PP: Książka australijskiej pisarki Helen Heney pt "In a Dark Glass" - będąca paszkwilem na sławnego podróżnika i odkrywcę Pawła Edmunda Strzeleckiego - wyrządziła nieodwracalne straty; wychowały się na niej pokolenia Australijczyków w tym, niestety, dziennikarzy i prominentów. Skutki? W świadomości niektórych ludzi (jak b. burmistrz Tumbarumby) Strzelecki to oszust (conman).
Organizatorzy festiwalu "K'Ozzie Fest" (poświęconego w tym 2009 roku całkowicie odkrywcy Góry Kościuszki) zbierają obecnie materiały do książki, która postara się oddać sprawiedliwość naszemu rodakowi. Wszystkich, którzy mogą posiadać jakiekolwiek materiały na kontrowersyjne tematy związane ze Strzeleckim, prosimy o kontakt. Chodzi nam m.in. o archiwalne gazety i dokumenty z lat 60-tych, kiedy polemizowano na temat książki "In a Dark Glass". Otrzymaliśmy ostatnio z archiwum pana Lecha Paszkowskiego jego artykuł opublikowany w londyńskich "Wiadomościach" 11 marca 1962 roku. Po pół wieku artykuł zasługuje na wznowienie, gdyż sprawa jest nadal bolesna i młodsze generacje powinny być tego świadome.
Lech Paszkowski: Miss Helen Heney, autorka książki o życiu polskiego ziemiaństwa pt „The Proud Lady” (do której tematu dostarczył jej pobyt w Polsce w latach 1930-1936), wydała obecnie biografię Pawła Strzeleckiego. Założeniem Miss Heney jest, że Strzelecki był „postacią małą, nawet w historii Australii”, karierowiczem grającym rolę wielkiego człowieka i złym Polakiem; jak sądzić można z treści książki, największym, niewybaczalnym jego grzechem było to, że nie ożenił się ze swoją pierwszą miłością, Adyną Turno. Autorka postawiła sobie za cel odbrązowienie słynnego podróżnika. Jak wskazuje tytuł książki Miss Heney miała zdecydowaną tendencję pokazania Strzeleckiego w ciemnym świetle, czy też w ciemnym zwierciadle, przy tym natchnieniem wszelkich rozważań są relacje Narcyzy Żmichowskiej, drukowane w 1876 roku w Warszawie.
Przebieg faktyczny życia Strzeleckiego, skreślony przez Miss Heney, nie odbiega zbytnio od znanego z poprzednich biografii Geoffreya Rawsona (por. Recenzję Zygmunta Nowakowskiego w nr 434 „Wiadomości”), czy Wacława Słabczyńskiego (por. moje omówienie w nr. Nr. 666 i 790 „Wiadomości”), które zresztą Miss Heney potępia wszystkie w czambuł jako „płaskie” i jednostronne”. Różnica polega na całkowicie odmiennej interpretacji faktów.
Miss Heney, wierna swoim założeniom, objaśnia większość posunięć i powiedzeń Strzeleckiego ujemnie, dopatrując się w nich nieszczerości. Np. gdy Rawson wziął opis pierwszych wrażeń z Sydney, zamieszczony w książce Strzeleckiego za dobrą monetę – Miss Heney dowodzi, że Strzelecki napisał to jedynie po to, by przypodobać się wpływowym osobom w Australii, ponieważ rzeczywisty obraz Sydney był inny. W innym miejscu Miss Heney podkreśla, że Strzelecki nie zaznaczył się wybitnie w badaniach Australii; ale miał znaczny talent do budzenia licznego zainteresowania wszystkim, czego dokonał.
O książce jego pisze, że „pochwała z jaką niektórzy krytycy odnosili się do jego stylu jest trudna do zrozumienia”. Sądowi temu można przeciwstawić słowa Darwina, który w liście do Strzeleckiego wyznaje: „Szczerze życzyłbym sobie, aby bodaj jedna czwarta naszych angielskich autorów mogła wyrażać swe myśli i pisać językiem bodaj w połowie tak żywym i prostym.”
