Ukazał się kolejny tom pamiętników Lecha Paszkowskiego „Na falach życia”, część III (1948 – 1958), „Brzegi mórz dalekich” wydany przez Naczelną Dyrekcję Archiwów Państwowych, Warszawa 2012. „Książka całkowicie wyjątkowa ze względu na charakter prozy - jest to ciekawy opis prawdziwych zdarzeń z życia autora, który jest rówieśnikiem wolnej Polski” - zapowiada nota wydawcy do tomu pierwszego. Że pamiętniki są niezwykłe potwierdza tom drugi. A część trzecia, o której poniżej, jawi się potrójnie wyjątkowa.
W „Brzegach mórz dalekich” Lech Paszkowski przybliża swoje losy w Australii, pierwsze dziesięć lat emigranckiego życia. Wnikliwy obserwator opisuje wrażenia i trudne początkowe lata pobytu w nowym kraju, poszukiwanie pracy, początki kariery dziennikarskiej i literackiej. Jest to pamiętnik osobisty, ale zawiera cenne przyczynki do historii Polonii australijskiej, powstawania polskich organizacji w Australii oraz liczne szkice portretowe jej pierwszych organizatorów.
Wzbogacają tom trzeci częste przeglądy prasy emigracyjnej przedstawiające polityczny i kulturalny obraz diaspory polskiej w latach pięćdziesiątych zeszłego wieku oraz odautorskie komentarze. Na przykład krytyczne uwagi na temat zamieszczonych fragmentów „Dziennika” i ogólnie twórczości Gombrowicza. Dużym urozmaiceniem treści są barwne opisy kilkunastu niebezpiecznych rejsów na małych statkach handlowych, które autor odbywał w charakterze zwykłego marynarza, pomiędzy wyspami u brzegów północnej Tasmanii. Będą one nową i cenną pozycją w polskiej literaturze marynistycznej.
Często ukazywane są sylwetki polskich emigrantów i ich losy. Przeważnie Polacy dawali sobie dobrze radę i potrafili dostosować się do początkowo trudnych warunków w nowym kraju osiedlenia. Przykładowo raczej niezwykła historia czterech polskich marynarzy. Od kapitału zakładowego 400 funtów szterlingów doprowadzili do utworzenia warsztatów produkujących konstrukcje stalowe, które po kilku latach sprzedano za milion funtów. Był to rezultat ich nieprzeciętnej pomysłowości i pracowitości.
Dom wujostwa Tarczyńskich |
Salon muzyczny Tarczyńskich |
Przez strony pamiętnika przewija się uparte poszukiwanie autora, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, co znaczy życie na emigracji? Niestety, odpowiedzi nie ma. Czytelnik sam musi przemyśleć i sam wyciągnąć wnioski.
Lech Paszkowski trzeci tom pamiętników rozpoczyna od rozdziału „Odkrywam Australię”, a opisując szczegółowo pierwsze wrażenia z pobytu na ziemi australijskiej autor odkrywa dla czytelnika Australię z tamtych lat. Paszkowski przybył do Australii korzystając z pomocy wuja Stanisława Tarczyńskiego, wówczas znanego muzyka w Melbourne. Australia liczyła wtedy 7,5 miliona mieszkańców i nie mówiło się o wielokulturowości. Rząd prowadził politykę „brytyjskiej i białej Australii”. Australijczycy byli głównie pochodzenia angielskiego, a też częściowo szkockiego i irlandzkiego.
Nawet pochodzenie irlandzkie, uosabiane z katolicyzmem, było przeszkodą w znalezieniu posady. W ogłoszeniach o wolnych miejscach pracy, można było natrafić na dopisek, żeby nie zgłaszali się katolicy. Inne narodowości uważane były za gorszą kategorię, a Aborygeni nie mieli żadnych praw i nie byli liczeni w spisach ludności. Głośna rozmowa w miejscu publicznym, w innym języku niż angielski, mogła narazić na nieprzyjemności, a nawet na pobicie. Często w ogłoszeniach o pokoju do wynajęcia dodawano adnotację New Australians do not apply. Nie były to łatwe czasy dla nowoprzybyłych.
