I znów wybieramy się do Jindabyne, jest kilka spraw do załatwienia z lokalnymi władzami, głównie związanych z przyszłorocznym festiwalem kościuszkowskim, ale też i z konserwacją pomnika Strzeleckiego. W ekskluzywnych mediach Polski, w tym w polskiej edycji National Geographic ukazują się zdjęcia pomnika Strzeleckiego z nieładnymi zaciekami. Oj, trochę wstyd.
W drodze do Jindabyne chcemy odwiedzić Pana Andrzeja Kleeberga, bo jak się okazuje, to właśnie on organizował, jeszcze w latach 60-tych, festiwale kościuszkowskie w Coomie.
Tak więc Fundacja Kulturalna Pulsu Polonii nie jest pierwsza. Na wiele lat przed jej festiwalami „Mound & Mt Kosciuszko” organizowane były podobne imprezy: seria festiwali Strzeleckiego wokół nowości, jaką był wtedy piękny pomnik nad Jeziorem Jindabyne, oraz festiwale kościuszkowskie w Coomie. A więc duch polski był tam już obecny, zatem nasza organizacja FKPP może się czuć „kontynuatorką tradycji” sprzed 40 i 20 lat.
O festiwalach kościuszkowskich, tych sprzed 40 lat, dowiedziałam się przypadkiem. Pan Witold Łukasiak wydobył ze swego archiwum i przysłał do Pulsu relację TP z obchodów 150 rocznicy śmierci generała Tadeusza Kościuszki. Nadmienił, że więcej na ten temat powinien wiedzieć Pan Andrzej Kleeberg. Zadzwoniłam więc do Kanbery i z zapartym tchem wysłuchałam opowieści Pana Andrzeja o tym, jak organizował „coomskie” festiwale.
Andrzej, syn generała Juliusza Kleeberga dostał – jako specjalista AMP od ubezpieczeń – pracę w Coomie. Przemieszkał tam kilkanaście lat, był przez dwie kadencje radnym w Cooma Monaro Council oraz prezesem miejscowej Chamber of Commerce.
Prezesem, jak opowiada, został przez przypadek. Tuż po osiedleniu się w Coomie (1962) postanowił zostać członkiem Izby Handlowej. Poszedł na zebranie, w czasie którego lokalni byznesmani oświadczyli, że Izbę rozwiązują. W tamtych czasach cała okolica „żyła” z potężnej firmy Snowy Hydro Authority, która budowała wielki system elektrowni, tuneli, zapór i sztucznych jezior. Młody Kleeberg ostrzegał, że kiedyś ta żyła złota się skończy, budowa dobiegnie końca, tysiące robotników rozjadą się do domów, liczba mieszkańców Coomy spadnie i miasteczko znajdzie się na „własnym garnuszku”. Z czego miało żyć? Zdaniem Andrzeja Kleeberga konieczne było rozwijanie turystyki. Panowie z Izby powiedzieli: „Jakeś taki mądry, to zostań prezesem”. I został.
Często spotykał się w pubie z legendarnym szefem „Snowy Hydro”, Sir Williamem Hudsonem. Przekonywał go, że trzeba zainwestować w Coomę i jej okolice, no i ostro promować „Snowy” jako atrakcję turystyczną. Hudson przyznał Kleebergowi rację. Zakupił autokary, zbudował motel w Cabramurra, poczynił inne inwestycje. Tymczasem Kleeberg
postanowił zorganizować festiwale kościuszkowskie i uczynić z nich atrakcję turystyczną.
Pierwszy odbył się w roku 1963. W sklepach znalazły się polskie towary, organizowano wystawy i bale oraz oczywiście występy artystyczne, wyświetlano polskie filmy. Po te filmy poszedł Andrzej Kleeberg „w paszczę lwa”, czyli do PRLowskiego konsulatu. Dzisiaj się śmieje na to wspomnienie: „Myślałem, że mnie Polonia za to rozszarpie”. Ale nie rozszarpała. W końcu i rodzony ojciec z filmów się ucieszył, a syna nie zbeształ. Dzięki takim i innym zabiegom Cooma stała się popularna, w skali roku odwiedzało ją wtedy po 100 tysięcy turystów.
Pytam Pana Andrzeja, czy znał inżyniera Bluma, dzięki którego szczodrobliwości organizacje polonijne dostają granty na swoją działalność. „ Spotykałem go czasem. Byliśmy różni. On był samotnikiem. Bardzo skromnym człowiekiem. Nie doceniałem go. Nie zdawałem sobie sprawy, ile Polonia mu będzie zawdzięczała.” Opowiadam Panu Andrzejowi – który z powodu wieku i choroby nóg już się publicznie nie pokazuje – o tym, jak to w kościele św. Patryka odśpiewano festiwalową piosenkę o Blumie i wyświetlono ponad ołtarzem jego zdjęcia. „On by się chyba pod ziemię zapadł, jakby o tym wiedział, taki był skromny” – powiedział Pan Andrzej.
„O ile pamiętam, kościuszkowskie festiwale odbyły się w latach 1963, 64, 65, a potem w 1967 roku zorganizowalismy w Perisher Valley wielką fetę z okazji 150 rocznicy śmierci Kościuszki. Z tej okazji „Cooma Monaro Express” wydrukował dodatek poświęcony Kościuszce, przygotowany przez naszą Radę Naczelną. Jak będzie pani w Coomie, to może odnajdzie pani w archiwum redakcyjnym ten historyczny supplement”- powiedział Pan Andrzej. Jednak zanim wyruszyłam na trasę dobre duszki z Melbourne przysłały archiwalny materiał. Mam go, wkrótce przepiszę na komputerze i będę sukcesywnie publikować.
Tymczasem zapraszam do przeczytania relacji z obchodów 150 rocznicy śmierci T. Kościuszki pt. „Biało-czerwone kwiaty na Mount Kosciusko”, którą drukujemy obok, również w przekładzie na angielski.
|