W pierwszej relacji „ Z podróży po Polsce i Ameryce” pisałam o spotkaniach w Krakowie. Minęły dwa tygodnie, a ja nie mogę się zabrać za pisanie dalszego ciągu, bo ciągle wyskakują jakieś ważniejsze sprawy. A przecież relacje z podróży śladami Tadeusza Kościuszki (bądź w sprawach kościuszkowskich) są równie ważne. Jest jakiś plon podróży, są wynikające z nich plany działania i czas najwyższy Polonię o nich poinformować.
Z Krakowa pojechaliśmy do Wrocławia, gdzie wokół Panoramy Racławickiej przedwcześnie zakwitły lipy roztaczając cudowną woń.Udało nam się „z marszu” dostać do Dyrektora Panoramy Romualda Nowaka. Po chwili w jego biurze pojawił się Krzysztof Lachowicz, właściciel niezwykłej kolekcji „kościuszkianów”: znaczków, ex librisów, przeróżnych ciekawostek z najdalszych krańców świata, w tym z Australii. Okazało się, że świat jest mały, bo Pan Romuald ma w Sydney przyjaciela, Wieśka Pastuszaka, z którym chodził do szkoły średniej, a Pan Krzysztof zna Witolda Łukasiaka z Melbourne – a żeby było zabawniej, obu Australijczyków dobrze znam!
Opowiedzieliśmy obu panom o festiwalach kościuszkowskich, o wystawach, konkursowym plonie piosenek i obrazów. Wręczyliśmy płyty z piosenkami festiwalowymi oraz tegoroczną antologię poświęconą Strzeleckiemu i Aborygenom. Powiedzieliśmy, że byłoby dla nas zaszczytem, żeby szefa Panoramy postawić któregoś dnia na szczycie Góry Kościuszki; dla obu stron byłby to dobry efekt propagandowy. Tu, niestety, dowiedzieliśmy się smutnej historii. Dyrektor Nowak miał zaproszenie do Australii na konferencję „panoramistów”, którą organizował autor słynnej panoramy „Wilpena Panorama”, Jeff Morgan.
Jeff Morgan, twórca pierwszej australijskiej panoramy. Photo Jeff Morgan Gallery |
Jeff Morgan to malarz z Hawker (SA), pierwszy w Australii panoramista. Namalował przepiękny krajobraz górski, pełną panoramę, widziany z Saint Mary’s Peak, najwyższego szczytu Flinders Ranges. W roku 2000 Jeff zrobił ze szczytu 60 zdjęć, na podstawie których potem malował.
Budowa budynku mającego pomieścić panoramę rozpoczęła się w 2001 r. Budynek musiał być super solidny ze względu na ryzyko trzęsienia ziemi. Od środka wyłożono go dżiprokiem, na którym miało powstać gigantyczne malowidło. Naszkicowanie całości zajęło 10 godzin. Po 13 miesiącach i 4 tysiącach godzin pracy dzieło było gotowe. Ma ono 3,5 metra wysokości i 33 metry długości. W marcu 2003 roku stało się wielką atrakcją turystyczną Hawker i okolic.
Ogarnij wzrokiem przepiękną "Wilpena Panorama"
Dyrektor Nowak miał już nawet grant na wyjazd, aby obejrzeć słynną australijską panoramę, kiedy nadeszła wiadomość, że Jeff Morgan zmarł. Wiedząc, że Panoramę Racławicką zwiedza codziennie 2 tysiące osób (dochód nielichy!) zapytałam Pana Romualda, dlaczego nie może sobie zafundować wycieczki na Górę Kościuszki. „Gdybyśmy cały ten dochód mieli dla siebie, to pewnie bym bywał w Australii kilka razy na rok, a nasi pracownicy jeździliby mercedesami...” Okazuje się, że złotodajna Panorama jest tylko małą filią Muzeum Narodowego we Wrocławiu, które zawiaduje całą kasą i zbiorami.
Wrocławska "Panorama" |
...i nasi przyjaciele przed Panoramą |
Dostaliśmy od „Panoramy” wiele prezentów: książek, albumów, broszur i płyt, w tym duże (A3) reprodukcje „Racławickiej”. (Pełną listę zrekonstruujemy, kiedy dojdą paczki wysłane pocztą morską.) Będzie można w czasie festiwalu w Jindabyne i Cooma, a również w klubach polskich zrobić zupełnie imponującą wystawę z tych pięknych reprodukcji. Mamy też DVD, które chętnie udostępnimy klubom seniora i domom emeryta.
