Kategorie:
Wszystkie
Literaci
Artyści Estradowi
Inni
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
4 czerwca 2005
ANNA WIERZBICKA - UNIWERSALNY METAJĘZYK
Maria Besemeres, Igor Mielczuk

Prof.Anna Wierzbicka...

...i okładka jej książki pt. "Co mówi Jezus?"

PP: Wybitny językoznawca-semantyk prof. Anna Wierzbicka z Kanbery jest autorką książki pt. CO MÓWI JEZUS?

W "International Encyclopedia of Linguistics" dorobek prof. Wierzbickiej omówiono pod hasłem SEMANTIC PRIMITIVES.

* * *

Dzieciństwo Anny Wierzbickiej przebiegło pod znakiem wojny i okupacji. Urodzona w Warszawie w 1938 roku, miała zaledwie sześć lat, kiedy ją rozdzielono z ojcem podczas powstania warszawskiego i wywieziono wraz z matką (Marią) i starszą siostrą (Martą) do obozu dla kobiet i dzieci w Niemczech, w mieście Hameln.

Matka Anny i towarzyszki jej niedoli były tam zmuszone do pracy w fabryce, gdzie produkowano koce dla żołnierzy niemieckich. Podczas bombardowań Hameln w 1945 roku Anna omal nie zginęła. Po wojnie rodzina odnalazła się i zamieszkała najpierw w Bytomiu, na Śląsku, a od roku 1947 ponownie w Warszawie.

Od dziecka Anna interesowała się językiem. Ojciec (Tadeusz Smoleński), z zawodu inżynier, miał żywe zainteresowania językowe i wprowadzał jedenastolatkę w tajniki słowników frazeologicznych i etymologicznych. Później, jeszcze. w szkole, sama natrafiła na Kryteria poprawności językowej Doroszewskiego.

Wybierając polonistykę jako studia, myślała zarówno o literaturze, jak i o języku. Za wysokie stopnie w szkole otrzymała "dyplom", który zagwarantował jej wstęp, w wieku 16 lat i to bez przynależności do ZMP, na Uniwersytet Warszawski. Już na pierwszym roku studiów na uniwersytecie, poznając literaturę staropolską, gramatykę historyczną i język starocerkiewny, Anna Smoleńska była zafascynowana językiem Kazań świętokrzyskich, Kocha nowskiego i innych autorów staropolskich.

Po ukończeniu studiów i wyjściu za mąż za nauczyciela i początkującego pisarza Piotra Wierzbickiego, Anna Wierzbicka została przyjęta do Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. Promotorem jej pracy doktorskiej w IBL-u była Profesor Maria Renata Mayenowa, która miała ogromny wpływ na ukształtowanie się zainteresowań naukowych Anny i na jej dalszą drogę życiową.

Anna Wierzbicka obroniła pracę doktorską o polskiej prozie renesansowej w roku 1963. W rok później z inicjatywy Profesor Mayenowej pojechała na pól roku do Moskwy, gdzie była gościem Instytutu Słowianoznawstwa Akademii Nauk. W Moskwie Anna Wierzbicka znalazła się w dynamicznym kole młodych językoznawców, do którego należeli m.in. pionierzy nowoczesnej semantyki Jurij Apresjan, Igor Mielczuk i Aleksandr Żołkowski.

Ale szczególnie głębokie wrażenie wywarł na Annie Wierzbickiej wykład Andrzeja Bogusławskiego O założeniach semantyki, wygłoszony na Uniwersytecie Warszawskim w roku 1965. Wykład ten przekonał ją o potrzebie poszukiwania "indefinibiliów", czyli pojęć elementarnych - pierwiastków semantycznych - poprzez które można by definiować wszystkie złożone pojęcia.

Pod wpływem tych dwóch zetknięć: z pracą koła semantycznego w Moskwie i z projektem Andrzeja Bogusławskiego, Anna Wierzbicka skierowała całą swoją energię na poszukiwanie pojęć elementarnych i ku budowaniu "języka semantycznego".

W 1966 roku Anna Wierzbicka pojechała na rok do Stanów Zjednoczonych na staż w centrum "gramatyki generatywnej" - Massachusetts Institute of Technology. Pobyt ten ugruntował w Wierzbickiej przekonanie o centralnym miejscu semantyki w badaniach nad językiem i opór wobec asemantycznej lingwistyki generatywnej.

