Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
27 maja 2008
Czar poezji Jana od Biedronki
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Andrzej Kucyper

Spiewaczka Teresa Rayner
„No, to do zobaczenia za rok” – takie słowa padały podczas serdecznych pożegnań i radosnego wpadania sobie w ramiona po historycznym Pierwszym Festiwalu Piosenki i Poezji Religijnej. Widać nie tylko historia, ale i festiwale lubią się powtarzać. Bez wątpienia będzie kolejny festiwal w Kanberze. Tak już sobie planuję, że w przyszłym roku nie będę wracać do domu po Trzecim Festiwalu Kościuszkowskim, tylko sobie rozbiję namiot gdzieś w pół drogi do domu i wrócę do Sydney dopiero po zakończeniu Drugiego Festiwalu Poezji Religijnej w Kanberze.

Ciepło robi się na sercu, gdy pomyślę, że są ludzie, którzy wieczory spędzają czytając sobie na głos wiersze księdza Jana Twardowskiego. I tak właśnie się zaczęło. Dwaj pasjonaci poezji ks. Twardowskiego (Stefan Gajewski i ks. Henryk Zasiura) pomyśleli sobie (i słusznie), że takich pasjonatów może być więcej, i że może warto te wspaniałe wiersze poczytać sobie w większym gronie... Ogłosili więc, że organizują festiwal poezji i piosenki religijnej. Ale nawet do głowy im nie przyszło, że pomysł spotka się z takim zainteresowaniem. Festiwal przyciągnął do Kanbery 48 wykonawców, w tym z Sydney i Melbourne.

Polska poezja religijna kwitła na przestrzeni wieków. Mamy tak wielki dorobek w postaci wierszy Jana Kochanowskiego i Jana Kasprowicza, J. Słowackiego i C.K. Norwida, Karola Wojtyły i Księdza Jana od Biedronki. Mamy też piękne wiersze pióra znanych poetów tworzących tutaj w Australii: Maryli Rose, Ludwiki Amber, Marka Baterowicza, Aleksandra Pęczalskiego ...ale też wiersze i piosenki Zofii Kaszubskiej z Melbourne, czy też Cecylii Macioch z Sydney, o których istnieniu dowiedziałam się dopiero na festiwalu. Warto więc było wybrać się do Kanbery, aby wspólnie przeżyć to, co zarówno profesjonaliści jak i amatorzy zapragnęli nam przedstawić.


Festiwal odbywał się w kościele Polskiego Centrum Katolickiego im. Jana Pawła II w Narrabundah. Tu, po prawej ołtarz. Tam, po lewej scena. Zaraz po sobotniej mszy św. powiedziano nam: „w tył zwrot razem z krzesłem”. Tak oto nie robiąc ani jednego kroku „przeszliśmy” z kościoła do sali koncertowej. Zgasły światła, po chwili – przy dżwiękach najstarszej polskiej pieśni „Bogurodzica” pojawili się artyści z płonącymi zniczami, które ustawili na krawędzi sceny.

Organizator festiwalu Stefan Gajewski siedział poza sceną obok pianina, przy stoliku z kandelabrem i zapowiadał kolejne bloki sobotniego koncertu. Plan miał taki, że aby zapewnić gładki przebieg koncertu z licznymi wykonawcami, publiczność miała bić brawa po całym bloku. Okazało się, że to sprawa problematyczna! Otóż mieliśmy wielki dylemat po wspaniałym występie Haliny Gad, która przy akompaniamencie Krzysztofa Małka zaśpiewała arcydzieło K. Szymanowskiego „Swięty Boże święty mocny, święty a nieśmiertelny” do słów Jana Kasprowicza.




