Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
22 listopada 2010
O teologii moralnej ekumenicznej
z ks. prof. Sławomirem Nowosadem rozmawia Włodzimierz Wnuk
Rozmowa z księdzem profesorem Sławomirem Nowosadem z Lublina, zarejestrowana przez Włodzimierza Wnuka dnia 22 listopada 2009 r. w Melbourne.

Włodzimierz Wnuk: Szczęść Boże!
ks. prof. Sławomir Nowosad: Szczęść Boże, witam serdecznie!

To chyba pierwsza wizyta księdza w Australii. Co sprowadziło ks. profesora do nas? Przyjemność czy raczej interesy?

Powiedziałbym, że obowiązek. Tak, to moja pierwsza wizyta w Australii i Nowej Zelandii, dokąd także się wybieram pod koniec mojego pobytu - jak my to mówimy - na Antypodach. Przyjechałem żeby odwiedzić przynajmniej niektóre ośrodki polonijne związane z naszym uniwersytetem od wielu lat, zwłaszcza poprzez Towarzystwo Przyjaciół KUL-u, które - także tutaj - od dawna istnieje i funkcjonuje. Głównym powodem mego przyjazdu jest spotkanie się tutaj zwłaszcza z duchownymi, z księżmi, którzy często prowadzą ośrodki duszpasterskie przy parafiach, i odwdzięczenie się szczególnie i podziękowanie za wszystko to, co tutejsza Polonia robiła - i robi nadal - dla naszego uniwersytetu. Mamy bowiem świadomość tego, że to, czego tak dużo otrzymaliśmy i nadal otrzymujemy od Polaków rozsianych po różnych krajach świata - także z Australii - to jest zobowiązanie. Takie szczególne rozumienie towarzyszy nam na uniwersytecie, bo to Jan Paweł II, który - jak wiadomo - jest teraz w nazwie uniwersytetu (KUL to jest Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II), nasz przecież wieloletni profesor tak właśnie tłumaczył i tak to rozumiemy z punktu widzenia chrześcijańskiego. Każdy dar staje się zadaniem, każde obdarowanie rodzi zobowiązanie i jestem tu aby pokłonić się i podziękować wszystkim za to, co otrzymalismy. Mamy świadomość, że to obdarowanie, ta życzliwość, i moralna, i duchowa, i niejednokrotnie materialna, jest czymś, co domaga się od nas dzisiaj gestu wdzięczności. Tę moją wdzięczność mogęe wyrazić w sposób skromny. Staram się, aby to robić wszędzie tam, gdzie mogę, w czasie tego mego krótkiego pobytu, spotkając się z ludźmi - także świeckimi, z wiernymi w kościołach podczas mszy świętych. Temu przede wszystkim służy ta moja pierwszy wizyta w Australii jako prorektora KUL-u.

Zanim przejdziemy do dalszych pytań, czy mógłby ksiądz w skrócie przedstawić się naszym słuchaczom i czytelnikom.