Według Miss Heney Strzelecki był złym Polakiem, bo nie wziął udziału w Powstaniu Listopadowym. Wiemy, iż zarzucono również Strzeleckiemu, że nie brał udziału w życiu politycznym emigracji i że stronił od swych rodaków.
Ale cóż by przyszło podróżnikowi, gdyby zamknął się w emigracyjnym getcie? Co za pożytek byłby z tego, gdyby wygłaszał mowy w gronie Polskiego Tow. Demokratycznego, albo był jeszcze jednym agentem księcia Adama? Czy w 1863 roku, mając 66 lat, miał chwycić za broń? W Australii kilkunastu emigrantów polskich zdecydowało się w tym okresie na pworót do Polski. Cóż zdziałali? Nikt dziś o szlachetnym ich czynie i zamiarach nie pamięta.
O tym, że Strzelecki czuł się Polakiem świadczy choćby Góra Kościuszki na mapach Australii. Karierowicz mógł ją łatwo nazwać Górą Królowej Wiktorii, czy Księcia Alberta, lub jakiegoś lorda, co otworzyłoby mu szersze wrota do wszelkiego rodzaju awansów. Miss Heney cytuje własne słowa Strzeleckiego: „Gdybym był młody, moją największą przyjemnością byłoby zakończyć moje życie w kraju mego urodzenia, dla którego zachowuję najcieplejsze uczucie; ale w moim wieku 76 lat przenoszenie się jest niebezpieczne; można jedynie uczepić się miejsca, gdzie się jest, ale nie zaczynać nowe życie gdzie indziej.” Miss Heney widzi w tym rzadkie, niestety, przebłyski uczuć patriotycznych u podróżnika.
Miss Heney zarzucając innym biografom „jednostronność” nie spostrzega, że miejscami postać Strzeleckiego w jej książce wygląda jak czarny charakter z opowieści o Dzikim Zachodzie: przypisuje mu same cechy ujemne.
Tendencje te uwydatniają się również w apoteozie i wywyższaniu osób porównywanych ze Strzeleckim. Np. lekko rozgrzesza zarzuty stawiane dr Janowi Lotskiemu (Lhotsky’emu) i maluje go jako postać niezwykle dodatnią, zasługującą na same niemal superlatywy, podczas gdy Lotski jest ciągle zagadką i trudno wyrobić sobie o nim zdecydowane pojęcie.
Miss Heney wychwala także ród Turnów, z którego pochodziła Adyna. Jakkolwiek dużo miejsca poświęciła bezprawnemu tytułowaniu Strzeleckiego „hrabią”, przy czym niesłusznie próbuje przedstawić ród Strzeleckich herbu Oksza jako szlachtę zagrodową (cottage-gentry), co nie jest prawdą – pisze dwukrotnie o „tytule” Turnów, podczas gdy według herbarza szlachty utytułowanej Szymona Konarskiego, Turnowie żadnego tytułu nie mieli. Z odnalezionych przez Słabczyńskiego fragmentów pamiętnika Adyny Turno (z lat 1863, 1868 i 1873) wcale nie wynika, że była ona tak inteligentna, jak ją przedstawia Miss Heney.
Miss Heney wyolbrzymia odkrycia McMillana na niekorzyść Strzeleckiego. W istocie rzeczy, jak stwierdza Słabczyński, McMillan na wykonanie zadania zleconego mu przez chlebodawcę t.j., aby dotrzeć do morza (odległość około 180 mil, czyli niespełna 290 km) zmuszony był podjąć aż sześć wypraw, częściowo nieudanych, które trwały blisko dwa lata, podczas gdy w przeciągu takiego mniej więcej czasu Strzelecki zdołał zbadać prawie całą Nową Południową Walię, przejść 5000 mil (około 8045,5 km), odkryć złoto, zbadać najwyższe góry kontynentu, żródła kilkunastu rzek, Ziemię Gippsa i co najważniejsze opracować to wszystko naukowo oraz podać do publicznej wiadomości.
