Sir P.E. Strzelecki | Film „Śladami Pawła Edmunda Strzeleckiego” z punktu widzenia historycznego i biograficznego jest nieścisły, a miejscami wręcz błędny. W Australii, gdzie ciągle pojawiają się publikacje lokalnych „historyków” usiłujących pomniejszyć zasługi polskiego badacza film nie powinien być pokazywany. Krytykowanie czyjejś pracy, wysiłku i zapału nie sprawia przyjemności. Wolałbym ocenić film dodatnio, ale skoro określany jest jako dokumentalny o Strzeleckim, budzi zastrzeżenia. Anna Piasek, reżyser i autorka scenariusza, stworzyła sympatyczny film o wycieczce turystycznej pary młodych ludzi, do którego dołączyła wypowiedzi komentatorów.
Interesujące skądinąd komentarze filologa, prof. Zbigniewa Przychodniaka o Mickiewiczu i „Panu Tadeuszu” oraz etnografa, prof. Aleksandra Pozern-Zielińskiego o państwie Inków i Indianach Ameryki Południowej, są profesjonalne, ale luźno związane z osobą Strzeleckiego. Komentarze historyka, prof. Lecha Trzeciakowskiego koncentrują się głównie na postaci słynnego podróżnika. Natomiast komentarze o Strzeleckim, wypowiadane przez Marka Tomalika, który krótko podróżował po Australii, są pogmatwane i mylące.
Również komentarze czytane przez lektora są z błędami i niesprawdzonymi wiadomościami. Na przykład sprawa tak zwanego porwania przez Strzeleckiego Adyny i odebrania jej przez ojca, Adama Turno. W filmie młodzi ludzie uciekają powozem, dogania ich konno Turno, wyciąga Pawła z pojazdu, obala na ziemię i bije do nieprzytomności. Cuci go później jakaś ładna panienka polewając wodą. W scenie tej wręcz zadziwia brak znajomości faktów historycznych, a nawet logiki. Jak młody, zwinny, silny, po służbie wojskowej Paweł Strzelecki, mógłby dać się pobić staremu Turno? Nie mówiąc już o tym, że ze względu na ówczesne poczucie honoru, było nie do pomyślenia, żeby szlachcic mógł uderzyć szlachcica. Jak pisze sam Turno, Strzelecki był spowinowacony z Edwardem Raczyńskim i Turno nawet by nie śmiał pomyśleć o biciu kuzyna wpływowego magnata.
Według twórców filmu (wyraźnie jest podkreślone, że na podstawie źródeł – sic!), w 1819 roku z rodzinnego pałacu w Więckowicach, Adynę porwał Paweł, gdzie rzekomo był nauczycielem. Wszystko to jest błędne.
Z pamiętników Adama Turno (por. Inwentarz Rękopisów Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, tom V, rękopisy 13726 – 14180) wynika, że poznał on Pawła Strzeleckiego w 1820 roku u byłej teściowej w Sędzinach, gdy odwiedził córkę. Tak zapisał pod datą 6 lipca 1820 roku:
”Pojechałem do Sendzin..., tu zastałem też niejakiego (zakreślone, ale do odczytania – Edmunda Strzeleckiego) przystoynego, grzecznego fanfarona gołego, tego Edward Raczyński, którego ma być kuzynem, kazał edukować i dosyć temu odpowiednio lecz mi się nie podoba, że go pani Prusimska do domu swego wzięła”.
Po ucieczce żony Urszuli Turno (z domu Prusimskiej) od Adama Turno, babka Adyny, Katarzyna Prusimska, zajmowała się całkowitym wychowywaniem wnuczki. Natomiast Adam Turno mieszkał u owdowiałej bratowej w Dobrzycy, 120 km od Sędzin. Był u niej rezydentem, praktycznie na jej utrzymaniu, gdyż stracił dobra ziemskie odziedziczone po rodzicach, a też ogromny posag w wysokości półtora miliona dukatów wniesiony przez żonę. W tym okresie Więckowice należały jeszcze do Adama Turno (stracił je w 1825 roku), ale nie był tam ani razu, mimo, że co kilka dni przenosił się z dworu do dworu. Prawdopodobnie Więckowice były pod sekwestrem sądowym lub oddane w dzierżawę.
