him a confidential & head servant).
Pewnego dnia, gdy Kościuszko wyjechał na kilkudniową inspekcję, Grippy (bo tak go zdrobniale wołano) znalazł w szafie piękny, świąteczny mundur polskiej armii. Założył go na siebie, czapkę przystroił strusimi piórami i tak wystrojony zaprosił czarną brać na ucztę. Wino lało się strumieniami. Głosy wesołków niosły się daleko ponad rzekę Hudson ...
Z jakiegoś powodu Kościuszko wrócił niespodziewanie do swej „cabin”. Wszedł niepostrzeżenie, stanął przed Grippim i zasalutował, jakby to tamten był Kościuszką. Biesiadnicy ze strachu pochowali się w kątach. Cała sytuacja była tak zabawna, że Kościuszko wybuchnął śmiechem. Kiedy skruszony Grippy padł masterowi do stóp, ten podniósł go i powiedział na wpół żartobliwie, na wpół uroczyście: „Syn afrykanskiego księcia nie będzie mi do nóg padać”. Po czym wznosząc toast za jego zdrowie poprowadził przez równinę do kwatery Patersona. Po drodze dołączył do nich rozbawiony tłumek oficerów. Jeszcze kilka toastów – i koniec zabawy.
Całą tę scenę opisał w swojej książce o generale Patersonie jego prawnuk, Thomas Egleston. Wiele podobnych historii nasłuchał się od babci i dziadka. Zdaniem babci Kościuszko był „drugi po Bogu” czyli po generale Washingtonie. W wielu generalskich rodzinach opowiadano sobie o legendarnym Kościuszce przez kilka pokoleń.
Grippy wiernie służył Kościuszce do końca wojny. Polak był do niego bardzo przywiązany. Kiedy przenosił się na Południe, do armii generała Gatesa, poprosił głównodowodzącego generała Washingtona o zgodę na zabranie Agrypy ze sobą. I beg your Excellency would grant me a request to carry my boy with me, who since three years wait on me.
Warunki na Południu były równie opłakane, brak kwater, po jednym kocu na 3 osoby; żołnierze chodzili głodni, w poszarpanych mundurach. Wierny sługa Grippy nie miał butów. Kościuszko wystosował więc podanie do [i]North Carolina Board of War[/i ]z prosbą o parę butów ...zachował się dokument potwierdzający, że Grippy je dostał!
Nie tylko buty dostał Grippy od swego pana. Na pamiątkę wspólnej wojennej służby Kościuszko ofiarował Grippiemu ozdobny pistolet z pracowni Miklaszewskiego w Szkole Rycerskiej. Jest to długa i pasjonująca opowieść – wkrótce do niej powrócimy.
Z książki Kajenckiego wynika, że kiedy Kościuszko wrócił po latach do Ameryki – w 1797 roku, po przegranym powstaniu i carskiej niewoli – Grippy pokonał szmat drogi z Missisippi do Nowego Jorku, aby się ze swym „panem” zobaczyć. Czytamy o tym w różnych żródłach, nie tylko w książce Kajenckiego.
Ufna we wszechwiedzę „Googla” zajrzałam pod hasło „Agrippa Hull”. Ileż tam materialów! Prócz portretu sędziwego Agrypy znalazłam masę informacji; urodził się w 1759 roku, jako sześciolatek pojawił się w Massachussets. 18-letni Grippy wstąpił do armii amerykańskiej („na czas trwania wojny niepodległosciowej”) w dniu 1 maja 1777 roku. Chłopiec z miasteczka Stockbridge był jednym z pięciu i pół tysiąca czarnych - niewolników oraz wolnych - którzy więli udział w amerykańskiej rewolucji. Władze wojskowe, Kongres a nawet sam Washington wydawali sprzeczne polecenia – raz zezwalali na dołączenie czarnych do wspólnej walki o niepodległość, to znów zakazywali. Powody były różne, m.in. to , że strona brytyjska głosiła, że każdy niewolnik, który przejdzie na jej stronę, zostanie uwolniony, a jeśli zabije białego pana, to dostanie jego majątek na własność.
