Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
1 maja 2009
Wspomnienia laureatki rymowanką zakończone (3)
Krystyna Burkiewicz. Foto Puls Polonii & Bogumiła Filip

Goście z Rural Fire Service
Ludziki Kochane, to już ostatni fragment moich wspomnień. Idę spowrotem do łóżeczka, żeby nareszcie porządnie wyleczyć moje płuca. Przecież chciałabym dożyć następnego festiwalu!

Otóż tak. Po koncercie Krzysia Małka w Horizons tłumnie powracaliśmy do Memorial Hall, by obejrzeć dwa wspaniałe filmy, nakręcone przez utalentowanego Oscara Kantora. Po takim maratonie przeżyć wydawało się, że nie wytrzymam i zasnę na krześle. Ba, ale nie da się zasnąć na tych ciekawych dokumentariach, pokazujących wyczynową wędrówkę z Geehi na szczyt góry Kościuszki, śladami wielkiego Polaka Pawła Edmunda Strzeleckiego. Bardzo ciekawie także pokazał Oscar film o Aborygenach pt “Kolonizacja czy Inwazja ?”. Polecam te filmy każdemu bo naprawdę są świetnie zrobione i niesamowicie ciekawe. Wiele mądrości można z nich wynieść.

Po filmach wszyscy wymykaliśmy się do swoich schronisk. Myślałam, że to już koniec na dzisiaj i zaraz pójdę spać, ale okazało się całkiem inaczej. Nagle nasze "Vaski" napełniało się gośćmi po brzegi. Towarzystwo rozśpiewane, rozbawione, radosne kontynuowało dalszą część koncertu. Przy akompaniamencie gitar Polonia śpiewała niezapomniane, wesołe szlagiery. W kominku buzowało, a w salonie tętniło Polskością.

W takiej najprawdziwszej, polskiej biesiadzie uczestniczyłam po raz pierwszy w Australii. Szkoda , że głos straciłam zupełnie, bo pośpiewałabym sobie razem z nimi. Stan mojego zdrowia pogarszał się z minuty na minutę. Postanowiłam położyć się do łóżka. Nie mogłam zasnąć od razu. Układałam więc w moich szufladkach mózgowych wydarzenia tego jakże WIELKIEGO dla mnie dnia, przy akompaniamencie fortepianu mojego idola Krzysia, oczywiście. Zamartwiałam się też czy stropy "Vaski" wytrzymają takie obciążenie. Tyle luda przecież się zeszło! W końcu zasnęłam z tą myślą.


Good bye Jindabyne. Marek Walczak pakuje krzesła.


Ostatni zajazd na Litwie? Nie? To inwazja na "Vaski" i nocne śpiewy. "Festiwal musi być"

W pewnym momencie przebudziłam się z wielkim przerażeniem. Poczułam na sobie niesamowity ciężar . O Boże!!!! Chyba dach "Vaski" na mnie się zawalił. No to teraz ratuj się, kto może !!! Dobrze to przewidziałam przed zaśnięciem. Gdyby w tym momencie Ernestyna nie odezwała się z pytaniem “Jak się czujesz Krysiu ?” - to rozpoczęłabym modlitwy z prośbami o Niebo. Tak, to właśnie Ernestyna narzuciła na mnie ekstra pięć koców. Chciała, by mi było ciepło. Póżniej jeszcze Andrzej upewnił się, czy zażyłam Nurofen i wypiłam dużą ilość płynu. Kiedy zapewniłam moich opiekunów, że nie pominęłam żadnej ich waskazówki, zasnęłam już bez najmniejszych obaw. Szykował się przecież następny wielki dzień festiwalowy, tym razem w Cooma.


No i już jesteśmy w Cooma! Foto Marta karpińska


I Radca Ambasady RP Witold Krzesiński przemawia na tle pięknej dekoracji

Dzień zapowiadał się wspaniale. Wiele mieliśmy do pokazania mieszkańcom tego rejonu. rzede wszystkim naszą kolorową, piękną kulturę, nasz art, naszą przyjażń….. Wielu przybyło na tą imprezę tubylców oraz gości-turystów z całej Australii. Wszystko było przygotowane. Stoiska z koszulkami i polskimi cudeńkami rozłożone. Zapach polskiej kuchni roznosił się po całym parku i okolicy, pobudzając apetyt obecnych tam ludzi. Wielu naszych artystów dało już popisy na scenie. Wielu się przygotowywało do występu. Niestety, lunęło z nieba zdrowo. Chyba przywieżliśmy ze sobą deszczyk, na który z utęsknieniem czekali tutejsi farmerzy. Powiedziała mi to Marta , moja nowa super kumpelka - artystka. Mieli więc farmerzy powód do radości, ale też smutek pojawił się na naszych twarzach, gdy piękna Caroline Fox, prowadząca imprezę , musiała przerwać występy.