Jak już pan redaktor powiedział, nazywam się ks. Sławomir Nowosad, pochodzę z Zamościa - dzisiejsze województwo lubelskie, można powiedzieć południowo-wschodnia Polska. Z Zamościa już tylko 110 km do Lwowa, więc można powiedzieć, że to też granice Unii Europejskiej, w której jest Polska. Mam prawie 50 lat. Jestem związany z KUL-em od mojej młodości. Po szkole średniej w Zamościu przyszedłem do seminarium duchownego do Lublina i wtedy zostałem studentem KUL-u. Wszyscy bowiem klerycy z seminarium lubelskiego studiują na KUL-u. Później zostałem księdzem, ok. 25 lat temu, pracowałem duszpastersko w dwóch parafiach: w Lublinie i koło Lublina a następnie powróciłem na uniwersytet pod koniec lat 80-tych, na dalsze studia doktoranckie. No a później, po doktoracie i habilitacji, związałem się z uniwersytetem jako - jak mówimy - nauczyciel akademicki. Zajmuję się przede wszystkim teologią moralną. To jedna z bardzo ważnych dziedzin i obszarów całej refleksji teologicznej. Specyficznie rzecz biorąc, bardziej to precyzując, można powiedzieć, że moje zainteresowania naukowe koncentrują się zwłaszcza na wymiarze ekumenicznym moralności chrześcijańskiej. Chodzi o to, że w naszym instytucie teologii moralnej, na wydziale teologii KUL-u, zajmujemy się nie tylko teologią moralną katolicką - chociaż nią przede wszystkim - ale także próbujemy rozeznać kontekst ekumeniczny. Czyli sięgamy w badaniach naukowych, ale także w dydaktyce, czyli nauczaniu, do niekatolickich chrześcijańskich tradycji moralnych. Na Zachód - jak mówimy - do tradycji poreformacyjnych, protestanckich, i na Wschód do tradycji i nauki moralnej wschodniej, czy prawosławnej. Ja zajmuję się etyką - mówimy też czasami moralnością - anglikańską. Z tego pisałem moje prace naukowe, doktorat i habilitację. To jest obszar moich zainteresowań naukowych. Od roku jestem prorektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II do spraw międzynarodowych, współpracy z zagranicą (co obejmuje również Towarzystwa Przyjaciół KUL-u) i promocji.

Przepraszam, że się wtrącę, ale jaka pokrótce jest różnica pomiędzy teologią moralną a teologią dogmatyczną? Chcę aby słuchacze i czytelnicy wiedzieli o czym mówimy.

Można powiedzieć, że teologia jako taka odwołuje się do Bożego objawienia. Boże objawienie zostało nam dane w Piśmie Świętym i w żywej tradycji Kościoła. Rozumiemy, że Bóg przedstawił, powiedział nam, objawiając się, to, co ogólnie nazywamy Prawdą - prawdę o sobie. Ale w świetle tej prawdy o Bogu poznajemy także prawdę o człowieku i o świecie, czyli o nas samych. Bo w istocie, ta objawiona Prawda przeznaczona jest dla nas i dla naszego życia. I całe to Objawienie Boże jest przedmiotem refleksji teologicznej. Teologia jest refleksją rozumową, metodologicznie uporzadkowaną, a więc naukową, nad Bożym Objawieniem, aby je odczytać. Odczytujemy niejako dwie grupy podstawowych prawd, jakie Bóg nam objawił. Z jednej strony prawdy wiary, czyli z tego, co nam Bóg objawił wynika, że mamy wierzyć w Boga. Pytamy: w jakiego Boga? Co to znaczy, że Bóg jest jeden i w trzech osobach? Co to znaczy, że Jezus Chrystus jest Bogiem-człowiekiem? Co to znaczy, że Bóg jest stwórcą, że jest Zbawicielem, że Maryja jest matką Bożą, itd. itd. To są prawdy wiary, które Kościół nam głosi i nad którymi pochyla się teologia. To jest obszar prawd wiary, czyli właśnie teologii dogmatycznej (dogmaty - czyli prawdy wiary).

Natomiast drugim ważnym obszarem jest obszar prawd moralnych, gdzie pytamy co z tych prawd wiary wynika dla naszego życia, moralnego, chrześcijańskiego. Jeśli wierzę w Boga, jeśli wierzę w Jezusa Chrystusa, w Boga-człowieka, jeśli przyjmuję słowo Boże jako dla mnie ważne (np. Boże przykazania, naukę Ewangelii itd.), to pytamy, co z tego wynika dla mego życia moralnego. Czyli jak mam żyć? Jak my, wierzący w Chrystusa, mamy żyć? I tym zajmuje się teologia moralna, czyli - ogólnie mówiąc - chodzi o obszar życia moralnego człowieka. Takie są dwa główne obszary, dwie dziedziny teologiczne. Teologia szalenie rozbudowała się przez minione wieki. Np. na wydziale teologii KUL-u, a jest to bardzo duży wydział, największy wydział teologii katolickiej w Europie, a może i poza Europą, mamy kilkanaście instytutów, które zajmują się poszczególnymi obszarami całej, szeroko rozumianej tematyki teologicznej. Np. mamy instytut nauk biblijnych, bardzo duży i ważny. Mamy instytut teologii dogmatycznej, instytut teologii moralnej, instytut liturgiki, homiletyki, teologii pastoralnej, teologii życia rodzinnego itd. itd. To są niejako dalsze obszary, które wyrastają z refleksji teologicznej.

