Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
24 marca 2008
Refleksje lubelskie ze studiów wielokulturowych
Wspomnienia laureatów TP KUL 2008, Łukasz Świątek

„ ... Z niecierpliwością oczekiwałem dnia wyjazdu. Kupiłem duży zeszyt na notatki i mały słownik angielsko-polski. Samolotem przylecialem do Warszawy, potem pociągiem do Lublina.”

Oto wspaniałe i krótkie podsumowanie wyjazdu do Polski i „reise feber” przed kursem języka polskiego. Ten urywek z pewnej lektury klasowej przedstawia podniecenie, które odczuwali ubiegłoroczni laureaci konkursu stypendialnego KUL z Australii – Berenika Ząbczyk, Konrad Gagatek (oboje z Perth) i Łukasz Świątek (z Sydney) – przed przyjazdem do Lublina, do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła Drugiego.

We trójkę odetchnęliśmy z ulgą gdy w tamtą mroźną niedzielę (27 stycznia) wreszcie wszyscy znaleźliśmy się w Lublinie i po raz pierwszy się zobaczyliśmy (gdy Konrada spotkałem na zaśnieżonym trawniku przed akademikiem, nalepka linii

Dziedziniec KUL.
lotniczej Qantas wydała go jako nowego towarzysza australijskiego.) Pokonaliśmy niemal cały świat – 16,000 kilometrów, 24-godzinną podróż co najmniej dwoma samolotami i dziesięcio-godzinną różnicę czasu, aby znaleźć się na kursie kultury i języka polskiego. Berenikę zaskoczył fakt, na przykład, że przeżyła „lekki” skok w różnicach temperatur: gdy wyleciała z Perth, pożegnała się z ciepłą pogodą i z temperaturą 30-stopni (oczywiście, rozstała się także chwilowo z niebieskim niebem i ze wspaniałymi falami

Od lewej: Konrad Gagatek, o. Tomasz Bujakowski, Berenika Ząbczyk, Łukasz Świątek.
na pięknych plażach), a w Polsce trafiła na minusowe temperatury, śnieg i mróz. Nie ma co marzyć o desce do pływania gdy z nosa praktycznie wiszą sople!

Gotowi więc byliśmy wgłębić się w ojczysty język i zawrzeć przyjaźń ze studentami z całego świata...

Poznajemy nasze otoczenie

Przez pierwszy tydzień poznawaliśmy Lublin i sam uniwersytet. Byliśmy niezwykle mile przywitani przez Panią Elżbietę, sekretarza Szkoły, Panią Anię, zastępczynię

Procesja Senatu, w dniu wręczenia W. Bartoszewskiemu Doktoratu Honoris Causa.
dyrektora oraz przez Pana Cezarego, dyrektora Szkoły. Zadbali o to, by wszystko było dobrze zorganizowane i żebyśmy wiedzieli, gdzie iść na zajęcia, gdzie i kiedy chodzić do stołówki, itp. Zorganizowano dla nas także dwie tury zwiedzania: uniwersytetu i centrum miasta Lublina. Na naszym pierwszym ‘tour de KUL’, dowiedzieliśmy się o uniwersytecie; o jego powstaniu w 1918r. i założeniu przez ks. Idziego Radziszewskiego, o dewizie uniwersytetu „Deo et Patrie” (Bogu i Ojczyźnie), o użytkowaniu KULu podczas drugiej wojny światowej jako szpitala wojskowego i o tajnych lekcjach, które wciąż sie odbywały, jak i o nowszej historii KUL – o jego represjonowaniu podczas epoki socjalistycznej i o słynnym profesorze etyki, który został Papieżem (Karol Wojtyła uczył na KUL od 1954r.)

Z naszą przewodniczką, Panią Ireną, wyruszaliśmy także w miasto i poznawaliśmy centrum Lublina, zwiedzając ciekawsze punkty turystyczne jak n.p. Brama Krakowska, barokowa archikatedra, gdzie wisi koronowany obraz Płaczącej Madonny, Wieża Trynitarska, Plac Unii Lubelskiej oraz Grand Hotel Lublinianka w stylu eklektycznym. Stare miasto, które jest obecnie w trakcie odbudowy, jest także niezwykle piękne; w krótkim czasiem staliśmy się praktycznie tubylcami,