Co za majstersztyk! Jakiż wspaniały i potężny sopran Haliny ! (Tak potężny, że w duchu powtarzałam sobie: „ludzie, ratunku, bo dachówki pospadają z kościelnego dachu!”). Ciarki po plecach. Zamurowało nas i prawdziwą karą było, żeśmy w tym momencie nie mogli bić brawa, aby wyrazić nasz emocjonalny wstrząs. Bo to był wstrząs! Zaklaskaliśmy potem po zakończonym bloku, ale to już nie było to samo. Zdradzę, że następnego dnia zignorowaliśmy regułę klaskania po bloku i biliśmy brawa tradycyjnie po każdym utworze. Organizator nie protestował.

Tuż przed pieśnią Szymanowskiego usłyszeliśmy wiersz znakomitej poetki Anny Kamieńskiej w wykonaniu Zofii Kemp z Melbourne. Wspaniale, że w przeglądzie polskiej poezji religijnej nie zabrakło tej poetki. Nie zabrakło też uduchowionych mądrości św. Faustyny, którą wiernie i z uporem popularyzuje Bogumiła Filip z Grupą Jana Pawła Drugiego. Skoro mowa o Janie Pawle, to dodam, że ani poezji Karola Wojtyły, ani Polskiego Papieża nie zabrakło.Odnotuję też, że w jednym z wierszy Ludwiki Amber Jan Paweł spotkał się z księdzem Janem Twardowskim... radośnie witając go w niebie. To był wiersz napisany tuż po śmierci ks. Jana.

Słowa uznania dla M.Maciocha, który recytował fragmenty „Tryptyku Rzymskiego” (przepiękny wiersz „Gdzie jesteś źródło?”) i który nie wystraszył się wielkich i znanych wykonawców tej miary co Krzysztof Globisz i Stanisław Sojka.




Obok Teatru Fantazja i Grupy Jana Pawła II wystapiła Grupa Razem w składzie Bożena Szymańska, Jola Komincz i Andrzej Komorowski. Jolanta (uniwersalna w rolach komediowych i lirycznych) wykonała tym razem wzruszającą do głębi piosenkę „Ogród Getsemane” do słów Pawła Orkisza. Piosenkę tę usłyszałam po raz pierwszy – bodaj 10 lat temu - w wykonaniu Teresy Manley, które to nagranie mam, odszukam i w Pulsie Polonii dam do posłuchania. Ale – ot, dla porównania - dam też tę piosenkę w wykonaniu Joli Komincz. Tu dodam, że nagrania z festiwalu w Kanberze będziemy mieli dzięki uprzejmości Ani Zamecznik z Radia 3ZZZ w Melbourne.

Anię poznałam przypadkiem. Własnie w Kanberze. Podeszłam do Ludwiki Amber, i wskazując na osobę bardzo do niej podobną, powiedziałam: „O, Twoja siostra przyjechała z Polski...” Okazało się, że to nie krewna, tylko Ania z Melbourne, która prócz nowoczesnej technologii do nagrywania ma przyjazną duszę i chętnie dzieli się z nagraniami z takim na przykład Pulsem Polonii.

Wiedząc, że koncerty „same” się nagrywają, mogłam delektować się występami. Miałam wolny umysł, a nawet ręce, bo Andrzej Kucyper przejął mojego Nikona. Był łaskaw robić zdjęcia i to artystycznie ciekawe – ja bym takich nie zrobiła! Tak więc przed koncertem i w czasie przerw mogłam koncentrować się na spotkaniach z dawno niewidzianymi ludźmi, na przykład ze słynnym artystą-rzeźbiarzem i projektantem medali Wojtkiem Pietranikiem. Przed Domem Jana Pawła stoi pomnik Jana Pawła - to własnie dzieło Wojtka.


Na zakończenie pierwszego dnia festiwalu mieliśmy mini recital utworów Chopina, Szymanowskiego i Skriabina w wykonaniu znakomitego pianisty Krzysztofa Małka. I tu brawa dla Domu Orła Białego, który raczył wypożyczyć swoje pianino ( kościelne organy były akurat w naprawie). Krzysztof grał właściwie w mroku, gdzieś tam w oddali pełgały płomyki zniczów, i tylko nad jego głową paliła się mała lampka. Na koniec, po rzęsistych, zasłużonych oklaskach Krzysztof lampkę wyłączył dając znak, że oto pierwszy dzień festiwalu dobiegł końca.

