Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
27 stycznia 2012
Moja Irenka
opowiadanie Iwony Zajfryd
Niektórzy ludzie czują się starzy prawie od urodzenia. Inni pozostają młodzi do późnej starości. Czy istnieje recepta na pogodę ducha? Wchodzę do starej kamienicy. Ciemna i nieprzyjemna klatka schodowa. Strome schody. Jestem na pierwszym piętrze. W drzwiach mieszkania stoi kobieta. Pogodna i uśmiechnięta. Z błyskiem w małych oczach. Za kilka dni skończy 86 lat. - Skąd w pani tyle radości? – z uśmiechem witam panią Irenkę. – Wrodzone widocznie. Całe życie taka jestem – odpowiada błyskotliwie.

Zawsze mówi o sobie w czasie teraźniejszym i przyszłym. Irenka lubi łakocie. Podarowałam jej mandarynki, jabłka i słodkie bułeczki. Ułożyłam wszystko na paterze. Zasiadamy do stołu. Uśmiech nie schodzi z pani twarzy. Czy to zasługa życia usłanego różami bez kolców? – zapytałam. - Nie było tak pięknie. Dotykały mnie różne przykrości. Nigdy mnie nie załamały. Popłakałam, pomodliłam się i na tym koniec. Jestem głęboko wierząca. Wiara daje mi siłę. Przeżyłam wojnę. Ojciec zmarł, jak miałam sześć lat – jakby od niechcenia, informuje pani Irena.

Kobieta mieszka sama. W domu jest ciepło i czysto. To zasługa sąsiadów. Rozpalają w piecu. Robią zakupy. Przynoszą obiady. Mówią do niej babcia. Przed wojną mieszkała z mamą na facjacie w dwupiętrowej kamienicy przy ul. Świętojańskiej 10 w Siedlcach. W sąsiedztwie katolickich i żydowskich rodzin. - Wychowywała mnie mama. Nie było jej łatwo. Ciężko pracowała, bo nie miała żadnej szkoły. Niepiśmienna. Umiała tylko czytać. Mama zaczęła samodzielne życie w wieku 16 lat. Przede mną położyła do grobu pięcioro dzieci. Miała siłę życiową. Widocznie ja mam to z niej – opowiada Irenka. Obieram mandarynki i podaje mojej rozmówczyni. Zjada, nie przerywając rozmowy.

- Mama była czyścioszką. Póki nie obeschło po deszczu, nie mogłam wyjść na dwór, żeby się nie ubrudzić. Płakałam wtedy co niemiara. Sukieneczki zmieniała mi co i raz. A na głowie obowiązkowo wiązała kokardę w motyla – kobieta układa dłonie w kształcie skrzydeł i wybucha perlistym śmiechem. Elegancja pozostała jej do dzisiaj. Pani Irenka uczyła się w szkole podstawowej nr 2 w Siedlcach. Później w gimnazjum kupieckim. Edukację przerwał wybuch wojny. W 1944 roku ogień strawił cały ich dobytek. Musiała pomóc matce. Zaczęła zarabiać na życie.

- Pamiętam, jak spadła na Siedlce pierwsza bomba. W 1939 roku. Był poniedziałek. Siedziałam przy otwartym oknie. Kamienica zakołysała się, aż mało nie wyskoczyła z fundamentów. Oglądałam później olbrzymi lej po tej bombie - wspomina. - Czy, w tak trudnych czasach, było w pani życiu miejsce na miłość? – zapytałam.

- Miałam chłopca. Zrezygnowałam z niego. Złamałam mu tym serce. Zaczęłam towarzyszyć ze swoim przyszłym mężem. Był we mnie zakochany, ale ja nie umiałam odwzajemnić jego uczuć. Ciągle kochałam tamtego. W życiu kocha się tylko raz. Za mąż wyszłam z rozsądku. Mąż o wszystkim wiedział – wyjaśnia widząc moje zdziwienie. - Byliśmy dobrym małżeństwem – dodaje. Przychodziły na świat ich dzieci. Po pięciu latach małżeństwa martwa dziewczynka. Po kolejnych trzech syn Wojtek. Po następnych siedmiu syn Tadeusz. Żyje tylko Tadeusz.

