Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
12 listopada 2009
Kościuszko w szlafroku
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Puls Polonii

Życie emeryta ulega gwałtownemu przyspieszeniu, do takiego wniosku dochodzę patrząc na kalendarz. Oto z mojej długiej podróży wróciłam w połowie lipca i przez 3 miesiące nie zdołałam napisać relacji z moich spotkań z Polonią amerykańską. Udało mi się co prawda napisać kilka reportaży z pobytu w Polsce. Większość czasu schodzi na redagowanie Pulsu Polonii (czyli na publikowanie cudzych materiałów) oraz na załatwianiu spraw związanych z festiwalami kościuszkowskimi. Bo Kościuszko, jak wiadomo, zajmuje szczególne miejsce w moim sercu.

I dlatego chciałam zaprezentować książkę o Kościuszce, którą przywiozłam z Ameryki. „Kosciuszko. Leader and Exile” autorstwa Mieczysława Haimana to dar od dyrektora Polish Museum of America, pana Jana Lorysia. Pobyt w PMA wspominam z rozczuleniem. Spędziłam tam dwa pracowite dni wśród wspaniałych, entuzjastycznie do swej ważnej pracy nastawionych ludzi; obejrzałam masę eksponatów, otarłam się o Historię, poznałam 400-letnie dzieje Polonii amerykańskiej (teraz wyraźniej „widzę” mojego pradziadka – polonusa w Chicago!).

Wśród licznych eksponatów moją uwagę najbardziej zwracały – oczywiście - pamiątki związane z Tadeuszem Kościuszką. Był tam pukiel włosów Kościuszki... i wrzosowego koloru w złote szlaczki filiżanka do kawy (wiadomo, że Kościuszko był kawoszem!) ... i talerze fajansowe z podobizną pomnika zbudowanego jemu w hołdzie przez kadetów akademii wojskowej West Point...różne zabytkowe książki..nuty...ryciny, mniej znane portrety... a nawet komiksy!

Fioletowa filiżanka tak mnie zauroczyła, że z wrażenia nawet jej nie sfotografowałam, czego do dziś nie mogę odżałować. Jak nic innego na świecie, to naczynko przybliżyło mi Kościuszkę: widzę go nader wyraźnie, jak siedząc na pryczy i i popijając kawę, rysuje plan fortyfikacji. Kościuszko odbrązowiony, Kościuszko – człowiek, jakże bliski. Podobnie wpłynęła na mnie książka Haimana, którą przeczytałam dopiero po powrocie do domu. Przedstawia ona ostatnie lata Kościuszki: los wygnańca we Francji, potem w Szwajcarii, schyłek życia, śmierć. Bardzo wzruszające są opisy ostatnich lat życia –prostego żywota człowieka siwiejącego, uprawiającego ogród , bawiącego się z dziećmi ... odzianego w szlafrok...

Autorem tej i innych książek o Polakach w Ameryce jest Mieczysław Haiman, którego duchową obecność wyczuwa się w salach muzealnych i na korytarzach PMA. To on był twórcą tej niezwykłej placówki. Zwany „Herodotem Polonii amerykańskiej” Haiman urodził się w 1888 roku w Złoczowie nieopodal Lwowa. Po maturze wstąpił do austriackiej marynarki wojennej, gdzie służył 5 lat. W Ameryce pojawił się w 1913 roku. Początkowo pracował jako robotnik, ale że miał talent literacki, szybko nauczył się angielskiego i został dziennikarzem. Wkrótce zajął się zbieraniem materiałów na temat emigracji polskiej. To on jako pierwszy udowodnił, że Polacy byli w Ameryce „od zarania”, od 1608 roku! Ameryka rosła i rozwijała się z nimi!


Nieprawdopodobnie płodny i pracowity historyk, archiwista, kolekcjoner „poloników”, tłumacz, literat, poeta. Ma w swoim dorobku 14 książek, dziesiątki rozpraw naukowych i szkiców popularno-naukowych, ponad 60 ważnych artykułów prasowych, ponad 50 wierszy (pisanych po polsku i po angielsku). Założyciel wielu organizacji na czele z Polish American Historical Association. To on był pierwszym kustoszem założonego w Chicago Polish Museum of America. To on apelował do rodaków, aby szukali na strychach i w piwnicach starych dokumentów i eksponatów związanych z polskim osadnictwem w Ameryce. Apel zaowocował powodzią darów. To, co najcenniejsze w zbiorach PMA, pojawiło się tam głównie dzięki Haimanowi. To on uzyskał bezcenne pamiątki po Ignacym Paderewskim, on też zaopiekował się po wybuchu II wojny polskimi eksponatami przysłanymi w 1939 roku na World Expo w Nowym Jorku.