Czyli nie tylko wertowanie i analiza starodruków. A jeszcze w tych instytutach są na pewno katedry, które jeszcze bardziej specyficznie podchodzą do poszczególnych tematów.

Naturalnie. Tak jest w strukturze uniwersytetu. Podstawowymi jednostkami są wydziały, w tym przypadku wydział teologiczny. Na wydziale są instytuty, a w instytutach są katedry. Np. w instytucie teologii dogmatycznej znajdziemy katedrę historii dogmatów - czyli tego jak te prawdy wiary były formułowane na przestrzeni dziejów, jak się to rozumienie prawd wiary rozwijało i pogłębiało. Katedra pneumatologii - czyli nauki teologii Ducha Świętego, katedra eklezjologii - czyli teologii Kościoła, katedra mariologii - czyli teologii Maryi, Matki Bożej itd. Analogicznie, w instytucie teologii moralnej, w którym ja pracuję, mamy katedrę historii teologii moralnej, katedrę teologii moralnej podstawowej, ogólnej czy fundamentalnej, katedrę teologii moralnej szczegółowej, teologii życia czyli bioetyki teologicznej, teologii życia społecznego i katedrę teologii moralnej ekumenicznej. To właśnie jest moja katedra. Te katedry reprezentują i wytyczają podstawowe kierunki badań naukowych prowadzonych przez instytuty.

Warto wiedzieć, że nie tak dawno temu KUL utrzymywany był wyłącznie ze środków prywatnych, zaś niektóre budynki na jego terenie zbudowała Polonia. Na całym świecie działają Koła Przyjaciół KUL-u, których celem jest - zakładam - propagowanie KUL-u i pozyskiwanie pomocy finansowej i zasobów. Czy są one nadal potrzebne obecnie, gdy KUL ma 9 wydziałów, ponad 20 tys. studentów i jest uznaną uczelnią państwową - z budżetem i wsparciem biurokracji państwowej? Tym bardziej, że obecne przeliczenie dolara na złotówkę już nie jest tak super-atrakcyjne jak było ćwierć wieku temu.

Gwoli wyjaśnienia czy korekty: KUL nie jest uczelnią państwową. Jest uczelnią prywatną. Właścicielem KUL-u jest Kościół w Polsce, Episkopat Polski. KUL jest natomiast uznany za uczelnię na prawach państwowych - czyli tak, jak wszystkie inne uniwersytety w kraju poza KUL-em (a jest ich 18 tzw. bezprzymiotnikowych, ale w szczegóły nie wchodźmy). KUL jest jedyną uczelnią prywatną ale ma wszelkie prawa państwowe. To prawda, że nasza uczelnia jest obecnie w poważnym stopniu utrzymywana z budżetu państwa. I szczęśliwie, że tak jest. Co do Towarzystw Przyjaciół KUL-u, to trzeba powiedzieć, że nasza uczelnia jest rówieśnikiem Polski, która podniosła się z prochów po rozbiorach. KUL powstał w 1918 r., nawet wcześniej niż przyszedł dzień 11 listopada, taki dla nas ważny, który uważany jest za dzień odzyskania niepodległości. Już wtedy jako uczelnia katolicka, Uniwersytet Katolicki (potem KUL). Kilka lat później, bo w 1922 r. władze uczelni powołały do istnienia Towarzystwa Przyjaciół KUL-u. Rozumiano bowiem już wtedy, że trzeba szukać wsparcia, pomocy dla swego istnienia w szerszym społeczenstwie, bo to był - jak wiadomo - szalenie trudny czas dla całej nowopowstałej, młodej Polski.

