Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
20 wrzesnia 2008
Prof. Adam Jamrozik - "socjologia ludzkiej krzywdy"
z prof. Jamrozikiem rozmawia Ernestyna Skurjat-Kozek

Łączymy się telefonicznie z Adelaide, rozmawiam z profesorem socjologii z Adelaide University, Adamem Jamrozikiem. Jest Pan z pokolenia Displaced Persons, losy Pańskiego pokolenia opisane są w książce pt Leigh Creek, an Oasis in the desert. Fragment tej książki i Pański życiorys znalazłam w internecie. Stąd wiem, że urodził się Pan 22 listopada 1926 roku - nie podano natomiast, z jakich stron Polski Pan pochodzi.

Prof. Adam Jamrozik: - Pochodzę z Krakowskiego, ze starodawnej miejscowości z XIV wieku Młoszowej, gdzie do dzisiaj stoi piękny pałac zbudowany przez Florkiewiczów, gdzie potem mieszkali Potoccy i Szembekowie. Nazywaliśmy to dworem. To tu Piłsudski miał swoją kwaterę przed I wojną światową. Moja droga do szkoły prowadziła koło dworu. Latem, w czasie wakacji zjeżdżała się tu arystokracja i balowała.... Byłem w drugiej klasie gimnazjum, kiedy włączono nas do Rzeszy. Rozpędzili nauczycieli. Poszedłem do pracy w fabryce lokomotyw w Chrzanowie. W 1944 roku znalazłem się w Dortmund. Potem Francja. Włączyłem się do kompanii wartowniczych. Potem Belgia. Do Australii płynąłem dwoma okrętami. Jeden stracił parę na Oceanie Indyjskim i trzeba było wrócić do Adenu. Do Australii dowózł nas Skaugum.

- Rozumiem, że angielskiego nauczył się Pan zanim przypłynął do Australii?

- Tak, nauczyłem się sporo przy Amerykanach, uczyłem się każdego dnia od początku podróży z Belgii do Australii. Na statku już służyłem jako tłumacz. Zawinęliśmy do Fremantle. Po kilku tygodniach znalazłem się w Leigh Creek, gdzie pełniłem dość ważną rolę jako asystent administratora i dodatkowo jako tłumacz i sekretarz lokalnego szpitala. Właśnie w szpitalu poznałem moją przyszłą żonę, Ruth; pracowała tu jako matron. Miałem dość dużo kontaktów z ważnymi osobami, gośćmi rządowymi i z parlamentu. Ale też spędzałem czas w gronie imigrantów – lubiliśmy w weekendy podyskutować o filozofii Jean Paul Sartre’a... W Leigh Creek spędziłem 6 lat. Kiedy urodził się nam syn Konrad, przeprowadziliśmy się do Adelaide. Przez kilka lat pracowałem w kompanii ubezpieczeniowej, żeby zarobić na budowę domu, a dopiero potem poszedłem na studia.

- Co sprawiło, że został Pan naukowcem?

- Ach, to był chyba zbieg okoliczności. Chciałem być nauczycielem, więc wystąpiłem o stypendium. Powiedzieli, że najpierw trzeba było zdać maturę. Przedstawiciel Departamentu Edukacji mówi do mnie: „ nie jest pan taki młody, ma pan stały adres, po co marnować dwa lata na zdawanie matury?” Zacząłem więc szukać innego stypendium. Poszedłem na interview. Miałem referencje od dyrektora z Leigh Creek, i gdy urzędnik w czasie /i]interview[/i] przeczytał je, oświadczył: "Znam tego człowieka i jeśli on ma tak wysoką opinię o tobie, to mnie to wystarczy. Szybko zdawaj maturę i stypendium jest twoje". Więc zacząłem studia. Najpierw Social Welfare, ale bardziej interesowała mnie politologia. Ukończyłem Political Science (Honours), również Social Work. Dostałem pracę na Flinders University. Po 4 latach przeniosłem się na Tasmanię, gdzie zaproponowano mi utworzenie nowego departamentu Social Work. Na Tasmanii spędziłem 7 lat. Trochę miałem już dość administracji, więc przeniosłem się do Sydney, na NSW University, do nowo otwartego Social Policy Research Centre. Tu pracowałem 11 lat.