Od lewej: Dyrektor PMA Jan Loryś, gość z Australii i prezeska PMA Maria Cieśla


Polish Museum of America: cygarniczka z podobizną Kościuszki


Piotr Szałkowski: Wjazd T. Kościuszki do Warszawy

Za swoją ciężką pracę otrzymywał różne zaszczyty: m.in. Krzyż Kawalerski Polonia Restituta (1932), Srebrne Laury Polskiej Akademii Umiejętności (1935). Po II wojnie odegrał istotną rolę w uwolnieniu od komunistycznych nacisków 2 bibliotek Polskiej Akademii Nauk: w Paryżu i Rzymie. Biblioteki te stały się ważnymi ośrodkami ruchu antykomunistycznego (Giedroyć, Grudziński, Czapski). Warto jeszcze wspomnieć, że Haiman pomógł dyrektorowi biblioteki paryskiej, księciu Franciszkowi Pułaskiemu zachować dla potomności ważne pamiątki narodowe m.in. 9 szabli Józefa Piłsudskiego (zostały przewiezione do USA i schowane w PMA).

Tytan pracy płacił za swe osiągnięcia zdrowiem i życiem w długach. Nigdy nie dorobił się własnego domu, mieszkał w wynajmowanych pokojach. Zarobione jako dziennikarz pieniądze wydawał na rodzinę (żonę i adoptowane dzieci) oraz na finansowanie swoich badań. Zmarł – jak piszą - „głównie z wyczerpania”. Miał zaledwie 61 lat. Jego żona Kazimiera (która przeżyła go o 28 lat) zmarła w przytułku dla ubogich. Po Haimanie pozostaje ludzka pamięć...i jego bogaty dorobek, w tym książka o Kościuszce, która tak ujęła mnie za serce.

Publikacje Mieczysława Haimana:
Kosciuszko in the American Revolution
Kosciuszko. Leader and Exile
Historja udziału Polaków w amerykańskiej wojnie domowej
Polish Past in America
Polish Pioneers of Virginia and Kentucky

Kościuszko jawi się nam takim, jak go widzimy na pomnikach: z szablą w ręku, i na koniu. A przecież był człowiekiem z krwi i kości: jadł, pił, tańczył, grał na pianinie, rysował...Czy wiemy, że był człowiekiem spragnionym ciepła? Kiedy Jefferson wysłał Kościuszkę z Filadelfii w tajnej misji do Paryża, a misja się zakończyła, bohater obu kontynentów wreszcie zakosztował normalnego życia. Namiastkę własnego domu i rodziny znalazł w Berville u przyjaciół: Petera Josepha Zeltnera i jego żony Andżeliki. Płacił za swe utrzymanie 3 franki dziennie. Jednak dom Zeltnerów traktował jak swój własny, często do wspólnego stołu zapraszał swoich przyjaciół, czasami organizował tam koncerty i spotkania artystyczne.


Zbiory PMA


Ze zbiorów PMA

Czwórka dzieci Zeltnerów dosłownie wchodziła mu na głowę, wypełniała jego pokój hałasem. Brał je na kolana i bawił się z nimi... a czasami nawet strofował. Najwięcej czasu poświęcał półrocznej Thaddei, której był ojcem chrzestnym. Często widywano go na ulicach miasta, jak spaceruje z maleństwem. Na podstawie pamiętników przyjaciół Kościuszki Haiman pisze, że Tadeusz traktował Andżelikę z należnym szacunkiem. „In turn, she felt for him love and respect mixed with some awe at the greatness of his name. In all their relations there was nothing which might suggest any suspicion of improper conduct; though he lived in an epoch of licentiousness, Kosciuszko passed through life free from any love scandals. (s.108). Trochę zastanawiają te uwagi Haimana ... Jakby ubiegały jakieś plotki i pogłoski? Istotnie, były podejrzenia, do dziś niewyjaśnione, że mała Thaddea była córką Kościuszki. Pisał o tym Alex Storożyński w wydanej niedawno książce „The Peasant Prince. Thaddeus Kosciuszko and the Age of Revolution”.


Zbiory PMA


"On zerwał kajdany, w ktorych ięczał Narod" (Również ze zbiorów PMA).

Mieszkanie Kościuszki - w domu Zeltnerów - składało się z kilku pustych i nieogrzewanych pokoi, dopiero na końcu znajdował się skromnie umeblowany pokój z kominkiem. Był sypialnią i bawialnią zarazem. Nic dziwnego, że Kościuszko z podniszczonym zdrowiem (ciężkie rany odniesione pod Maciejowicami, niedoleczone w czasie carskiej niewoli) najwygodniej czuł się w szlafroku. Czasem nawet podejmował przyjaciół nie wstając z łóżka. A kiedy już musiał wyjść na świat, zakładał czarny krawat, ciemno-niebieską marynarkę, buty z wyłogami i kapelusz z szerokim rondem. Medali i odznaczeń nie nosił. Na bardziej uroczyste okazje zakładał czarny surdut, ale czuł się w nim nieswojo.