Obok gotowania obiadów, sprzątania, prania i pracy zawodowej, Irenka prowadziła bogate życie duchowe i artystyczne. - Zaczęłam od chóru katedralnego. W 7 klasie szkoły podstawowej. Przez ponad 30 lat byłam jego solistką. Skończyłam tę pasję jubileuszem na 65-lecie uczestnictwa. W chórze katedralnym śpiewałam 65 lat. Przestałam już po osiemdziesiątce – Irenka jest podekscytowana. Jej oczy nabrały blasku. - Od pierwszej klasy szkoły średniej piszę wiersze. Jeden napisałam specjalnie na tytułową stronę kroniki diecezji siedleckiej. Kronika jest w Rzymie. Tam wraz z nią na wieki pozostanie moja poezja – mówi z dumą pani Irenka. - Jestem autorką słów i melodii piosenki pt. Moje Siedlce. Wiele lat temu ofiarowałam ją zespołowi Chodowiacy.

Śpiewa. Mam prawdziwą przyjemność słuchania. – Ja kocham śpiew nad życie. Ja tym żyję – mówi szczęśliwa. Irenka jest w swoim żywiole. Pełna ekspresji. Recytuje z pamięci wiersz o Siedlcach swojego autorstwa.

Cichy zmierzch nad miasto spłynął, sennie w liściach szemrze wiatr
Patrzę w okno i wspominam stare Siedlce z dawnych lat
Choć zmieniły się ogromnie
To ja tamtych nie zapomnę
Wspomnieniami będę wracać do minionych dawnych dni
Okiem duszy widzę wokół, kamieniczek starych rząd
i drewniane małe domki, z ogródkami hen za mgłą
Chociaż dziś neony świecą
Moje myśli w przestrzeń lecą
Do gazowej tej latarni i gdzie lampki płomyk drży
A nad miastem księżyc świeci, bardzo dziwną minę ma
Tu spogląda, tam spogląda, że to jakoś coś nie tak

Gdzie te stare kamienice?
I gdzie wąskie te ulice?
Coś zmieniło się ogromnie
Wszystko tylko darem wspomnień
Hej, księżycu! Świeć-że jasno!
A gdy w domach lampy zgasną
Rzuć im srebrną latarenkę
Ja zanucę im piosenkę
Niechaj leci srebrna nuta
Z głębi duszy mej wysnuta
Niechaj pędzi na kraj świata
Przyszłość z wspomnieniami splata.

Doskonała dykcja. Irenka mówi piękną polszczyzną. - Grałam na deskach siedleckich teatrów amatorskich. Śpiewałam solo i w duecie z orkiestrą dętą Poczty Polskiej i w Chodowiakach. Grałam i byłam solistką w orkiestrze mandolinistów przy PSS. Gdzie mnie nie było? Zawsze grało mi w duszy. Pamiętam, jak miał przyjechać do Siedlec prezydent Mościcki. Kierownik szkoły zlecił mi przygotowanie przemówienia na przywitanie głowy państwa. Ułożyłam tekst. Miałam to szczęście. Przemawiałam do prezydenta Mościckiego – wspomina z promiennym uśmiechem na twarzy.

- Teraz żyję inaczej. Słucham radia. Oglądam telewizję. Robię na drutach. Rozwiązuję krzyżówki. Najbardziej lubię panoramiczne i Jolki. Wolę te trudniejsze. Oj, jak ja lubię nad tym dumać. To pobudza umysł – pani Irenka pokazuje mi swoje ręczne robótki. Nie przerywa wypowiedzi - Tęskno mi jedynie za tym, czemu się oddawałam. Za pieśnią. Za sceną. Tęskno mi za tym. Teraz mało kto już o mnie pamięta. Ale umiem godzić się z losem.

Zapytałam moją rozmówczynię o jej motto życiowe. – Najważniejsze żeby być sobą i od tego nie odbiegać – powiedziała po dłuższej chwili zastanowienia.

Iwona Zajfryd

Komentarz autorki
Pogodę ducha daje człowiekowi kilka czynników. Życzliwość, optymizm, pozytywne myślenie, radość z życia. Wszystkie zależą od nas samych. Im lepiej znamy wartość życia, tym wydaje się nam ono piękniejsze. Niezwykłe efekty potrafi przynieść jeden serdeczny uśmiech.