Na MIT Profesor Roman Jakobson przedstawił Annę Profesorowi Isaiahowi Berlinowi, który ją zaprosił na krótki pobyt do Oxfordu. W Oxfordzie poznała Anna swojego drugiego męża, Australijczyka Johna Besemeresa, który pracował tam nad doktoratem w zakresie politologii i literatury rosyjskiej, i który już przedtem sam nauczył się mówić po polsku.

Po unieważnieniu pierwszego małżeństwa Anny, John Besemeres i Anna Wierzbicka wzięli ślub w Polsce w roku 1970. John Besemeres pracował w Polsce jako tłumacz, m.in. przełożył na język angielski historię estetyki Władysława Tatarkiewicza, a Anna pracowała nadal w IBL-u.

W 1972 John i Anna z kilkumiesięczną córką Marysią wyjechali na stałe do Australii, gdzie zamieszkali w stolicy - Kanberze. W Kanberze, w roku 1975, urodziła się ich druga córka Klara.

Wkrótce po przyjeździe do Australii Anna Wierzbicka otrzymała pracę jako wykładowca na uniwersytecie ANU (Australian National University), na podstawie swoich licznych już prac naukowych.

Tu otworzyły się przed nią nowe horyzonty poprzez kontakty z kolegami i ze studentami, którzy zajmowali się językami tubylczymi Australii, Azji i rejonu Pacyfiku. Kontakty te doprowadziły do szeroko zakrojonych badań empirycznych - z jednej strony - nad pojęciami uniwersalnymi, a z drugiej - nad pojęciami specyficznymi dla wielu bardzo różnych od siebie kultur.

W tej nowej dziedzinie, gdzie językoznawstwo współpracuje ściśle z antropologią, psychologią kulturową i badaniami nad poznaniem, leży teraz centrum zainteresowań Anny Wierzbickiej. Wraz ze swoim najbliższym współpracownikiem, Cliffem Goddardem oraz innymi kolegami i studentami, Wierzbicka zajmuje się od szeregu lat konstruowaniem i testowaniem na wciąż nowym materiale, tzw. natural metajęzyka semantycznego, a więc metajęzyka opartego na pojęciach absolutnie prostych i zarazem uniwersalnych.

Praca nad pojęciami kulturowymi i uniwersalnymi łączy główne zainteresowania naukowe Anny Wierzbickiej charakterystyczne dla niej niemalże od samego początku jej drogi naukowej.

Jednocześnie praca ta wyrasta w sposób organiczny z samego życia Anny Wierzbickiej-Besemeres, pomiędzy dwoma kulturami, polską i anglosaską, i dwoma światami językowymi.

Przez cały czas od wyjazdu z Polski Anna Wierzbicka zachowywała ścisły związek ze światem polskim; często i regularnie przyjeżdża do Polski, wygłasza w Polsce wykłady, publikuje artykuły w polskich czasopismach i utrzymuje bardzo bliskie kontakty z polskimi kolegami i przyjaciółmi, i oczywiście z rodziną.

W domu Besemeresów w Australii mówi się na co dzień po polsku.

Marysia Besemeres

źródło: podreczniki.pwn.pl/jezus


IGOR MIELNICZUK - SŁOWO O ANNIE

Główny problem z Anną Wierzbicką polega na tym, że za każdym razem, kiedy bierze się z półki jej książkę czy artykuł (na sekundę, żeby coś sprawdzić), już człowiek nie może się oderwać — i czyta do upojenia: i to jest ciekawe, i to, i jeszcze tamto. I choć absolutnie nie ma się ani chwili, człowiek nie wypuszcza tekstu z rąk — tak porywające są jej głębokie i logicznie piękne wywody.

Nie możemy tutaj przedstawić naukowej analizy twórczości Wierzbickiej: nawet najbardziej powierzchowny jej ogląd wymagałby tekstu ogromnych rozmiarów i zupełnie innej tonacji, niezbyt stosownej w takiej nocie. Moje zamiary są inne.