W Panoramie Racławickiej spędziliśmy dwa dni, sporo czasu poświęcając też na oglądanie zbiorów Krzysztofa Lachowicza (expozycja w budynku Panoramy). Zaimponował nam Pan Krzysztof swoim uporem w tropieniu „kościuszkianów” po świecie i gromadzeniu ich, a także naukowym opracowaniu. (Nagrałam długą i ciekawą rozmowę z p. Lachowiczem; niestety, te i inne materiały audio ciągle czekają na opracowanie... brakuje rąk i czasu.) Niezwykły hobbysta gotów jest wysłać nam do Australii kopie swoich bezcennych eksponatów, abyśmy tu zrobili wystawę. Przypomniało się też Panu Krzysztofowi, że kilka lat temu, na 150-lecie polskiego osadnictwa w Południowej Australii, wysłał do Adelajdy sporo swoich eksponatów.
"Hotel Kosciuszko" |
... i śnieg przed Hotelem |
Dodam jeszcze (choć nie ma to związku z Kościuszką), że odwiedziliśmy we Wrocławiu przyjaciół, którzy ongiś mieszkali w Sydney. Jacek pracuje w australijskiej firmie w Warszawie, a weekendy spędza we Wrocławiu u boku żony i syna-studenta (córka już po studiach wyfrunęła za granicę). Z wielką dumą oprowadzali nas po swoim pięknie odrestaurowanym Wrocławiu. Jakoś nie cierpią na syndrom bumeranga, czyli chęci powrotu do Australii...
Och, Park Narodowy Kościuszki będzie pewnie marzył o włączeniu tego eksponatu do swych zbiorów! |
I władzom miejskim Cooma też się zapewne spodoba taki eksponat! |
I kolejny etap naszej podróży to Warszawa. Tu najważniejszym celem była wizyta we „Wspólnocie Polskiej”, a najważniejszym zadaniem nakłonienie Prezesa „Wspólnoty” Macieja Płażyńskiego do przyjazdu na nasz przyszłoroczny festiwal kościuszkowski. Szłam do „Wspólnoty” w minorowym nastroju, bo nie wiedziałam, czy w ogóle Prezes zechce mnie przyjąć. Wprawdzie moją wizytę zapowiedział wcześniej ambasador Andrzej Jaroszyński, ale nie miałam odpowiedzi i bardzo się denerwowałam, że może „Wspólnota” interesuje się wyłącznie Polakami ze Wschodu.
|
|
Nie wiedziałam, dopiero dowiedziałam się po powrocie z długiej podróży, że marszałek Płażyński wysłał do mnie (13 maja) maila z zaproszeniem, tylko, że już byłam w drodze na lotnisko. W czasie wojaży miałam dostęp wyłącznie do tymczasowych adresów poczty elektronicznej, które uruchomiliśmy na czas podróży; pozostałe, te permanentne były z jakiegoś dziwnego powodu niedostępne. W ogóle jako dziennikarz i aktywna działaczka przeżywałam katusze oderwana od swego biurka, od internetu, od komputera, od poczty elektronicznej, od telefonu. Straszne jest poczucie niemocy podróżnika galopującego z miasta do miasta, z kontynentu na kontynent. No, ale jak się człowiek nie ruszy, to niewiele załatwi! Wierzę bowiem w spotkania face to face.
