Jerzy Bolesław Prociuk, wybitny działacz polonijny nie żyje. Kiedy umiera patriota, budzi się pamięć jego historii - pisze Grażyna Walendzik.
Informacje o pogrzebie - kliknij tutaj.
Jerzy Bolesław Prociuk był dla mnie i dla wielu nie tylko wybitnym społecznikiem i działaczem polonijnym, ale także żywą historią. Jego przykład to lekcja polskiego patriotyzmu, miłości Boga, honoru i Ojczyzny, miłości i troski o własną rodzinę, poznawania jej korzeni oraz mądrości w demaskowaniu historycznych przekrętów i pasji w dociekaniu do źródeł prawdy. Był jednym z najbardziej zaangażowanych na emigracji obrońców dobrego imienia Polski i Polaków oraz najlepszym rzecznikiem Fundacji Pomocy Szkołom Polskim na Wschodzie im T. Goniewicza.
Historia Jerzego sięga 1940 r., dramatycznego okresu zesłania na Sybir pięcioletniego wówczas chłopca wraz z mamą Katarzyną Prociuk z domu Komorską i trzyletnim bratem Tomaszem. Ojciec jego Aleksander wyruszył na wojnę jako dowódca kompanii, a później batalionu CKM II, 6 pułku Strzelców Podhalańskich. W walce pod Tomaszowem Lubelskim został kontuzjowany i zabrany do niewoli - niemieckiego oflagu, w którym więziony był aż do końca wojny. Katarzyna wraz z chłopcami przetrwała Sybir w skrajnych, nieludzkich warunkach i wróciła po wojnie do komunistycznej Polski.
Po 20 latach niepewności i poszukiwań odnalazła męża w Australii. Niezwykłe wydarzenie połączenia rodziny po 22 latach rozłąki miało miejsce 28 marca 1961 roku w Sydney. Pisały o tym czołowe australijskie gazety. Jurek był już wtedy dwudziestokilkuletnim mężczyzną, absolwentem wrocławskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej. Po latach wspominał o utworzonej przy WSE harcerskiej drużynie akademickiej „Rój”. Jej patriotyczny profil inspirowany był pracą patriotyczno-wychowawczą ks. Aleksandra Zienkiewicza zwanego przez młodzież „Wujkiem”. Konspiracyjna „Instytucja Wujka” oraz środowisko harcerzy akademików ukształtowały w młodym studencie zaangażowanie, odporność i wytrwałość, które, jak często podkreślał, towarzyszyły mu przez lata późniejszej pracy społecznej wśród Polonii australijskiej.
Lista osiągnięć w działalności społecznej Jerzego w Australii jest bardzo długa, zatem przytoczę tylko kilka według mnie najważniejszych dokonań: praca z polską młodzieżą w harcerstwie (w Ashfield i Bankstown lata 60, Instruktor Obozów Ministranckich na Bielanach lata 80.), był współzałożycielem i współinicjatorem Towarzystwa Wiedzy o Polsce (1965), Kręgu Starszoharcerskiego „Znicz” (1965-66), Koła Akademików Polskich (1969-73, prezesem w 1973r.), pierwszej na północy Sydney Parafii Polskiej w East Roseville (1972) i istniejącej przy niej Rodziny Rodzin, Biura Pomocy Społecznej i Informacji (1974, członkiem zarządu w latach 2004-2007); Vice –prezesem Polskiej Macierzy Szkolnej (1968-69), członkiem Prezydium Rady Naczelnej (w latach 1966-71 kierował sprawami młodzieży), zarządu Związku Sybiraków (od 1995, prezes w latach 1996-97), zarządu Związku Polskiego w Wollongong (1997-2006), zarządu Koła Seniorów przy Klubie Polskim w Ashfield (2004-2007), Polskiego Instytutu Historycznego ( od 2004 r.), Naszej Polonii, organizatorem powitania kardynała Karola Wojtyły w Sydney (1973 r), Balu-Bankietu na 500-lecie urodzin M. Kopernika (1972) oraz pomocy Fundacji Pomocy Dzieciom Polskim na Wschodzie im. T. Goniewicza (od 1996 r).
|
Śmierć Jerzego, oznacza nie tylko ból i smutek w najbliższej jego rodzinie, ale także poczucie ogromnej straty w życiu polonijnym, a dla mnie osobiście utratę bliskiego przyjaciela mojej rodziny. Przez kilka lat trudnej pracy redakcyjnej w „Akcencie Polskim” Jurek był dla mnie mądrym, duchowym doradcą, często podrzucał ciekawe tematy, przypominał listownie lub telefonicznie o ważnych patriotycznych wydarzeniach, odsłaniał kulisy kłamstwa i fałszu w mediach. Szybko i skutecznie reagował na wszelkie antypolskie wystąpienia w prasie australijskiej, zarzucał listami wpływowych polityków, wysyłał informacje do Polski, do historyków i do emigracyjnej prasy.
