Iwona Zajfryd | Skoro konkurs Moja emigracja zakończony, to przesyłam utwór pt. Syberyjski motyl, który napisałam ku czci tego konkursu. To konkurs był inspiracją do spisania tej opowieści. - Maniuś, napal dzisiaj mocniej w piecu, żeby nam Adaś nie zmarzł. On do ciepła przyzwyczajony – powiedziała Lodzia. Od kilku dni jej radość z przyjazdu wnuka nie potrafiła znaleźć ujścia. Stara, głęboko pomarszczona, piękna twarz kobiety promieniała szczęściem, oczy zakwitły, a zastałe kości naelastyczniały, że chód nabrał wigoru i sprężystości. Cieszyła się tak, jak to tylko babcie potrafią. Opiekują się i karmią w nadmiarze. Mężczyźni, którym w życiu zdarzyło się być przyczyną szczęścia kobiety innej niż własna babcia, potrafili z powodu jej opiekuńczości uciec od tejże niewiasty, gdzie pieprz rośnie.
Lodzia od schematu oddanej żony, matki i babci nie odbiegała, a w całym swym kunszcie posiadała tajemniczą, a wręcz magiczną umiejętność zatrzymania wszystkich mężczyzn przy sobie. Wnuka kochała całym sercem, opiekowała się nim, karmiła i nie było żadnego powodu, żeby unikała którejkolwiek z tych przyjemności.
Nagotowała pyszności, upiekła ciasta i zrobiła podpiwek. Pamiętała, że Adaś w wieku sześciu lat, oczywiście w tajemnicy przed rodzicami, został największym z całej rodziny fanem i smakoszem tego napoju.
Najbardziej zauważalną zewnętrzną oznaką szczęścia Lodzi było drobienie kroczków. Z rana na połówki, później ćwiartki, ósemki, a pod wieczór i na szesnastki się zdarzało. Bardzo dużo mówiła przez cały boży dzień. Prawie bez przerwy.
Radość z przyjazdu wnuka dopadła również Maniusia. W iście męskim stylu, skrupulatnie starał się ukrywać wielkość swego szczęścia. Ba, nawet bardzo wierzył w powodzenie tej konspiracji. Co w głowie to w głowie, ale gołym okiem widać było co mówiło ciało. Starutki mężczyzna, podobnie jak jego nic a nic nie młodsza żona, nie wiadomo skąd, też zebrał w sobie moc życiodajnej energii, też poszło mu w nogi i też chodził jak nakręcony. Tylko inaczej niż Lodzia. Chodził w tym samym, szybkim tempie, dużymi krokami. Kiedy Maniuś chodził w kółko, znaczyło, że się nad czymś głowił.
Od rannego wstania z łóżka do położenia się do niego na nocny odpoczynek, mężczyzna chodził w niezmiennym rytmie. A do tego ta uśmiechnięta twarz i roziskrzone źrenice. Już na pierwszy rzut oka widać było wielką wewnętrzną radość mężczyzny. O czym tylko Lodzia napomknęła to Maniuś natychmiast pędził, żeby spełnić jej życzenie. Przez całe życie z wielką przyjemnością spełniał życzenia żony, ale od kilku dni spełniał je podwójnie radośnie. Bywało, że zachowywał się irracjonalnie. Lodzia pomyślała głośno o sałatce warzywnej, a za dwadzieścia minut Maniuś przytachał ze sklepu dwie ogromne siaty warzyw. W środku grudnia, czyli po raz drugi od zakończenia sezonu, rozebrał na części pierwsze, nasmarował i złożył rower, bo a nuż niespodziewanie zrobi się w Boże Narodzenie ciepło i Adaś zechce pojeździć.
Uroczy osiemdziesięcio-paro-latkowie.
Piękne są obrazki z życia sędziwej pary. Swój wigor, radość i poczucie humoru tłumaczyli przedwojennym urodzeniem. Twierdzili, że ich moc została zbudowana z tego, co przeżyli. Od urodzenia uczyli się pokory, szacunku i godności, czerpania radości z dobra, jakie daje los oraz dumy w przyjmowaniu cierpienia i bólu.