I znów jesteśmy razem, starzy przyjaciele. Tym razem nie jest to piesza pielgrzymka do Berrima Penrose Park, tylko spacer wokół katedry wrocławskiej... |
Urok wrocławskich zabytków o zachodzie słońca |
|
Pojechałam więc na Krakowskie Przedmieście na zwiady. Za pierwszym podejściem spotkałam się z dyrektorem Działu Krajowego „Wspólnoty” Andrzejem Chodkiewiczem. Długo mu opowiadałam o naszych kościuszkowskich sprawach: o kampanii na rzecz utrzymania polskiej nazwy Góry Kościuszki, o festiwalach mających tę kampanię wspomóc „kulturalnie”, o zakulisowych działaniach, w tym o negocjacjach z Aborygenami Ngarigo, tradycyjnymi właścicielami Snowy Mountains[/=] z Mt Kosciuszko włącznie. Starałam się też jak najobszerniej mówić o krzywdzie, jaką w Australii wyrządzono Strzeleckiemu, a który to temat został dość obszernie omówiony w naszej tegorocznej antologii [i]Paul Edmund Strzelecki and His Team. Achieving Together. Wyjaśniałam, jakie antidotum na te krzywdy znaleźć, i jaki z tego wynika kierunek działania naszej Fundacji. Starałam się ten czas jak najlepiej wykorzystać, obawiałam się bowiem, że moje spotkanie z Marszałkiem Płażynskim nie potrwa więcej niż 15-30 minut.
Wręczanie dyplomu Bolesławowi Szulii w obecności jego małżonki Magdaleny |
W spotkaniu wziął udział znany ongiś baryton (wykonawca przepięknej pieśni o Papieżu), dziś specjalista od masteringu, Marek Adam Wojdak Kliknij, posłuchaj |
Pan dyrygent przymierza festiwalową koszulkę. Może się przyda? |
Na stoisku z pamiątkami folklorystycznymi (obok wejścia do „Wspólnoty”) zamówiłam 4 jednakowe chusty góralskie. Na pytanie handlarki, dlaczego 4 jednakowe, i to NIE czarne, wyjaśniłam, że to upominek dla 4 Aborygenek, które zajmują równe stanowiska. I tu opowiedziałam historię matriarchatu ludu Ngarigo zamieszkującego ongiś region Monaro. Krótko mówiąc, na terenach Narodowego Parku Kosciuszki tradycyjną władzę sprawują kobiety. I to nie jedna, ale cztery. Rządzą kolektywnie. Każda ma taki sam głos. Nie wolno ich w żaden sposób wyróżniać – tak więc i upominki muszą być cztery jednakowe.
Handlarka przejęła się moją opowieścią i następnego dnia, zgodnie z obietnicą, pojawiła się z czterema identycznymi chustami. (Teraz mamy z Ulką Lang problem, na jaką to okazję trafić, żeby wszystkie 4 aunties były obecne, a my mogłybyśmy tę okazję wykorzystać do uroczystego wręczenia prezentów. Elderki mieszkają w różnych miastach, a nawet różnych stanach. Takie to są tajniki aborygeńskiej dyplomacji. Jeśli chce się dialog skutecznie poprowadzić, to trzeba ichniejszy protocol znać i przestrzegać.
Marszałek Płażyński ze swym gościem z Australii |
I nadszedł ten ważny dzień 17 czerwca, kiedy spotkaliśmy się z Prezesem „Wspólnoty”, posłem Maciejem Płażynskim, który zainteresował się działaniami mającymi na celu utrzymanie polskiej nazwy Góry Kościuszki. Wyjaśnialiśmy, że tylko w sposób negocjacyjny, a nie roszczeniowy, można doprowadzić do utrzymania polskiej nazwy. Oczywiście za zgodą i aprobatą Aborygenów. Zapraszaliśmy Prezesa na 12 marca 2010 do Jindabyne na 170 rocznicę odkrycia Góry Kościuszki.
Zwracaliśmy uwagę, że tylko promocja Kościuszki (zwłaszcza wśród Aborygenów) jako bojownika o prawa człowieka może dać pozytywne rezultaty. Nic na siłę! Staramy się postępować w zgodzie z zasadami, jakimi kierował się sam Kościuszko. Kościuszko był wyjątkową postacią w historii świata. Mamy nadzieję, że Aborygeni to pojmą i potraktują go jako swego patrona. Oby! A jeśli nawet walkę o polską nazwę przegramy, to będziemy mieli spokojne sumienie, że zrobiliśmy w tej sprawie wszystko, co możliwe. Potrzeba nam teraz wielkich autorytetów, które przypomną Australii o wielkości Kościuszki.
„Jeśli moja obecność na obchodach rocznicowych może istotnie przyczynić się do ocalenia tego ważnego symbolu, to chyba wypada tę podróż zaplanować” – powiedział Prezes. Podziękował za pracę na rzecz utrwalenia dziedzictwa polskiego w Australii i wyraził chęć odwiedzenia Polonii australijskiej, przypominając, że w przeszłości bawił w Australii jego poprzednik Prof. Andrzej Stelmachowski.