Było wiele powodów, by tak się stało. Podziwiłam Andrzeja Strzeleckiego, kiedy chował aparature pod ręczniki i plastyki, sam moknąc. Tancerki nasze przewracały się na drewnianej scenie, gdyż zmoczona deszczem była śliska jak tafla lodowiska. Było to bardzo niebezpieczne dla naszych tancerzy i zagrożenie nawet porażenia prądem kochanego Strzeleckiego. Wszystko odbywało się pod gołym niebem, więc nic nie dało się zrobić, jak tylko przerwać i schować się w okolicznych knajpach. Jeszcze tylko artyści aborygeńscy dzielnie odtańczyli swoje komary i kangury. Oglądając ich nawet nie czułam , że moknę. Naprawde są świetni i godni podziwu.


Oksza Strzeleccy z Jaśminką - pamiątkowe zdjęcie z Aborygenami


Recital Krzysztofa Małka w sali parafialnej St Paul's w Cooma

Wiedziałam, że nie ostatni raz biję brawo artystom. Przecież mamy jeszcze jeden koncert przed sobą. Krzysztof Małek da jeszcze jeden mistrzowski popis fortepianowy w sali parafialnej w Cooma. Podsłuchałam nawet jednym uchem jak organizatorzy znowu zamartwiali się, ilu chętnych przyjdzie na recital Krzysia. Wieczorkiem okazało się jednak, że niepotrzebie się zamartwialiśmy. Na koncert przybyło wielu Australijczyków. W sala parafialnej brzmiało jak w ulu. Po chwili nastrój zrobił się bardzo uroczysty. Przyglądałam się, jak te dwie nacje zgromadzone w jednym pomieszczeniu, w ciszy wsłuchiwały się w dzwięki fortepianu, którym Krzysztof władał po mistrzowsku.

W czasie przerwy, przy zakąskach i lampce wina gaworzyłam sobie z Australijczykami, którzy zasypywali mnie pytaniami na temat Krzysztofa. Odpowiadałam im najlepiej jak tylko mogłam moim zanikającym prawie głosem. Oni po prostu byli oszołomieni grą naszego pianisty, Jego talentem i... prezencją! Byłam bardzo dumna , że jestem Jego rodaczką. Napełniona więc dumą od stóp do głów powróciłam z ferajną do schroniska. Widziałam jak Ulka, Ernestyna i inni organizatorzy padali ze zmęczenia, ale wcale nie śpieszno im było do łóżek.Przyjechali goście, w tym Basia i Grzegorz, nasi artyści od dekoracji. Wiele mieli sobie do powiedzenia. Wiele było do podsumowania tej owocnej i przecież historycznej imprezy.


Przerwa w koncercie: Krzysztof w parafialnej kuchni...


... a inni ucztują w sali koktajlowej. Na zdjęciu Urszula Lang & John Vucic z Cooma Council

W poniedziałek wyruszyłam z Andrzejem i Ernestyną w drogę powrotną do domu. Zeżarłam im chrupki po drodze nawet nie wiedząc kiedy. hihihihi. Dla Andrzeja zostało pięć. Zjadł tylko dwa, a resztę oddał mnie. Cieszył się ten mój uzdrowiciel, że apetyt mi wraca. Dodam, że ostatnim gwoździem programu festiwalowego dla mnie grzybobranie w Berrima: wspaniałe rydze prosto z lasu. Wspaniałe!!!!

No więc powiem tak zwyczajnie
W “Jindebajnie” było fajnie
Chociaż bardzo chora byłam
Tam swą Polskość uzdrowiłam

Tyle spotkań i zapoznań
Ciepłych słów i pięknych doznań
A Strzeleckich tam jak mrówek
Dla mnie coś niesamowitego,
Że co rok spotkania mają
Pod pomnikiem Strzeleckiego.

W przyszłym roku też tam będę
Choć piechotą, a wyruszę!!!!!
Wiem, że warto, wiem,że muszę.

Krystyna Burkiewicz