Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
20 października 2011
Kto pali kota, a kto nosi ciepłe gacie?
Jan „Skarga” Dydusiak
Dywagacje z łoża wschodnio-europejskiego folwarku. Przychodzi pacjent do lekarza, ale i ten jest chory. Pyta jednak z nadzieją: - przyjąłby mnie ktoś w zastępstwie? - Upadłeś pan? Zapisy już zamknięte. Spróbuj pan jutro... Realia polskiej służby zdrowia są bolesne. Znajomy przesyła mi „receptę” sms-em: „tylko góry mogą cię Janku wyleczyć, albo jakaś fajna babka”. Odpisuję: „Góry odpadają bo gorączka. Pozostaje opcja druga. Ale jak znaleźć taką, która poleci na chorego?” Kolejny sms: „Zależy, co by z tego miała. Interesantek płci przeciwnej znam wiele”.[/b]

Odpowiadam: ”Wierzę w szlachetność. W bezinteresowność”. Podsumowuje: „Więc miast okładu z ciepłych piersi, będziesz musiał ubrać ciepłe gacie”. Tych ubierających - często z dziurami – gacie, są miliony. Miliony maluczkich i cierpiących. Jesteśmy 22 lata po zmianach a nadal polskie dzieci są głodne, nadal ich rodzice, gdy nie daj Boże, któremu z nich coś przytrafi się, muszą toczyć heroiczne batalie o pozyskanie środków na zabiegi, lekarstwa, operacje. W tym samym czasie uczniowie Hipokratesa mają się wyśmienicie. Chciwość jest dobra, powtarzają za swym - partycypującym w przekłamaniach dekalogu – guru, profesorze L.B.

Pędzą konie po betonie... śpiewa tłum na krynickim deptaku, wtórując zespołowi Golec orkiestra. A dzień wcześniej.... Idę halami wierchomlańskich i łomnickich grzbietów, gdy nagle, na polanie pojawia się, pędzący na ociekającym pianą, z buchającą z chrap parą, rumaku – jeździec. W ręku trzyma powiewający na wietrze proporzec. Nim ochłonę z zaskoczenia, kolejni jeźdźcy. Niczym motyle. Amazonki przybrane w chyboczące na wietrze, kolorowe ważko-skrzydła. Gdy przetrę oczy, zniknie bajeczny świat – a przebudzę się wśród wysokich traw, na beskidzkiej hali – tuż przy przechodzącym obok szlaku. Opuszczam - wygniecione, wymoszczone skoszoną trawą - łoże, z niechęcia. Czy ten piękny, surrealistyczny sen nie mógłby trwać dłużej?

Łoże.. Czy można je dzielić nie pamiętając partnera? Okazuje się, że tak. Gdy zadaję tak skonstruowane pytanie pewnej warszawiance- płoni się. Przy kawiarnianym stoliku – konsternacja. Nie, nie przypominam sobie – jąka się, po czym wspomagana wypitym wcześniej alkoholem – brnie w kłopoty. Usiłuje nadrobić lukę pamięciową. To ty byłes z nami na jazz jamboree w 87? - pyta niepewnie. Kiwam głową, że nie. Nie? Przypatruje mi się z uwagą. Nie, nie byłeś chyba mym wykładowcą na UW? I tak, ku uciesze zaintrygowanego towarzystwa poznajemy tajniki życia erotycznego przygodnej kuracjuszki. W końcu lituję się: dziś o godzinie 7.30 miałaś borowinowe zawijania w kabinie #15 na łóżku, które ja opuściłem 10 minut wcześniej. Ulga jaką przynosi me wyjaśnienie, miesza się ze zrozumiałą konfuzją.

Historię tę można równie dobrze przenieść do życia politycznego. Choć wybrańcy ludu, nie wysilają tak bardzo swych komórek pamięciowych. Po iluś tam transferach partyjnych nie sposób przypomnieć sobie z kim i w jakim czasie dzielili swe poglądy, legitymacje partyjne. Niektórzy ambitni zakładają swe własne ugrupowania. W efekcie powstają mniej lub b.udane partyjne konstelacje. Z zaskoczeniem, ba, nawet ze zgrozą witali ostatnio rodacy 10% poparcie ugrupowania Palikota. Skleconego z ultra lewaków, antyklerykałów, mniejszości seksualnych. Dla wielu obserwatorów rezultat ten nie był zakoczeniem. Kiedyś już pisałem: w życiu społecznym, jak i w przyrodzie; nie ma miejsca na pustkę. Mam nadzieję, że sygnał ten stanie się ostrzeżeniem. Byłoby niepowetowaną szkodą, gdyby w następnych wyborach sytuacja się powtórzyła. Żeby populistyczne, szkodliwe społecznie hasła znalazły po raz kolejny poparcie. Ktoś musi przywrócić balans. Tylko kto?