Plakat urodzinowy Konrada.
wychodząc po zajęciach na przykład na świeże pączki w tłusty czwartek (wkrótce mieliśmy także swoje ulubione księgarnie i ciastkarnie.) W trzecim tygodniu pokazano nam gdzie znajduje się na Starym Mieście Kamień Nieszczęścia. Podobno jest to

Kamień Nieszczęścia.
raczej nieznany punkt turystyczny, lecz wiąże się z nim niezwykle ciekawa historia. Legenda głosi, iż na tym kamieniu ścięto głowę niewinnego człowieka, potem użyto kamień do konstrukcji kamienicy, która się zawaliła, następnie użyto go do budowli piekarni, która się spaliła. Od tamtego czasu klątwa ciąży na tym małym monumencie i kamienia podobno nie wolno dotykać ... (a co zrobił kolega Konrad? Będąc niezwykle odważnym hazardzistą, stanał na Kamieniu!).

W drugim dniu naszego pobytu, Konrad skończył dwadzieścia jeden lat. Oczywiście, życzyliśmy mu wszystkiego najlepszego. Od zaprzyjaźnionych z nami sióstr Beatrice i Clare (siostry misji „Missionaries of the Gospel” z Australii, z Perth, studiujące na KUL język polski) dostał tubkę Vegemite oraz kwiatka w doniczce. Siostry urządziły także niezwykłą niespodziankę – wywiesiły na drzwiach naszego akademika wielokolorowy plakat z życzeniami, do którego przyczepione były małe zabaweczki koale. Tamtego wieczoru, aby uczcić urodziny Konrada, spotkaliśmy się właśnie z siostrami oraz z innymi zaprzyjaźnionymi osobami - Kamilą (studentką prawa) i Emily (z Ameryki, nauczycielką języka angielskiego) – na naszym pierwszym wspólnym (lecz nie ostatnim) obiedzie.

Zajęcia i studiowanie


‘Prywatne’ lekcje w 1-ym tygodniu.
Świadomi byliśmy tego, że w którejś chwili musieliśmy się zacząć uczyć! Przez pierwszy tydzień mieliśmy w zasadzie prywatne zajęcia – tylko my we trójkę – ponieważ akurat odbywała się sesja egzaminacyjna. Niezwykle ciekawe były zajęcia z Kina Polskiego, gdzie poznaliśmy śmieszniejszą stronę natury Polaków przez uczenie się o komediach polskich (poznaliśmy nazwiska Eugeniusza Bodo, Mieczysławy Ćwiklińskiej, Adolfa Dymszy oraz bardziej współczesnych artystów jak n.p. Juliusz Machulski, Piotr Wereśniak, Jacek Wroński i Stanisław Bareja.) Fascynująca była także wyprawa do minionych czasów Polski na zajęciach historii polskiej, które prowadził prof. Hubert Laskiewicz i który poświęcił swój czas aby z nami przeprowadzić dodatkową lekcję. Zabrano nas także do teatru (im. Juliusza Osterwy) gdzie zobaczyliśmy sztukę Moczarskiego „Rozmowy z Katem”,

Na Starym Mieście z przewodniczką Ireną.
przerabiając potem to dzieło z naszą nauczycielką.

Chyba najbardziej ciekawymi zajęciami okazały się dla nas (o dziwo!) zajęcia gramatyczne „Normy i Formy”, na których wtajemniczono nas w wiele ciekawych niuansów i wyjątków gramatycznych. Na przykład, czy znają państwo różnicę między powiedzeniem „kup mi coś” i „kup coś dla mnie?” Gdy kupujemy coś „dla kogoś,” to oczekujemy, że tamta osoba odda nam pieniądze. Kupienie „czegoś komuś” to kupienie w prezencie. Przedstawiono nam także reguły stawiania „we i w” oraz „ze i z”, poznaliśmy homonimy różnych narodowości (np. szwedki, szwajcar itp) oraz reguły rządzące byciem „na” i byciem „w” (pomieszczeniach, miejscowościach, itp.) Chętnie spisałbym tu wszystkie zagadnienia językowe i ciekawe sekrety gramatyczne, ale zapisanie się na kurs językowy jest o wiele ciekawsze!