W omawianym okresie, w ciągu 15 miesięcy Adam Turno odwiedził córkę w Sędzinach 8 razy, a więc średnio co 2 miesiące. Strzelecki nie miał powodu porywać Adyny (szczególnie podczas krótkiego pobytu jej ojca) z domu babki, gdyż Prusimska była Pawłowi życzliwa do tego stopnia, że „...do domu swego wzięła”. Turno nie miał ani okazji ani możliwości gonić uciekających. Zresztą w pamiętnikach nie ma o tym mowy. Jest jedynie wzmianka z 14 sierpnia 1821 roku „...dopiero się dowiedziałem, że siostra awanturnika (zakreślone, ale do odczytania – Strzeleckiego) rozniosła, że Jey brat się w Adynce kocha, że mnie uciekła, co bardzo podobno w ludziach tego rodzaju się chwalić, lecz mnie to mocno martwiło”.
Portret Strzeleckiego- Mitchell Library |
Trudno przesądzić, czy uprowadzenie rzeczywiście miało miejsce. Były natomiast o tym plotki. Powtórzyła je Narcyza Żmichowska we wspomnieniach o Strzeleckim drukowanych w 1876 roku w warszawskim „Ateneum”. Sama określiła ten artykuł jako: Wiazankę podań przez nas uciułaną bardzo pod względem dat i piśmiennych dowodów niedokładną. Po niej przez ponad 130 lat, sensacyjna historyjka niezmiennie jest powtarzana w różnych wersjach. (por. Lech Paszkowski "Mity w polskich biografiach Pawła Edmunda Strzeleckiego, Materiały V sympozjum biografistyki polonijnej, Kraków, Uniwersytet Jagielloński, 22 - 23 września 2000, pod redakcją Agaty Judyckiej i Bolesława Klimaszewskiego, Wydawnictwo Czelej, Lublin 2000).
Wyjątkowo niefortunny jest komentarz Marka Tomalika, że Strzelecki po powrocie do Anglii zgorzkniał, zamknął się w sobie i żył samotnie. Było wręcz przeciwnie. Po powrocie do Anglii Strzelecki prowadził czynną działalność naukową i społeczną oraz aktywne życie towarzyskie. Przez kilka lat stał na czele organizacji opiekuńczej podczas Wielkiego Głodu w Irlandii, pracował na Krymie w służbie admiralicji brytyjskiej oraz w komitecie pomocy emigrantom udającym się do Australii.
Był członkiem Królewskiego Towarzystwa w Londynie oraz członkiem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Utrzymywał znajomość z wybitnymi ludźmi jak: lord Herbert, lord Palmerston, William Gladstone, lord Overstone. Uniwersytet Oksfordzki nadał mu honorowy doktorat prawa cywilnego. Został odznaczony przez królową angielską Wiktorię Orderem św. Michała i św. Jerzego oraz Orderem Łaźni i uhonorowany tytułem sir.
Także mylne jest twierdzenie, że gdyby nie było zajścia z porwaniem i pobiciem (chociaż pobicia nie było i nie mogło być) Strzelecki odkryć by nie dokonał. Już Wacław Słabczyński, który około roku 1950 rozpoczął gruntowne badania biograficzne nad życiem Strzeleckiego, podkreślał, że młodociany romans Strzeleckiego był nadmiernie wyolbrzymiany. Zwrócił też uwagę, że romans ten nie miał wpływu na karierę podróżniczą badacza, gdyż wyjechał on z Polski 10 lat później.