Można dodać, że właśnie w tamtym czasie obecny gmach tzw. Główny naszego uniwersytetu, najstarszy, z którego korzysta np. rektorat, przy ul. Aleje Racławickie, otrzymalismy na początku lat 20-tych decyzją marszałka Piłsudskiego. Władze uczelni zwróciły się do Marszałka o pomoc. Otrzymaliśmy budynek, który wcześniej był koszarami wojskowymi, szpitalem wojskowym nawet, a jeszcze wcześniej, bo w XVIII w., był klasztorem dominikańskim. Ten budynek jest dzisiaj głównym budynkiem na głównym tzw. kampusie w Lublinie. Takie były początki. Władze uczelni rozumiały, że muszą sięgać ku społeczeństwu - nie tylko po wsparcie finansowe czy inne - ale także po to, aby uniwersytet zakorzeniał się niejako w świadomości Kościoła i społeczeństwa. I tak powstało Towarzystwo Przyjaciół KUL-u, które działało najpierw w Polsce, a potem rozszerzyło się na Polonię. I ono funkcjonuje do dzisiaj. Trzeba powiedzieć - wspomniałem wcześniej o mojej i KUL-owskiej wdzięczności - że przez całe lata po II wojnie światowej, szczególnie trudne dla nas czasy, za rządów komunistycznych, nasza uczelnia była jedyną uczelnią wyższą we wszystkich krajach bloku komunistycznego, która była niepaństwowa, która nie była kontrolowana przez państwo. Była to uczelnia zawsze prywatna i Kościół bardzo tego strzegł. Wielki prymas tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński, miał tego pełną świadomość i kiedykolwiek do nas, do KUL-u przyjeżdżał (a przyjeżdżał kilka razy w roku), zawsze o tym przypominał i sam robił wszystko, aby uczelnię bronić przed zakusami władzy komunistycznej.

Władzy, która na różne sposoby chciała nam odebrać: a to prawa nauczania, a to nas organiczała w nauczaniu, nie pozwalała do nas przychodzić studentom itp. Wtedy żyliśmy wyłącznie dzięki ludzkiej życzliwości, która do nas dochodziła przede wszystkim przez struktury kościelne, parafialne, przez tzw. tacę na KUL, co pewnie wszyscy pamiętamy.Także przez struktury Towarzystwa Przyjaciół KUL-u, w tym i Polonii, także australijskiej czy nowozelandzkiej. Był to czas naszego szczególnego zobowiązania w stosunku do Polonii na całym świecie. I dziś mamy świadomość tego, że nadszedł czas niejako rewanżu. Dlatego - mając na uwadze naszą historię - chcemy zwrócić się do Polaków z naszą wdzięcznością, w taki sposób, na jaki możemy. Także do Polonii mieszkającej w Australii. Wiadomo, że jesteście bardzo daleko i nie może być tak, że raz w miesiącu ktoś z KUL-u przyjedzie tutaj, spotka się z Towarzystwem Przyjaciół KUL, parafianami i odwiedzi kościoły. Ale chcielibyśmy bardzo znaleźć jakiś praktyczny sposób okazania naszej wdzięczności, przynajmniej sporadycznie, co jakiś czas. Rozmawiałem o tym z tutejszymi duszpasterzami w różnych ośrodkach, z ks. Rektorem Polskiej Misji Katolickiej, aby taką formę obecności KUL-u w duchu wdzięczności, ale też z pewną ofertą edukacyjną przedstawić tutejszej Polonii. O to przede wszystkim nam dzisiaj chodzi.

Jesteśmy wdzięczni Bogu i ludziom za to, że mamy takie wielkie grono przyjaciół na świecie. Życzliwych nam bardzo ludzi; niektórych z nich znamy, wielu zaś nie. Warto podkreślić, że jako uczelnia pamiętamy codziennie o wszystkich naszych dobroczyńcach. Na terenie uniwersytetu jest kościół akademicki, nasz kościół KUL-owski, ale de facto służy on także innym uczelniom w Lublinie. Otóż w tym kościele codziennie, przez cały rok, odprawiana jest msza święta ofiarowana specjalnie w intencji wszystkich dobroczyńców i przyjaciół naszego uniwersytetu - żyjących i zmarłych. Chcę dopowiedzieć, że do wszystkich życzliwych nam osób, przyjaciół, także tutaj w Australii, także słuchaczy radia i czytelników Tygodnika, chcę się zwrócić ze słowem wdzięczności i zapewnić was o naszej pamięci o was codziennie przed Bogiem, na mszy św. kościelnej w naszym kościele akademickiem. Tak jest, i tak bedzie - jeśli będziemy istnieli - do końca świata.

