Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
12 kwietnia 2011
Było to równo rok temu
Marianna Łacek Fot. Elżbieta Szczuka

Tak, dokładnie rok temu. Po blisko 40 latach, z prawdziwą radością witaliśmy w Polsce pierwsze oznaki wiosny. Zdarzało nam się odwiedzać Kraj latem, zimą, nawet jesienią – ale nigdy wczesną wiosną. Z rozkoszą wdychaliśmy więc ten niepowtarzalny zapach ziemi, budzącej się do życia po zimowym śnie; podziwialiśmy drzewka, które na naszych oczach pokrywały się zapowiedzią listowia – jak gdyby seledynową mgiełką ; wypatrywaliśmy skowronków, który zawieszone nad polami wyśpiewywały najcudowniejsze ze swoich pieśni... W sobotę 10 kwietnia byliśmy w Poznaniu, przygotowując się do rodzinnej uroczystości... Wiadomość o Tragedii nadeszła telefonicznie.

- Włączajcie szybko telewizję, zadzwonił zięć, który akurat wyszedł do sklepu po małe sprawunki. Co było potem – trudno uwierzyć – ale zapomnieć niesposób... Do Warszawy dotarliśmy dopiero w piątek, 16 kwietnia. Na każdym kroku dało się odczuć nastrój powagi i skupienia. Ponieważ czas mieliśmy bardzo ograniczony, o dostaniu się do Pałacu Prezydenckiego nie mogło być mowy. Postanowiliśmy złożyć hołd prezydentowi Kaczorowskiemu.

Kolejka przed Belwederem była nieco krótsza, ale także ciągnęła się w nieskończoność. Jakże inna jednak była to kolejka od tych, które pamiętaliśmy sprzed lat. Nie było przepychanek, sprzeczek, kolejkowych żartów... Tutaj stały całe rodziny, grupy przyjaciół, młodzież, ludzie z prowincji i Warszawiacy - prawie wszyscy z kwiatami. Posuwali się wolniutko najczęściej w milczeniu, a jeśli już toczyły się rozmowy – to półgłosem.

Po paru godzinach dotarliśmy do ogrodzenia Belwederu. Z głośników słychać było bardzo wyraźnie, w przystępny sposób przedstawiane fakty z historii Polski, ze szczególnym uwzględnieniem walki o niepodległość oraz roli Rządu Polskiego na uchodźctwie. Słowa spikera przerywane były patriotycznymi pieśniami i muzyką poważną. Co za wspaniała lekcja historii!


W oczy rzucały się harcerskie mundury. Młodzi chłopcy i dziewczęta z różnych, sądząc po kolorze chust, drużyn w pełnej powadze i z odpowiedzialnością wykonywali przyjęte na siebie zadania. Jedni uwijali się pomiędzy oczekującymi w kolejce odbierając z ich rąk kwiaty i układali je w ogromny dywan zaścielający dużą część placu przed Belwederem, inni stali na warcie wzdłuż chodnika prowadzącego do wejścia , jeszcze inni w milczeniu dyrygowali ruchem, wskazując drogę ludziom, którzy tak jak i my przyszli złożyć hołd wielkiemu Polakowi. Belweder przyjął nas całym swoim majestatem piękna i powagi. Nie był to jednak czas na podziwianie wystroju sal, przez które przechodziliśmy... W jednej, najbardziej okazałej, stała na katafalku trumna z zarzuconym na wierzchu sztandarem. W powietrzu unosił się zapach kwiatów i palących się świec ...

Co Panu powiedzieć, Panie Prezydencie? – nasz Prezydencie, bo my z emigracji. Całe Pana życie, od najmłodszych, harcerskich lat było służbą dla Polski. Pan spocznie w wolnej, polskiej ziemi – a my wrócimy do Australii, żeby i tam służyć Polsce. ..Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie... Niech odpoczywa w pokoju! Przy wyjściu, na oszklonej werandzie stolik z księgą kondolencyjną. Usłużni harcerze wskazują miejsca, podają długopisy, podsuwają krzesła, żeby było wygodniej... Parę stojących przed nami osób – daje to chwilkę czasu na zebranie myśli. Co napisać? Jakich słów użyć aby wyrazić ten żal, to niedowierzanie, ogrom tej tragedii...? Na myśl przychodzą mi zasłyszane kiedyś strofy:


„ Są łzy, które jak ogień palą,
Są serca, co się nikomu nie żalą,
Są krzywdy, dla których nie ma sędziego
Lecz trudno nie spytać dzisiaj - Dlaczego?”

Pod spodem dopisałam jeszcze, że będziemy Go pamiętać w Australii, którą przecież odwiedzał... a potem oczy przysłoniły mi łzy ... nie pamiętam, jak skończyłam te płynące z serca kondolencje. Bronek (mąż) dopisał się także...

Nad Warszawą świeciło słońce. W koronach bezlistnych jeszcze drzew uwijały się ptaki. Grupy ludzi w dalszym ciągu wolno i z powagą posuwały się w kolejce do Belwederu. Niektórzy chyba z lekką zawiścią patrzyli na nas, że my już TAM byliśmy. Na skrzyżowaniu zatrzymali nas jacyś ludzie, pytając skąd jesteśmy. Kiedy się dowiedzieli, że z Sydney, natychmiast pojawiła się kamera – i pytania: Dlaczego tutaj? Kim był dla nas Prezydent Kaczorowski itp. Odpowiadaliśmy tak, jak to czujemy. Podobno tego samego wieczoru widziano nas w telewizji. Myśmy siebie nie widzieli.

Odchodziliśmy spod Belwederu, żegnani płynącą z głośników żołnierską pieśnią: „... Na stos rzuciliśmy nasz życia los, na stos, na stos...” Przed oczyma stanął mi stos żeliwa z połamanego wraku samolotu pod Smoleńskiem....

Marianna Łacek