Na pokładzie "Defendera" |
Przy sterze kecza "Leederry" |
Wachta na Oceanie Południowym |
Świeżo przybyłemu z Europy emigrantowi tutejsze zwyczaje podobały się w różnym stopniu, czego wyraz Paszkowski daje w opisach. Niektóre nawet imponowały, jak np. zostawianie wieczorem na ulicy pieniędzy dla mleczarza. Nie zdarzały się wypadki kradzieży. W bankach nie pobierano opłat manipulacyjnych. Paszkowski często cytuje fragmenty listów, zarówno swoich jak i do niego pisanych. Wymowne są listy z Polski, szczególnie od Matki, ale też od przyjaciół. W jednym z listów znajdziemy informację, że przeciętny zarobek w Polsce w 1948 roku wynosił ok. 400 zł dziennie, za co można było kupić ok. 3 kg cukru. Robotnik w Australii w tym okresie, zarabiał funta dziennie i mógł kupić za niego ponad 100 kg cukru. Nawet nie ma porównania do sytuacji ludności w obydwu krajach. W Australii ceny bywały zaskakujące. Autor mimochodem wspomina, ze kupił czterolampowe radio za 40 funtów szterlingów plus licencję na posiadanie radia. Był to dwumiesięczny zarobek robotnika. Ale też za 10 radioodbiorników można było kupić plac budowlany w bardzo dobrej dzielnicy.
Na falach życia. Brzegi mórz dalekich |
Australia zaczęła przyjmować po wojnie z obozów dipisowskich w Niemczech na dwuletnie kontrakty do pracy wyłącznie Bałtów, uznając ich za rasę nordycką. Przyjmowano jedynie do pracy fizycznej nie uwzględniając ani wykształcenia, ani zawodu. Do kontraktów urzędnicy podchodzili rygorystycznie. Gdy Bałtów zabrakło, dopuszczono do podpisywania kontraktów kolejno Słowaków, Ukraińców, Jugosłowian i Czechów. Polacy zaczęli przyjeżdżać w połowie 1948 roku. Wcześniej przybyło z Anglii wielu byłych członków Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Na początku 1949 roku dwóch polskich lotników aresztowano i deportowano do Niemiec. Za to, że nie stawili się na czas do pracy na Tasmanii po urlopie, natomiast zgłosili się do Urzędu Emigracji w Sydney zawiadamiając o zmianie adresu. Ówczesny Minister Emigracjii komentując w gazecie dodał, że najwięcej kłopotów sprawiają byli członkowie Polskich Sił Powietrznych tzn. polscy lotnicy, tak jak sprawiali jedynie oni kłopoty Anglikom podczas wojny. Taka była wiedza wysokiego urzednika państwowego o bohaterskich polskich lotnikach.
Polacy przyjeżdżali masowo. Rekordowy był rok 1950, w którym przybyło do Australii ponad 31 tys. rodaków. Po odpracowaniu kontraktu, urządzali się jedni lepiej inni gorzej, ale ciągle żyli nadzieją, że powrócą do wolnej Polski. Liczyli na wojnę Stanów Zjednoczonych ze Związkiem Sowieckim, że Amerykanie rozprawią się z komunizmem. Wkrótce okazało się, że to mrzonka. Byli studenci wyższych uczelni i ludzie z dyplomami, po ukończeniu dwuletniego kontraktu, zaczęli systematycznie wyjeżdżać do innych krajów. Australię opuściło 10% dipisów.
Portret kecza "Defender" z czasów, gdy był najszybszym żaglowcem na trasie Hobart - Launceston. |
Egipski statek transportowy "Misr", którym Lech Paszkowski przypłynął z Marsylii do Melbourne |
Pamiętnik Lecha Paszkowskiego charakteryzuje się szczegółowymi informacjami, zapisem detalu, wyglądu itp. Na przykład, gdy jechał pociągiem z Melbourne do Perth zwróciły jego uwagę wiszące między wagonami brezentowe worki z kranami z wodą do picia dla pasażerów. Smaczna nie była, ale prawie lodowata, chłodzona przez parowanie i pęd powietrza. Jak pisze: „Worek z wodą był jednym ze znamion Australii, można go było zobaczyć na zderzaku samochodu, przy siodle cowboya, na tobołku włóczęgi.” Wzdłuż toru biegnie stalowy rurociąg, którym płynie woda z Perth do Kalgoorlie. Autor przytacza dramat związany z budową. Długi na 500 mil rurociąg zaprojektował i nadzorował wykonanie inż. Charles O’Connor. Gdy prace ukończono, spuszczono wodę, która według wyliczeń projektanta miała pojawić się w Kalgoorlie trzeciego dnia wieczorem. Woda nie przypłynęła, a O’Connor zastrzelił się tej nocy, będąc przekonany, że naraził państwo na stratę dwóch i pół miliona funtów. Woda dopłynęła kilka godzin później.