Chętnie spędzał czas w ogrodzie. Uwielbiał róże. Na niewielkim skrawku miał ich tysiące. Nieraz dostojni goście z Ameryki widzieli, jak z wiadrami wraca z ogrodu. Ale też uwielbiał rysować. Swoje rysunki wyrzucał, toteż nie zachowało się ich wiele... Był szczupły, średniej postury, żołnierskiej postawy. Nie był zbyt rozmowny, mówił cicho i lakonicznie, choć często się ożywiał. Nastrój miał zwykle żartobliwy, jednak czasem z mówił z dyskretną ironią. Dla przyjaciół był serdeczny, do obcych odnosił się z rezerwą. Pełen prostoty i skromności potrafił niektórych trzymać na dystans: zimnym spojrzeniem lub ironicznym milczeniem odsuwał tych, co się za bardzo chcieli spoufalić.


Dworek Kościuszki w Sosnowicy


Kolekcja PMA: fajansowe talerze na cześć Kościuszki

Haiman cytuje Wiridjanę Fiszerową, która pisze w swych pamiętnikach, że Kościuszko – „emeryt” miał twarz pokrytą zmarszczkami, jego legendarny nos był zadarty, brakowało mu kilku zębów, jego kasztanowe loki spadające na ramiona przyprószała siwizna. Twarz, choć poorana zmarszczkami, urzekała swą delikatnością i wzbudzała zaufanie. Wieloletni przyjaciel i adiutant Naczelnika, generał Paszkowski twierdzi, że ozdobą twarzy Kościuszki były żywe i błyszczące oczy – „trudno było nie poddać się ich urokowi”.

Skromność Kościuszki była legendarna. Unikał mówienia na dwa tematy: o sobie i o przeszłości. Nie lubił, kiedy go fetowano. Miał dylemat, bo od 1792 roku żywa była tradycja obchodzenia imienin Tadeusza. W czasach, gdy mieszkał we Francji też się te bale odbywały. Regularnie pojawiali się na nich różni dostojnicy na czele z markizem Lafayette. Imprezy te były dla rodaków manifestacją patriotyzmu i tylko dlatego Kościuszko nie odmawiał w nich udziału („in order not to deprive Poles of that only occassion to show the world how much they honor their common country in him”, s.109).

Sprawy natury politycznej przerwały spokojną egzystencję Kościuszki. Musiał wyjechać za granicę, znalazł się w Szwajcarii. Tam doszła go wiadomość o śmierci Andżeliki. Postanowił do Francji nie wracać. Osiadł w Solurze, w dworku (innych) Zeltnerów. Z książki Storożyńskiego (nie Haimana) dowiadujemy się, że paryski Zeltner wysłał po śmierci żony 11-letnią Thaddeę na wychowanie do chrzestnego. Thaddea wychowywała się zatem w Solurze z trójką dzieci stryja, a Kościuszko zajmował się edukacją całej czwórki. Udzielał im lekcji – po 3 godziny rano i 2 po południu.

Żył stałym rytmem. Latem wstawał o 5 rano, zimą o 6. Na maszynce spirytusowej przyrządzał sobie kawę. Uwielbiał kawę! W nawyk picia aromatycznego napoju wpadł w czasie rewolucji amerykańskiej; na szlaku bojowym pił kawę kilka razy dziennie, w różnej postaci: „hot, cold and iced”. Tu w Solurze pijąc kawę czytał poranną prasę, albo książki, potem uczył dzieci. Następnie udawał się na konną przejażdżkę. W dni deszczowe – spacerował po domu!


Grażyna Kostawska: Tadeusz Kościuszko z Ursynem Niemcewiczem


Grażyna Kostawska: Kościuszko w ogniu walki

Miał tokarkę, robił różne cudeńka, które rozdawał jako upominki. W ostatnich latach robił „dla chłopów polskich" drewniane chodaki, które rzekomo zapobiegały reumatyzmowi i innym chorobom. Z apetytem i w dobrym humorze zasiadał do kolacji o 5 po południu. Na deser najchętniej jadł truskawki. O zmroku siadał z gospodarzami i przyjaciółmi, aby pogwarzyć. Po zapaleniu świec grał w szachy albo wista. O 22-giej regularnie kładł się spać.

Zmarł 15 października 1817 r. otoczony rodziną Zeltnerów. Nie wiemy, czy wsród nich była Thaddea. Wiemy natomiast, że zgodnie z testamentem, wydobyte z ciała serce Kościuszki - umieszczone w urnie - otrzymała Emilia Zeltnerówna, późniejsza hrabina Morosini. Po jej śmierci serce trafiło do Muzeum Polskiego w Rapperswilu, aby po latach spocząć w kaplicy Zamku Królewskiego w Warszawie.

Ernestyna Skurjat-Kozek


Piotr Szałkowski: Kościuszko pojmany przez Fersena

Redakcja PP: Ilustracje Grażyny Kostawskiej i Piotra Szałkowskiego znajdują się w eleganckich pakiecikach wydanych przez Muzeum Narodowe w Warszawie w 215 rocznicę Insurekcji Kościuszkowskiej, a łaskawie nam podarowanych przez Prezesa Komitetu Kopca Kościuszki w Krakowie, dr Mieczysława Rokosza. Dziękujemy.