Ze smutkiem zaglądam do domowego archiwum. Przeglądam teczkę dokumentów, systematycznie otrzymywanych od Jurka: listy, kserokopie z narodowej prasy z własnymi uwagami i komentarzami, dokumenty z akcji obrony dobrego imienia Polski i Polaków, publikacje w Biuletynie Informacyjnym Związku Polskiego w Wollogong, „Story Never Told”, relacje z podróży żony Halinki w 2005 roku na Polesie i Białoruś, zapiski z podziemnej działalności w Wyższej Szkole Ekonomicznej we Wrocławiu, osobiste wspomnienia o Wujku opublikowane w zbiorowym wydaniu materiałów na konferencje poświęconą księdzu Zienkiewiczowi, oraz kserokopie tekstów o komandorze Franckim.
Czytam je ponownie, jego historia budzi się na nowo, ożywiają wspomnienia wspólnych rozmów przy gościnnym, polskim stole w Jannali. Poznałam go wraz z żoną Halinką w grudniu 2005 roku. Przyjechałam wtedy do Sydney z promocją „Akcentu Polskiego” na Polskim Bożym Narodzeniu w Darling Harbour. Wcześniej był kontakt telefoniczny, słowa zachęty i wsparcia w pracy edytorskiej. W bardzo polskiej, patriotycznej rodzinie Prociuków znalazłyśmy wraz z moją córką życzliwość, gościnność i schronienie.
Okrutne doświadczenia Sybiru, a później, w komunistycznej Polsce praca w harcerstwie nauczyły go ważności gromadzenia dokumentów – świadectw polskiej martyrologii i broniących prawdy faktów historii. W czasie wizyty w Sydney Jurek otworzył przede mną swoje domowe, imponujące zawartością zgromadzonego materiału archiwum. Dużą jego część stanowiły materiały z prowadzonych akcji obrony dobrego imienia Polski i Polaków. Były wśród nich wycinki z prasy australijskiej, kopie wysyłanych listów protestacyjnych, publikacji w polonijnej i narodowej prasie, odpowiedzi, podsumowania itp. Na bieżąco wyłapywał antypolskie teksty i komentarze w australijskich mediach, informował polonijną prasę, władze polonijne i polskie, przesyłał cale pliki materiałów do Polski, współpracował i wspierał narodową a także polonijną prasę.
Listy protestacyjne przeciwko antypolonizmom pisał w imieniu własnym, a także wspierał działania polonijnych organizacji i mediów. W latach 2004-2005 z rozmachem prowadził i finansował akcję przeciwko określeniu „polskie obozy koncentracyjne” i „polskie obozy śmierci”, rozsyłając dziesiątki broszurek w Australii i do Polski. W połowie roku 2006 energicznie działał przeciwko kalumniom Jacka Hibberda „Poland’s gilty secret” drukowanym w formie recenzji antypolskiej książki Grossa „Fear” na łamach „Weekend Australian”. Tym razem otrzymał odpowiedzi na protesty od wpływowych polityków australijskich: senatorów Freda Nile i Danna Vale MP. W marcu 2007 roku opublikował w „Akcencie Polskim” list otwarty do Polaków w Australii, polonijnych organizacji i prasy, a przede wszystkim polityków. Domagał się od polskiego MSZ opracowania strategicznego programu obrony i promocji Polski i Polonii. Pisał m.in.: „Kluczem do sukcesów w obronie przed dyfamacją Polski i Polaków jest oparcie naszej akcji o Polskę, o zreformowany MSZ rozporządzający strukturami odpowiednio wyposażonymi i rozbudowanymi, powołanymi do takiej akcji”.
Historyczna prawda, której zawsze bronił stanowiła dla niego wymiar naczelny. W listach do redakcji „Akcentu Polskiego” często ubolewał nad niechęcią Polaków do pracy badawczej i dokumentowania wydarzeń. Wyrażał swoje rozgoryczenie tym, że „żyjemy w świecie, gdzie dużo więcej środków przeznacza się na finansowanie poprawności politycznej niż na rzetelne badania w imię prawdy”.
