Wśród wspomnień z Syberii, publikowanych czasem na emigracji, może najbardziej wstrząsające wyszły spod pióra pana Stanisława Tremtiaczego, urodzonego w Gdyni ( w roku 1936 ), a osiadłego w Sydney. Jego książka nosi nieco długi, ale adekwatny tytuł : „Ciernista droga przez Syberię i Polskę do Australii i milionów” ( Sydney, Kangaroo Press 2001 – 2005). Ważna w niej jest także dedykacja dla Matki autora, która uratowała go od głodowej śmierci podczas zesłania. Niestety, obie siostry pana Stanisława zmarły w piekielnych warunkach syberyjskich w okolicy Tawdy.
Matka sama musiała sklecić trumienki, zająć się pogrzebem - wszystkie te tragiczne okoliczności opisane są w książce z poruszającym serce realizmem. Rodzina Tremtiaczych przed wojną żyła w Gdyni, jednak ojciec w obliczu wojny wywiózł ją do Stanisławowa, by ustrzec swoją żonę oraz troje dzieci przed hitlerowską inwazją, Sam musiał pozostać na statku. Nie przypuszczano, że od wschodu ruszy ofensywa Sowietów, która zadała podstępny cios Polsce. Nie wiedziano wówczas o tajnym pakcie między Ribbentropem a Mołotowem. Rodzinę Tremtiaczych wywieziono na daleki wschód w ramach deportacji, które słusznie autor porównuje do współczesnych „czystek etnicznych”. Był w tych akcjach również – jak dalej czytamy – diabelski plan wyniszczenia narodu polskiego.
Przeżyć syberyjską zsyłkę graniczyło z cudem, a codzienna praca podkopywała siły, gdyż często brakowało chleba. Pozostawało gryźć surowe ziemniaki ( nie zawsze dało się je gotować ) albo żuć pędy sosen, unikając trujących owoców tajgi. Mrozy siały spustoszenie, ludzie umierali z wycieńczenia, ale też z zimna. Z wiosną było lepiej, gdy pojawiały się jagody i grzyby. A zimą dzieci szły czasem za saniami, szukając w śniegu spadłych tam okruchów chleba… W tych nieludzkich warunkach Sowieci mieli czelność wmawiać ludziom, także dzieciom chodzącym w łachmanach, że w ZSRR wprowadza się najlepszy system społeczny, a Stalin – niczym Bóg – czuwa nad wszystkimi.
W przedszkolach śpiewano pieśni o Stalinie, a w dniu urodzin przywódcy tego świetlanego ustroju, dawano dzieciom kotlety ze starej koniny. Autor cytuje też jeden z wierszyków, którymi indoktrynowano dzieci. Nawiązywały one też do mitu Lenina, a konkluzja wierszyka wzywała do poparcia tego szatańskiego systemu : „…a ja bystro podrastu / w twaju partiu wstuplu” ( !). Trafnie pisze zatem pan Tremtiaczy, że ZSRR był chyba jedynym krajem na świecie, w którym kłamstwo zostało podniesione do rangi państwowej doktryny. Skutki tego widać też dzisiaj, gdy kremlowskie media głoszą nową wersję dziejów drugiej wojny światowej, opartą na wyssanych z palca fałszach.
Niezmienna jest więc rosyjska mentalność, nawet upadek ideologii komunistycznej nie był w stanie jej oczyścić z kalumnii, którymi Rosjanie posługują się w polityce wobec mniejszych krajów. A stoją za tym ambicje imperialne, zawsze żywe w kierownictwie Federacji Rosyjskiej, a także zamiar wybielenia własnych win, zamazania zbrodni.
Kiedy po wojnie Stalin musiał w końcu dla zachowania pozorów pozwolić na powrót żyjących jeszcze resztek polskich zesłańców, perfidnie skierowano ich na Ukrainę, utrudniając dotarcie do ojczyzny. Jak pisze autor wspomnień trwały tam walki, a działająca UPA dopuszczała się rzezi na ludności polskiej. Pan Stanisław z Matką dotarli do Lwowa, jednak nie mogli od razu przedostać się do Polski. Pobyt w tym mieście oznaczał nieustanne zagrożenie dla Polaków, a zanim pozwolono im na wyjazd do PRL-u likwidowano ich w sposób okrutny: częste łapanki na ulicach Lwowa przedstawił autor bez retuszów. Kiedy mała dziewczynka biegła za ciężarówką, którą zabrano jej ojca, jakiś sowiecki żołnierz zabił ją kolbą pepeszy. Inne, równie potworne sceny martyrologii Polaków we Lwowie opisał pan Tremtiaczy w „Ciernistej drodze”.
Po repatriacji Stanisław z Matką ponownie zamieszkali w Gdyni. Następne rozdziały książki mówią o życiu w PRL-u, a między innymi o tym jak pan Tremtiaczy został mistrzem Polski w zapasach. Dalej czytamy jak opuścił ojczyznę, jadąc do ojca osiadłego w Sydney. Australijskie lata, opisane żywo i interesująco, są równie ciekawą częścią tych wspomnień. A jak pan Stanisław doszedł do milionów czytelnik odkryje sam w jego książce…
Lektura jej pozwala lepiej poznać tragedię około dwóch milionów Polaków zesłanych na Daleki Wschód, a również naturę sowieckiego systemu. Przedstawiają to też inne wspomnienia jak np. „Tułacze lata” pani Anny Sidor-Gobairy, dziś rezydującej w Melbourne czy „Wyją wilki na stepie” ( Chicago, 2001) pani Stanisławy Kulpy-Horodyńskiej, która opowiada o zsyłce do Kazachstanu. Autorzy tych wspomnień dali świadectwo swoim czasom, to ważne w sytuacji gdy pewne lobbies manipulują prawdą, a nawet fałszują historię.
Góra z górą się nie zejdzie, ale z ludźmi inaczej bywa. Oto pan Stanisław spotkał w Sydney człowieka, który jako maszynista parowozu wiózł rodzinę Tremtiaczych na Sybir! Gdyby odmówił Sowietom dostałby kulę w łeb, a pociąg i tak prowadziłby ktoś inny…Trudno więc mieć do niego pretensje, choć okoliczności te skłaniają do refleksji.
A pan Stanisław woła głośno w imieniu Sybiraków, którzy jeszcze do dzisiaj leczą swoje rany. Może niektórzy wolą zagłuszyć w sobie te wspomnienia, ale kto ma siłę ducha niechaj da świadectwo – czekamy na nowe książki!
Marek Baterowicz
|