McMillan szedł terenami stosunkowo łatwymi: doszedłszy z okolic jeziora Omeo do jeziora King przebył Gippsland łukiem, obchodząc jezioro Wellington w odległości około 20 mil i docierając do oceanu w Port Albert. Przebycie zaś Gippslandu przez Polaka było ostatnim etapem jego wielkiej podróży Sydney-Melbourne, rozpoczętej 21 grudnia 1839 roku, a zakończonej 19 maja 1840. Wyprawa przez Gippsland osiągnęła Westernport 12 maja 1840, przebywając ten kraj jednym zamachem, przedzierając się przez najtrudniejsze tereny.
Gdy w rozdziale o odkryciach Gippslandu autorka nie znalazła chyba jednego dobrego słowa dla Strzeleckiego, to w rozdziałach dotyczących jego pobytu na Tasmanii i stosunków z Sir Johnem Franklinem – ton jej się zmienia. Czytelnik może zachodzić w głowę: czy Strzelecki był rzeczywiście takim kameleonem?
Według Miss Heney Strzelecki był w tym okresie „podziwiany, lubiany i ceniony”...Jego osobowość wywarła wpływ na lady Franklin, a rady Strzeleckiego udzielane Franklinom odznaczały się inteligencją, chłodnym rozsądkiem i bezstronnością. Lady Franklin była ciągle „zachwycona wszystkim, cokolwiek on zrobił, czy powiedział”. Jedyną bodaj zbrodnią, jaką autorka wytknęła w tym czasie podróżnikowi był flirt, zresztą jak sama pisze „nieszkodliwy”, z siostrą Lady Franklin. Wg Miss Heney będąc po słowie z Adyną, Strzelecki nie miał prawa flirtować i w tym przypadku jego postępowanie zostało określone jako dziwaczne (bizarre).
Drugim okresem, gdzie znowu Strzelecki błyszczy w jasnym świetle jest pobyt jego w Irlandii. „Strzelecki był doskonale przygotowany do [tej] pracy”- miał „doskonałe zdolności organizacyjne”, „wprowadził w czyn jeszcze jedno doskonałe przedsięwzięcie”, „zasłużył na pochwałę”. „Był to odcinek pracy bardzo dobrze wykonany. Wykazał zdolności organizacyjne ponad przeciętne, odwagę, braw obaw w podejmowaniu decyzji”... Kto to napisał? Miss Heney. Słowa te nie godzą się ze słowami zawartymi we wstępie.
Gdybyśmy uwierzyli wszystkim ujemnym interpretacjom Miss Heney, byłoby to smutne świadectwo dla elity umysłowej Anglii i Australii w XIX w. Ludzie, którzy przyczynili się do obdarowania Strzeleckiego złotym medalem Tow. Geograficznego, honorowym tytułem doktora praw, tytułem Sir’a, orderem Łaźni czy orderem św. Michała i Jerzego, byli chyba durniami dającymi się nabrać sprytnemu cudzoziemcowi, który myślał jedynie o karierze i „miał znaczny talent do uzyskiwania sławy”.
Dużym plusem książki Miss Heney jest bogactwo cytowanych materiałów, ale wartość jej obniża usunięcie znaków polskich w cytatach, odnośnikach i bibliografii. Skoro w poważnych dziełach utrzymuje się znaki francuskie, hiszpańskie, niemieckie, a nawet oryginalne greckie lub rosyjskie litery, to powinno się uwzględnić i polskie.
Książka Miss Heney jest napisana inteligentnie i ciekawie. Ale od pierwszych zdań czytelnik wyczuwa głęboki uraz autorki do opisywanej postaci i chęć zdyskredytowania jej w oczach Polaków i Australijczyków. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Strzeleckiemu wyrządziła krzywdę.
Nowakowski, którego autorka z upodobaniem dwukrotnie cytuje, napisał w recenzji z książki Rawsona: „Kariera zdumiewająca. Strzelecki zawdzięcza wszystko sobie samemu, własnym palcom i własnej głowie”. O to tylko chodzi – a historyk, czy biograf, który nie umie podejść do tematu bezstronnie, nie powinien brać za pióro.
Lech Paszkowski o książce Helen Heney, "In a dark Glass" wydanej w Sydney w 1961r.
Znaczki pocztowe wydane przez Australia Post |
Z archiwum Witolda Kuczyńskiego |
|