Na występ gości z Polski postanowiłam wybrać się z moją malutką, niespełna dwuletnią wnuczką, uznałam bowiem, że jako miłośniczka tańców, będzie lepszym niż ja recenzentem. Ruszylismy w drogę do Smithfield, na drugi koniec Sydney, w szalonej ulewie, wycieraczki pracowały na pełnych obrotach. „Myju myju” powiedziało dziecko, po czym zmorzył je słodki sen. A my, dziadkowie, cieszylismy sie, że mamy mycie samochodu za darmo. Do Smithfield dojechalismy lekko spóźnieni. Sala w St Gertrude’s Parish Hall, u gościnnych ojców Paulinów, rozbrzmiewała już góralskim spiewaniem.
Część publiczności siedziała na krzesłach ustawionych rzędami, a część za udekorowanymi stołami. Pyszne ciasta, pachnący bigos no i piwko „Żywiec” (a jakże, bo i goście z Żywca!) Ktoś mi opowiada, jak to poprzedniego dnia było na koncercie w Marayong. Młodzież z Polski tak sie podobała, że dostała owacje na stojąco. Dzisiaj też ręce puchły od klaskania. Nota bene, koncert miał nieco inny charakter, bowiem „Pilsko” w ramach integracji polsko-polonijnej występowało wespół z „Lajkonikiem”. Przy okazji dodam, że wielki trud sprowadzenia „Pilska” do Australii i zorganizowania tournee podjęła Urszula Lang, kierownik artystyczny „Lajkonika”.
Moja wnuczka ulokowała sie w pierwszym rzędzie, wśród innych maluchów oraz pełzających fotografów. Widząc, jak inni klaskają, nauczyła się składac rączki, by swój zachwyt okazać. Cały czas podrygiwała i widac najchętniej weszłaby między bajecznie kolorowych górali, żeby tańczyc razem z nimi. Naprawdę, trudno ją było utrzymac. Szeroko otwartymi oczkami obserwowała wstążki i korale, wirujace spódnice. Nie tylko ona, ale i ja nie mogłam sie nadziwić giętkością ciał górali, którzy dokonywali cudów akrobacji - podczas gdy jedni robili „pompki” i na chwilę unosili się w powietrzu, to drudzy przeciskali się pod nimi.W tej sytuacji skoki przez kapelusz i przez laskę wydawały się czyms „normalnym”, a przecież też łatwe nie są!
Pan Witek z Pilska napisał: "dziękujemy wam z całego serca za przybycie na nasze koncerty w Sydney, za oklaski i za gościnę! Jeszcze takiej ciepłej widowni nie mieliśmy, a przeciez podróżujemy często! Pobyt w Sydney zostanie w naszych sercach na zawsze!
„Lajkoniki” pokazały się od najlepszej strony. Tańczyły z wielka gracją, super profesjonalnie. Na twarzach gości z Polski widziałam zdziwienie: to tu na końcu świata polonijna młodzież potrafi tak pięknie tańczyć? A no potrafi! Młodzi górale z Żywca też tańczyli znakomicie, ale bardziej niż tańcem zachwycali nas spiewaniem. Co za głosy! Głosy jak dzwony! Głosy znakomicie wyszkolone, choć z pozoru "naturalne". Piękne śpiewy! A najbardziej wzruszające były piesni patriotyczne pod koniec koncertu, spiewane w obecności flag polskiej i australijskiej.
Zanim jednak dojdziemy do końca koncertu, trzeba wspomniec o przerwie, w czasie której nasze maluchy plus nieco starsze dzieci wdarły się na scenę i zaczęły dzikie tańce. Jakim cudem te większe nie stratowały tych mniejszych, tego naprawdę nie rozumiem. Dorośli natomiast stali w kolejce po kolejne piwo i kolejne pierogi (przepyszne, ze skwareczkami!). Czynny tez był punkt sprzedaży płyt z nagraniami „Pilska”, chust góralskich, kilimów i innych produktów „Cepelii”, która jest sponsorem „Pilska”. Co tam dokładnie było na stoisku, nie wiem, bo ścisk był wielki, a przerwa nie taka długa.
Drugą część koncertu dzieci oglądały z takim samym zainteresowaniem. Nasza wnuczka w drodze do domu bynajmniej nie padła, była bardzo ożywiona, cos tam paplała , coś komentowała, ciągle powtarzała słowo „kunik” (co miało znaczyć Lajkonik). Pierwszy w życiu koncert folklorystyczny musiał zostawic w pamięci wnuczki niezatarte wrażenie. Oczywiście wszystkie tańce, wszystkie śpiewy były zachwycajace, ale wydaje mi sie, że w jej pamięci na bardzo długo pozostanie dynamiczny i ognisty taniec z „kozą”.
Po powrocie do domu zaczęlismy oglądać na komputerze bajecznie kolorowe zdjęcia z koncertu. Na widok koziej głowy wnuczka paluszkiem wskazała na rrrrrogi. „Oooo, jogi, jogi!”. Nie mieliśmy pojęcia, że wnusia jest tak oblatana w dziedzinie zoologii. Może kiedyś zostanie weterynarzem? Może, ale bardziej pewne się wydaje, że juz niedługo będzie chciała tańczyc w foklorystycznym zespole, w kolorowym stroju z rzędami czerwonych korali.
Mam nadzieję, że występy „Pilska” przyciągną tłumy dziadków, rodziców i dzieci. Młodziezy z Polski życzymy wiele radości na trasie (i sympatycznej wspinaczki na Mt Kosciuszko!) oraz wiele radości z występów na australijskiej ziemi.
Ernestyna Skurjat-Kozek
Nam się bardzo podobało. A wam? Napiszcie! Komentujcie!
|