W niedzielę 12 grudnia 2004 odbyło się walne zebranie członków Klubu
Polskiego w Ashfield. Nie bedę zdawał szczegółowych relacji, ponieważ
zebranie pełne było suchych formalności. Ich liste można znaleźć w
rocznym raporcie.
Raport dostarczono członkom w dniu zebrania, a nie na trzy tygodnie
naprzód jak wymagają tego przepisy. Rezolucja, która miała być
przedstawiona członkom do rozpatrzenia, też nie została odpowiednio
wcześniej ogłoszona. Pretensje o uchybienia formalne były więc jak
najbardziej słuszne. Dziwi mnie jednak fakt, że czepiano się
formalności, zamiast przeczytać ten raport. Klub Polski nie jest
bowiem przemysłowym kolosem, jak np. BHP, którego raport roczny
wymaga ślęczenia nad nim przez tydzień. Jest to w końcu mały
dokument, którego kluczowe partie można było przeczytać nawet w
ciągu pół godziny.
Kto przeglądnąl raport, mógł zauważyć, że zapasy
gotówki w ciągu roku spadły o ponad połowę. Jeśli podobny ubytek gotówki
zdarzy się za rok, to Klub stanie na skraju
przepaści. Przewodniczacy ustępującego zarządu, Tomasz Łacek
wyjaśnił, że ubytek taki nie grozi. Rozumiem, że głównym powodem
zmniejszenia rezerw gotówki jest przedpłata ubezpieczenia (z korzystnym
upustem za roczne wyprzedzenie). Czyli gotówka została zagospodarowana w
sposób odpowiedzialny.
Duże emocje wzbudziła rezolucja dotycząca nadania dożywotniego
członkostwa dr K. Łukaszewicz. Członek zarządu Mieczyslaw Swat
zauważył, ze jest więcej osób wartych podobnego uhonorowania, ale
nie zostali oni wytypowani przez zarząd. Wzwiązku z tym prosił o
rozważenie stosowności wyróżnienia tylko jednej osoby.
Pojawiły się wtedy głosy z sali, by nadać więcej dożywotnich
członkostw. Dyskusja, która się wywiązała udowodniła, że niektóre
osoby nie są w stanie pojąć przepisów nawet po
dwukrotnym ich wyjaśnieniu. Okazało się, że aby nadać dożywotnie
członkowstwo potrzeba zgody zarówno zarządu jak i walnego
zgromadzenia. Nie może tego zrobić ani sam zarząd, ani samo walne
zgromadzenie.
W ferworze wymiany zdań na dożywotniego członka zaproponowano nawet
Świętego Mikołaja. Osobiście uważam to za niezły pomysł, chociaż
sędziwy święty nie zapłaci składek, to jego członkostwo
podniesie prestiż klubu.
Tymczasem zarząd rekomendował tylko jedną osobę, co oznacza, że walne
zebranie mogło ją albo zaakceptować albo odrzucić (nie przyznając nikomu
dożywotniego członkostwa). Trzy osoby wyszły z sali protestując
brakowi możliwości nadania dożywotniego członkostwa przez samo
walne zebranie.
Należy tu odnotować, że zgromadzenie większością głosów zatwierdziło dożywotnie członkostwo Klubu Polskiego w Ashfield dla dr Łukaszewicz.
Mieczysław Danis wzbudził poruszenie informując, że Stowarzyszenie
Polskich Kombatantow planuje wysłać do Polski eksponaty z Muzeum Wojska
Polskiego, ktore do czasu pamiętnego pożaru miesciło się w klubie.
Powodem wysyłki eksponatów ma byc fakt, że od ponad roku nie ma miejsca
dla ich ekspozycji. Na zebraniu okazało się, że w ramach odszkodowania
jest przeznaczona dość pokaźna suma na renowacje muzeum. Szkoda, ze obie
strony nie wyjasniły sobie tego wcześniej. Po co od razu obierać kurs
konfrontacyjny?
Wsród członków ujawnił się również podział co do planów
odbudowy lub zagospodarowania dolnego klubu. Większość członków
podzielała opinie, że wszystkie kluby przeżywają teraz kryzys i mają
kłopoty z rentownością. Jedna frakcja argumentowała, że nie ma sensu
inwestować w dolny klub, raczej należałoby rozwinąć działalność
gospodarczą w bardziej opłacalnej branży. Na przykład zorganizować
płatny parking albo na miejscu dolnego klubu zbudować dochodowy blok
mieszkalny.
Druga frakcja argumentowała, że zaniechanie odbudowy dolnego klubu
spowoduje znaczną redukcje wysokości odszkodowania wypłaconego po
pożarze. Ponadto dolny klub, dzięki swojej kameralnej atmosferze,
cieszył się znacznie większą popularnością wsród młodszego pokolenia.
A przecież to właśnie młodych klub chce przyciągnąć, aby wsród nich
szerzyć polskie tradycje.
Wracając jeszcze do rocznego raportu. Wynika z niego, że sama działalność
handlowa klubu jest dochodowa. Chociaż, jak na przedsięwzięcie z aktywami
wartymi ponad siedem milionów jest to nader mierny wynik (nieco ponad
pół procenta). Co więcej, dochód ten nie jest wystarczający, aby
zaspokoic raty za pożyczkę, którą klub zaciągnął półtora roku temu, aby
wyjść z tarapatów. W rezultacie bilans klubu zamyka się deficytem niemal
90 tysiecy dolarów australijskich.
Oczywiście, klub nie może długo działać z tak dużym deficytem.
Zatrważajace jest to, że ani zarząd, ani członkowie nie mają koncepcji na
poprawienie koniunktury. Zgodni sa jedynie co do tego, że potrzeba
ludzi z charyzmą, inicjatywą oraz wizją. Aleksander Roszak ułożył
piękną polszczyzną emocjonalny apel o aktywny udział w pracach klubu.
Moim zdaniem, aby przyciągnąć aktywnych ludzi do klubu po pierwsze nie
należy ich odstraszać. Tymczasem wieszanie psów na zarządzie za to, że z
jednej strony nie dopełnił formalności, a z drugiej, że kurczowo trzyma się
konstytucji, działa właśnie odstraszająco. Aby postawić klub na nogi potrzebujemy
cudów zgody i wzajemnego zrozumiena.
"I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł
się ostać." Mk 3:25 |