Kościół oderwany od korzeni. Idei ubóstwa, miłosierdzia wczesnego chrzescijaństwa? Partie okłamujące społeczeństwo, żerujące na naiwności tegoż? A może sprowokowany wiszącym jak miecz Damoklesa, ekonomicznym kryzysem – ruch młodych. Oburzonych. Tych, którzy tak jak ja nie potrafią zrozumieć, dlaczego idąca w tryliony dolarów pomoc, miast trafić do poszkodowanych - jest lokowana w zachłannych paszczach, wypasionej - finansjery. Dlaczego politycy, współfinansowaną przez ofiary, podatników – pomoc, kierują do przepastnych kieszeni multimilionerów. Mam ochotę pójść razem z młodymi i palić symbole fałszu i chciwości.

Zaczynam przypominać pewnego erotomana. Cokolwiek by mu nie wskazano kojarzy mu się z seksem. Dla mnie – cokolwiek by nie powiedzieli politycy, jakąkolwiek by nie nosili legitymację, pozostaną, w dużej mierze, prostytuującymi się bezideowcami. Tymi, którzy zaprzedadzą się diabłu. Którzy dla mandatów, wyższej pozycji, gotowi są wysłać polskie córki na aborcję, matki i ojców do „lekarzy śmierci”, dzieci odebrać rodzicom by oddać w ręce poprawnych europolitycznie „same sex” kopulujących się inaczej.

Bagno Sodomy i Gomory wciąga. Ostatnie tango na zgliszczach europejskiego sowchozu, będzie w wiele lat później, dawane w belgijskich, niemieckich madrasach jako przykład upadku bezbożnego imperium zła. Coraz częściej przypominamy pędzących w nieznane, przypadkowo wylosowanych, zagubionych pielgrzymów poszukujących niewiadomych przystani.

Taksówkarz w Krynicy, opowiada mi z życia wyjętą anegdotę. Przybyli wczasowicze proszą go o podwiezienie do domu wczasowego Muszelka. Gdy tłumaczy, że takowego domu nie ma w okolicy, wyciągają skierowania, by przekonać się, że wylądowali w odległej o ponad 700 km Krynicy Górskiej miast Morskiej. Wczasowicze moment nieuwagi, roztargnienia opłacili ceną utraty 2-ch dni skierowania, kosztami dodatkowej podróży. Jaką cenę przyjdzie zapłacić nam - za głupotę, tumiwisizm. Za brak odwagi, umiejętności przewidywania?

A Polska już wielokrotnie płaciła cenę najwyższą. Utratą niezawisłości, śmiercią tysięcy i milionów obywateli. Tych wywożonych w 19 wieku w kibitkach, tych mordowanych w kazamatach cytadel, tych palonych w zgliszczach powstańczych kamienic, puszczanych z gazem krematoriów. I ta Polska, ta nasza chora, upadlana Ojczyzna, która tyle razy podnosiła się z kolan, odnajdowała, wskrzeszana niczym Feniks z popiołów - winna głupocie i złu powiedzieć - nie! Obojętnie pod jakimi sztandarami i hasłami się ono ukrywa. Bo nie można budować fundamentów zdrowego społeczeństwa na podłym materiale.

Trzeba wejść między ludzi. Umieć słuchać. Tymczasem możni butą, stanowiskami, odgradzają się barierami. Otaczają setkami ochroniarzy. Znajomy wspomina – jakże charakterystyczne wydarzenie. Jest starostą, gdy przybywa z wizytą, wicepremier. We własnym gmachu, starosta, gospodarz miasta, staje się więźniem. Dopóty, dopóki nie otrzyma od służb specjalnych identyfikator zezwalający mu na poruszanie się tymi samymi korytarzami co „znakomity”gość. Jest wyznaczona i zabezpieczona specjalna toaleta dla dygnitarza. Podejrzewam, że do wynoszenia spod czterech liter wicepremiera, zbędnych - zaległości, zatrudniono; specjalnie przeszkolone, wcześniej zlustrowane - na wszelki wypadek pozbawione uzębienia - myszy. Żyjemy w surrealistycznym świecie budowanym przez absurd i głupotę.

Dziecinnieję, poszukując odpowiedzi na pytania niepopularne, skrzętnie zmiatane spod stóp jaśnie władających. Nic więc dziwnego, że budzę sie w ojczyźnie w której deputowanymi są ci, których atrybutami nie jest bynajmniej wiedza, przygotowanie, chęć służenia krajowi, lecz etykieta geja czy przynależność do bliżej niezidentyfikowanej liczebnie grupki. Transeksualistów, palących trawkę. Ziejących nienawiścią - antyklerykałów. Nie będę stawał w progu, rozdzierał szat, wzorując się na znakomitym poprzedniku, Piotrze Skardze, bo drzwi tych i furtek, mnogość wielka – lecz, rzucę po raz kolejny przestrogę: Jeśli nie przebudzimy się na czas, możemy obudzić się z ręką unurzoną w ła... .

Już nie obywatelami ojczyzny szczyczącej się wolnościami, ideami toleracyjności, lecz niewolnikami, skutymi łańcuchami legistlacyjnych kruczków, rządzonego przez pijanych władzą, motywowanych szaleństwem swych transeksualnych „swobód”, socjologicznie i politycznie poprawnych, uzurpatorów. Ekonomów dzisiejszego euro-folwarku.

Jan „Skarga” Dydusiak Polska, pażdziernik 2011