Komentarz do artykułu "Anodina z makiem"
Przeczytałam na waszym portalu artykuł pana Marka Baterowicza. Jego zakończenie było dla mnie wielkim wstrząsem. "Anodina brzmi jak nazwa antybiotyku, może nawet jest takowy, a pomieszany z makiem staje się środkiem nasennym. A trzeba przecież uśpić opinię publiczną w III RP, także wmówić światu, że upadek Tupolewa był wynikiem błędu załogi oraz podchmielenia generała Błasika (...)
I w tym celu skorzystało z pomocy sąsiedniego mocarstwa. Można tu zacytować Dantego: „szczęk z dołu straszną prawdę mi ukaże/ drzwi zagwożdżono! Zamknięto nas w grobie!…”. (Piekło, pieśń 33). Niestety, Tupolew odlatujący z Warszawy był już zamkniętą trumną." Ten dopisek autora! "Niestety, Tupolew odlatujący z Warszawy był już zamkniętą trumną" - te
właśnie słowa zostały jakby wyjęte z mojego snu z dnia 10 kwietnia 2010r., na 3 godziny przed katastrofą. Te same słowa przeczytane później stały się dla mnie wstrząsające.
Myśli autora i zacytowany fragment z literatury prekursora Odrodzenia wyrażają niezaprzeczalnie tą samą symbolikę, co mój sen.
Artykuł oraz i logika snu stały się jakby dowodem na to, że katastrofa nie mogła być spowodowana zwykłym wypadkiem, lecz z góry założonym i zaplanowanym zbrodniczym czynem – spowodowanym bądź sterowanym zdalnie, oczywiście przez człowieka. Zresztą intuicja autora artykułu i wyjęty cytat z Dantego także mówią o tym. Widać tu wyraźnie jak podświadomie, bez "fizycznych", rzeczywistych dowodów zbrodni dociera do nas prawda. To jest to głębsze zrozumienie i poznanie przez ludzi obdarzonych niezwykłą intuicją nierozwiązanej dotąd tajemnicy przyczyn katastrofy.
Takie olśnienia zdarzają się często w sytuacjach tragicznych, a czasem w banalnych.Oto mój sen.
Biegnę na dworzec, gdzieś wyjeżdżam, mam pociąg z drugiego peronu, przechodzę przez pierwszy peron, widzę dwa wielkie wagony - najpierw widzę ten drugi z tyłu, zakryty olbrzymią plandeką, ale nie całkiem, widzę w nim wysuszone ludzkie kadłuby (późniejsze skojarzenie - jak te oglądane z obrazów ekshumacji ofiar zbrodni w Katyniu). Wchodzę do swojego przedziału, zajmuję miejsce przy oknie. Widzę znów po prawej
stronie te dwa olbrzymie wagony już jakby z góry. Ten drugi z ludzkimi zeschniętymi kadłubami i po chwili zatrzymuję wzrok na pierwszym wagonie. Widzę w jego wnętrzu tłum szarych ludzkich postaci stłoczonych niemiłosiernie - mogło ich być około stu. Nie rozpoznaję nikogo. (Nie znałam osobiście żadnej z osób, które zginęły w katastrofie). W samym środku tłumu świetlista jasna głowa (jakby dziecka z filmu – "O dwóch takich co ukradli księżyc") . Myślę: Boże! czemu ci ludzie są tak stłoczeni, przecież się poduszą. Nagle widzę jak nad nimi zamyka się od góry dach – w postaci
ciężkiej z szarego żelaza zasuwy. Nie widzę nikogo, kto to zrobił, to dzieje się mechanicznie. Ta zasuwa jest jakby zdalnie sterowana.
Jestem przerażona, wychylam głowę z mojego wagonu i krzyczę:
Ludzie !!! Co robicie!!! Przecież oni tam się poduszą!
"Drzwi zagwożdżono! Zamknięto nas w grobie!…”.Krzyczę "ludzie", chociaż nikogo wokół wagonu nie ma, a ta zasuwa sama się przesunęła zamykając ich wszystkich wewnątrz. Mojego wołania nikt nie słyszy. Wagony niechybnie
ruszają i odjeżdżają – we wschodnim kierunku…
Ten ze szczątkami także… I ten motyw z drugim wagonem przywołuje myśl: Delegaci poprzez swoje zaangażowanie w tą wizytę liczyli na wyjaśnienie tragedii Katynia, wioząc jej brzemię z sobą. Tymczasem brzemię tamtej tragedii wlecze się za nimi i powoduje kolejną …
Myślę i myślę nadal i wciąż o tym śnie…
Na przykład ten moment: dlaczego wszystkie te postacie były szare, a jedna w samym środku jaśniejąca ? Czyżby ta jedna osoba przeżyła katastrofę? Opowiedziałam mój sen znajomej, która jest osobą obdarzoną wielkim patriotyzmem. Jak się okazało, ona też miała dziwny sen w przededniu katastrofy. "Widzę wielką salę, przygotowywaną na jakieś przyjęcie. Stoły i krzesła rozstawione przez środek sali. Mogło być około stu miejsc. Stoję daleko u góry na jakimś balkoniku. Stoły bogato nakryte. Na samym środku stołu bogata rzucająca się w oczy potrawa. Ktoś mówi, że to paw czy bażant specjalnie przyrządzony na dzisiejszą okazję. Potrawa jest przystrojona pięknymi piórami. Wchodzą ludzie, zasiadają przy nakrytym stole… nagle… Z tej przystrojonej piórami potrawy wysuwają się okropne ostrza i tną i masakrują bez opamiętania wszystkich wokoło stołu…
Ja uciekam ile sił z tego miejsca." - opowiada mi Anna.
A ja myślę zdumiona: podobnie jak w moim śnie było coś, co masakrowało ludzi ale nie ręką człowieka, lecz sterowane mechanicznie...Przydałoby się zasięgnąć rady osób, które mają umiejętność czytania snów.
Pozdrawiam serdecznie Maria Małgorzata Gaber |