W drugim tygodniu naszego czterotygodniowego pobytu na KUL wyruszyliśmy do Zakopanego (opisane poniżej.) Po przyjeździe z powrotem, podzieleni byliśmy na trzy klasy w zależności od naszego poziomu znajomości języka polskiego. Zajęcia zorganizowane były w różnych godzinach, a każda klasa miała swój własny rozkład. Zauważyliśmy, że różnica między australijskimi i polskimi systemami uczenia się polega szczególnie na tym, że większość pracy robi się w klasie, a nie ‘zabiera się’ jej do domu, jak to przeważnie bywa na

Codzienne posiłki w Sali Profesorskiej.
studiach w Australii. Ponieważ klasy są mniejsze, a te same osoby widuje się na codzień, więzi między studentami także się zacieśniają.

Inni studenci na KUL

Poznaliśmy innych studentów ze wszystkich krańców świata – również z Australii, ale także z Południowej Korei, z Japonii, Chin, Stanów Zjednoczonych, Węgier, Nigerii, Kenii i Francji.

Studiują na KUL z różnych powodów – jedna studentka ma małżonka Polaka, druga miała wyjść za mąż za Polaka. Inna współpracowała przed dłuższy czas z Polonią w Chicago, gdzie spodobała jej się w Polakach serdeczność i wesołość; będzie teraz podejmowała pracę misjonarską w Polsce. Brat-misjonarz

Siostra Beatrice, Bracia Peter i Chris.
z Kenii został wysłany do Polski przez swojego Monsignora. Inny brat-misjonarz z kolei chciał poznać bliżej filozofię Jana Pawła Drugiego i podjąć studia w tak bogatym otoczeniu religijnym jakim jest Polska. Siostry z Perth także chciały poznać bliżej filozofię Jana Pawła Drugiego w jego ojczystym języku. Inni zaś studiują język polski ponieważ mają w Polsce rodzinę, ponieważ studiowali język rosyjski, a inni „zbierają” obce języki jak znaczki

Zdjęcie wielokulturowe.
pocztowe, ponieważ to ich hobby.

Mamy miłe wspomnienia grania z innymi studentami w szwajcarską grę „Ligretto” podczas przerw w zajęciach. W dniu Walentynek Amerykanki Amber i Ashleigh rozdały cukierki-serduszka. Bardzo miło wspominamy też wycieczki z innymi studentami do kafejki „Zadora” na starym mieście, która chyba stała się naszą ulubioną kryjówką. Pani Tilly, Amerykanka, pięknie nam raz zaśpiewała „Waltzing Matilda,” a Taka, Japończyk, nauczył nas jeść patyczkami któregoś wieczoru przy kolacji, na którą podano japońskie sushi i zupę „misoshiru.” Siostry Clare i Beatrice natomiast w inny wieczór poczęstowały nas hinduskim kurczakiem i herbatą jaśminową, zaparzoną w koreańskim zestawie herbaciarnym; czasem graliśmy też w grę przypominającą angielskie „shirades.” Ponieważ próbowaliśmy rozmawiać po polsku, pomagaliśmy sobie wzajemnie ze słownictwiem, gdy nam stwarzało problemy. (Na przykład, trafiła się po obiedzie taka chwila, że nie mieliśmy przy sobie długopisów, a chcieliśmy narysować rysunek. Co zużyliśmy? Serwetkę, pozostały w butelce sos pomidorowy i widelec!)

Tydzień w Zakopanym


Zdjęcie w pełni australijskie. Z lewej: Berenika, Matt, Konrad, Clare, Beatrice, Łukasz.
Gdy rozmawialiśmy z bratem Chris’em w restauracyjce „Sabała” w Zakopanym w ostatnim dniu karnawału, oznajmił, że wycieczka do Zakopanego okazała się niezwykle starannie i pomysłowo przygotowana. Zgadzam się z nim całkowicie.

Spacerkiem przez doliny i lasy.

W niedzielę, 3 lutego wyjechaliśmy spod akademika o 8:05. Podczas kilkugodzinnej podróży do Zakopanego usłyszeć można było śpiew młodych głosów, szczególnie sióstr Brigitte i Karoliny, które zawsze z wielką chęcią inicjowały piosenki. To właśnie podczas tej podróży po raz pierwszy poznaliśmy naszych współtowarzyszy – to oni mieli się znaleźć w naszych klasach po powrocie do Lublina. Poznaliśmy elementy ich kultur, dlaczego zdecydowali uczyć się języka polskiego (niemal wszyscy wspominali o trudnościach związanych z uczeniem się gramatyki.) Trzeba przyznać, że była to niezwykle wesoła i dowcipna „banda,” która szczerze się z nami zaprzyjaźniła.