Zaskakuje też inne twierdzenie, że pokonując nowe tereny dzisiejszego Gippsland, Strzelecki umierał z pragnienia. Ponieważ odkrył on w tej wyprawie osiem rzek i jeziora, wody było pod dostatkiem, szczególnie, że w ostatnich trzech tygodniach ciągle padał deszcz. Brakowało natomiast żywności, gdyż zamókł proch, nie można było polować, ani też rozpalić ogniska. Też opowiadanie o nieporozumieniach z Polonią z powodu rzekomego pomysłu sadzenia przy szlaku na Górę Kościuszki kwiatów, których zasuszony egzemplarz Strzelecki wysłał Adynie, jest bezpodstawne. Szczególnie, że nawet nie wiadomo, jaki to był kwiat.
W filmie uderza brak znajomości realiów australijskich. Na przykład scena podchodzenia z koniem na górę, w gęsto padającym śniegu nie była możliwa w rzeczywistości. Odkrywając najwyższy szczyt kontynentu australijskiego Strzelecki miał jedynie plecak z żywnością i przyrządami pomiarowymi. Dzień był upalny, termometr wskazywał 32C, co zanotował współtowarzysz ekspedycji Macarthur w swoim pamiętniku.
W Australii Strzelecki odbył cztery oddzielne wyprawy badawcze, co w filmie jest pogmatwane. Wiele scen filmowych kłóci się z rzeczywistością. Odnosi się wrażenie, że czerwone głazy ze środka Australii i widoki pustynne pokazywane są w Gippsland, które jest spichlerzem Wiktorii i zawsze zielone. Ukazany na mapie szlak przemarszu Strzeleckiego przez Gippsland odbiega od prawdziwego o dziewięćdziesiąt stopni. Opowiadanie o chatach tubylców nie ma sensu, gdyż Aborygeni australijscy żadnych chat nie budowali. Przenosili się z miejsca na miejsce, w ramach granic tradycyjnie ustalonych dla plemienia.
Realia polskie też zostały potraktowane nonszalancko. Jak wspomniałem, nie do pomyślenia jest np. scena pobicia Strzeleckiego przez starego Turno. Także razi wyglądem ruda Adyna, gdyż w rzeczywistości miała włosy kruczoczarne czy nieruchawy Adam Turno - Narcyza Żmichowska określiła go, że był "fertyczny" i plastycznie go opisała. Również list Strzeleckiego do Adyny pisany po polsku, niewyrobionym charakterem pisma jest nie na miejscu, gdyż korespondencję prowadzili w języku francuskim itp.
List Strzeleckiego do Adyny pisany z Launceston - po francusku |
Wprowadzona do omawianego filmu scena z filmu Andrzeja Wajdy „Pan Tadeusz” ma sugerować, że Mickiewicz postać Hrabiego wzorował na Pawle Strzeleckim. Jest to mało prawdopodobne, gdyż Strzelecki wyjechał z Poznańskiego we wrześniu 1821 roku i nigdy nie wrócił do zaboru pruskiego, a Mickiewicz przyjechał tam dziesięć lat później. Strzeleckiego już raczej nie pamiętano. Uważa się, że Adam Turno mógł opowiedzieć Mickiewiczowi o Strzeleckim, gdy poeta był w Objezierzu. Ale wtedy Adama Turno tam nie było. Nie zdążył dojechać na czas, gdyż nie miał nawet własnego konia, tak był zubożały.
Mickiewicza spotkał w sąsiednim Łukowie i jak wspomina, czas spędzili na grze w warcaby. Spotkanie to opisuje dokładnie, ale nie wspomina, żeby rozmawiali o Strzeleckim, gdyż Turno nie lubił konkurenta do ręki córki. Gdy się dowiedział, że Strzelecki wyjechał z Wielkopolski napisał w pamiętniku: „Życzę mu wszystkiego dobrego tylko nie powrotu do nas...". (Tadeusz Skowroński Echa wielkopolskie w 'Panu Tadeuszu', londyński tygodnik "Wiadomości", nr 540 z dn. 5 sierpnia 1956 r.)
