Przyjaciel napisał, że nie mógł spać całą noc, ponieważ tak się przejął moim felietonem „Rok 2017 – czarny scenariusz”. Wygląda na to, iż będzie miał kłopoty ze snem również po niniejszej lekturze. Dobro społeczne wydaje mi się ważniejsze od dwóch nieprzespanych nocy jednego obywatela. A przez dobro społeczne rozumiem poinformowanie paru tysięcy czytelników o tym, do czego zmierza świat.
Od kilku miesięcy zachęcam do obejrzenia dwóch filmów dokumentalnych. „Inside Job” pokazuje mechanizm największego w historii świata oszustwa, wyreżyserowanego przez banki City of London i Wall Street (scenariusz pisał ktoś nad nimi), fałszywie popularyzowanego przez główne media jako „światowy kryzys finansowy”.
PILNE! WAŻNE!
1 Maja, w Sydney, odbędzie się wielki marsz w proteście przeciwko wyprzedaży narodowego majątku, połączonej z dewastacją kraju. Mieszkańcy duży miast powinni wziąć w niej udział. W Brisbane licencje dla górników-barbarzyńców obejmują częściowo ekskluzywne dzielnice Kenmore i Pullenvale. Na pochód warto zabrać małe dzieci. W ich obecności policja zachowuje się w cywilizowany sposób.
Z kolei film „Food, Inc.” przedstawia metodyczną i konsekwentną działalność, prowadzącą do wyeliminowania zdrowego jedzenia ze światowego garnka i zastąpienia go żywnością powodującą choroby i często śmierć, a także skoncentrowanie całej produkcji jadła w kilku globalnych koncernach, ustalających ceny i przydziały produktów na kraje, czy kontynenty. Mechanizm tworzenia takiego systemu jest bardzo prosty. Rząd Stanów Zjednoczonych od kilkudziesięciu lat dotuje wielkich producentów sektora rolnego. Więc ich produkcja jest tania i nie mogą z nimi konkurować indywidualni rolnicy, zarówno w Stanach jak i na całym świecie. Mogliby oni z powodzeniem produkować żywność lepszą, którą kupowałaby bardziej uświadomiona część społeczeństwa, nawet za wyższą cenę, ale temu przeciwdziałają przeróżne administracyjne zakazy i ograniczenia, jak w przypadku świeżego mleka, o czym dwukrotnie już pisałem.
Poznałem farmera, który chciałby karmić społeczeństwo zdrowym, świeżym, ekologicznym kozim mlekiem. Zasięgał informacji, jak to sformalizować. Okazało się, że całkowity koszt akredytacji wyniósłby ok. 30 tys. dol. i w dodatku mleko musiałoby zostać poddane procesowi pasteryzacji, czyli szlag by trafił całą tę ekologiczność. Farmer posiada raptem kilka kóz, nie zamierza powiększać stadka, a musiałby doić te kozy przez dziesięć lat, aby zwróciły się koszty akredytacji. Forget it - powiedział. Gdyby jednak przyjął warunki, to popełniłby oszustwo, sprzedając niezdrowy produkt opatrzony akredytacją.
Tak w praktyce przedstawia się rola urzędu, który ma dbać o zdrowie społeczeństwa. Podobnie trzeba widzieć „organiczne”, pasteryzowane mleko stojące na półkach supermarketów. To samo np. odnosi się do owoców kiwi opatrzonych akredytacją, które są sprowadzane z Francji i Włoch. Na granicy traktuje się je radiacją, oczywiście w celu ukatrupienia tych strasznych bakterii, ale mimo tego, oficjalnie zachowują status żywności ekologicznej. Jest rzeczą zupełnie oczywistą, że radiacji podlega każdy świeży owoc i każde warzywo sprowadzane z innych krajów, niekoniecznie ekologiczne. Więc kupujmy wyłącznie australijskie. Globalna mafia niech bankrutuje.
Pora na rekomendację trzeciego filmu. Jego tytuł – „Gasland”. Nie uczestniczy on w powszechnej dystrybucji. Kupić go można w społecznych ośrodkach zajmujących się ochroną środowiska w Nimbin, Lismore i przypuszczam, że w wielu innych miastach, zwłaszcza w Wiktorii, gdzie protesty przeciwko eksploatacji gazu (Coal Steam Gas – CSG) są równie burzliwe jak w stanach Queensland i Nowa Południowa Walia. Ośrodki te mają różne nazwy, np. w Nimbin jest to Nimbin Environment Centre, natomiast w Lismore – Caldera Information Centre 1). Aby je znaleźć wystarczy się rozejrzeć w każdym większym mieście lub zajrzeć do internetu.
Reżyserem i autorem „Gasland’u” jest Josh Fox, który, głównie sam, sfilmował 200 godzin, w tym wiele scen z ręki. Miał jednak dobre wsparcie znanej aktorki Debry Winger jako producenta wykonawczego (to znaczy producenta współtworzącego film) i redaktora filmu Matthew Sancheza, który opracował strukturę filmu i pomógł go przyciąć do 100 minut.