Prawie codziennie, będąc w Zakopanym, wyruszaliśmy na jakąś wycieczkę, poznając tym sposobem inną polską kulturę, ciesząc się pięknym pejzażem górskim i naszym wspólnym towarszystwem. Przed zakończeniem tygodnia odbyliśmy wycieczki do Doliny Strążyskiej, Doliny Białego Potoku, na Halę Kondratową, na Nosal i do Doliny Jaworzyny. Pan Dyrektor, Cezary Ruta, okazał się niezwykłym taternikiem i krajoznawcą – nieustannie przekazywał informacje o przyrodzie i naszym otoczeniu.

Wycieczka zdobyła Nosal.
A najwspanialszą i najdłuższą (i najbardziej wyczerpującą) wycieczkę odbyliśmy nad Morskie

Wspaniała zabawa na lodzie.
Oko. Pomimo, że jeziora i otaczających je gór nie było widać z powodu grubej warstwy śniegu i mgły, wędrówka pod górę okazała się całkiem wesoła, choć męcząca; Koreańczyk, Sheon, śpiewał swoją ulubioną piosenkę koreańską, mając nadzieje, że melodia nam też utkwi w głowach. I tak się stało. Pomimo tego, że nie znam koreańskiego i nie wiem o czym śpiewam, znam kilka słów i nuty tej melodii.

Udawaliśmy się często także do miasta, na słynne Krupówki. Jak „tradycja” nakazuje, każdy sobie kupił jakiś „klejnot” góralski z kolorowych, tłokliwych stoisk na bazarku. Posmakowaliśmy smażone oscypki, orzeszki prażone, a niektórzy zapijali się herbatą góralską „z prądem” w restauracyjce góralskiej „Sabała”, gdzie grała kapela góralska. W kawiarence „Samanta” na Krupówkach trójka Australijczyków-stypendystów raczyła się się różnorodnymi słodkościami, każdy czym innym – Berenika kremówką z lodami malaga, Konrad ciastem francuskim z wiśnią i z serem i lodami jogurtowymi, a ja szarlotką z lodami czekoladowymi. Mieliśmy okazję zwiedzić także Muzeum Tatrzańskie, Stary Cmentarz (na którym są pochowani m.in. Kornel Makuszyński i Stanisław Ignacy Witkiewicz) oraz Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach.

Co wywieźliśmy z Polski?

Laureaci w Auli KUL im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego.


Wspólny obiad w dniu św. Walentego.
Oprócz wywiezienia kilograma Ptasiego Mleczka, pamiątek i pięknych zdjęć, wtajemniczyliśmy się w wiele ciekawych i czasami rzadko znanych aspektów polskiej kultury i języka. Wszyscy doszlifowaliśmy trochę wiedzę ogólną o obyczajach, historii i kulturze kraju ojczystego. Poszerzając swoje kontakty, poznaliśmy także kultury studentów z innych krajów i zaprzyjaźniliśmy się z nimi oraz poznaliśmy ich ciekawe plany na przyszłość. Możemy także przyznać, że nasze poczucie samodzielności wzrosło, gdy byliśmy poza „zasięgiem” rodziny w Australii.

Cała trójka ubiegłorocznych stypendystów – Berenika, Konrad i Łukasz – chciałaby serdecznie podziękować KUL za danie nam szansy studiowania na takim bogatym historycznie uniwersytecie. Chcielibyśmy podziękować wszystkim pracownikom Szkoły Kultury i Języka Polskiego – Dyrektorowi - Panu Cezarowi Ruta, zastępczyni Dyrektora - Pani Annie Tarnowskiej-Waszek, Sekretarzowi - Pani Elżbiecie Zwolińskiej oraz całemu gronu pedagogicznemu, które mieliśmy szczęście poznać i w ich klasach się uczyć. Chcieliśmy także bardzo, bardzo serdecznie podziękować Przyjaciołom TP KUL oraz o. Tomaszowi Bujakowskiemu z Perth, który corocznie z nieustającym entuzjazmem i chęcią organizuje ten konkurs. Za staranność, wysiłek i troskę, składamy serdeczne „Bóg zapłać!” i jeszcze raz dziękujemy za to niezwykłe, niepowtarzalne życiowe doświadczenie.

Informacje o tegorocznym konkursie na rok 2009 można zdobyć tu.