Portret Strzeleckiego - National Library of Australia |
Na początku filmu dwoje młodych ludzi Monika i Norbert Oksza Strzeleccy, którzy niedawno wzięli ślub, wybierają się w podróż po śladach Pawła Edmunda Strzeleckiego. Norbert Oksza Strzelecki stwierdza, co prawda z wahaniem, że jest potomkiem słynnego Polaka. Jednak powinien to udowodnić przedstawiając drzewo genealogiczne, co jest zupełnie proste. Paweł Strzelecki umarł bezpotomnie, ale są różne stopnie pokrewieństwa. W jednej ze scen Norbert i Monika Strzeleccy szukając tego pokrewieństwa wodzą palcem, nie wiadomo po co, po pamiętnikach Adama Turno. Zastanawia fakt, że mając te pamiętniki w ręku, nie zadali sobie trudu przeczytania kilkunastu stron dotyczących Pawła Strzeleckiego. Przynajmniej początek filmu byłby bardziej realistyczny. Dziwią naiwne komentarze młodych ludzi, gdyż powinni przygotować się z historii.
W filmie nadmienia się o podróżach Strzeleckiego po obydwu Amerykach, natomiast nawet nie wspomina się o jego badaniach na Oceanie Spokojnym, Tahiti, Markizach, Hawajach, Nowej Zelandii i na Tasmanii.
Chociaż końcowy komentarz prof. L. Trzeciakowskiego informuje, że Strzelecki zrobił światową karierę, jednak z filmu to nie wynika.
Strzelecki jest dla biografów trudną postacią, gdyż wszystkie jego dokumenty zostały spalone po śmierci.
Pierwszą biografię z prawdziwego zdarzenia wydał w 1957 roku Wacław Słabczyński po wieloletnich badaniach. Były próby bardziej lub mniej udane, opracowania życiorysu odkrywcy Góry Kościuszki, czynione przez autorów australijskich, ale dopiero pisarz i historyk Polonii australijskiej Lech Paszkowski, po czterdziestoletnich poszukiwaniach, ogłosił w 1997 roku najobszerniejszą, liczącą czterysta stron biografię Strzeleckiego, na którą powołuje się "Oxford Dictionary of National Biography", Oxford University Press, 2004.
|
Szkoda, że autorzy filmu nie zapoznali się z dziełem Lecha Paszkowskiego "Sir Paul Edmund de Strzelecki" (Melbourne, 1997).W Australii przez sto lat Strzelecki uważany był za jednego z najwybitniejszych badaczy i odkrywców. Można tu odszukać kilkanaście obelisków, pomników, tablic pamiątkowych, a także kilkanaście nazw geograficznych i dziesiątki lokalnych. Po drugiej wojnie światowej rozpoczął się dziwny proces wymazywania postaci polskiego badacza z historii Australii, łącznie z usuwaniem jego nazwiska z podręczników szkolnych. W 1961 roku ukazała się książka o Strzeleckim autorstwa Helen Heney, napisanej tak, jakby jej zamierzeniem było zniszczenie dobrego imienia Polaka i pomniejszenie jego zasług. Nawet recenzenci, zamiast komentować książkę, pospieszyli z niewybrednymi epitetami pod adresem Strzeleckiego.
Rzadko mi się zdarza ostro skrytykować film czy książkę, ale uważam, że w Australii pokazywanie nieprawdziwego obrazu odkrywcy Góry Kościuszki jest niepotrzebne. Film ten nie może być nazwany filmem dokumentalnym o Pawle Edmundzie Strzeleckim. Natomiast jako film turystyczno-krajoznawczy pod zmienionym tytułem może okazać się w Polsce przydatny.
Witold Łukasiak Melbourne, 20.01.09
|