Historia zaczyna się od osobistego wspomnienia Foxa, który wychował się i nadal mieszka na kilkunastu akrach w pięknym, zacisznym górskim zakątku. Przepływa tam krystaliczny strumyk i w ogóle jest pięknie. Żyć nie umierać. I nagle to wszystko zmienia się. Szyb za szybem, cysterny jadące za cysternami, uwijający się wokół wysokich urządzeń ludzie w kombinezonach i kaskach. Z szybów bucha para i ogień. Potworny hałas.To nowa technologia, polegająca na wciskaniu wody pod ziemię, pod dużym ciśnieniem. Tam, gdzie znajdują się pokłady węgla lub łupków, między którymi ukrywa się gaz. Jeśli się dotrze do niego, to gaz można przechwycić, skroplić, przelać i odwieźć. W przypadku Australii do portu w Gladstone, skąd popłynie do dalekich krajów, głównie Chin.
Wróćmy jednak do filmu zrealizowanego w Stanach Zjednoczonych. Odwiedzamy kilkanaście stanów południowo – zachodnich i centralnych. Tam, gdzie ocalało najwięcej pięknej przyrody. W każdym stanie to samo. Szyby, wiercenia, para syczy, ogień bucha, cysterny, jedna za drugą, śmigają highway’ami. Ruch i hałas. I jeszcze coś. Coraz więcej rozległych zbiorników wodnych. W nich zwykle szaro – żółtawa ciecz. Zbliżenie – brudy, tłuste plamy, gdzieniegdzie zdechłe ptaki, żaby lub inne zwierzęta, a także bąbelki, czyli gaz. Przystawiona zapalniczka powoduje, że nagle wybucha potężny płomień.
Na pierwszym planie dewastacja Ziemi. Na dalszym strzeliste Góry Skaliste pokryte śniegiem. Karykatura westernu.W westernach występują farmerzy, których oszukują kompanie budujące transoceaniczną linię kolejową i rząd, który oszukuje Indian. Tutaj farmerów oszukują zarówno rząd jak i globaliści. Globaliści otrzymują licencje na eksplorację i produkcję na określonym terenie, który przypadkiem składa się z prywatnych posiadłości. Z jednej strony państwo przyznało farmerowi prawo własności (zwykle nieźle za nie zapłacił), z drugiej zaś, prawdopodobnie jak jest w Australii, należy do niego tylko gleba (pół metra). Wszystko, co poniżej - surowce mineralne, należy do państwa. Co oznacza, że przedsiębiorstwo za pozwoleniem W A D Z Y może eksplorować i produkować, ale bez naruszania gleby właściciela.
I tu się zaczyna łobuzerstwo. Na początku grzecznie się kłaniają i proponują porozumienie. Mówią, że chodzi o zbadanie, czy na terenie wieśniaka rzeczywiście znajdują się złoża gazu. Obiecują za to, różnie bywa, kilkaset, lub kilka tysięcy dolarów. Niektórych postraszą, że i tak muszą się zgodzić, z innymi negocjują. Kiedy nieświadomy farmer podpisze zgodę, wówczas szybko na jego terenie pojawia się szyb, a obok niego gigantyczny agregat emitujący dziesiątki decybeli dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
Wkrótce dziwne rzeczy zaczynają się dziać z wodą. Wygląda inaczej, pachnie inaczej i smakuje inaczej. A co najciekawsze, jeśli do lejącej się z kranu wody, gospodyni przystawi zapalniczkę, to z kranu bucha płomień. Z powietrzem też coś nie tak. Dziwnie pachnie, dzieci chorują na astmę. Od tej zatrutej wody i morowego powietrza ludzi bolą głowy, mają kłopoty ze snem, cierpią na bezsenność, niektórzy już cierpią na raka, chociaż ten stopniowy najazd zaczął się stosunkowo niedawno. Opary gazu opadają na ziemię, z której wyrastają produkty rolne. Rośnie również trawa, którą spożywają zwierzęta. Piją one zatrutą wodę.
Czy W A D Z A zatwierdzi do konsumpcji mięso i warzywa pochodzące z takiej hodowli? Od czasu do czasu mają miejsce większe wybuchy ognia.
Australia jest krajem cierpiącym na susze, powodujące groźne pożary buszu. Wystarczy jedna iskierka, aby spaliły się tysiące hektarów. A gdzie się odbywają te gazowe fajerferki? Jak najbardziej w lasach. W krótkim czasie fachowcy od gazu zdążyli już zdewastować Piligę 2), największy w Australii kompleks leśny, stanowiący Park Natury. Może obecną nazwę należałoby zmienić na „Piliga - pomnik dorobku cywilizacji”. W Stanach Zjednoczonych George Bush-synek wydał zgodę na pozyskiwanie gazu nawet z parków narodowych. W Ameryce miały już miejsce przypadki lokalnych trzęsień ziemi spowodowanych pozyskiwaniem gazu z węgla i łupków. Zdobyłem kopie licencji na eksploatację gazu w północno – wschodniej Nowej Południowej Walii, obejmujących dwa parki narodowe. Ciekaw jestem, kiedy rząd tego stanu (i rząd stanu Queensland) przyzna się, że wyrażając zgodę na tego rodzaju działalność, łamie zarówno federalne jak i stanowe przepisy, których sam wzorowo powinien przestrzegać.