- No i właśnie w Sydney spotkaliśmy się przed laty! A to dzięki śp. Ninie Skoroszewskiej, która była prezeską Polish Welfare. Do dziś dnia – mimo licznych przeprowadzek – mam w domu ważną dla Polonii publikację, która przez lata mojej pracy dziennikarskiej służyła mi jak Biblia: The New Polish Immigrants. A Quest for Normal Life. Report of the Polish Task Force to the Ethnic Affairs Commission of New South Wales wydaną w grudniu 1983 roku. Pan był prezesem tego “Polish Task Force”.

- Tak, ten dokument, to moja praca, z pomocą członków komitetu...W Sydney miałem już iść na emeryturę, ale skusili mnie pracą w Adelaide, tak więc zacząłem się dzielić między Flinders University (part time) i University of South Australia. A teraz jestem visiting (social) professor na Uniwersytecie Adelajdzkim.

- Czy cała rodzina mieszka obecnie w Adelaide?

- No, nie. Trochę rozproszyliśmy się po świecie. Najpierw syn Konrad wyjechał na stypendium doktorskie do Oxfordu. Tam spędził 4 lata. Potem pracował w innych miastach Australii, aktualnie mieszka w Adelaide. Jest profesorem medycyny i szefem nowego wydziału na University of Adelaide, Public Health & Clinical Practice. Za Konradem wyruszyła ongiś w świat nasza córka Wanda, która po powrocie z Europy i późniejszej wyprawie do Kalifornii mieszkała aż do przedwczesnej śmierci w Sydney. Syn Dawid pracuje w IT w Hydro Electric na Tasmanii. Jest bardzo uzdolniony artystycznie, drukuje piękne kalendarze i plakaty.

- Wracając do Pańskiej działalności naukowej. W szerokim wachlarzu spraw społecznych, którymi się Pan zajmuje, jakie miejsce zajmuje kwestia reconciliation?


- Jestem zdania, że prawdziwa historia okupacji tego kraju i traktowania Aborygenów musi być napisana! Interesuję się tym problemem od dawna i mam wrażenie, że ciągle wiele rzeczy ukrywamy, że ta kolonizacja była bardziej brutalna, niż w innych regionach świata. Tutaj w Australii najeźdźcy chcieli kompletnie wykreślić Aborygenów z historii. Ciągle jesteśmy w White Australia. Ludzie wiedzą, ale nie chcą się przyznać, że Aborygenów traktowano jak zwierzęta, że polowano na nich! Kolonizator chciał ich doszczętnie wytrzebić!

- Czytałam wstrząsające opisy, jak to Aborygeni chodzili „gęsiego” w łańcuchu zakutym wokół szyi...jak arszenikiem zatruwano im mąkę, a i wodę w studni.

- Mnie się wydaje, że w posiadaniu farmerów i stockmen jest wiele prywatnych dokumentów o tamtych czasach. To wielka plama, że Aborygenów starają się wessać w społeczeństwo australijskie – przez to stracą swoją tożsamość i kulturę. A jak znikną, to nie będziemy mieli brudnego sumienia. Przyszłe pokolenia powiedzą: „Przecież tak nie było! To była terra nullius, ziemia niczyja!”. Proszę panią, ja jestem bardzo zainteresowany reconciliation. Brałem w Melbourne udział na dziesięciolecie procesu Reconciliation. Niech pani zajrzy do mojej książki The Chains of Colonial Inheritance, tam moje stanowisko w tej sprawie jest najpełniej wyrażone.

(...) Blainey agrees with Windschuttle’s argument that „probably the main killers of [Tasmanian Aborigines] were tuberculosis, influenza and other diseases to which Tasmanians, living for thousands of years in total isolation, were as vulnerable as the peoples of the pre-Columbus Americas, the Pacific Islands, and many other insulated parts of the world”. *13.