Bardzo to piękne i budujące. Porozmawiajmy o absolwentach KUL-u. Czasami zastanawia mnie pewien paradoks. Otóż całkiem wielu z polskich parlamentarzystów ukończyło kiedyś KUL, m.in. marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, czasami dlatego, że KUL był jedyną uczelnią w PRL, gdzie mógł studiować ktoś, kto wówczas naraził się różowej nomenklaturze, bonzom partyjnym. Z drugiej zaś strony, w dyskusjach legislacyjnych nad ustawami (szczególnie w sprawach etycznych, takich jak np. aborcja, klonowanie, zapłodnienie in-vitro, małżeństwa jednopłciowe, adopcja) ich konserwatywnych głosów jakoś nie słychać. Czyżby w Polsce działała pełzająca chrystianofobia?

Mam wrażenie, że jest pan nieźle zorientowany w tym, co się dzieje w Polsce. To bardzo cieszy i jestem pełen uznania - szczególnie, że po tylu latach mieszkania w Australii uczestniczy pan nadal w tym, co się w Polsce dzieje. Otóż być może jest takie wrażenie - i tu bym się zgodził - że niekiedy głosów świadomych, uczestniczących w życiu publicznym katolików, także absolwentów KUL-u, w tzw. debatach publicznych niekiedy brak. Ale wydaje mi się, i tu zaakcentuję słowo wrażenie, że ten głos jednak jest i są ludzie, także absolwenci KUL-u, którzy dają świadectwo swych przekonań, swego światopoglądu, wiary katolickiej, prawdy Bożej, którą chcemy głosić także w życiu publicznym. Tylko, że my postrzegamy te sytuacje, te debaty publiczne przez pryzmat mediów. I tu mamy niejaki problem, gdyż media nie wszystko nam przekazują. Nie mamy dostępu do wszystkiego, do czego chcielibyśmy mieć dostęp. I tu tkwi ten problem.

Z moich rozmów osobistych, czy kontaktów KUL-owskich wynika, że wielu - także naszych absolwentów - próbuje świadomie, odważnie uczestniczyć w tych debatach, także na forum politycznym, np. forum samego parlamentu, czyli tam, gdzie jest tworzone prawo, które następnie kształtuje życie publiczne w Polsce. Mamy w parlamencie, także obecnie, naszych, młodszych i starszych uczelnianych pracowników. Do niedawna mieliśmy także dwóch profesorów jednocześnie członkow Parlamentu Europejskiego. Chcę powiedzieć, że rozumiem iż nasi pracownicy i absolwenci - na tyle ile mogą - próbują i starają się uczestniczyć w tych debatach publicznych, także w tworzeniu prawa, także w kwestiach niezwykle ważnych, choć czasami bardzo kontrowersyjnych - m.in. wymienionych przez pana.

Zawsze tłumaczymy naszym studentom, pracownikom również, że - jak rozumiał to kardynał Stefan Wyszyński - KUL jest przede wszystkim uczelnią kształcącą inteligencję katolicką, młodych świeckich ludzi, którzy powinni wyrastać w dojrzałości wiary, dojrzałości życia publicznego w świetle wiary w Boga, w którego wierza. KUL natomiast nie jest - jak niesttey niekiedy się uważa - uczelnią dla duchowieństwa, dla księży czy sióstr zakonnych. Oczywiście, że mamy wielu studentów duchownych, także nauczycieli akademickich, ale znakomita większość kadry nauczycielskiej jest świecka. Znakomita większość studentów KUL, ponad dziewiećdziesiąt parę procent, to studenci świeccy. Dla nas ciągle jest ważne - zwłaszcza dzisiaj, gdy widoczne jest zamieszanie w życiu publicznym w kwestiach kontrowersyjnych przy tworzeniu prawa, które czasami wydaje się błędne, a niekiedy wręcz niemoralne - aby wychować studentów, przekazać im by umieli dawać świadectwo swej wiary i tej prawdy, jaką czerpiemy z Bożego objawienia, z wiary, z tradycji chrześcijańskiej, z nauki Kościoła i żeby z tym iść w życie publiczne odważnie. To pewnie czasem jest trudne i trzeba się też nauczyć, aby odpowiedzialnie i odważnie uczestniczyć w życiu publicznym. Ale bardzo nam na tym zależy żeby tak właśnie było. Aby nasi absolwenci - czy to w Polsce czy w Australii (mamy tutaj absolwentów KUL-u) - umieli odpowiedzialnie współtworzyć rzeczywistość, w której żyją.