Zdawać by się mogło: zwykłe to i proste, a nie wszystkim wychodzi.
Nadszedł dzień przyjazdu Adasia. Dom pachniał pastą do podłogi i smakami babcinych rarytasów. Oczekiwanie na wnuka, Lodzia i Maniuś zbałamucili grą w karty. Trzecie rozdanie a tu pukanie do drzwi. Gość nie czekał na zaproszenie gospodarzy.
Nie widzieli się nieco ponad rok. - Babciu, jak ty to robisz, że wszystko smakuje tak samo, jak za pierwszym razem? Identycznie od dwudziestu czterech lat. A wiesz, że nigdy nie przyszło mi do głowy, że twoje gotowanie kiedykolwiek mogłoby smakować inaczej. Rozpoznam je na końcu świata – zachwalał Adaś. Babcia odbierała jego słowa, jako zachętę do uzupełniania półmisków i robienia kolejnych dokładek na talerze obydwu mężczyzn.
Grudniowy dzień szykował się do odpoczynku. Blask matowiał. Ciemność nabierała głębi. Stary, drewniany zegar rytmicznie zachęcał do drzemki. Duża lampa nocna w rogu pokoju rozpraszała mrok.
Nagle, Maniuś zerwał się na równe nogi. Podniesionym, lecz jakże radosnym głosem, jakby chciał śpiących obudzić, nie czekając na aprobatę, zadysponował: - No to może Lodzia ciasta popróbujemy. Doszła już ta naleweczka z nowego przepisu.
Zachwycony dziadkowym pomysłem Adaś, zaproponował oglądanie fotografii z dalekiej Australii.
Zdjęcia inspirowały młodego mężczyznę do opowieści o niezwykłym kraju i kontynencie, na którym płynęło jego życie. Zachwycali się krajobrazami, kolorami, niebem, ziemią i kulturą. Adaś opowiadał o czerwonej pustyni, Aborygenach, kangurach i ekonomii. Głośno dyskutowali.
Lodzia wzięła do ręki kolejną fotografię. Życzliwie i łagodnie na nią spojrzała, ale nie zdołała ukryć wielkiego zaskoczenia. Niedowierzała temu, co zobaczyła. Zmieniła okulary na mocniejsze. Podeszła do lepszego światła. Ponownie, bardzo uważnie przyjrzała się widokowi na zdjęciu. Nie myliła się. To ten sam obraz. Usiadła w fotelu.
Mężczyźni zauważyli zmienione zachowanie kobiety. Zamilkli.
- Maniuś, pamiętasz jak nas zesłali na Syberię i pierwszy raz ciężko zachorowałam? Miałam wtedy wysoką gorączkę. Majaczyłam. Mówiłeś, że opowiadałam sen o raju, a ty myślałeś, że umieram. To jest krajobraz z mojego snu – Lodzia podała mężowi zdjęcie.
Adaś, pośpiesznie i z uśmiechem, przyznał babci rację, że to rajski widok. Gdy po raz pierwszy zobaczył to miejsce, wiedział, że właśnie tam zbuduje swój dom. Do młodego mężczyzny nagle dotarł bezsens jego słów. Odgarnął włosy z babcinego czoła i zachęcił staruszkę do kontynuowania wypowiedzi.
- Kiedy NKWD przyszło, żeby ograbić i spalić nasz dwór, twój tata Adasiu miał dwa lata. Nie patrzyli, że małe dzieci, że starsi i chorzy ludzie, że mróz... a początek lutego przecież był. A kiedyś zimy to mroźne i długie były. Nie to, co teraz. Najpierw podpalili budynki gospodarcze. Wcześniej ograbili je ze zboża i inwentarza. Niszczyli, co popadło. Wzniecali ogniska. Piekli żywe kury. Ci ważniejsi rządzili się w domu. Jedli, pili, strzelali do obrazów. Dzika swołocz. W pokoju obok salonu gwałcili młodą dziewczynę. Ukrywała się u nas prawie od początku wojny. Kolejno. Jeden po drugim, jeden po drugim ... Boże jak ona straszliwie krzyczała ... aż zamilkła.