Poza pracą zarobkową Lech Paszkowski mnóstwo czasu poświęcał na poszukiwania poloników, zarówno korespondencyjnie, jak i przesiadując w bibliotekach. Odkrył ich wiele, co wykorzystywał w swoich artykułach i książkach. Jednym z ciekawszych jest odkrycie, że już 1697 roku marynarze gdańscy (znane są nazwiska) z holenderską ekspedycją kapitana Willema de Vlamingha przypłynęli do brzegów kontynentu i stąpali po lądzie australijskim, siedemdziesiąt trzy lata przed lądowaniem kapitana Cooka we wschodniej Australii. Pod koniec części trzeciej pamiętników Lech Paszkowski napisał: „Gdybym mógł zacząć tom czwarty, zapewne bez szansy skończenia go, nadałbym mu tytuł „Pogoń za polonicami”. To one właśnie stały się przypadkowo ważnym celem mojego życia na obczyźnie.”
Dom Państwa Paszkowskich (1956 r.) przy 28 Darling Rd. |
Posiedzenie Rady Naczelnej |
Lech Paszkowski często przeznaczał urlopy na żeglugę po morzach jako zwykły marynarz. Ułatwiał mu to zaprzyjaźniony kapitan żeglugi Bogdan Kołodziej, który dowodził statkami na wodach Tasmanii. O jednym z kilkunastu rejsów autor zamieścił reportaż-opowiadanie „Na chłodnym Południu – Notatki z żeglugi”, który ukazał się w „Wiadomościach” w 1958 roku. „Włączam go tutaj do pamiętnika z małymi zmianami, jako pisany na żywo, najlepszy obraz moich wrażeń i odczuć z tamtych czasów” wyjaśnia.
Na zakończenie pisze: „Ogólnie mówiąc to co robiłem na polskiej niwie uważałem za swój obowiązek. Uważałem, że Polska mnie wychowała i wykształciła oraz uformowała moją osobowość. Prosta uczciwość nakazywała, by czymś jej za to odpłacić. Nie mogąc pracować w kraju i dla kraju, robiłem to co mogłem na obczyźnie, by polskiej kulturze przysłużyć się bez oczekiwań na jakiekolwiek nagrody.” Możliwe, iż z tego poglądu wynikł fakt, że Lech Paszkowski przez całe życie odmawiał przyjmowania wysokich odznaczeń i orderów, a nawet odmówił przyjęcia Krzyża za Kampanię Wrześniową.
W książce oprócz faktów z życia osobistego, jak ślub, narodziny córki, zakup domu, podróże i praca zarobkowa, początki kariery pisarskiej, kontakty oficjalne i towarzyskie, przytoczone są wydarzenia historyczne, fragmenty prasy i listów, nazwy, zdjęcia, imiona i nazwiska. Opisy spraw i ludzi, ówczesnych zwyczajów i zdarzeń przedstawione są w sposób zajmujący, a książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Przez jej karty przewijają się setki osób. Znajome ulice, domy i ludzi odnajdą głównie mieszkańcy Melbourne, ale też innych miast. Barwnym językiem, świetnie napisana książka, szczególnie zainteresuje starszą Polonię, ale powinna też młodszą i czytelników w kraju.
Pamiętnik liczący czterysta siedemdziesiąt stron zawiera ponad sto dobrze dobranych ilustracji oraz indeks powyżej tysiąca nazwisk. Fotografie pochodzą ze zbiorów autora. Nazwiska autorów poszczególnych zdjęć podane są w książce. Projekt okładki i strony tytułowej - Krzysztof Feder.
Biogram Lecha Krzysztofa Paszkowskiego można znaleźć w słownikach biograficznych i encyklopediach zarówno polskich jak i australijskich. Dorobek literacki i historyczno-biograficzny stawia autora w czołówce pisarzy Polonii świata. Czytelnik w Australii kojarzy nazwisko Lecha Paszkowskiego przede wszystkim z jego znakomitymi monografiami: „Polacy w Australii i Oceanii 1790 - 1940” (Londyn 1962), „Social Background of Sir Paul Strzelecki and Joseph Conrad” (Melbourne 1980), „Poles in Australia and Oceania 1790 -1940” (Sydney 1987), „Sir Paul Edmund de Strzelecki. Reflections on his Life” (Melbourne 1997).
To oczywiście nie wyczerpuje całego dorobku. Lech Paszkowski, pisarz i dziennikarz, jest również autorem oddzielnych rozpraw biograficznych, kilkuset artykułów opublikowanych w światowej prasie polonijnej, współautorem i redaktorem kilku innych książek oraz współpracownikiem słowników biograficznych.
Witold Łukasiak
lukasiak_witold@yahoo.com
Informacje o możliwości nabycia książki w Australii zasięgnąć można u autora artykułu pod nr. tel. 03 9568 7558, kom. 0409 254 820 lub poprzez w/w email.
Melbourne, 5 czerwca 2012
|