Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
19 czerwca 2011
W drodze do Poronina
Janek „Skarga” Dydusiak. Rys. Vitek Skonieczny

Pobyt w górach musiałem zakończyć przedwcześnie. Zwykła prozaika codzienności. Spotkałem dawno niewidzianych znajomych. Oni postawili obiad, ja postawiłem drinki. Następnego dnia odwrotnie. Ja drinki, oni obiad a może inaczej? Nie pamiętam. Po trzech dniach w kieszeni znalazłem ilość płatniczego druku wystarczającą jedynie by dotrzeć autobusem zwykłym [na pospieszny brakło], nieklimatyzowanym, za to pełnym zapachów szczelnie wypełniających go pasażerów - do bazy. Powziąłem wówczas mocne postanowienie OSZCZĘDZANIA od zaraz. Przeliczyłem. „Jeśli będę ściubał dwa tygodnie, będę mógł się, bawić godnie” Choćby przez kolejne 4-5, 6 dni.

Nie wychodzę z domu. Mam telewizor, radio, komputer. Ba – internet. Co mi więcej potrzeba? Wodę mineralną jak i podstawowe artykuły pierwszej potrzeby, czytaj: pieczywo, jaja, masło i 20 deko wędliny - zakupiłem w pobliskim sklepiku. Koszt prowiantu 18.56 złotych zdał się przyzwoity. Zawarłem drzwi. Rozpoczynam oszczędności. Nikogo nie przyjmuję. Wyłączyłem domofon. Zapomniałem jednak o telefonie. Ale przez telefon pieniądze nie wypłyną? Prawda. G.... prawda. Jedyny telefon tego dnia kosztował mnie pięć stów. Żaden gambling, znaczy się hazard. Nie uprawiam. Żadne panienki – to nie w mym stylu. Jestem – tak mówią papiery jak i pewna dama – żonaty. I tego się trzymam. No to jak żeś pan stracił? Proste.

W telefonie odezwał się znękany głos, będącego w gorszej potrzebie niż ja - przyjaciela. Janek, kurza twarz. Jestem na dnie. Potrzebuję kilku stówek. Znam parę osób z najbliższego środowiska, którym w tym momencie w słuchawkę strzeliłby piorun. Słodkoustych moralistów, trzymających się zasady, co twoje to moje, lecz broń Boże odwrotnie. W najlepszym przypadku tłumaczących, że owszem, ale pechowo trafił, bo wczoraj sami chodzili za pożyczką. Ja kurczę, urodziłem się inny. Wrażliwy głupek. Ktoś jest w potrzebie? Jasne, że muszę pomóc. Bo kto mu poda rękę? Pilnujący swych stołków rząd, nieistniejąca pomoc socjalna? A może organizacja charytatywna? Te owszem są, jeśli chodzi o pomoc biedzie spoza granic. Można służbowo tę biedę dotknąć. Namacać w jakimś Sudanie, Ugandzie, Sierra Leone czy Bangladeszu. To są wyjazdy. Ale swoim? Z Otwocka? A czy my jelenie? Pani Danusiu – niech pani tę kwotę 12 tysięcy za bilet business class – zaksięguje, jako koszta logistyczne pomocy. Zrozumiano. Ależ tak - pani prezes. Rozmowy podobnej treści, są ponoć na porządku dziennym w biurach wielu charytatywnych organizacji. Współcześni „Samarytanie” pomagają najpierw sobie. Tak, więc pierwszy dzień oszczędzania kosztował mnie 518 złotych i 56 groszy.

Drugi dzień okazał się znacznie lepszy. Po doświadczeniach dnia poprzedniego zdałem sobie sprawę z bezskuteczności zamykania się, w 4-ch ścianach. Tym bardziej, że o świcie zapukał kominiarz. „Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kominiarza” - usłyszałem. O rany. Tego potrzebowałem. Chwyciłem się za ostatni guzik w gatkach i z radości, że zła passa minęła, [bo i jak inaczej - kominiarz], wyściskałem zaskoczonego i.... szarpnąłem się na pół stówy. Te pól stówy tego dnia mnie prześladowało. Kominiarz był szczęściarzem, ja niekoniecznie. Wyjście z domu kosztowało mnie kolejne 50 złotych. To mandat za przejście przez tory. A co mam robić? – Tłumaczyłem się władzy wypisującej mi druczek. Mam chore kolana. Każde zejście pod wiadukt, każde schody to droga na Golgotę? No to idź pan do lekarza.

Poszedłem. Szlag. Wizyta w przychodni – dokładnie tyle samo. Kurczę – uwzięli się dziś czy co? Znowu 50. Choć patrzmy pozytywnie. Mógłbym trafić na specjalistę a wtedy? Zgroza. Co poniektórzy uczniowie Hipokratesa już dawno zapomnieli o składanej przysiędze. Co tam pacjent? Pieniądz się panie liczy. Pieniądz! Lekarstwa w aptece 1 zł 06 groszy powyżej dzisiejszego limitu. Znaczy się 51 złotych, bo farmaceutka patrząc na mą wymizerowaną facjatę, 6 groszy z rachunku wspaniałomyślnie wykreśliła.

Zmęczony oszczędzaniem wpadłem do banku. Sympatyczna pani z drugiej strony kontuaru, życzliwie pochyliła się nad mymi problemami sugerując wyjęcie z gniazdka wtyczki do telefonu, zabarykadowanie się, nie odpowiadanie na pukanie itp. Jako alternatywę zaproponowała, do czasu wyjazdu z kraju, wzięcie krótkoterminowej, lecz niestety - wysokoprocentowej pożyczki.

Idąc za głosem rozsądku, szukając rozwiązań alternatywnych – znaczy się pośrednich - kupiłem [wysokoprocentową oczywiście] połówkę i wzmacniacz. Znaczy się piwo. Ten zakup okazał się najmniejszym wydatkiem. Dzisiejszy dzień jeszcze się nie skończył, a już krótszy jestem 232zł. Oszczędności obu dni zamkną się, więc kwotą.....Usiłowałem daremnie dokonać podsumowania. W skrzynce pocztowej, do której [ki diabeł] po drodze zajrzałem, znalazłem kopertę z rachunkiem od tzw. dostarczyciela gazu. Koperty nie otwierając poszedłem po kolejne pół litra. Po prostu nie mam odwagi na trzeźwo dłużej oszczędzać.

Jak są w stanie przeżyć emeryci, renciści o dochodach netto 630 złotych miesięcznie, bo taka jest najniższa stawka? Nie rozumiem. Za to rozumiem, dlaczego nie mogę dłużej patrzeć na zadowolone z siebie, tłuste, zapchane pustosłowiem gęby politycznych szabrowników. Bez względu na to, jakie sobie zasługi przypisują. Bez względu na tytuły, którymi obdarzają ich zagraniczni czy krajowi chlebodawcy. Jutro – po kacu – zdecydowałem, jadę do Poronina. Rozpoczynam nową rewolucję. Rewoltę sierot sukcesu okrągłego stołu i tej p........ bandy pogrobowców instytutu Chaxs and Goldan czy jak by się tam nie zwali. Tylko, co będziemy palić, skoro komitety zmieniły szyldy?


Rys. Vitek Skonieczny

Odkapslowywując drugą butelkę pocieszyłem się. Właściciele – najczęściej – pozostali w nich ci sami.

Janek „Skarga” Dydusiak

Polska czerwiec 2011

Więcej karykatur autorstwa Vitka Skoniecznego na portalu pomniksmolensk.pl