Nikomu z domowników nie udało się uciec z tego piekła. Chociaż, kiedy teraz o tym myślę, to może tylko nam się nie udało. Dziadkowi, mnie i twojemu ojcu. Resztę mieszkańców dworu zabili, a nas na Sybir – kobieta patrzyła tępym wzrokiem w głąb pokoju.
Maniuś mówił do wnuka. Opowiadał o zesłaniu w głąb śnieżnej i mroźnej Rosji. O tym, jak na początku wszyscy deportowani z jednego transportu mieszkali razem w syberyjskiej osadzie, w domach z patyków, śniegu, lodu i wiatru. O życiu w głodzie i zimnie. O umieraniu z wycieńczenia. O tym, jak stracił nadzieję, kiedy Lodzia ciężko zachorowała...
- Było ciepłe przedpołudnie. Słońce wysoko na niebie. Raj. Jak okiem sięgnąć pagórki. Wszędzie wokół rozłożyste krzewy i dorodne drzewa. Szczelnie porośnięte wzniesienia. Liście zdrowe i soczyste. Małe i duże. Strzępiaste, okrągłe, sercowate i podłużne. We wszystkich odcieniach zieleni. Na nich wdzięczyły się piękne i delikatne kwiaty. W najbardziej radosnych i nasyconych kolorach świata. I ta woń. Czułam zapach. Mieszanka słońca, nektaru i wiatru. Miałam wielką przyjemność z bycia tam. Z co większych kwiatowych koron wystawały ogony rajskich ptaków. Proste, strzeliste, długie i w loczki. Żółte, czerwone, różowe. A pamiętam, że i pstre były. Jedne ptaki się pożywiały, inne tańczyły w niebie. Słyszałam nawet szmer wody w strumyku. Stąpanie każdej jego kropelki. Jestem przekonana, że właśnie tak wygląda boski raj. Czułam się lekko, niebiańsko i czarodziejsko. Tak, jak czuje się motyl. Sen był bardzo realistyczny. Śniąc o raju nie znałam świata, w którym żył mój mąż i syn, w którym faktycznie i ja żyłam. Ludzie, wojna i zima - opowiadała.
Lodzia zapamiętała ten sen na zawsze. Tak samo, jak zapamiętała życie wygnańca na Syberii.
Kiedy minęła gorączka i kobieta wróciła do świadomości, sen stał się jej nadzieją na przetrwanie. - Zaczęłam odzyskiwać przytomność. Otworzyłam oczy. Nie wierzyłam temu, co zobaczyłam i natychmiast zacisnęłam powieki. Moje myśli wrzeszczały z rozpaczy. To niemożliwe! Słyszałam życie na Syberii. Głos męża, stukanie, złowrogi wiatr. A więc to prawda - pomyślałam. To tutaj jest mój prawdziwy świat. Boskie piekło. Tak bardzo chciałam z powrotem śnić. Zwinęłam się w embrion. Biel dnia wdzierała się w zamknięte oczy. Wiedziałam, że kiedy je otworzę prawda stanie się jeszcze gorszą prawdą. Zimną, biedną, śmiertelną. Sen nie przychodził. Do raju wrócić nie mogłam, ale mogłam go wspominać i emigrować do niego myślami. Życie zesłało mi piekielny los i boski raj. Sprawiedliwe jest.
Adasia pochłonęła opowieść o dramatycznych losach rodziny.