Biorąc pod uwagę zdumiewające pokrewieństwo duchowe, jakie w ciągu tylu lat wytworzyło się między Anną i grupą lingwistów rosyjskich, do których należę i ja (tego faktu nie powinien przesłaniać mój montrealski adres), podzielę się z czytelnikami moimi w najwyższym stopniu subiektywnymi myślami, które pogrupuję w trzy rozdziały: jak ja widzę Annę jako człowieka, co myślę o Annie jako lingwiście i o roli jej prac w lingwistyce światowej, i wreszcie — jakie są, moim zdaniem, główne cechy Anny jako uczonej

Anna Wierzbicka jako człowiek — kilka ujęć fotograficznych Kiedy myślę o Annie, takie oto obrazy wynurzają się z mojej pamięci. Nie wiem, czy są one charakterystyczne, dla mnie jednak są bardzo drogie...

Sierpień 1963 roku, Sofia, międzynarodowy kongres slawistów. W czasie mego referatu młodziutka kobieta w niebieskiej sukience w duże białe grochy (z wyglądu — studentka I roku) zadaje mi cięte, dobrze przemyślane pytania. Swietnie! Po referacie podchodzi, żebyśmy się poznali: jeszcze lepiej! Wspaniały język rosyjski z czarującym polskim (1). Od razu widać — swoja.

— Chodźmy, wejdźmy na Witoszę (góra pośrodku Sofii, na której jest park).

— Nie mam odpowiednich butów (pokazuje swoje pantofle, absolutnie się do tego nie nadające).

— To chodź (już jesteśmy na "ty"!) boso.

I poszliśmy, i wleźliśmy, i spóźniliśmy się na bankiet — i umarlibyśmy z głodu, gdyby rumuński cybernetyk, członek Akademii Nauk, George Moisil, nie schował dla nas pod stołem kilku porcji... Tak oto zaczęła się nasza przyjaźń — i trwa już ponad trzydzieści lat.

Zima na półwyspie Kolskim, w Chibinach: wyprawa narciarska (kwiecień 1965 r.). Anna wśród nas — w grubej szwedzkiej puchowej kurtce. Chatka nazwana przez nas "Burkom" (burowoj komitiet = komitet wiertaczy; nocowali tam geologowie-wiertacze) na trasie do przełęczy Portampor. Zawieja przykrywa ją w nocy tak, że rano nie możemy otworzyć drzwi. A wyjść trzeba, jeszcze jak!

Po długich męczarniach najchudszy z nas przeciska się przez małe okienko — i odkopuje nas z zewnątrz. Czemuś to właśnie Annę zapamiętałem bardziej niż innych w takiej oto chwili: stoi na progu — rozpromieniona i wchodzi z powrotem. A potem przed zejściem w stronę Kirowska, w wąskiej szczelinie przełęczy Ramzaj, wyraźnie pamiętam jej twarz obramowaną kapturem.

Moskwa w końcu lat 60. Przekazano nam dwie ogromne paki książek — przesyłkę od Anny dla jej licznych moskiewskich przyjaciół: tomy Cwietajewej i Pasternaka (wydane w ZSRR, ale wtedy u nas absolutnie niedostępne; te tomy mam do dziś ze sobą). Cały tydzień rozdawałem prezenty Anny. Iluż ludzi wtedy uszczęśliwiła!

Wiedeń, sierpień 1977 r.; zakończył się X kongres lingwistów. Anna leci do Moskwy, dokąd ja trafić już me mogę (dopiero co emigrowałem). I Anna napełnia walizki i torby prezentami dla moskwiczan: jedzenie, książki, ubrania dla dzieci.

Walizki są już nabite, a ona ciągle jeszcze wiesza na sobie jakieś woreczki na ramieniu, na szyi, na ręku — omal nie bierze jeszcze czegoś w zęby — i zgarbiona (ma na sobie dodatkowe 15 kg) brnie do samolotu.

Australia, Canberra. Czekam, aż Anna skończy wykłady i idziemy piechotą po jej córki, które są zabierane ze szkoły przez baby-sitterki. Anna trzyma "za uzdę" swój rower i rozmawiamy: o semantyce, oczywiście. To nasz czas te 30-40 minut.

A w domu Anna przygotowuje kolację (wkrótce przyjdzie z pracy ledwie żywy ze zmęczenia John, którego mind and body tak szczegółowo Anna przeanalizowała), sprawdza lekcje córek, omawia z nimi ich ostatnie dziewczęce nowości, dyskutuje ze mną o synonimii i polisemii — i w biegu (między kuchnią i jadalnią) pisze swój kolejny artykuł (ołówkiem na jakiejś dziwnej karteczce — ani maszyny do pisania, ani komputera Anna, o ile dobrze wiem, nie używa).

