Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
5 sierpnia 2012
Polski dzień w szermierce, ale medale nie dla Polski
PAP, J. Kort.

Triumf Rubena Limardo
Polski dzień w szermierce, ale medale nie dla Polski. No może nie całkiem, ale finał turnieju olimpijskiego w szpadzie okazał się niespodziewanie wewnętrzną sprawą polską. Triumfował bowiem zawodnik klubu szermierczego Piast Gliwice Ruben Limardo, a urodzony w Polsce Bartosz Piasecki zdobył srebrny medal.27-letni Mistrz Olimpijski Limardo jest Wenezuelczykiem. Na Śląsku pojawił się wraz z kilkoma rodakami 10 lat temu, bo uznał, że właśnie tu zyskał najlepsze warunki do treningu pod okiem trenerów Piasta. Obecnie mieszka w Łodzi, gdzie studiuje wychowanie fizyczne na Wyższej Szkole Informatyki i Umiejętności, ale wciąż trenuje w Gliwicach.

Srebny medalista 25-letni Bartosz urodził się w Tczewie i jest synem byłego reprezentanta Polski w szpadzie Mariusza Piaseckiego. W Norwegii mieszka od drugiego roku życia, gdzie przeprowadził się wraz z rodziną pod koniec lat 80-tych. Na co dzień Piasecki jr. trenuje w klubie Bygdo Fekteklubb w Oslo pod okiem ojca, który jest także trenerem norweskiej kadry i Generalnym Sekretarzem Szermierczego Związku Norweskiego. Do tej pory największym sukcesem Bartosza był brązowy medal mistrzostw Europy do lat 23, który zdobył w 2009 roku.

Obsada finału była niespodzianką, bowiem w rankingu światowym Limardo jest 13 a Piasecki zajmuje 47 miejsce. Leworęczny Limardo pokonał Bartosza Piaseckiego 15:10. W drodze do finału w pierwszej rundzie pokonał Szwajcara Maxa Heinzera (15:11), a w drugiej Egipcjanina Aymana Fayeza (15:13). W ćwierćfinale trafił na aktualnego mistrza świata Włocha Paolo Pizzo. Zwycięstwo (15:12) otworzyło mu już drogę do medalu. W półfinale Limardo stoczył niezwykle zacięty, ale także zwycięski, bój z Amerykaninem Sethem Kelseyem (6:5).

Limardo zdobył pierwszy od 44 lat, a drugi w historii złoty medal olimpijski dla Wnezueli a Piasecki pierwszy medal olimpijski dla norweskiej szermierki.Ruben Limardo Gascon, bo tak brzmi pełne nazwisko szpadzisty, od 19 roku życia trenuje szpadę pod okiem trenerów Piasta i reprezentuje ten klub na arenie krajowej i międzynarodowej.

- Nie jestem tym zaskoczony, że Ruben został mistrzem Olimpijskim. To jest prawdziwy wojownik. Jak mu dobrze idzie, to nikt nie jest w stanie go zatrzymać - wyjaśnia fechmistrz Piasta Maciej Chudzikiewcz. Triumf w Londynie to oczywiście największy sukces w karierze polskiego Wenezuelczyka.

- Trwa mój piękny sen. Przyjechałem do Londynu wygrać przynajmniej jedną, pierwszą walkę, a jestem już w finale. Zupełnie się tego nie spodziewałem - powiedział Piasecki po półfinałowym zwycięstwie 15:13 nad Koreańczykiem Jung Jinsunem.

- Moim marzeniem było przede wszystkim zakwalifikowanie się do olimpijskiej reprezentacji. Przecież w igrzyskach startuje najlepszych 30 zawodników, a ja w rankingu światowym zajmowałem 47 miejsce. W pierwszej potyczce pokonałem byłego wicemistrza świata Francuza Gauthiera Grumiera i... się zaczęło.

- Kto by przypuszczał, że wygram też z utytułowanym Węgrem Imre Gezą, brązowym medalistą olimpijskim z Atlanty i mistrzem Europy, a później okażę się lepszy jeszcze od dwóch przeciwników - dodał mierzący 196 cm Piasecki.


Bartosz Piasecki

Ponizej wywiad przeprowadzony z Bartoszem Piaseckim przez Radosława Gielo z PAP.

Czy po tym sukcesie zrobi się w Norwegii głośno o Bartoszu?