- Zaraz, jak tylko ozdrowiałam, to sowieci nas z dziadkiem rozdzielili. Jego wywieźli w las do pracy w tartaku, a ja z twoim ojcem zostałam w obozie. Przyszedł wojak i kazał mi przyjąć rosyjskie obywatelstwo. Jeśli bym odmówiła to zabraliby mi syna. Za niecałe cztery miesiące dziadek wrócił z lasu. W Europie zrobiła się jakaś zawierucha. Myśmy tam o niczym nie wiedzieli, ale coś się działo skoro można było wracać do kraju. Ale tylko obywatelom polskim, a ja oficjalnie byłam Rosjanką. Gdyby Maniuś wtedy zginął to zostałabym z twoim ojcem w Rosji już do śmierci. Dziadek, ja - jego rosyjska żona i nasz polski syn.
Jechali w bydlęcych wagonach. Wracali do ojczyzny, która miała ich ochronić i przytulić. Szczęśliwi. - Marzyłam o powrocie do Polski, ale im dłużej byłam na Syberii, tym coraz bardziej pojmowałam ojczyznę jako dla mnie niedostępną. Uciec się nie dało. Tłumaczyłam sobie, że Polska to coś, jakby kraina z mojego snu. Polski już doświadczyłam, a senny raj to moja przyszłość, mój azyl i moja emigracja. Wierzyłam, że oprócz koszmaru wokół, było miejsce dobre i ciepłe. Potrzeba odnalezienia go dodawała mi siły i trzymała przy życiu. To tak się mówi, że wraca się do ojczyzny, do domu. Kazali wysiąść z pociągu w szczerym polu. I co robić dalej? Wymęczeni, głodni. Inni byli w gorszej sytuacji. My chociaż mieliśmy dom. Jechaliśmy do niego dwa dni. Pociągami i furmankami. Dotarliśmy na miejsce, a w dworze urządził się PGR. Znowu zostaliśmy z tym, co na sobie. Bliższa i dalsza rodzina wymordowana.
W majątku nie mieli czego szukać. Kilka nocy spędzili w pobliskich chłopskich domostwach. Ktoś pomógł im znaleźć pokój w mieście.
Lepszą pracę załatwiała partia. Maniuś i Lodzia to inteligenci, ludzie wykształceni i patrioci. Wzmocnili szeregi polskiej, powojennej klasy robotniczej. - Nie takie życie sobie wyobrażaliśmy. Społeczeństwo zniewolone przez partię i system. Wyglądało tak, że obywatele są szczęśliwi, bo wszyscy mieli pracę i opiekę państwa. Ale to tylko tak wyglądało. Propaganda. Chcieliśmy emigrować, uciekać z kraju. Nie można było. Paszportów na zachód nie dawali, bo tam podobno panowała zgnilizna. Złe życie. Ta dobra komuna tak bardzo dbała o szczęście obywateli, że nic tylko kajdanami ich uwiązała do siebie. Niedowierzałam rzeczywistości, nie wierzyłam w to, co po wojnie stało się z Polską. Czekałam na lepsze i zarazem traciłam wiarę w poprawę, bo widoki na życie były coraz gorsze. Pamiętałam o moim śnie. Często emigrowałam do raju. Za każdym razem, kiedy wspominałam Maniusiowi o rajskim śnie to podejrzewał, że gorzej ze mną, i że znowu mam gorączkę – zaśmiała się Lodzia.
Upadek komuny uznali jako szansę na dobry kraj.
- Nie tak miała wyglądać wolna Polska. Znaczenie słowa „ojczyzna” znałam z dzieciństwa. Żaden powojenny system polityczny nie dawał nam poczucia przynależności do ojczyzny. Ona nas wypluwała, a na starość nie pozwala godnie umrzeć. Los mnie umęczył, ale chciałam doświadczać cierpienia, bo tylko ono przenosiło mnie do raju.
Zrobiło się późno. Zasnęli.
Lodzia wielokrotnie zasypiała z nadzieją, że nadejdzie rajski sen i zostanie w nim na zawsze. Obudziło ją kilkadziesiąt tysięcy poranków, z których każdy zapowiadał kolejny dzień walki o siebie. Im było jej trudniej żyć, tym bardziej kochała i nienawidziła miejsce ze snu. Nadeszła wyczekiwana noc.
Iwona Zajfryd
|