Około północy wszyscy śpią: dzieci od dawna, John i ja — dopiero co, a na stole Anny lampa nie gaśnie... A rano o siódmej śniadanie po kolei: dla jednej córki (wychodzi wcześniej), dla drugiej córki, potem dla nas z Johnem.

Przy śniadaniu z dziećmi — czytanie i rozmowa w różnych językach. Dziś jest francuski i zostałem zaproszony w charakterze eksperta od francuskiego. (Język rodzinny — oczywiście polski, ale i rosyjskim wszyscy władają świetnie). Jutro będzie niemiecki albo holenderski (chińskiego i japońskiego jednak nie ma...).

Jeszcze jedno pociągnięcie pędzlem: z rodziną Anny spacerujemy po Melbourne; dziewczynki z Johnem na przedzie, a ja zawzięcie spieram się o coś z Anną (dlaczego zawsze się z nią spieramy?!). Wtem Anna widzi w witrynie sklepu ładną skórzaną kurtkę. Rozmowa zostaje łagodnie przerwana (Anna z łatwością tworzy takie oksymorony) — Anna śpieszy w stronę lady. Przymiarka, uzgadnianie ceny, jeszcze coś tam i po dziesięciu minutach Anna kontynuuje swój spór ze mną w nowej wytwornej kurtce!

Co ilustrują te obrazki? Nie wiem. Bodaj zdumiewającą, wprost nieosiągalną harmonię w Annie i pełnię jej osobowości: czarująca kobieta, troskliwa matka i żona, troskliwy i wierny przyjaciel, a przy tym świetny uczony i obciążony do granic wytrzymałości wykładowca uniwersytecki. I to wszystko — w jednej osobie!

Wnuczka Elżbietka.

Anna Wierzbicka jako lingwista — kilka refleksji.

Gdybym chciał zamknąć lingwistyczną teorię Anny w jednym zdaniu, powiedział bym tak: Język jest systemem służącym do wyrażania sensu; lingwistyka zatem — a jest to nauka o języku — powinna badać, w jaki sposób sens jest wyrażany w języku.

(...)

Już ponad trzydzieści lat z całym przekonaniem zabiera głos Anna: przedstawia zdumiewające swą subtelnością opisy tysięcy znaczeń językowych; pora, byśmy i my wreszcie pojęli, że na tym właśnie polega lingwistyka.

(...)

Podsumowuję: Anna Wierzbicka przywróciła semantyce jej bezspornie główną rolę w nauce o języku. Faktycznie wytyczyła drogi do semantyzacji wszystkich dziedzin lingwistyki: od morfologii do leksykologii, od składni do gramatyki tekstu. I zarazem (czy, ściślej, tym samym) wykazała jedność lingwistyki.

Według szablonowej klasyfikacji Wierzbicka to semantyk. Ale wiem z własnego doświadczenia, że czym by się człowiek nie zajął w lingwistyce (teoria przypadka czy ergatywność, rodzaj gramatyczny czy strona, komunikatywna struktura wypowiedzi czy przyimki o znaczeniu kauzatywnym, zdania bezosobowe czy tekstowe konektory), Anna wszędzie zostawiła swój bardzo istotny ślad — prawie niczego nie można zaczynać me licząc się z wynikami jej badań.

A czy wielu jest lingwistów, o których mógłbym to powiedzieć?

Anna Wierzbicka jako uczony: kilka konkluzji.

W tym, jak Anna zajmuje się lingwistyką, widać takie choćby cechy jej natury:

Pasja: nic, co jest w języku, nie jest jej obojętne. Anna jest niesłychaną maksymalistką, z trudem znosi kompromisy. Niczego nie robi w połowie czy nawet w 97%. Wszystko — do końca, wszystko — wprost, wszystko — jak się rzeczy mają. Nie na próżno powiedział o Annie P. Dixon (dedykując jej jedną ze swoich książek), że podczas gdy wszyscy lingwiści stale posługują się imionami John i Mary w swoich przykładach i do przykładów się ograniczają, Anna — to kobieta-lingwistka, która wyszła za mąż za człowieka imieniem John, a córkę swoją nazwała Mary. U Anny wszystko jest "śmiertelnie na serio".

