Ostatnia zbiórka
W kościele p.w. Matki Boskiej Zwycięskiej na Bowen Hills w Brisbane zabrakło siedzących miejsc. Połowa tych, co przyszli na ostatnią zbiórkę Hufcowego hufca Pomorze, śp. Hm. Franciszka Kuropki musiała stać na zewnątrz kościoła. Starsi harcerze odkurzyli i przywdziali na tę uroczystość swoje mundury. Po uroczystej Mszy żałobnej odprawionej przez ks. Przemysława Karasiuka, orszak ruszył na cmentarz na Mt. Gravatt gdzie doczesne szczątki Harcmistrza Kuropki spoczęły w przygotowanym rodzinnym grobie.
Na tę ostatnią zbiórkę przybyli harcerze i harcerki aż z dalekiego Melbourne. Nad mogiłą przemówił jeszcze Komendant Chorągwi ZHP na Australię hm. Aleksander Paszkiewicz i odczytane zostały depesze kondolencyjne: od Naczelnika ZHP w Londynie, od księży Wiesława Słowika, Zbigniewa Pajdaka i przebywającego w Polsce ks. Tadeusza Przybylaka.
Brać harcerska ustawiła się wokół mogiły i ze splecionymi rękami długo jeszcze śpiewała najpopularniejsze piosenki obozowe. Przy opuszczaniu trumny do grobu popłynęła pieśń, Idzie noc, słońce już...
Pożegnanie w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej na Bowen Hills - Zbigniew Sudułł
Było to w maju 1952 roku. W nieistniejącym już budynku szkolnym przy kościele St. Mary’s w South Brisbane zebrała się grupa dziesięciu młodych chłopców. Po chwili wszedł ks. Wacław Czapla w towarzystwie młodego, drobnej postury szczupłego człowieka. „To jest Druh Franciszek Kuropka”, odezwał się ks. Czapla, „będzie organizował harcerstwo polskie w Brisbane”. Tak powstał pierwszy zastęp ZHP w Brisbane, który przyjął nazwę zastępu „Jeleni”. A tych dziesięciu to byli: Józef Adamski, Jerzy Baturo, Bolesław i Tadeusz Cebula, Leonard Głąb, Feliks Kołosowski, Aleksander Kort, Sławomir Macionis oraz Edward i Ryszard Musiał. Ten ostatni udostępnił mi powyższe informacje, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Wymieniłem ich nazwiska, bo rozpoznaję kilku z nich tu w kościele, mimo że czas trochę ich zmienił. Oni stanowili zaczyn wielkiego później hufca „Pomorze”, któremu przez kilka dziesięcioleci przewodził Harcmistrz Franciszek Kuropka.
Franciszek Kuropka urodził się 5 września 1920 roku w Jarocinie koło Poznania. Z ruchem harcerskim związał się od wczesnego dzieciństwa. Wojna zastała Go w stopniu drużynowego. Pod okupacją włącza się do konspiracji jako członek sławnych Szarych Szeregów. Niemcy wpadli na Jego trop i przez niecałe trzy lata musiał przenosić się z miejsca na miejsce, aż został schwytany i osadzony w obozie koncentracyjnym Auschwitz, w najbardziej nieludzkiej części tego obozu - Birkenau. Tam znany był już tylko jako numer 79430. Numer ten wytatuowany miał na ręku. Gdy się zważy, że przez Birkenau przeszło około miliona więźniów jest to numer bardzo niski, co znaczy że musiał tam przybyć z pierwszymi falami więźniów.
Jak wielu z tych, którzy przeżyli prawdziwą gehennę wojny niechętnie o tym mówił. Nieraz gdy rozmowy zeszły na te tematy, wszelkie informacje z tego epizodu życia trzeba było z Niego prawie siłą wyciskać. To jest charakterystyczna cecha u ludzi, którzy doznali prawdziwych cierpień podczas wojny, bo przecież to, co przeżyli nie da się ująć w słowa.
Po wojnie był w obozie dipisowskim w Altstadt w brytyjskiej strefie okupacyjnej Niemiec. I tu z miejsca włączył się w działalność harcerską i szkolną. Tam zawarł ślub z Cecylią Eljasińską, którą poznał jeszcze podczas wojny.
W roku 1950 Franciszek i Cecylia Kuropkowie, już z trzyletnim (obecnym tu) synem Jerzym przyjechali do Australii do obozu w Greta. Po prawie dwuletnim pobycie w NPW osiedlili się w Brisbane. Drugi syn Jan (też tu obecny) urodził się już w Brisbane w roku 1953.
Na życie Franciszek zarabiał, jak wtedy większość z nas, kilofem i łopatą przy kopaniu rowów kanalizacyjnych, później jako motorniczy tramwajowy, a po zlikwidowaniu tramwajów aż do emerytury jako kierowca autobusów.
Przypomnijmy sobie, jak wyglądało życie powojennych imigrantów. Przez pierwsze kilka lat nikt nie miał jeszcze samochodu. Luksusem był rower. Ten rower Druha Franka stał się nieomal legendą. Po pracy pędził nim prosto do Domu Polskiego w Milton, bądź to na zbiórki harcerskie, bądź na zebrania „Polonii”. W niedziele z małym Jankiem na widełkach kierownicy i Jurkiem na ramie roweru jechał, około 10 km z Sunnybank do kościoła na polską Mszę św.
Jego życiową maksymą były słowa przyrzeczenia harcerskiego: „Harcerz służy Bogu i Polsce i sumiennie spełnia swoje obowiązki”. Dla niego to nie była czcza formułka, którą wymawia się na zlotach czy ogniskach harcerskich. Dla niego były to słowa na codzienne życie. W pracy społecznej dzielnie Mu pomagała żona Cecylia i później synowie Jurek i Janek. Nawet wnętrze swojego domu urządził tak, że przypominało harcerską stanicę.