This is indeed a strange statement. The colonisation of Australia was not the first colonising experience by the British, and from their experience in other parts of the world, as well as from the knowledge of other colonisers (Spanish, Dutch, Portugese) they must have known the likely effects of imported diseases on the native populations. What measures did they take to prevent such problems?

To somehow imply that the invaders could not have been responsible for the deaths of the native population from introduced diseases, because the natives were not deliberately killed, is to view the invaders as some kind of “innocents abroad”. By the logic of such argument, the inmates of concentration camps in Nazi Germany and those of the gulags in the Soviet Union who died of starvation, exhaustion from hard labour, or from extreme cold, could not be regarded as victims of the oppressors. To argue that the colonists’ attitudes towards the Indigenous population might not have been the best but were due to the colonisers’ lack of knowledge is to regard them as people with rather simple minds. The colonisers must have known what they were doing and why they were doing it, and the authorities must have known it, too.

In reading conflicting versions of the history of the Tasmanian Aborigines by Windschuttle and Reynolds *14, arguments about the numbers of Aboriginal people killed lower the debate to the minutiae of numbers and represent the differences in the interpretation of history, not the history itself. The irrefutable fact remains that the invasion and colinisation of Tasmania destroyed a society. Whether this was by bullets, disease, by starvation or by violent eviction is not the point. What was significant was the possession of land by force and the destruction of human society by violent means. It was indeed a physical, political genocide, as well as a cultural one.*15. (…)

Cytat z rozdziału Reconciliation with Indigenous Australians z książki A. Jamrozika The Chains of Colonial Inheritance

- W marcu 2008 r. premier Kevin Rudd oferował Aborygenom długo oczekiwane apology. Jaki ma być następny etap?

- Jeśli naprawdę chodzi o zlikwidowanie białych plam, to musi to być wielki wysiłek. Ale ja tego nie widzę w rządowym programie... Dla mnie jest ważne, żeby decydenci ustalili, że należy zachować kulturę aborygeńską tak, aby ci ludzie mogli jednocześnie funkcjonować w nowoczesnym świecie – i w technologii.

- Ale jak mają się wtopić w społeczeństwo australijskie nie tracąc własnej tożsamości?!

- Ja nie mówię o wtopieniu się, tylko o utrzymaniu własnej autonomii. Ta autonomia powinna być zapisana w konstytucji! Australia musi mieć nową konstytucję. Ja pewnie tego już nie doczekam, ale mam nadzieję, że kultura Aborygenów zostanie zachowana... Kulturobójstwo to okropna rzecz.

- Mówi Pan jak człowiek emocjonalnie związany z Aborygenami...

- Bo miałem z nimi wiele do czynienia. Pracowałem z nimi w Leigh Creek. Często spotykałem ich w szpitalu. Podtrzymywałem kontakt. W Sydney często bywałem na ich zebraniach, czego dowody można znaleźć w moich książkach. Ja jestem socjologiem. Mnie interesuje, gdzie są nieprawidłowości, gdzie ludzie są niewłaściwie traktowani. Ja jestem związany z moją pracą nie tylko intelektualnie, ale też emocjonalnie. Robię badania w dziedzinach, gdzie jest wiele krzywd. Ja interesuję się ludźmi, którzy są na dole. A dlaczego widzę ludzi na dole? Dlatego, że nieliczni są na górze! Krótko mówiąc, ja się interesuję, w jaki sposób ludzie się bogacą. Powiadają, że droga do bogactwa prowadzi przez ciężką pracę. Ale wielkie bogactwo, to ciężka praca innych ludzi, prawda?

- Czy Pańskim zdaniem Polonia, Polacy – w kontekście zaborów i utraty państwowości - mogą wnieść wkład w pojednianie z Aborygenami?

- My nie mamy NIC do zaoferowania Aborygenom. Jeśli cokolwiek chcemy zrobić, to wyjść do nich i OD NICH się uczyć, a nie odwrotnie.