Czytając wręczone mu zaproszenie, Prezes mile się zdziwił, że obchody 170 rocznicy odkrycia i nazwania Góry Kościuszki chcemy połączyć z dwusetną rocznicą urodzin Fryderyka Chopina. Z zainteresowaniem oglądał plakaty i zdjęcia znakomitego pianisty Krzysztofa Małka, który z naszymi festiwalami związany jest od początku. Podobało nam się to, że marszałek Płażyński, spokojnie i rozważnie, bez słomianego zapału, rozważał wszystkie aspekty australijskiej wizyty. I to właśnie dobrze wróży.
Krakowskie Przedmieście - niedaleko kolumny Zygmunta - siedziba "Wspólnoty Polskiej" |
Kolejna wizyta, kolejne spotkanie. Miałam przyjemność wręczyć dyplom uznania dla Bolesława Szulii, który był łaskaw wzbogacić nasz festiwalowy repertuar dwiema kompozycjami. Trzy lata temu skomponował muzykę do tekstu Nie zapominajmy o Strzeleckim; tę piosenkę znają nie tylko bywalcy festiwali, ale też sydnejscy seniorzy, bośmy tej piosenki dwa lata pod rząd uczyli się w Klubie Polskim w Ashfield. Po raz pierwszy wykonał tę piosenkę - w Australii (na szczycie Góry Kościuszki) Sławek Kazan; piosenka znalazła się na dwóch płytach z piosenkami festiwalowymi, tak więc powędrowała w świat.
Kiedy szykowaliśmy nowy repertuar na tegoroczny festiwal, wpadł mi w ręce fajny tekst Zdzisława Grabowskiego Trzy serca, trzy drogi i jedna tęsknota. Ten wiersz dostał nagrodę w naszym konkursie poetyckim w 2008 r. i teraz aż się prosił, by w formie piosenki – opowiadającej dzieje Kościuszki, Strzeleckiego i Stanisława Bluma – pojawić się na naszym kolejnym festiwalu. Brakowało muzyczki!
[=http://www.zrobtosam.com/PulsPol/Puls3/index.php?sekcja=1&arty_id=5544]Piękny wiersz: dzieje Kościuszki, Strzeleckiego i Bluma
... a tuż obok kościół św. Anny z portretem Papieża |
Z prośbą o szybkie skomponowanie takowej poprosiłam warszawskiego kompozytora, dyrygenta, aranżera, Bolesława Szulię, który przez ponad ćwierć wieku był dyrektorem artystycznym Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego. Wprawdzie już na emeryturze, ciągle twórczo bardzo zajęty, zlitował się nad nami i muzykę do tekstu Grabowskiego napisał. Chwała mu i dyplom za to! Pewnie jeszcze jeden dyplom dostanie, kiedy przyśle do Australii partyturę utworu, nad którym pracuje. Początkowo miał to być krótki utwór, „Marsz Kościuszki”, ale zaczął się rozrastać w kierunku symfonii. Czekamy z zainteresowaniem. Wychodzi na to, że zmierzą się wkrótce dwa utwory, dwie kompozycje, z dwóch kontynentów. Jeden, to „Kosciuszko” Australijczyka Brendana Collinsa; drugi to „Kościuszko” Polaka Bolesława Szulii. Utwór Collinsa już jest zaplanowany do wykonania na Górze Kościuszki w dniu 12 marca przyszłego roku! Właśnie szukamy sponsora, który sfinansuje nam transport i zakwaterowanie dla 50-osobowej orkiestry.
Maestro Szulia w swym warsztacie pracy |
A co będzie w przyszłości? Kto nam sfinansuje przelot orkiestry z Warszawy do Jindabyne? A jeśli nie orkiestry, to może samego dyrygenta, który poprowadziłby swój utwór grany przez tutejszą orkiestrę? Możliwości są różne, a cuda się zdarzają. Trzeba być optymistą. OK. I tyle marzeń i „kościuszkowania” na dzisiaj. Pozostaje nam jeszcze do napisania relacja z dłuższego pobytu w Chicago i licznych, a owocnych spotkań w tej „amerykańskiej Polsce”.
Ernestyna Skurjat-Kozek
|