Samo życie zadecydowało, co ma być. Trzeba było wygrać wojnę, liczył się zatem każdy żołnierz. W wielu oddziałach, bez wzgędu na oficjalne przepisy, pojawili się czarni patrioci. Agryppa Hull wstąpił do armii Patersona, ktoremu służył przez dwa lata, zanim ten przekazał go Kosciuszce. Agryppa był świadkiem wielu bitew, od Saratogi na Północy po Eutaw Springs na Południu. Pracował równiez jako asystent chirurgów; był świadkiem wielu operacji polowych, w tym amputacji kończyn, których wspomnienie dręczyło go do końca długiego życia.
Pod koniec wojny Kościuszko chciał zabrać Agrypę ze sobą do Polski, ale chłopak wolał wracać do Massachussets. Z zaoszczędzonych pieniędzy kupił kawałek ziemi. Przez długie lata odwiedzali go tutaj – kombatanta i żywą legendę – synowie i wnukowie generałów i oficerów.
Kończąc służbę wojskową Agrypa dostał dokument podpisany osobiscie przez gen. Washingtona. Gdy po wielu latach (w 1828 r.) starał się o kombatancki zasiłek, powiedziano mu, że należy złożyć tenże dokument z podpisem Washingtona. Prawnik działający w imieniu Agrypy zaklinał odnośne władze, aby dokument koniecznie odesłały, bo to najcenniejsza pamiątka Agrypy – wolał zrezygnować z zasiłku, niż rozstać się z historycznym papierkiem.
Agrypa pracował jako kamerdyner u sędziego Theodore Sedgwicka, który został członkiem Kongresu. W oparciu o postanowienia nowej kosntytucji stanowej Sedgwick wywalczył wolność dla dwóch lokalnych kobiet-niewolnic: najpierw dla Elizabeth Freeman, a następnie dla Jane Darby, którą później Agrypa poślubił. Jane była zbiegłą niewolnicą z miasta Lenox. Po jej śmierci Agrypa ożenił się powtórnie, poślubił Margaret Timbroke oraz adoptował córkę Mary Gunn, niewolnicy zbiegłej z Nowego Jorku.
Przypomnijmy, że w 1797 roku Agrypa pojechał do Nowego Jorku na spotkanie z Kościuszką.
Współcześni określali Agrypę jako człowieka pobożnego, dostojnego, honorowego... i dowcipnego. Zarówno biali jak i czarni traktowali go jako lokalnego mędrca. On sam uważał się za patriarchę Stockbridge.
Już jako sędziwemu dżentelmenowi zrobiono mu pierwsze (i jedyne) zdjęcie. Miał wtedy 84 lata. N podstawie tego zdjęcia w kilka lat pożniej wykonano portret, który do dziś wisi w Stockbridge Public Library. Agrypa zmarł otoczony powszechnym szacunkiemw 1848 roku w wieku 89 lat.
Agrypa nie był jedynym czarnoskórym uczestnikiem wojny, o którym coraz częściej nauczają w amerykanskich szkołach. Niezwykłą na tamte czasy karierę zrobił asystent gen. Washingtona Prince Whipple – wojnę zakończył w randze generała. Inny słynny Murzyn to James Armistead, który oddał nieocenione przysługi szpiegowskie ( przepraszam wywiadowcze) markizowi de Lafayette w czasach, gdy ten grał w „kotka i myszkę” z generałem Lordem Cornwallisem. Armistead wiernie i z narażeniem życia dostarczał ważnych informacji Lafayettowi. Po wojnie Lafeyette wystąpił do parlamentu stanu Wirginia o nagrodzenie zasłużonego niewolnika wolnością. Wolny człowiek, James, przyjął wtedy nazwisko swego dobroczyńcy i znany był już jako James... Lafayette.
Lafayette znał również i cenił Agryppę. W czasie drugiej swej wizyty w Ameryce (1784 r.) zaprosił Agrypę na spotkanie „kombatantów” w Nowym Jorku.
Jak z powyższego wynika, zarówno Kościuszko jak i Lafayette serdecznie interesowali się losem Murzynów amerykańskich; całym sercem sprzeciwiali się niewolnictwu. Opuszczając Amerykę Kościuszko przeznaczył dochód z nadanej mu ziemi na budowę pierwszych w Ameryce szkół dla czarnych. Z kolei Lafayette po powrocie do Francji założył organizację „Przyjaciele Czarnych”.
CDN
|