- A czego mamy się uczyć?

- To oni ustalą, czego. Większość Polonii wyraża się o Aborygenach jak o bydle. Wiem, bo przez tyle lat udzielałem się w Polskim Towarzystwie Kulturalnym. W końcu wycofałem się. Ilekroć poruszałem problemy społeczne, słyszałem głupie komentarze. Powiedziałem Jędrzejczakowi: Wacek, po co marnować czas? Ludzi to nie interesuje!

- Rozumiem, że jak każdy emeryt, jest Pan „potwornie zajęty”.

- Nie jestem emerytem! Jestem visiting professor. Właśnie opracowuję do druku trzecie wydanie mojego podręcznika, które się ukaże w kwietniu 2009.

- Podróżuje Pan?


-Ostatnio nie, to z powodu książki! Może polecimy wkrótce do Nowej Zelandii. Rok temu byliśmy na Kubie. To była najwspanialsza podróż mojego życia. Mały naród, który z niewolnictwa wyszedł krwawą drogą i nadal spętany jest bojkotami międzynarodowymi. Piękny naród. Budzi się z muzyką i z muzyką idzie do łóżka.

- A kiedy Pan był ostatni raz w Polsce?

- 3 lata temu. Odwiedziłem krewnych. Pojechałem z synem Dawidem, który jeszcze nie był w Polsce. Chciałem mu pokazać moje rodzinne strony. Spędziliśmy 3 piękne tygodnie w Warszawie, Zakopanem i Krakowie, gdzie zawsze dostaję zakwaterowanie przy uczelni, ponieważ mój syn Konrad spędził tu kiedyś swój półroczny study leave.

- Na tzw. „ukraińskiej” liście katyńskiej znalazłam nazwisko Adama Jamrozika. To Pański ojciec?

- Słucham? Nie. To prawdopodobnie mój stryjeczny brat... Brat mego ojca, Szczepan, był z Piłsudskim w Kijowie, tam go chyba zabrali do niewoli. Został w Rosji, ożenił się tam. Przez wiele lat korespondowaliśmy, ale przed 2 wojną światową kontakt się urwał. Po wojnie, gdy moi rodzice zmarli, trzeba było załatwić sprawy spadkowe. Szukaliśmy wtedy potomków Szczepana...Może to jego syn zginął w Katyniu?

- Serdecznie dziękuję za rozmowę i wszystkie opowieści. I gratuluję wysokiego odznaczenia, które Gubernator Generalny przyznał Panu z okazji Australia Day za całokształt Pańskiej twórczości.

Canberra, 26 January 2008
Dr Adam Wladyslaw JAMROZIK
Order of Australia. For service to sociology as an educator, researcher and author, particularly through contributions to social policy in Australia.

Bibliografia (ważniejsze prace):

1. The delinquent and the law: trends and patterns in juvenile delinquency, South Australia, 1954-1971, by Adam Jamrozik, 1973

2. Class, inequality and the state: social change, social policy and the new middle class, by Adam Jamrozik, 1991

3. Social Change and Cultural Transformation in Australia, Adam Jamrozik, Cathy Boland, Robert Urquhart, 1995

4. Children and society: the family, the state and social parenthood, by Adam Jamrozik and Tania Sweeney, 1996

5. The Sociology of Social Problems: Theoretical Perspectives, by Adam Jamrozik & Luisa Nocella, 1998

6. Social policy in the post-welfare state: Australians on the threshold of 21st century, by Adam Jamrozik, 2001. It’s the first book to examine social policy in the post-welfare state. It looks critically at the idea of the welfare state, analyzing the changining concept of welfare and arguing that the welfare state no longer exists in Australia.

7. From Lucky Country to Penal Colony. How Politics of Fear Have Changed Australia, Forum, RMIT, 2002

8. The Chains of Colonial Inheritance: Searching for Identity, 2004

9. Social policy in the Post-welfare state, Second Edition, 2005.

10. Social policy in the Post-welfare state, Third Edition, being printed (2009).