- Raczej tak będzie, bo nigdy wcześniej nikt z szermierki nie zdobył medalu olimpijskiego dla Norwegii. Ale po części to też krążek dla Polski, to tam się urodziłem i przygotowywałem do igrzysk. U nas w kraju jest zaledwie 300, może 400 osób trenujących szermierkę – wyjasnia Piasecki.

Jaką nagrodę otrzyma pan po powrocie do Oslo?

- Żadnej, zero koron. Nie są przewidziane premie za medale olimpijskie.

Z czego pan się utrzymuje?

- Z pensji nauczycielskiej. Uczę licealistów matematyki. Zresztą już za dwa tygodnie wracam do nich na lekcje. Treningi mam przed praca i po niej. Poza tym kończę czteroletnie studia informatyczne, jeszcze czeka mnie napisanie pracy magisterskiej.

Niemal całe życie mieszka pan w Skandynawii, ale świetnie mówi po polsku.

- W domu wszyscy mówią do mnie po norwesku, a ja odpowiadam po polsku. W ten sposób opanowałem język. Bo przecież wyjechałem z rodzicami z Tczewa jak miałem dwa lata. To było w 1988 roku.

Czy przed igrzyskami miał pan czas odwiedzić rodzinę po drugiej stronie Bałtyku?

- Oczywiście, w ogóle każde wakacje spędzam w Tczewie i Gdańsku, gdzie mieszka m.in. moja babcia. Poza tym trenowałem z polską kadrą, m.in. Radkiem Zawrotniakiem i Tomkiem Motyką.

Teraz chyba zazdroszczą panu tego srebra?

- Ale oni zdobyli krążek w tym kolorze przed czterema laty w Pekinie. Więc się wyrównało.

Polacy chcą znów zbudować silny zespół. Byłoby to realne z panem w składzie?

- Na pewno nie. Gdybym wyjechał z Polski mając 10-12, może 14 lat, to wtedy jakaś szansa by była. A tak, nie ma co gdybać.


Medaliści w szpadzie: Piasecki (Norwegia), Limardo (Venezuela) i Jung (Korea)

Jedyny polski reprezentat w szpadzie Radosław Zawrotniak odpadł po przegranej w pierwszej rundzie z Francuzem Alexandre Bouzaid, który przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich zdecydował się startować pod flagą Senegalu.

W szabli pań Aleksandra Socha (AZS AWF Warszawa) wygrała pierwszą walkę ale następną przegrała z Greczynką Vassiliki Vougiouką 7:15 w 1/8 finału i odpadła z turnieju indywidualnego.

Wielką niepodzianką była porażka w półfinale Mariel Zagunis, obronczyni tytulu z Aten i Pekinu, z Koreanką Kim Jiyeon. Koreanka przegrywała juz z Amerykanką 5:12 i wydawało się, że obraz walki się nie zmieni i zawodniczka polskiego trenera Korfantego łatwo zwycieży. Ale stało sie cos niezwyklego z Zagunis i z Kim. Mariel zdolała zadać jescze tylko jedno trafienie natomiast Koreanka zmobilizowała się i wykrzesała z siebie tyle energii, umiejętności i woli walki by zadać 10 trafień i pokonać 15:13 znacznie bardziej doświadczoną i utytułowaną rywalkę. -To nie on mnie pokonała tylko ja sam – powiedziała po walce reporterom Zagunis.

-Straciłam koncentrację. Prawdopodobnie myślałam, że już jestem w finale – dodała załamanym głosem.

W finałowej walce z Zofią Wieliką (Rosja), Kim dała prawdziwy koncert szermierki na szable. Ręce same składały się do oklasków, bo Azjatka, poruszjąc sie po planszy ze zwinnością i szybkością tygrysicy trafiała raz po raz każdą akcją. Czy to błyskawiczny atak, czy skuteczna zasłona-odpowiedź, czy zaskoczenie konratakiem, lub zastopowanie rywalki wyprzedzeniem - wszystko wychodziło jej jak przy ułożonym scenariuszu. Rosjanka sprawiała natomiast wrażenie ociężałej i dopiero przy stanie 5:11 na chwilę ożyla. Zadała cztery kolejne trafienia, ale tylko na tyle było ją stać. Koreanka znowu sie zmobilizowała i wygrała 15:9. Wspaniała szermierka bez żadnych kontrowersyjnych decyzji sędziego, co się rzdko zdaża w szabli, no i radość w obozie koreańskim po niepowodzeniach w poprzednich dniach.

Zagunis nie odnalazla się nawet w walce o brąz i przegrała z Ukrainka Olgą Kharlan 15:10.