Utrudzeni pielgrzymi udali się na spoczynek w gościnnym Domu Jana Pawła II. No, może nie wszyscy powędrowali tak od razu do łóżek. Teatr Fantazja świętował imieniny swojej reżyserki Joanny Borkowskiej-Surucić. Ale też swoje imieniny obchodziła Joanna Kucyper de domo Dąbrowska, która następnego dnia miała ciekawe spotkanie ze swą imienniczką, Joanną Dąbrowską z Kanbery. Dodam, że Joanna z Kanbery też recytowała wiersze ks. Twardowskiego.

W niedzielny poranek artyści ustalili między sobą, by dać mszy św. jak najpiekniejszą oprawę, bo to nie tylko święto Bożego Ciała, ale i 14 rocznica święceń kapłańskich gospodarza Domu, ks. Henryka. Były kwiaty i okolicznościowa przemowa przez Arka Fabjanowskiego wygłoszona, były piękne śpiewy, w tym w duecie przez Halinę Gad i Andrzeja Komorowskiego zaśpiewany „Panis Angelicus”. Dodam przy okazji, że sprzęt nagłośnieniowy (udostępniony przez Sławka Kazana) sprawnie obsługiwał w czasie mszy oraz dwudniowego festiwalu (nie mówiący po polsku)zięć pana Komorowskiego.




Po uroczystej mszy świetej wszyscy zgromadzeni wzięli udział w podwójnej uroczystości ks. Henryka. Obchodził nie tylko rocznicę święceń kapłańskich, ale i swoje urodziny. Tak więc po przestawieniu siebie samych oraz krzeseł („ w tył zwrot”) stanęliśmy twarzami w stronę sceny, na której lada moment mieli pojawić się artyści. Najpierw jednak były radosne śpiewy „Stu lat” i „Gwiazdki pomyślności”, był oczywiście tort, a przedtem smaczne przekąski serwowane przez panie i panienki, wsród których rozpoznałam jedną z córeczek Charge d’Affairs Witolda Krzesińskiego. Miałam też przyjemność spotkać panią Barbarę Alwast, która przybyła z półmiskiem pysznychmeat balls.

Jako pierwsi artyści drugiego dnia festiwalu pojawiły się dzieci z Lajkonika. Najmłodsza tancerka miała chyba ze 3 latka. Dzieci wykonały m.in. piosenkę „Jezus jest OK”. Z zachwytem patrzyliśmy jak dzieciaki łapały się za główki i śpiewały: „ Ojojoj, Jezus jest OK. Dał nam swoje ciało i dał swoją krew!” Końca nie było pochwałom dla „Lajkonika”, który dał festiwalowi zastrzyk młodej krwi. (Jednocześnie pojawiło się pytanie czy w Kanberze nie ma polonijnej dziatwy?) Po maluchach wystąpiła grupa średnia „Lajkonika”, która przedstawiła taniec „Pan mój Zbawca” z ciekawą muzyką na motywach hebrajsko-arabskich. Strzał w dziesiatkę! Taniec podobał się bardzo.




Wielkim wydarzeniem niedzielnego koncertu był występ Teresy Rayner, znakomitego sopranu z Kanbery. Oczarowała nas swym śpiewem, a także swą wykwintną garderobą. Wykonała m.in. dwa psalmy Jana Kochanowskiego: „Kto się w opiekę odda Panu swemu” oraz „Będę Cię wielbił mój Panie”. Warto nawet z drugiego końca Australii przybyć, aby Kochanowskiego w tak pięknym wykonaniu posłuchać. Dodam, że miłosnicy głosu Teresy Rayner i Haliny Gad będą mieli okazję posłuchać duetów w ich wykonaniu, namówiły się bowiem obie panie na wspólny występ w Kanberze w dniu 7 września, a Krzysztof Małek obiecał im akompaniować. Kto jednak nie może poczekać do 7 września, będzie mógł lada moment posłuchać nagrań Teresy, która swoją płytę CD „Tread softly” raczyła ofiarować „Pulsowi Polonii”.