|
Jako jeden z pierwszych odpowiedział na apel „Nasze korzenie” ks. prałata Zdzisława Peszkowskiego, kapelana Rodzin Katyńskich i Sybirackich, apel, w którym ks. prałat zachęcał do pisania historii w rodzinach polskich i szukania rodzinnych korzeni. Z pomocą wspierającej go zawsze żony Haliny opisał i zebrał w formie książkowej całą dokumentację pierwszego pobytu kardynała Karola Wojtyły w Australii w 1973 roku, ze szczególnym uwzględnieniem powitania w Sydney, w którym uczestniczył osobiście, jako organizator z ramienia polskich organizacji polonijnych. Utrwalone i opracowane wydarzenia ze spotkania z przyszłym Ojcem Świętym Janem Pawłem II zatytułował „Story Never Told” („Historia Nigdy Nie Opowiedziana). W podziękowaniu za otrzymaną kopię abp St. Dziwisz zauważył, iż „ utrwalił te ważne wydarzenia, aby zachować je dla pamięci przyszłych pokoleń”. Rzetelnie opracowana dokumentacja przyczyniła się do sprostowania błędnego zapisu w witrynie internetowej Polskiego Instytutu Historycznego w Kanberze oraz przyjęcie Jerzego na członka tegoż Instytutu. Hasło „Nasze korzenie” stało się także przyczynkiem do odnalezienia rodzinnego Pleśna na terenach dzisiejszej Białorusi. Niezwykłą historię poszukiwania miejsca wymazanego z mapy opisała Halina Prociuk na łamach Biuletynu Informacyjnego Związku Polaków w Wollongong (nr 1,2,3 / 2005).
|
Jako dziecko Sybiru i represjonowanej za komunizmu Polski najbardziej cenił sobie pieczołowicie przechowywane pamiątki rodzinne: obraz Czarnej Madonny, do której rodzina i Polacy modlili się na zsyłce, „Pamiętnik” swojej mamy Katarzyny pisany na Sybirze, zdjęcia chaty syberyjskiej (ich kopie znajdują się w Izbie Pamięci u Ojców Redemptorystów we Wrocławiu) oraz maleńkie (wielkości 2 x 2cm) świadectwo nauki języka polskiego z polskiej „szkoły” na nieludzkiej, syberyjskiej ziemi. To ostatnie było dla niego szczególnie ważne, a przeświadczenie o znaczeniu polskiej szkoły i języka w kształtowaniu kulturowej tożsamości Polaków sprawiły, iż zawsze bronił spraw Polaków na Białorusi i aktywnie wspierał polskie szkolnictwo na Wschodzie. Był w Australii najlepszym rzecznikiem Fundacji Pomocy Szkołom Polskim na Wschodzie im T. Goniewicza założonej i prowadzonej przez Józefa Adamskiego. Z jej ramienia zbierał fundusze na pomoc polskiej szkole w Brześciu, wspierał także redagowane przez Alinę Jaroszewicz pismo „Echa Polesia”, publikował w polonijnej prasie apele o pomoc finansową i sam nie szczędził własnych oszczędności na pomoc Fundacji.
W połowie 2006 roku opublikował na łamach prawie wszystkich pism polonijnych list otwarty do Polaków na emigracji zatytułowany „Podajmy rękę dzieciom polskim ponad partyjnymi podziałami”, w którym propagował koncept „Wielkiej Polskiej Rodziny Rodzin”, zjednoczonej we wspólnej akcji na rzecz polskich dzieci.
Lata jego najaktywniejszej działalności w walce z antypolonizmami i organizowaniu pomocy dla polskich szkół na wschodzie były także okresem zmagań z długotrwałą chorobą. O tym, że był chory na raka wiedzieli tylko najbliżsi, bo Jurek nigdy się na bóle nie użalał, był zawsze pogodny, optymistycznie nastawiony do życia, ukierunkowany na działalność społeczną i patriotyczną.
Zmarł 8 grudnia w dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w wieku 74 lat. W otoczeniu rodziny, modlitewnych i harcerskich pieśni przekroczył ziemską granice życia. Pozostawił po sobie dokumenty i własną historię, która przetrwa w pamięci tych, którzy z Jurkiem obcowali. Cześć Jego Pamięci.
Grażyna Walendzik
Zamiast kwiatów - wpłaty na Fundację im. Goniewicza
Kochana i Droga Rodzino, Przyjaciele, Znajomi w Australii, Polsce i Kanadzie. Serdecznie dziękuję w imieniu swoim i dzieci za przesłane kondolencje i wyrazy zjednoczenia się z nami w tym bólu. Wraz z dziećmi podjęliśmy decyzję wsparcia Fundacji Pomocy Polskim Dzieciom na Wschodzie dla uczczenia pamięci mojego kochanego męża, ojca i dziadzia. Jest to chyba ostatnia przysługa społeczna, którą możemy ś.p. Jurkowi sprawić, później pozostanie nam tylko modlitwa w Jego intencji.
Halina Prociuk
W Australii dotację można złożyć w kościele w dniu pogrzebu lub przesłać na ręce pana Bogusława Trelli, sekretarza Polskiego Stowarzyszenia Sybiraków w Melbourne.
Tel: (03) 9561 – 617 Polish Siberians' Association, 27 Chapman Boulevarde, GLEN WAVERLY VIC 3150.
|