Zdumiewająca głębia i ścisłość w traktowaniu wszystkiego, czego dotknie jej umysł. Jej zwykła reakcja to: "- A ja nie chcę w przybliżeniu!" Wydaje się po prostu nie do pojęcia, jak jeden człowiek może przekopać taką górę materiału— i robić to tak rzetelnie.

Tam, gdzie sam mogę sprawdzić każde jej słowo (np. w pracy o rosyjskich deminutywnych imionach własnych), nie znajduję błędów. Erudycja Anny (zarówno lingwistyczna, jak i ogólna, kulturowa) wywołuje zachwyt połączony z zabobonnym strachem: wydaje się czymś absolutnie nadnaturalnym, aby jeden człowiek mógł wiedzieć tak dużo i tak głęboko.

A gdy się patrzy na jej 10 książek (po 500, 600 stron),doznaje się tego samego przeżycia: jak fizycznie starczyło czasu, by napisać to wszystko? A przecież jeszcze trzeba też myśleć!

Szerokość spojrzenia na język. Anna znacznie posunęła nasze rozumienie związku pomiędzy językiem a ogólną kulturą narodu. Z jednej strony z dobrym skutkiem stosuje swój metajęzyk semantyczny do opisu zjawisk kultury, psychologii narodowej (poprzez analizę głębinowych pojęć charakterystycznych dla różnych kultur narodowych — od rosyjskiej SUD'BY do samoańskiego ALOFA poprzez angielskie COWARD) oraz takich zjawisk, które tradycyjnie zawsze uważano za pragmatyczne (strategie podtrzymywania rozmowy, pytania retoryczne itp.).

Z drugiej strony Anna poszukuje istotnych korelacji pomiędzy zjawiskami czysto językowymi (np. bogactwem czasowników oznaczających uczucia w języku rosyjskim: radovat'sja, gorevat', grustit', otćaivat'sja ...) a właściwościami charakteru narodowego i wydobywa je (większa emocjonalność Rosjan w porównaniu z Anglosasami).

Wierność samemu sobie: 35 lat temu Anna weszła na drogę poszukiwań uniwersaliów myśli ludzkiej, tego, jak odbijają się one w różnych językach naturalnych; nic nie mogło jej sprowadzić z tej drogi. Mimo iż w lingwistyce naszych dni moda i koniunktura odgrywają niemałą rolę, Anny Wierzbickiej to nie dotyka: jej jedyny kompas — to jej własna intuicja naukowa (nawiasem mówiąc i tutaj Anna jest pionierem: to ona właśnie uczyniła z intuicji — czyli z introspekcji— podstawowe narzędzie badań lingwistycznych — i to na tle powszechnej dominacji podejść formalnych).

Uprawiać naukę z pasją i precyzją, na podstawie najgłębszej wiedzy, idąc tylko za głosem duszy — po to, by stworzyć maksymalnie szeroki obraz badanych zjawisk — oto główna lekcja, jaką — dla mnie — przynosi każdy tekst Wierzbickiej.

Anna jest klasycznym europejskim uczonym w najlepszym sensie tego słowa.

Osobny temat to głęboki związek, jaki łączy idee Anny Wierzbickiej i tę australijską Polkę jako człowieka z rosyjską lingwistyką (czy nawet szerzej— rosyjską nauką). Ale znów muszę się opanować — powiedzieć tu wszystko, co by się chciało, jest rzeczą niemożliwą.

Już ponad trzydzieści lat my — bardzo zróżnicowana co do swego składu grupa lingwistów różnego wieku, różnego typu umysłowości, różnych przekonań i różnego pochodzenia — cieszymy się tym przywilejem, że żyjemy w tym samym czasie, co Anna Wierzbicka i mamy możliwość czytania jej prac zaraz po ich ukazaniu się. To wielkie szczęście. Mnie zaś powiodło się jeszcze bardziej - poproszono mnie, bym napisał ten króciutki szkic.

Igor Mielczuk (Tłumaczyła z rosyjskiego Elżbieta Janus)

Pełny tekst artykułu I.Melniczuka dostępny jest tu.Kliknij.


Prof. Anna Wierzbicka z wnuczką Elżbietką.