Pod Jego kierunkiem hufiec Pomorze, przez kilka dziesięcioleci, był jedną z najbardziej żywotnych, jeżeli nie najbardziej żywotną, komórką życia polonijnego w Brisbane. W każdej uroczystości, na każdej akademii, czy to świeckiej czy religijnej, hufiec Pomorze brał udział. Jego działalność nie ograniczała się wyłącznie do terenu Domu Polskiego w Milton. Czynny był i przy parafii polskiej na Bowen Hills, w SPK, w Ognisku Capalaba i w Stowarzyszeniu im. Tadeusza Kościuszki w Darra.
Był harcerzem - patriotą polskim. Kiedy kilkanaście lat temu pewna organizacja usiłowała zaprosić z Polski do Australii czerwonego harcerza Jacka Kuronia, który z przyrzeczenia wyeliminował odniesienie do Boga, Druh Franciszek był jednym z organizatorów skutecznego protestu, w wyniku którego wizytę tę odwołano.
Ale polem Jego działalności nie było tylko harcerstwo. Działał w SPK i w Stowarzyszeniu Polskim „Polonia” w Queensland. Kiedy kilka lat temu w „Polonii” nastąpił kryzys finansowy taki, że groził sprzedażą Domu Polskiego, On – mimo nienajlepszego już zdrowia – pośpieszył na ratunek. Został Prezesem, Kierownikiem i Robotnikiem do wykonywania wszystkich czynności. Pomagała Mu w tym znowu Jego żona Cecylia. Po paru latach ciężkiej pracy – pracy bezpłatnej od świtu do późnej nocy, kryzys został zażegnany a konto bankowe „Polonii” zmieniło się z czerwonego na czarne.
Ostatnie 7 czy 8 lat to były już lata ciągłego cierpienia. Miał uszkodzony kręgosłup. Przyczyną tego mogła być Jego praca w młodych latach, w obozie w Birkenau i przy kopaniu rowów kanalizacyjnych. Później dołączył do tego rak krwi. Widzieliśmy jak powoli umierał na naszych oczach.
Koniec miał spokojny. Nie miał już żadnych bólów, był przytomny. Uściskał się jeszcze z żoną i synami i po paru minutach zamknął oczy i wziął ostatni oddech. Odszedł na wieczne czuwanie.
Dzisiaj łączymy się z panią Cecylią oraz synami Jurkiem i Jankiem wraz z ich rodzinami w ich bólu, ale również celebrujemy życie Druha Franciszka – życie dobrze spełnione.
Druhu Franku, odszedłeś tam gdzie będą Cię przyjmowały Zastępy i Hufce Anielskie. Ale czy są tam zastępy i hufce harcerskie? To już jest sprawa, którą będziesz musiał sam zająć się na miejscu.
Dzisiaj żegnamy Ciebie prostym harcerskim – CZUWAJ!
Wspomnienie o Franciszku Kuropce
Czasami dopiero śmierć człowieka budzi w nas refleksję, że posiadał On szczególne cechy charakteru.
Franciszka Kuropkę będę zawsze pamiętał jako oddanego społecznika, który ocalił Dom Polski.
Był taki czas kiedy sytuacja ekonomiczna Stowarzyszenia Polaków w Queensland była dramatyczna i wówczas Franciszek Kuropka, razem z małżonką Cecylią, podjęli się społecznej opieki nad Domem Polskim. Franek został kierownikiem Domu.
Nigdy i nigdzie nie zetknąłem się z takim poświęceniem, aby małżeństwo przeznaczyło cały swój czas, od świtu do nocy, każdego dnia, przez ponad rok, całkowicie bezinteresownie – dla społecznej sprawy. Tym bardziej, że nie była to wdzięczna praca. Za swe poświęcenie państwo Kuropkowie nierzadko nasłuchali się niezbyt eleganckich komentarzy ludzi, którzy nie kiwnęli palcem w żadnej społecznej sprawie.
Po roku ciężkiej pracy Franciszek Kuropka przyjął dodatkowy obowiązek – został prezesem Stowarzyszenia Polaków w Queensland.
Kilka lat później, w innej sytuacji, państwo Kuropkowie ponownie podjęli się bezpłatnej praca w Domu Polskim. Dzięki nim nie tylko został spłacony dług zaciągnięty na budowę Domu, ale również został wypracowany zysk w wysokości ponad stu tysięcy dolarów. Jeszcze raz przypomnę, że za ten wysiłek nigdy nie otrzymali nawet centa.
Franciszek Kuropka był przez całe swoje życie związany z harcerstwem. Miał swój udział w rozwoju ośrodka harcerskiego u podnóża pięknej góry, której jednak harcerze nie odwiedzili. Zaproponowałem więc, że ich wszystkich na nią zaprowadzę.
Wycieczka na Mt Maroon odbyła się w 1991. roku i wyruszyli na nią także zuchowie. Po przejściu połowy trasy Franek Kuropka, który wówczas miał 71 lat, powiedział, że ze względu na swój wiek poczeka w tym miejscu na resztę, razem z zuchami. Miny niektórych z nich wskazywały, że to raczej oni mieli dosyć, a ich opiekun najwyraźniej nie chciał im robić przykrości i wymyślił pretekst.
Taki był. W swej społecznej pracy harcerskiej zawsze dbał o podpiecznych. Chciał, by byli dumni ze swych osiągnięć, a jeśli coś czasami nie wyszło, to nie oni byli powodem.
Człowiek zdolny do ciężkiej, społecznej pracy i wzór postawy wychowawcy. Cześć Jego Pamięci.
Janusz Rygielski
Warta honorowa |
|