Prócz Lajkonika, z młodszych wykonawców należałoby wymienić 17-letnią Kingę Suwara z Melbourne, która po raz pierwszy debiutowała poza swą szkolną sceną. Kogo wiersze recytowała? Oczywiście ks. Twardowskiego! Z kolei najstarszą pośród wykonawców była pani Stanisława Materna, matka Bogumiły Filip, która wykonała kilka utworów na skrzypcach, w tym „Po górach dolinach”. Przy refrenie „Ave, Ave Maryja” cichuteńko włączyła się publiczność. Spiewała prawie szeptem, żeby nie zagłuszyć skrzypiec. To był taki sympatyczny sygnał, że tu właściwie nie ma podziału na scenę i na widownię, że tak naprawdę to poprzez muzykę i poezję chwalimy Boga wszyscy razem. I po to tu przyjechaliśmy.




Wystąpił też gospodarz. Ksiądz Henryk, rodem z podkrakowskiej wsi, recytował (oczywiście!) wiersze ks. Twardowskiego. „Pożegnanie wiejskiej parafii” rozrzewniło nas i wzruszyło do łez. Ponieważ na festiwal nie dojechała Stanisława Very, organizator poprosił Zofię Kaszubską z Melbourne o wykonanie kilku jej własnych piosenek i słusznie, bo mielismy niedosyt po jej sobotnim występie. Tak więc z zainteresowaniem wysłuchaliśmy utworów nie tylko religijnych: „Niech nam pomaga nasz Bóg, nasz Pan”, „A gdy zabrakło nam wroga”, czy „Tam we Lwowie mojej mamy”.

Na niedzielnym koncercie była inna publiczność, zatem Stefan Gajewski poprosił Krzysztofa Małka, aby powtórzył swój mini recital.Siedzące obok mnie starsze panie z zachwytem pytały, co to za wspaniały pianista, jak się nazywa, a karteczkę z nazwiskiem podawały sobie z rąk do rąk. Byłam dumna z Krzysia, jak z własnego syna.

A potem nadszedł czas rozstania. Jeszcze podziękowania, które wygłosił organizator, jeszcze krótka mowa prezesa Rady Polskich Organizacji w ACT, Aleksandra Gancarza i... „good bye, do zobaczenia za rok”. Zdawało się, że Dom Jana Pawła opustoszał, ale jakoś tak dziwnie w sali jadalnej zrobił sie tłok. Zaczęlismy świętować urodziny ks. Henryka.Zestawiliśmy kilka wielkich stołów i zgodnym chórem spiewaliśmy, a pamięć naszą wspomagały wyświetlane na ekranie teksty piosenek. I trwały te „nocne Polaków śpiewania”, więc powrót do Sydney trzeba było przełożyć na następny dzień.




W czasie tego wieczoru zapytałam ks. Henryka, czy prawdą jest, że został kapłanem dopiero 14 lat temu. Opowiadał, że ukończył Technikum Rolnicze, i że wiele lat pracował na roli, obok ojca i dziadka, że kochał wieś i było mu tam bardzo dobrze. I pewnego dnia przyszło powołanie. Teraz rozumiem, że pożegnał się ze swoją wsią z takim samym wzruszeniem, jak ks. Twardowski uczynił to w wierszu „Pożegnanie wiejskiej parafii”.

Mam nadzieję, że spotkamy się za rok w Kanberze, aby ponownie cieszyć się perełkami polskiej poezji religijnej.

Ernestyna Skurjat-Kozek