Czyli podsumowując: mogę chyba pozwolić sobie na stwierdzenie, że być może nie jest aż tak źle, jak to wygląda w polskich mediach.

Chyba tak. To cecha mediów w ogólności. Media w świecie mają dzisiaj taką dziwną wrażliwość, skłonność do tego, aby przedstawiać tematy raczej kontrowersyjnie, skrajne, bulwersujące i szokujące. Zazwyczaj też nie mamy pełnego obrazu. Ogólnie jednak myślę, że nie jest aż tak źle. Jakkolwiek zawsze jest dużo do zrobienia pod tym względem.

Specjalizuje sie ks. profesor w teologii moralnej ekumenicznej, ze szczególnym uwzględnieniem anglikanów. Ostatnio papież Benedykt XVI ułatwił duchownym anglikańskim przechodzenie do Kościoła katolickiego. Czy to oznaka, że już niebawem oba te nurty chrześcijańskie mogą się połączyć? Przypomnijmy, że rozłączyliśmy się za czasów Henryka VIII, a poszło o anulowanie małżeństwa sakramentalnego.

Chyba czekiwanie na połączenie się tych nurtów jest nazbyt optymistyczne, jakkolwiek ciągle wierzymy, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Pan Jezus bardzo się modlił o jedność wszystkich swych uczniów. Dlatego Kościół odczytuje podziały, które istnieją wśród chrześcijan, a które są - niestety - głębokie (jeśli weźmiemy pod uwagę całą tradycję wschodnią, czyli prawosławie, Kościół katolicki i wszystkie wspólnoty protestanckie poreformacyjne) za ból i zgorszenie. To jest cierpienie ludzi wierzących w Chrystusa, wobec którego nie możemy być obojętni, co bardzo mocno podkreśla Kościół. Wielokrotnie mówił o tym Jan Paweł II. Ojciec Święty Benedykt XVI wiele razy do tego tematu wracał, mówiąc, że sprawy ekumeniczne to jest nasze ważne zobowiązanie. Tu nie jest kwestią czy coś robić czy nic nie robić. Mamy obowiązek działać na rzecz pojednania podzielonych chrześcijan.

Wracając do kwestii anglikańskiej, warto powiedzieć, że z jednej strony cały anglikanizm - zarówno jeśli chodzi o kontekst jego powstania (taką symboliczną datą jest rok 1534, kiedy parlament angielski wydał akt, ustanawiający że głową - co potem zmieniono na zarządce głównego - Kościoła anglikańskiego w Anglii jest monarcha angielski, a nie biskup Rzymu, co było formalnym aktem schizmy, odłączenia się od papieża), jak i tradycja anglikańska daje świadectwo temu, że anglikanom zawsze zależało na tym, żeby nie odcinać się od katolickiej tradycji. Oni starali się przez całe swoje dzieje, aby się zdystansować od tzw. skrajnego protestantyzmu, zwłaszcza kalwinizmu, i żeby zachować to, co nazywamy katolicką liturgią, wiarą itd. Jakkolwiek zachować również dystans do tego, co oni nazywają teologią czy Kościołem rzymskim. Gdyż formalnie anglikanie mówią o sobie, że też są katolikami, tzn. są częścią jednego Kościoła katolickiego.

Ciąg dalszy nastąpi