Cierpią nie tylko pechowcy, którzy podpisali umowę, ale również ich sąsiedzi. Często również mieszkający znacznie dalej, jeśli do ich studni, potoku, czy rzeki, z której czerpią wodę, dostały się trucizny. Współczesne technologie odwiertów górniczych pozwalają dokonać wiercenia poziomego (horizontal) i podkopać się pod posiadłość sąsiada. Wszak to, co pod glebą należy do państwa, które wyprzedaje bogactwa kraju, bagatelizując dewastację środowiska. Jeśli więc następuje typowe dla górnictwa tąpnięcie i pęka lub rozpada się dom, to nikt nie zawinił. Boska robota, jak mawia szef Goldmana Sachsa. Zapłaci australijska firma ubezpieczeniowa.
Operacje pod powierzchnią posiadłości sąsiadów śmiało można nazwać krecią robotą wrogaGaz trzeba jakoś przekazać do portu. Więc firma, nie licząc się z właścicielem posiadłości, zakłada rurociągi oraz buduje drogi i mosty na jego terenie, nie wspominając o takiej perspektywie wcześniej. Uniemożliwia to prowadzenie normalnej produkcji rolnej. Farmer chętnie sprzedałby rodzinny dorobek i przeniósłby się na zasiłek do miasta, ale przecież nikt nie kupi posiadłości w takim stanie.
Ta kwitnąca działalność gazowa, obejmująca całą Australię, oznacza drastyczny spadek produkcji rolnej. Tej najlepszej jakości, najzdrowszej. Produkowanej na małych farmach. Nie słyszałem natomiast, aby korporacje rolnictwa przemysłowego protestowały przeciwko obecności górników od gazu na ich terenach. Politycy, zwłaszcza z Partii Narodowej i Liberalnej zapewniają, że będą chronić grunty rolne, ale wygląda na to, że mają na myśli te, na których Monsanto produkuje żywność Frankensteina.
Na początku marca globaliści wkroczyli do małej miejscowości Kerry, która zapisała się w historii australijskiego ratownictwa górskiego. W 1937 r. zaginął samolot lecący z Brisbane do Lismore. Eksperci szukali go wzdłuż wybrzeża przez tydzień, podejrzewając, iż mógł zmylić drogę we mgle i polecieć do Sydney. Tymczasem farmerzy z wioski Kerry widzieli ten rejsowy samolot, który, jak zwykle, przeleciał nad nimi w stronę McPherson Range. Wyposażony w tę wiedzę farmer O’Reilly, mieszkający w Lamington, ustalił gdzie samolot musiał się rozbić. Był to fragment gór dotychczas nieodwiedzany. Wyruszył w drogę i po dwóch dniach znalazł wrak oraz dwóch rozbitków, z których jeden miał połamane nogi. Pierwsza w Australii górska ekspedycja ratunkowa sformowana przez ratowników z Kerry uratowała ich obu.
Tym razem farmerzy z Kerry również popisali się odwagą. Pod wodzą miejscowej prawniczki Heidi Ross, przez dziesięć dni blokowali drogę do urządzeń globalistów. Nie przestraszyli się strażników grożących psami oraz policji selekcjonującej delikwentów do aresztu. Na miejsce pojmanych stawiali się nowi protestujący. Najeźdźcy ustąpili. Pod odjeżdżającą ciężarówkę farmerzy rzucili swoje kapelusze-akubry, co w tradycji australijskiej znaczy „Jeśli pojawicie się tutaj znowu, to zrobimy z wami prawdziwy porządek.”
1 Maja, w Sydney, odbędzie się wielki marsz w proteście przeciwko wyprzedaży narodowego majątku, połączonej z dewastacją kraju. Mieszkańcy duży miast powinni wziąć w niej udział. W Brisbane licencje dla górników-barbarzyńców obejmują częściowo ekskluzywne dzielnice Kenmore i Pullenvale. Na pochód warto zabrać małe dzieci. W ich obecności policja zachowuje się w cywilizowany sposób.
Janusz Rygielski
1). Ta dziwna nazwa pochodzi od pozostałości wulkanu, którego centralną część stanowi Mt Warning, otoczony z trzech stron dawną kalderą: Scenic Rim i Border Ranges na granicy stanów oraz Nightcap Range, na północ od Nimbin. Stoki dawnego wulkanu porasta piękny las deszczowy, stanowiący obszar światowego dziedzictwa. Był on zagrożony w przeszłości i są obawy o jego przyszłość.
2). Park Natury Piliga znajduje się po obu stronach highway’u Newell, łączącego Melbourne z Brisbane, na odcinku między Coonabarabran i Narrabri. Park Natury stanowi tylko centralną część tego ogromnego kompleksu leśnego.
|